Reklama

Czy możemy zatrzymać Anglię?

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

31 marca 2021, 10:30 • 9 min czytania 61 komentarzy

Stoimy przed zadaniem niemal mitycznym. Zatrzymanie Anglików, którzy od lat grają u boku tego samego trenera, którym nie robi żadnej różnicy gra trójką lub czwórką z tyłu, którzy mają ośmiu obrońców na jedno miejsce, wygląda dla nas jak wielka góra, na którą mielibyśmy wspinać się bez czekanów. Ale naprawdę możemy to zrobić, nawet jeśli nie zagra Robert Lewandowski. 

Czy możemy zatrzymać Anglię?

Anglia – Polska

Eliminacje do Mistrzostw Świata 2022 w Katarze

Grupa I

godz. rozpoczęcia meczu: 20.45, Wembley

Przewidywany skład Polaków na mecz z Anglią:

Wojciech Szczęsny – Kamil Glik, Jan Bednarek, Bartosz Bereszyński, Arkadiusz Reca – Jakub Moder, Grzegorz Krychowiak, Kamil Jóźwiak, Sebastian Szymański – Piotr Zieliński – Krzysztof Piątek

Przewidywany skład Anglików na mecz z Polską:

Nick Pope – John Stones, Harry Maguire, Kyle Walker, Luke Shaw – Kalvin Phillips, Declan Rice, Phil Foden – Mason Mount – Harry Kane, Raheem Sterling

Anglia – Polska

Ostatnie dni w naszym wykonaniu to był prawdziwy młyn. Kontuzja Roberta Lewandowskiego, która miała początkowo wykluczyć go na kilka-kilkanaście dni, okazała się na tyle poważna, że Polak będzie pauzował przez miesiąc.

Do tego zamieszanie z testami na koronawirusa w wypadku Grzegorza Krychowiaka oraz Mateusza Klicha, gdzie w zasadzie od dnia zależało, jaką wersję wydarzeń usłyszymy. Koniec końców pomocnik Leeds United przeszedł wczoraj badani i okazało się, że nie jest zainfekowany. Krychowiak zaś pędzi do Londynu, by na starcie, z którego początkowo był wykluczony, zdążyć.

Reklama

Żeby jednak skupiać się tylko na reprezentacji Polski, można wychylić się w stronę Anglii. Tam uwagę skupia Mason Mount, czyli najlepszy piłkarz Southgate’a w dwóch ostatnich meczach eliminacyjnych. Jasne – rywalem było San Marino i Albania, ale zawodnik Chelsea pokazał się z jak najlepszej strony. Jednocześnie istniało ryzyko, że z Biało-Czerwonymi nie zagra, wszak nie wziął udziału w pierwszej sesji treningowej. W drugiej jednak tak i prawdopodobnie nie istnieją przeszkody, które mogłyby go zatrzymać przed wystąpieniem w dzisiejszym meczu.

Zapomnieć nie można też o Wielkiej Dyskusji O Klękaniu, która przybrała takie rozmiary, że zakryła rozmowę o tym, czy możemy Anglików zatrzymać. Spisaliśmy się trochę na straty, skupiliśmy na ocenianiu antyrasistowskich akcji, pomijając zupełnie aspekt, który powinien się dla nas najbardziej liczyć. Że w Anglii wcale nie jest aż tak kolorowo jak nam się wydaje i chociaż są faworytami, to są faworytami do ugryzienia.

Co musimy zrobić, by zatrzymać Anglię?

Na wszystko oczywiście trzeba spojrzeć z lekkim przymrużeniem oka. Żaden z nas nie jest Paulo Sousą i nikt do głowy Portugalczyka nie wejdzie. Istnieje nawet wysokie prawdopodobieństwo, że selekcjoner zna się na piłce lepiej niż ja, pan, czy pani. Potencjalnie to jego pomysł na to spotkanie będzie najlepszy i wypada nam się z tym tylko pogodzić.

Niemniej, obserwując grę Anglików, rozmawiając z angielskimi dziennikarzami, nie sposób nie dostrzec kilku punktów, których możemy się dzisiaj trzymać. Spróbować to nasz nie tyle obowiązek, ale sprawa honoru. Do jasnej cholery, jesteśmy reprezentacją Polski, a nie – nie przymierzając – Albanii.

Nie dać zdominować środka pola

Od października 2019 roku Anglia przegrała trzy spotkania reprezentacyjne. Brzmi to dumnie, ale… Polska przegrała dokładnie tyle samo. Co więcej, my dostaliśmy dwa razy od Holandii i Włoch, zaś Synów Albionu przewieźli i Belgowie, i Czesi, i Duńczycy. Jeśli jakieś zaskoczenie wynikami było, to zdecydowanie po stronie Wyspiarzy, w naszym wypadku były to porażki raczej wkalkulowane w ryzyko.

Czymś co jednak rzuca się w oczy, jest fakt, że Anglicy w niemal wszystkich tych meczach – a było ich 14 – mieli wyższe posiadanie piłki. Wyjątek? Dania, co jednak wynikało z tego, że Harry Maguire wyleciał jeszcze w pierwszej części spotkania. Poza tym? Naciskanie na rywala, większe posiadanie i staranie o przejęcie kontroli nad spotkaniem. Z Czechami koniec końców nie wyszło, bo nasi sąsiedzi dobrze zorganizowali się w tyłach, ale porażka z Belgią (0:2), wcale nie musiała mieć miejsca. Pickford przepuścił dwa strzały zza pola karnego, zaś Lukaku – dla kontrastu – wybijał piłkę z linii bramkowej po główce Kane’a.

Reklama

Angielscy pomocnicy regularnie dyktowali tempo, co pozwalało czy to Mountowi, czy to Rice’owi na przerzucanie piłki za plecy belgijskiej defensywy. Patrząc na to, jak zabójcza była to broń w rękach Węgrów, nie możemy sobie pozwolić na takie podejście. Trzeba zrobić wszystko, by uprzykrzyć życie drugiej linii Southagate’a. Jeśli oddamy Anglikom piłkę i pozwolimy im na jej posiadanie circa 70%, nasze mury w końcu padną, a my zostaniemy ukarani.

Oczywiście trudno zakładać, że będziemy mieli piłkę przez 50% gry, ale cofnięcie się skrajnie głęboko i rozpaczliwe bronienie, nie wróży niczego dobrego. Widać to było nawet na przykładzie Albanii, którą angielscy eksperci krytykowali za podejście – stwierdzili, że gdyby reprezentacja z Bałkanów była nieco odważniejsza, Trzy Lwy miałyby większy problem ze sforsowaniem ich bram.

Zaatakować Harry’ego Maguire

Nie dać zdominować środka pola – jak to łatwo powiedzieć. Z wyznaczonych tutaj “celów” jest to rzecz prawdopodobnie najtrudniejsza do zrealizowania. Co innego z zaatakowaniem gościa, który naprawdę nie jest taką ostoją defensywy. Jeśli szukać jakiegoś wyłomu w szeregach Anglików, to nie stroną Walkera, Stonesa, Shawa/Chilwella. Trzeba przycisnąć Harry’ego Maguire’a.

Wspomniany mecz z Danią – zawodnik Manchesteru United łapie dwie okropnie głupie żółte kartki. Apogeum jest jednak druga, która wzięła się ze słabiutkiego przyjęcia piłki. Tak, tak, i w innych, topowych reprezentacjach, mają z tym problem. Futbolówka odskoczyła obrońcy na tyle, że zdążył zaatakować go Dolberg. Skończyło się to faulem Maguire’a i wyrzuceniem go z boiska. Gość nie jest ani Nestą, ani Cannavaro, ani nawet Stonesem.

Oczywiście do “tragedii” by nie doszło, gdyby napastnik Danii był skoncentrowany tylko na powstrzymywaniu Anglików. Potrzeba było odwagi, ruszenia się, zerwania ze statycznością i upierdliwym przesuwaniem linii. To oczywiście dobra taktyka, ale trudno z niej zebrać plony w takich sytuacjach jak ta poniżej.

Warto tutaj nadmienić, że Maguire wcale nie musiał faulować. To jednak tylko pokazuje, że nie jest on zawodnikiem najbardziej roztropnym, o czym mogliśmy się wielokrotnie przekonać podczas meczów Premier League. Chociaż ten sezon ma znacznie równiejszy niż poprzednie, to i tak nie ustrzegł się od kilku rażących błędów:

  • przewrócił Luke’a Shawa podczas zamieszania w polu karnym w meczu z Tottenhamem
  • w tym samym meczu Kane wyciągnął go ze strefy, przez co Maguire faulował i nie zdołał wrócić się pod swoje pole karne
  • w meczu z Liverpoolem dostał kanał od Wijnalduma i The Reds stworzyli jedną z nielicznych akcji. Maguire znowu zapędził się na środek boiska

Przede wszystkim jednak najwięcej błędów popełnia, gdy musi podjąć szybką decyzję, a piła pałęta mu się między nogami. Maguire nie jest mistrzem zwinności i takie sytuacje bardzo często kończą się stratą. Było tak w minionych rozgrywkach choćby z Watfordem, było tak i niedawno, bo z Chelsea. Błędy biorą się jednak z jednego “prostego” powodu – presji wywieranej na zawodniku Manchesteru United.

Kieran Maguire tak ocenił środkowego obrońcę reprezentacji Anglii: – moim zdaniem problem zaczyna się, gdy musi grać przeciwko komuś, kto potrafi dryblować, zabrać się z piłką. Wtedy wygląda na kogoś łatwego do zranienia.

Mówmy co chcemy, ale naprawdę mamy takich zawodników. Ani Jóźwiak, ani Zieliński – którego zresztą Anglicy obawiają się najbardziej – nie są jaśkami, którym piłka odbije się od nogi.

Nie walić na pałę dośrodkowaniami

Jednocześnie presja nie może być tożsama z tą, którą narzuciliśmy Andorze. Tutaj – prawdopodobnie – na nic ciągłe dośrodkowania, nawet jeśli będą one dobre. Maguire – 75% wygranych pojedynków w powietrzu, łącznie 120, czyli szósty wynik w lidze. Stones – 65%. Do tego dwumetrowy Pope w bramce. Warto jednak spróbować przedrzeć się grając piłką po ziemi. Tutaj bowiem aż takiej przewagi Anglicy nie mają.

Patrząc tylko na Premier League, Maguire wygrywa zaledwie co drugi pojedynek i jest w tym względzie gorszy niż Jan Bednarek. Stones to oczywiście półka wyżej, bo ten współczynnik wynosi nieco ponad 70%, ale i tak większe szanse mamy na zdobycie gola w taki sposób, niż siłowania się z Anglikami w powietrzu. Tym bardziej, że chyba brakuje nam do tego zawodników – Piątek jest w tym aspekcie tylko niezły, nasi dzisiejsi rywale – świetni.

Przestać myśleć o tym, że nie ma Roberta

No właśnie. Czy jest to w ogóle możliwe? Na to muszą odpowiedzieć sami reprezentanci. Może być to jednak o tyle kluczowe, że w razie wygranej będzie się mówiło: zrobili to, mimo braku Roberta. Remis: mimo braku Roberta. Porażka i nie daj Boże zmarnowana doskonała sytuacja: a bo nie było Roberta.

No tak, Lewandowskiego dzisiaj nie będzie, co jest sytuacją dla naszej kadry wyjątkową. Nie będzie jednak lepszego momentu w ciągu następnych dwóch lat, by znaleźć kolejnego lidera. Nie możemy liczyć na to, że zawsze on jeden będzie nas ciągnął. Siłą Anglików jest kolektyw, fakt, że za jednego piłkarza potrafi wskoczyć kolejny. Pytanie, czy będziemy w stanie zrobić to samo. Nawet nie tyle pod względem czysto piłkarskim, co po prostu mentalnym.

Moim zdaniem – jest to możliwe. Chęć udowodnienia, że nie mamy racji, spisując Polaków na straty, może być naprawdę silna. Gdzie ona nas zaprowadzi? Może pociągnie na dno? O tym przekonamy się dopiero w okolicach 23. Nie możemy jednak nastawić się na to, że wszystko będzie kręciło się dookoła jednej postaci, która w dodatku będzie nieobecna.

Robert Lewandowski jest naszym najlepszym zawodnikiem i kapitanem. Jest w pewnym sensie niezastąpiony. Ale na boisku biega też innych 10 chłopaków i mecz Anglia – Polska jest dla nich szansą na pokazanie, że nie tylko biegają. W tym wzgardzanym meczu z 1973 roku, też jechaliśmy bez naszej największej gwiazdy. Skończyło się cudem, na który – kto wie – może stać nas i dzisiaj.

Na kogo trzeba najbardziej uważać?

Tył głowy świdruje jednak myśl, że to Anglicy są faworytami i to Anglicy muszą, to oni “powinni wygrać”. Patrząc na głębię składu, którą dysponuje Southgate, faktycznie wynik inny niż zwycięstwo Synów Albionu będzie  zaskoczeniem.

Tutaj ośmiu obrońców na jedno miejsce. Tam trzech lewych defensorów na podobnym poziomie. Dalej czterech skrzydłowych, w tym Grealish, Sancho, Sterling. Młodzież? Top, no bo Foden, Greenwood, Mount, Bellingham, Rice. Do tego Harry Kane w ataku. Na kogo w tej całej zgrai uważać najbardziej?

Powiedzieć, że na wspomnianego Kane’a, to jak powiedzieć, że Robert Lewandowski jest dobrym napastnikiem. Kieran Maguire zauważył, że Anglii brakuje oczywistego lidera, piłkarza, który wystawałby ponad resztę. Jest to – co zaskakujące – prawda. Żaden z ich reprezentantów nie ma takiego statusu jak u nas Lewy, na żadnego indywidualnie nie liczy się tak mocno. A pokarać mają kim. Jeśli stworzymy krótką listę gości, którzy mogą nam dzisiaj napsuć krwi, to wcale nie będzie ona taka krótka. Dobrze bowiem znać swojego rywala, także bez owijania w bawełnę:

  • Luke Shaw – świetny mecz z Albanią. Najwięcej stworzonych szans w Europie z pozycji obrońcy. Trzeci wynik ogółem.
  • Mason Mount – najlepszy piłkarz Anglików z San Marino i Albanią, świetny sezon w Premier League, gracz szybki z bardzo dobrym przeglądem pola
  • Declan Rice – wbrew aparycji nie jest jedynie maszyną do mięsa, świetne podania krosowe za wysoko ustawioną defensywę rywala (patrz: przegrany mecz z Belgią)
  • Phil Foden – wygląda jak zapałka, a zastawił się z Janem Bednarkiem na plecach. Szybki, inteligentny, nie boi się uderzać, dziecko Pepa Guardioli

Zneutralizowanie tej nienawistnej czwórki (piątki licząc pewnego blondyna z Tottenhamu) jest oczywiście piekielnie trudne. Gramy jednak z jedną z najlepszych reprezentacji w Europie, być może na świecie. Jakim prawem możemy myśleć, że będzie łatwo.

Na postawione w tytule pytanie – Czy możemy zatrzymać Anglię? – odpowiadam twierdząco, ale pod jednym warunkiem. Musimy się wznieść na swoje wyżyny. Drogi na skróty nie ma. Nikt punktów na srebrnej tacy nam nie wręczy, ale Sousa coś już o tym wie, wszak i z Węgrami, i z Andorą, po prostu żeśmy na punkty zapracowali.

Fot. FotoPyk

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

61 komentarzy

Loading...