Reklama

Zmagania reprezentacji Polski z europejskimi słabeuszami

Piotr Stolarczyk

Autor:Piotr Stolarczyk

28 marca 2021, 17:32 • 10 min czytania 17 komentarzy

Spacerek, formalność, trening strzelecki – takim mianem zwykło określać się mecze z reprezentacjami najmniejszych państw. Najczęściej są to lekkie i przyjemne spotkania. Idealne na polepszenie nastrojów w zespole. Dla poszczególnych graczy stanowią znakomitą okazję, by podkręcić licznik bramek i asyst. Czy zawsze jest tak sielankowo? Ano niekoniecznie. Choć w ostatnich kilkunastu latach reprezentacja Polski nie straciła punktów ze słabeuszami, to zdarzyły się jej mecze, w których niemiłosiernie męczyła się z nimi, wręcz cudem uniknęła kompromitacji. Zatem, jak wyglądały tego typu spotkania w wykonaniu naszej kadry?

Zmagania reprezentacji Polski z europejskimi słabeuszami

Generalnie reprezentacja Polski w XXI wieku nie zanotowała wielu totalnych wpadek. A już na pewno nie z europejskimi autsajderami. Jeśli już były kompromitacje, to jednak w okolicach rywala z czwartego koszyka, a nie z samego dnia rankingu. Najtrudniejsze do jednoznacznej oceny jest spotkanie z Łotwą w ramach eliminacji Euro 2004. Z jednej strony w tamtym czasie ta porażka została przyjęta jako kompromitacja, z drugiej zaś Łotysze awansowali przecież do portugalskiego czempionatu. W tamtej feralnej dla nas grupie było jeszcze San Marino, pewnie (no, w miarę…) oklepane 2:0 na wyjeździe i 5:0 u siebie.

Kadra Pawła Janasa? Potrafiła bez najmniejszych problemów rozprawić się z niżej notowanymi rywalami. Leo Beenhakker zanotował pamiętną wpadkę w Armenii (0:1). Oczywiście szukano wówczas znanych wymówek w stylu: trudny teren, czerwcowe wysokie temperatury na Kaukazie, specyficzna publiczność. Albo powiedzenie: w Europie nie ma już słabych reprezentacji. Klasyka. Jednak nie mieliśmy prawa stracić tam punktów. Za czasów Waldemara Fornalika drużyna narodowa skomplikowała sobie sytuację w grupie, remisując 1:1 na wyjeździe z Mołdawią. Nawet Adam Nawałka nie ustrzegł się dużej wpadki. Na starcie kwalifikacji do rosyjskiego mundialu jego team podzielił się punktami z Kazachstanem, choć wygrywał 2:0 do przerwy.

Na całe szczęście takie “kwiatki” zdarzają się naszej kadrze niezwykle rzadko. No i pamiętajmy – wciąż Mołdawia, Kazachstan czy Armenia to nie jest ta najniższa półeczka, na której spoczywa choćby Andora.

*

Jak więc kończyły się starcia z “najsłabszymi z najsłabszych”? Tak jak już wspomnieliśmy, nierzadko była to droga przez mękę, a wynik końcowy tylko zamazywał obraz rzeczywistości. Najbardziej znanym przykładem, kiedy to kadra cudem uniknęła kompromitacji, jest mecz z San Marino z 1993 roku – wygraliśmy wówczas zaledwie 1:0… po trafieniu ręką Jana Furtoka. A w późniejszych latach też zdarzały się spotkania z tą reprezentacją, które zamiast boiskowej biesiady przypominały tortury – zarówno dla naszych piłkarzy, trenerów, jak i kibiców. Natomiast najczęściej  biało-czerwoni spokojnie wygrywali. Zdarzały się nawet kanonady. Niektórzy piłkarze dzięki tego takim bataliom mieli okazję strzelić  swoje jedyne bramki w reprezentacji, zaliczyć debiut.

Reklama

Dla selekcjonerów czasami była to szansa na delikatne oczyszczenie atmosfery. Choćby w eliminacjach do mundialu w RPA – po porażce w kuriozalnych okolicznościach z Irlandia Północną, kadra przejechała się jak walec po San Marino i zaliczyła rekordową wygraną 10:0.

Niemniej piłkarze podkreślają, że wbrew pozorom to nie są wcale lekkie spotkania. Główny problem stanowi odpowiednie podejście do przeciwnika. – W takich meczach nie jest łatwo być w stu procentach skoncentrowanym. Trudno jest z takim przeciwnikiem grać na pełnych obrotach. Jeżeli wychodzi do na ciebie ekipa Włoch czy Holandii, to jesteś maksymalnie skupiony, musisz uważać w każdej chwili na niebezpieczeństwo, które może się przytrafić. Natomiast – na przykład z Andorą – każdy zdaje sobie sprawę, że jest zdecydowanie lepszy. Jednak ten szacunek do rywala musi być, bo piłka nożna jest bardzo wymiernym sportem, w którym każdy najmniejszy błąd, zwłaszcza podczas wyprowadzania piłki, może skończyć się katastrofą. Dlatego bardzo ważne jest od razu ruszyć na rywala i ustawić sobie mecz – Piotr Czachowski, 45-krotny reprezentant Polski, obecnie ekspert telewizyjny.

San Marino

8 spotkań: 8 zwycięstw, 0 remisów i porażek, bramki 33-1

  • 28.04.1993, Łódź 1:0, el. MŚ 1994,
  • 19.05.1993, Serravalle 3:0, el MŚ 1994
  • 07.09.2002, Serravalle 2:0, el. ME 2004
  • 02.04.2003, Ostrowiec Św. 5:0, el. ME 2004
  • 10.09.2008, Serravalle 2:0, el. MŚ 2010
  • 01.04.2009, Kielce 10:0, el. MŚ 2010
  • 26.03.2013, Warszawa 5:0, el. MŚ 2014
  • 10.09.2013, Serravalle 5:1. el. MŚ 2014

W XXI wieku aż trzykrotnie znajdowaliśmy się w jednej grupie eliminacyjnej z San Marino. Choć ostatnie rywalizacje zakończyły się spokojnymi zwycięstwami reprezentacji Polski, to nie zawsze był to spacerek. Oczywiście najbardziej pamiętne jest wspominane już starcie, w którym kadra prowadzona przez Andrzeja Strejlaua wygrała 1:0 dopiero po trafieniu ręką Jana Furtoka. W tamtym meczu było niezwykle blisko jednej z największej kompromitacji w historii polskiego futbolu, nawet może i największej. Przecież w biało-czerwonej jedenastce znajdowali się gracze z Bundesligi, Serie A, Ligue 1, a po drugiej stronie barykady kompletni amatorzy. Mimo że ostatecznie polscy piłkarze uciekli ze stryczka, to wówczas nikt nie miał powodów do radości.

Ogólnie to niechętnie wracam do tamtego spotkania. Dla mnie to najbardziej wstydliwe zwycięstwo podczas mojej przygody z reprezentacją. Dlaczego tak wyszło? Nałożyło się na to kilka czynników, ale głównym powodem było zlekceważenie przeciwnika. Byliśmy też zdekoncentrowani, zwłaszcza w przednich formacjach, bo tych sytuacji mieliśmy bardzo dużo. Juskowiak, Ziober, Kosecki pudłowali w niesamowitych sytuacjach i każdy z nich łapał się za głowę. W końcu wpadła ta bramka, ale w jakich okolicznościach, to już doskonale wiemy. Natomiast nie należy w żaden sposób usprawiedliwiać naszej postawy i brać w obronę – Piotr Czachowski, były reprezentant Polski.

 

Reklama
*

Natomiast to nie były jedyne ciężary, które przechodziliśmy w rywalizacji z San Marino. W 2002 r. – podczas krótkiej kadencji Zbigniewa Bońka – nasza kadra potrzebowała aż 75 minut, by w końcu pokonać bramkarza gospodarzy. Upragnionego gola strzelił wtedy Paweł Kaczorowski, dla którego było to premierowe i zarazem ostatnie trafienie w pierwszej reprezentacji. Zresztą nie tylko on przeciwko ekipie z tej malutkiej republiki zaliczył jedyną bramkę w reprezentacji: w tej grupie są też Jakub Kosecki 2013 r. (5:0) i Marcin Kuźba  dwoma trafieniami w wygranym 5:0 spotkaniu w 2003 r.

Z kolei w 2008 r. nasi reprezentanci także męczyli się z najsłabszym europejskim teamem. Przy stanie 0:0 Łukasz Fabiański wyciągnął karnego, a następnie tuż przed przerwą rywala ukłuł Smolarek. W drugiej połowie swoją pierwszą bramkę dla reprezentacji, w dodatku w debiucie, strzelił Robert Lewandowski.

Dobra, a kojarzycie Alessandro Della Valle? Tak, to ten jegomość pokonał Artura Boruca, choć akurat naszego golkipera nie można za to winić. Głównym winowajcą był Sebastian Boenisch, który uciął sobie drzemkę przy tym stałym fragmencie gry i odpuścił krycie wspomnianego zawodnika. Przede wszystkim w pamięci utkwiła nam jego szalona radość. Gdyby tylko mógł, z radości przebiegłby całe państewko. W każdym razie rundkę dookoła stadionu zrobił. I nie ma co się dziwić jego ogromnemu szczęściu. No, kto z nas nie cieszyłby się na jego miejscu? Może i kadra Fornalika była wtedy w dołku, ale mimo wszystko Della Valle strzelił gola reprezentacji, która wystawiła wtedy dwóch niedawnych finalistów Ligi Mistrzów.  Summa summarum i tak zebrali od nas oklep 1:5, ale ta bramka, nie ma co ukrywać – była dla nich wielkim wydarzeniem. Na swój sposób to też jest piękno futbolu.

*

Natomiast jedynym typowym pogromem było spotkanie z 1 kwietnia 2009 r., które odbyło się w Kielcach. Kilka dni wcześniej kadra w fatalnym stylu przerżnęła w Belfaście – to wtedy Boruc nie trafił w futbolówkę i wpadła na bramki. Klimat wokół reprezentacji był fatalny, ale nasi zawodnicy chcieli trochę poprawić nastroje i już 23. sekundzie spotkania Rafał Boguski rozpoczął kanonadę. Jest to najszybciej w historii strzelona bramka naszej reprezentacji. Cztery gole w tym spotkaniu strzelił Ebi Smolarek. Swoje ostatnie trafienie dla reprezentacji zaliczyli wtedy Marek Saganowski oraz Mariusz Lewandowski. Tym samym reprezentacja wyśrubowała kolejny rekord – najwyższa wygrana w histrorii (10:0).

 

Luksemburg

6 spotkań (mecze eliminacyjne) – 5 zwycięstw, 1 remis, 0 porażek, bramki 23-4

  • 02.10.1966, Szczecin 4:0,El. ME 1968
  • 16.04.1967, Luksemburg 0:0, El. ME 1966
  • 20.04.1969, Kraków 8:1, El. MŚ 1970
  • 12.10.1969, Luksemburg 5:1. El. MŚ 1970
  • 10.10.1998, Warszawa 3:0, El. ME 2000
  • 09.06.1999, Luksemburg 3:2, El. ME 2000

W latach 60. aż czterokrotnie mierzyliśmy się z zespołem najmniejszego państwa Beneluksu i już w drugim spotkaniu zaliczyliśmy wpadkę. W następnych rywalizacjach nasza reprezentacja nie dała już żadnych szans przeciwnikowi. Kolejny mecz zakończył się wygraną 8:1, a pięć bramek strzelił Włodzimierz Lubański, dwa trafienia dołożył zaś Kazimierz Deyna i jedno Jerzy Wilim.

Nie licząc jednego meczu towarzyskiego, na następne starcie z Luksemburgiem kadra Polski czekała prawie 30 lat. W spotkaniu rozgrywanym na stadionie przy ul. Łazienkowskiej nasi piłkarze wystąpili w czarnych strojach i z tego powodu ten mecz zapadł w pamięci kibiców. Podopieczni selekcjonera Janusza Wójcika bardzo spokojnie wygrali 3:0. Przy pierwszym trafieniu Mirosław Trzeciak zabawił się z obrońcami i znakomicie wystawił piłkę Jerzemu Brzęczkowi. Następną bramkę strzelił Andrzej Juskowiak, a Mirosław Trzeciak dobił rywala.

W wyjazdowym starciu do pewnego momentu wszystko szło zgodnie z planem. W pierwszej połowie premierowe trafienie zanotował Rafał Siadaczka, bramkę do szatni strzelił Artur Wichniarek, czyli zrealizował się idealny scenariusz. Piłkarze zawsze powtarzają, że im dłużej w takich meczach nie wpada nic do sieci, tym większa narasta frustracja. Po przerwie Tomasz Iwan huknął z dystansu i podwyższył wynik, lecz na kwadrans przed końcem gospodarze wykorzystali błąd w kryciu naszej obrony, a w 83. minucie defensywa biało-czerwonych znowu przysnęła i zrobiło się 2:3. Polacy ostatecznie zdołali utrzymać prowadzenie.

*

Luksemburg, choć należy do nisko notowanych drużyn europejskich, to zdecydowanie jest dużo silniejszym zespołem od San Marino. Wystarczy choćby spojrzeć na jego wyniki w ostatnich latach. W trzech ostatnich zmaganiach eliminacyjnych nie zajęli ostatniego miejsca w grupie.

  • el. ME 2016: 5. miejsce, 4 punkty, bramki: 6-27
  • el. MŚ 2018: 5. miejsce, 6 punktów, bramki: 8-26
  • el. ME 2020: 4. miejsce, 4 punkty, bramki: 7-16

Zwłaszcza udana dla piłkarzy z księstwa była kampania eliminacyjna na mundial. Zremisowali wówczas 0:0 z Francją i to w dodatku na wyjeździe. Jasne, nie jest ekipa, której należałoby się obawiać, ale pod względem wyników sportowych nie wypada jej stawiać w jednym szeregu z Andorą czy Liechtensteinem. Przykład? A choćby wczorajsza wygrana 1:0 z Irlandią.

Gibraltar

2 spotkania: 2 zwycięstwa, 0 porażek i remisów, bramki: 15-1

  • 07.09.2014, Faro 7:0, el. ME 2016
  • 07.09.2015, Warszawa 8:1, el. ME 2016

Gibraltar to druga po Kosowie najmłodsza europejska reprezentacja zrzeszona w strukturach UEFA. Swój pierwszy mecz o punkty zagrała z reprezentacją Polski. Spotkanie odbyło się w portugalskim Faro, a kadra Adama Nawałki udanie rozpoczęła marsz po awans do francuskiego czempionatu. Choć do przerwy prowadziliśmy zaledwie jedną bramką ( 11. minuta, Kamil Grosicki), to w drugiej odsłonie polscy zawodnicy wbili wyższy bieg i wpakowali rywalom sześć goli. Cztery trafienia zaliczył wówczas Lewandowski, dwa Grosicki, a swoje jedyne trafienie w przygodzie z kadrą zaliczył Łukasz Szukała.

*

Równo za rok, na Stadionie Narodowym w Warszawie nasi reprezentanci także zrobili sobie trening strzelecki. Ponownie dwa pierwsze trafienia zanotował Grosicki, potem dwie bramki dorzucił  “Lewy”, a w 30. minucie Polska prowadziła już 4:0. W dalszej części rywalizacji doszło do kilku ciekawych zdarzeń. Otóż Robert Lewandowski oddał wykonanie rzutu karnego Jakubowi Błaszczykowskiemu, dzięki czemu strzelił on swoją pierwszą od prawie dwóch lat bramkę dla biało-czerwonych. A obaj panowie z powodu zamieszania z opaska kapitańską, delikatnie rzecz ujmując, nie przyjaźnili się ze sobą. Był to bardzo miły gest ze strony lidera kadry.

W tamtym spotkaniu zadebiutował Bartosz Kapustka i potrzebował zaledwie 11 minut, by okrasić występ golem. Na 180 sekund przed końcem meczu goście wykorzystali całkowite rozluźnienie w naszych szeregach i zdołali strzelić honorową bramkę, dzięki czemu widownia nagrodziła ich oklaskami. Ostatecznie Polacy wygrali 8:1.

Starcia z innymi reprezentacjami malutkich państw

W eliminacyjnych zmaganiach nie mieliśmy nigdy okazji trafić na Andorę czy Liechtenstein. Natomiast mecze towarzyskie z tymi reprezentacjami nie mają dla selekcjonerów większej wartości. Nie można na ich podstawie wyciągnąć wniosków, a zawodnicy  rywala bardzo często grają agresywnie, przez co łatwiej o przypadkowy uraz.

Najlepszą opcją jest ewentualnie starcie tuż przed turniejem – zawodnicy wówczas mogą odblokować się, poprawić sobie humoru przed najważniejszymi bataliami. Taki patent tuż przed Euro 2012 zastosował Franciszek Smuda – kadra zagrała wówczas z Andorą, a Polacy wygrali 4:0.

Z kolei z Liechtensteinem zmierzyliśmy się raz i było to spotkanie, w którym żegnano Jerzego Dudka. Polska pokonała 2:0 rywala, a kilka dni później w eliminacjach do MŚ 2014 zremisowała z Mołdawią. Ponadto dwa razy reprezentacja towarzysko zagrała z Maltą. Ostatnio w 2003 r.(4:o). W 1980 r. dwukrotnie pokonaliśmy ją eliminacjach do MŚ 1982. W pierwszej dekadzie XXI wieku trzy razy sparingpartnerem były też Wyspy Owcze. Nasza kadra zwyciężyła 2:1, następnie 6:0 (cztery bramki Pawła Kryszałowicza) i 4:0.

A co z jakimiś wpadkami? W latach 80. za kompromitację uważano zaś remis z Cyprem w ramach eliminacji do ME 1988. Jednak generalnie na przestrzeni lat takie wtopy zdarzały się incydentalnie. I oby tak już zostało w świecie, gdzie podobno nie ma już słabych drużyn.

Fot.Newspix

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
2
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

17 komentarzy

Loading...