Reklama

Sześć powodów do optymizmu po pierwszym zgrupowaniu Sousy

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

01 kwietnia 2021, 18:37 • 5 min czytania 49 komentarzy

Wciąż dalecy jesteśmy od tego, by popadać po tych trzech meczach w hurraoptymizm. Nadal mamy wiele wątpliwości, cztery punkty w trzech meczach też nie sprawiają, że będziemy skakać z radości pod żyrandole. Natomiast widzimy kilka powodów do optymizmu po pierwszym zgrupowaniu Paulo Sousy. Co sprawia – poza występami indywidualnymi kilku zawodników – że jakoś tak dobrze patrzy się w przyszłość kadry?

Sześć powodów do optymizmu po pierwszym zgrupowaniu Sousy

1. Elastyczność taktyczna

W trzech pierwszych  meczach Sousy zobaczyliśmy trzy różne ustawienia. Oczywiście największa rewolucją jest to, że zagraliśmy na trzech obrońców i długimi fragmentami meczu graliśmy ustawieniem 1-3-4-2-1. Były rzecz jasna w historii najnowszej przykłady eksperymentów z formacją – za Nawałki graliśmy trójką, za Brzeczka spróbowalibyśmy gry bez skrzydłowych.

Natomiast wygląda na to, że w tej kadencji kadra będzie trudniejsza do rozczytania. Przecież nawet po meczu z Andorą większość ekspertów zastanawiała się – jak my w ogóle wyjdziemy na Anglię? Trójką, czwórką, a może piątką w tyłach?

Oczywiście ta elastyczność niesie za sobą ryzyko w postaci tego, że sama reprezentacja Polski nie będzie w stanie przyswoić stałego systemu gry. Ale samo szukanie alternatyw do klasycznego 1-4-2-3-1 trzeba zapisać na plus. Czekamy jeszcze na namacalne efekty tej elastyczności

2. Dopuszczenie świeżej krwi do reprezentacji

Czyli debiuty Helika, Piątkowskiego, Świderskiego oraz Kozłowskiego. Jasne, w perspektywie kolejnych miesięcy pewnie część z “nowych” z tej kadry wypadnie, pewnie na sparingi przed Euro ktoś jeszcze do tej kadry dołączy. Natomiast jeśli za coś chwaliliśmy Jerzego Brzęczka, to właśnie za stopniowe dopuszczanie do zespołu świeżej krwi. Siłą rzeczy najsłabsze ogniwa będą z tej drużyny wypadać, a kimś trzeba je zastąpić. Pamiętajmy też o tym, że koronawirus może spłatać figla przed turniejem czy jesiennymi eliminacjami i być może w momencie kryzysowym trzeba będzie sięgnąć po kogoś z drugiego szeregu. I warto ten drugi szereg budować. Cztery debiuty świadczą o tym, że Sousa chce tworzyć nowe zaplecze dla pierwszej jedenastki.

Reklama

3. Szczerość na konferencjach prasowych

Byliśmy dość ostrożni wobec medialnego przekazu Sousy po tych dwóch pierwszych konferencjach. Wiecie, “thank you for your question”, uciekanie w okrągłe słówka, mało konkretów. Natomiast wydaje się, że tamte opowiastki były po prosto spowodowane tym, że Portugalczyk nie do końca wiedział jeszcze z jakim zespołem się spotkał, co go czeka, jakie stoją przed nim wzywania.

A teraz? Wygląda to zgoła inaczej. Najdobitniej świadczyła o tym ta konferencja po meczu z Węgrami, na której Sousa zdecydował się na indywidualną krytykę kilku piłkarzy, klarownie wskazał na to, co mu nie pasowało w grze. Wskazał dobre strony występu biało-czerwonych, wskazał też te złe. Tego nam brakowało – szczerości w budowaniu przekazu medialnego.

4. Reakcja zmianami

W tym miejscu moglibyśmy wskazać, że skoro Sousa musiał ratować się zmianami, to widocznie nie trafiał z wyjściowym składem. I to pewnie też jest prawdziwe, bo np. na Węgry nie wystawilibyśmy Helika kosztem Glika czy nie postawilibyśmy na Szymańskiego na prawym wahadle.

Ale zwróćmy uwagę na to, że roszady Sousy w trakcie meczu coś jednak dawały.

  • Z Węgrami – Glik uporządkował nieco defensywę. Jóźwiak brał udział przy każdym z trzech goli.
  • Z Andorą – Grosicki zaliczył asystę. Kozłowski położył stempel na trzecim golu. Świderski zdobył bramkę.
  • Z Anglią – Milik zaliczył asystę. Jóźwiak wyraźnie ożywił prawą flankę.

Zatem oczywiście medal z personaliami ma dwie strony. Ale jeśli skupiamy się na zmianach – tutaj widać, że Sousa potrafi reagować i przyznawać się do błędów.

5. Plan Lewandowskiego

Wygląda na to, że możemy zapomnieć o Lewandowskim ustawionym na szpicy, do którego grane są piłki z bocznych sektorów. Przy grze na dwóch lub trzech napastników snajper Bayernu będzie raczej pełnił rolę zawodnika nieco wycofanego, który atakuje rywala z drugie tempo.

Reklama

Powszechne zdziwienie wzbudził fakt, że Robert Lewandowski nie stał jak kołek w polu karnym i nie czekał na to, aż ktoś mu dogra piłkę. Na pomeczowej konferencji Sousa został nawet zapytany, czy to, że „najlepszy napastnik świata cofa się po piłkę do pomocy, nie jest groteskowe?”.

Wariant z grą Lewandowskiego ustawionym głęboko, bliżej lewej flanki, biegającego w lewej półprzestrzeni był trenowany. Co więcej – był trenowany na treningu otwartym dla mediów, zatem ci dziennikarze, którzy dokładnie przyglądali się zajęciom, mogli dostrzec, że taki wariant jest szykowany na Andorę.

To ma swoje plusy. Po pierwsze – Lewandowski gra tak w Bayernie, zna taki sposób rozgrywania akcji, dzięki temu może być też częściej pod grą. A po drugie – jest trudniejszy do upilnowania dla rywali. Łatwiej spacyfikować Lewandowskiego, gdy ma się go cały czas w zasięgu kopniaka i gdy ten cały czas orbituje wokół kryjącego go stopera.

6. Pressing w starciu z europejską potęgą

Pisaliśmy o tym już wczoraj, więc zacytujmy: – To nie był gol z przypadku. Już w pierwszej połowie biało-czerwoni w podobny sposób naciskali na Pope’a, gdy ten nabił jednego z obrońców. Kilkukrotnie Świderski z Piątkiem naciskali stoperów gospodarzy w fazie budowanie ataków. Oczywiście pomogło nam to, że Stones się obciął, że był zdekoncentrowany, że zaspał. Ale żeby wymuszać błędy, to najpierw trzeba w ogóle podejść wyżej. (…) Jeśli to ma być sposób na organizację gry w starciach z lepszymi rywalem, to… no, to nam pozostaje to kupić. Nie mamy potencjału technicznego na to, by prowadzić grę w meczach z Hiszpanią, Anglią, Włochami czy Holandią. Ponadto trudno nam liczyć wyłącznie na grę skrzydłami – tu z uwagi na biedę na skrzydłach, gdzie nasz najlepszy skrzydłowy jest zaledwie piłkarzem Championship. Może zatem warto odwrócić ten trend i zamiast „Polska, husaria, biało-czerwoni skrzydłami stoją” skupić się na organizacji pressingu?

Oczywiście w starciu z czołowymi ekipami świata trudno będzie nam pressować ich przez 90 minut spotkania. Pressing ma być wykorzystywany w specyficznych momentach. Natomiast czy to mecz z Węgrami (dwa gole), czy mecz z Anglią (gol) pokazał, że to może być charakterystyczny sposób gry tej reprezentacji za kadencji Sousy.

I obyśmy tylko tą drogą szli dalej, bo mamy już dość takich meczów, jak z Włochami w Lidze Narodów, gdzie dziesięciu Polaków biega po własnej połowie bez ładu i składu.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

49 komentarzy

Loading...