Reklama

Małecki: Nikogo nie uderzyłem. Będę walczył o swoje prawa w sądzie

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

31 marca 2021, 14:29 • 8 min czytania 32 komentarzy

swoim oświadczeniem, w którym zaprzecza tej wersji wydarzeń. W wywiadzie z nami pomocnik opowiada o tym, jak kłótnia z Matusiakiem wyglądała z jego perspektywy oraz o tym, jak potraktował go klub z Sosnowca.

Małecki: Nikogo nie uderzyłem. Będę walczył o swoje prawa w sądzie
Co stało się po meczu ze Stomilem Olsztyn?

Trzeba zacząć od początku. 20 grudnia dostałem informację, że klub chce się mnie pozbyć. Zostało mi przedstawione, że trener nie widzi mnie w drużynie. Trenera przy tej rozmowie nie było, byli tylko prezes i dyrektor sportowy. Zdziwiłem się, bo w takiej sytuacji to on powinien mi to powiedzieć. Odpowiedziałem, że nigdzie nie odchodzę, bo mam jeszcze pół roku kontraktu i chcę walczyć o swoje, a drużyna będzie mogła na mnie liczyć. Zacząłem przygotowania i myślałem, że trener Kazimierz Moskal weźmie mnie na rozmowę, powie, żebym szukał klubu, że nie widzi mnie w drużynie i nie będę grał. Ale tego nie było. Trenowałem, pracowałem. W sparingach grałem po 20-30 minut…

Ale koniec końców zebrałeś w nich sporo minut i wypadłeś pozytywnie.

Tak, ale jak dostajesz 20 minut z Hutnikiem, 25 minut z Garbarnią czy Puszczą, to jest to słabe. Jestem jedynym zawodnikiem, który ani razu nie dostał szansy w pierwszym składzie. Grałem w sparingach po 45 minut, to fakt, ale nie od pierwszej minuty. Nikt nie mógł jednak mieć do mnie zarzutów. Mimo to zdawałem sobie sprawę, że będę odstawiony na boczny tor. Usłyszałem nawet przez pewne osoby, że „Małecki w tym sezonie nawet nie pierdnie, nie jest nam potrzebny”. To było słabe, ale mam swój charakter i stwierdziłem, że będę zapierniczał dalej. Nikt nie może powiedzieć na mnie złego słowa. Możesz zapytać chłopaków z szatni, czy kiedykolwiek przeszedłem obok treningu, albo się na nim nie pojawiłem. Brałem udział we wszystkich zajęciach od deski do deski.

Trochę popytałem i odbiór twojej osoby był dobry. Robiłeś pozytywną atmosferę, pracowałeś, to się zgadza.

Bo zdawałem sobie sprawę, w jakiej jestem sytuacji. Klub mnie nie chce, trener też, więc chciałem ćwiczyć dla siebie. Nie wiem, dlaczego miałbym na kogoś psioczyć. Nie padło z moich ust ani jedno takie słowo. W lidze dostałem nawet szanse, trener mnie wpuszczał. Byłem mile zaskoczony, trener chyba widział, że dobrze mi idzie. Ale w środku tygodnia mieliśmy trening, na którym były jakieś nowe elementy. Po jednej stronie był trener Moskal, po drugiej trener Matusiak. Mieliśmy zwykłe ćwiczenie, rozgrywanie chyba 4 × 3 czy 3 × 2, coś takiego. Zapytałem się młodego chłopaka, czy mam pressować Piotra Polczaka, czy Dawida Ryndaka. Trener Matusiak wtrącił się: a co ty nie wiesz? Powiedziałem, że nie, bo to nowe ćwiczenie, ale zaraz się dowiem. Koniec tematu.

Na drugi dzień przychodzi trener Moskal, strasznie wkurzony. Widziałem, że był zagotowany. Nagle mówi, że to, że on czegoś nie mówi, to nie znaczy, że tego nie widzi. Z niezbyt fajnym wyrazem twarzy zaczął mnie pytać, czy wiem, co się dzieje na treningach. Powiedziałem, że to była normalna sytuacja boiskowa, zapytałem, wielu piłkarzom tłumaczy się takie rzeczy. Ale nie wiedziałem, co w zasadzie trener Matusiak powiedział trenerowi Moskalowi. Bo że coś powiedział, to wiem, bo się przyznał. Pewnie coś na mnie nagadał.

Reklama

Potem przychodzi Matusiak i podaje mi rękę.

– Poważnie? – zapytałem. – Podajesz mi teraz rękę?
– Dlaczego nie?
– Chodzisz do trenera, gadasz jakieś głupoty. Byłeś piłkarzem, wiesz, jakie są zasady.
– Musiałem powiedzieć, bo on jest moim szefem.
– Ale co takiego musiałeś powiedzieć, co ja niby powiedziałem?

Dodałem, że od dzisiaj nie podajemy sobie rąk, nie wchodzimy sobie w paradę. Mam na to kilku świadków, bo to było w pokoju u masażystów. Było ok. Później był mecz ze Stomilem, zostałem przywołany do ławki. Trener Matusiak jest odpowiedzialny za stałe fragmenty gry. Powiedział mi, gdzie wchodzę i poprosił, żebym przekazał Joao Oliveirze, że ma się gdzieś przestawić, już nie pamiętam gdzie. To była 82. czy 83. minuta, widziałem, że Patrik Misak ma skurcze i chciałem bardzo szybko wejść na boisko. Powiedziałem, żeby sam mu to przekazał, bo ja nie mówię po angielsku. Koniec tematu. Wracam po meczu do szatni, przed szatnią stoi trener Matusiak, w szatni był prezes i drużyna. Od razu do mnie powiedział tak: jak coś ci się nie podoba, to poszukaj sobie nowego klubu. Szczerze…

Zagotowałeś się.

Tak, bo naprawdę dużo wytrzymałem. Nie zważałem na różne sytuacje, w których byłem pomijany, w których czułem się niepotrzebny. Ktoś mnie chciał sprowokować, ale w tym momencie już nie wytrzymałem. Dlaczego taka osoba mówi mi, że mogę sobie szukać klubu? To mi może powiedzieć trener czy prezes, a nie asystent, czy nawet drugi asystent trenera. Powiedziałem, co o nim myślę, ale nigdy nie doszło do żadnych przepychanek czy jakiegoś uderzenia, tak jak to zostało przedstawione przez klub. Złapałem się za głowę, kiedy czytałem to oświadczenie. Było mi wstyd za Matusiaka, że nawet nie wstał i nie powiedział, że jest w tym dużo jego winy. Umył ręce.

Najbardziej boli mnie, że prezes, którego bardzo lubiłem i szanowałem, nie wziął nas nawet na rozmowę. Nie zapytał, o co poszło, dlaczego tak się stało. Postawili mnie w takim punkcie: albo się zrzekasz wszystkich pieniędzy i rozwiązujemy kontrakt, albo idziemy do sądu. Powiedziałem: dobrze, będę walczył o swoje.

Rozumiem, że masz na to wszystko świadków, którzy wiedzą, że do uderzenia nie doszło.

Nie było niczego takiego. Gdyby Matusiak miał jaja, bo honoru i charakteru to on nie ma, to by sam powiedział, że do niczego takiego nie doszło. Może powiedzieć, że go zwyzywałem ostro i mocno. Bo wiem, że sobie na to zasłużył i wiem, jak jest postrzegany w szatni czy w klubie przez inne osoby. Ale w życiu go nie uderzyłem. Włos mu z głowy nie spadł. Byłem zaskoczony, że ktoś z klubu coś takiego wypuścił do sieci. A ludzie to czytają i sobie wyobrażają, że Małecki bóg wie co zrobił. Wkurzyłem się, padły mocne słowa i tyle. Jak to w emocjach. Rozumiem, że jest trenerem, ale są pewne granice. Nie wiem, co on powiedział trenerowi Moskalowi, ale chciał pewnie zapunktować. Trener Moskal ze mną nie rozmawiał.

Reklama
Ani razu?

Ani razu. Przez te kilkanaście tygodni widziałem, że ma mnie gdzieś. Ale nie mam o to żalu, on jest szefem, ustala skład, wybiera zawodników pod swój styl gry. Podporządkowałem się, że jestem w klubie, ale będę pomijamy. Tylko czułem z boku, że jest na mnie ciśnienie, że będą szukali okazji, żeby się mnie pozbyć. Szkoda tylko, że zapomnieli, ile dobrego zrobiłem dla tego klubu. Podczas pandemii jako pierwszy stanąłem przed prezesem i powiedziałem, że zrzekam się pieniędzy, że mogą mi obciąć pensję.

Była też inna sytuacja. Doznałem poważnej kontuzji, miałem dwa miesiące nie grać w piłkę, to był poprzedni sezon. Powiedzieli mi, że nie pomogę drużynie w walce o utrzymanie. Moja determinacja sprawiła, że w ciągu trzech tygodni wróciłem do treningów. Wszyscy byli w szoku. Pomogłem w utrzymaniu, wróciłem po kontuzji i z Chojniczanką strzeliłem bramkę i zaliczyłem asystę. Wszyscy byli wtedy szczęśliwi, że Małecki wrócił. Zawsze stawiałem ten klub na pierwszym miejscu, nawet czasem rodzina była na drugim. Nikt w klubie nic złego na mnie nie powie. Nawet prezes, pomimo tej sytuacji, powinien szczerze powiedzieć, że nie było między nami problemów i zawsze szedłem im na rękę. Wróciłem tutaj z sentymentu, ale tak, jak zostałem teraz potraktowany… Nie odpuszczę tego.

Łukasz Matusiak był w klubie od maja poprzedniego roku. Wcześniej dochodziło między wami do starć?

Była kiedyś taka sytuacja. Napierniczał na mnie strasznie, może od samego początku mu się nie podobałem. Dowiedziałem się od pewnej osoby, że cały czas na mnie donosi do trenerów. Kiedyś po śniadaniu wziąłem go na bok i powiedziałem mu, że jak coś do mnie ma, to niech mi to powie w oczy, a nie do trenerów. Wydawało mi się, że po tamtej sytuacji będzie spokój i jeśli coś będzie do mnie miał, to powie mi w twarz. Ja jestem normalnym, szczerym chłopakiem, jak coś mi się nie podoba, to o tym mówię. Możesz zapytać trenera Dudka, Dębka czy Mroczkowskiego, czy mieli ze mną jakieś problemy. Zawsze mogli na mnie liczyć. Dopiero jak przyszedł trener Moskal, zaczęły się problemy.

Wiadomo, że mieliście wcześniej konflikt.

Ale to było 10 czy 12 lat temu. Trener powiedział, że o tym nie pamięta, ale ja widziałem po jego zachowaniu, że nadal ma w głowie tę sytuację. Prawdziwi mężczyźni wyjaśniają sobie takie sprawy w cztery oczy, zamykają temat i jadą dalej. Szkoda, że nie powiedział mi prosto w oczy, że mnie nie chce. Moim zdaniem to on pierwszy powinien mi o tym powiedzieć, nie prezes czy dyrektor.

Podejrzewasz, że to, że mniej grałeś, miało związek z zapisem w kontrakcie, który automatycznie przedłużał twoją umowę po rozegraniu danej liczby minut?

Tak. Mówiłem już, że usłyszałem, że nawet nie pierdnę w tym sezonie. Ale zawsze podchodzę do tego tak, że trzeba rozmawiać. Ja musiałem cierpieć, udawać, że jest wszystko ok, a i tak wiedziałem, że nie będę grał.

Trochę dziwne jest to, że Zagłębie lekką ręką odsuwa zawodnika, gdy sytuacja kadrowa przez kontuzje nie jest najlepsza.

Żałuję, że nie pomogę chłopakom w trudnym momencie. Spotkałem tu grupę zajebistych ludzi i piłkarzy. Wierzę, że utrzymają się w lidze, ale szkoda, że nie będę mógł w tym pomóc, bo czułem, że mogę dać dużo, że jestem w dobrej formie.

Co dalej planujesz? Sąd?

Tak, nie pozwolę sobie, żeby klub wydawał takie oświadczenia, że kogoś pobiłem.

A piłkarsko? W Sosnowcu pewnie nie zostaniesz do końca sezonu.

Raczej nie… Mam kontrakt do końca sezonu, ale nie jest to fajne, że mi się coś takiego przydarzyło. Wiem jednak, że wszystko się ułoży, wrócę silniejszy i jeszcze parę lat w piłkę pogram.

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

32 komentarzy

Loading...