Jeśli mielibyśmy wskazywać, kto notuje w ostatnim czasie najbardziej obiecujący progres wśród reprezentacji, gdzieś na szczycie listy znajdowałaby się Turcja. Czyli ekipa, która potrafi nie tylko grać ładnie dla oka, ale też zdobywać punkty z lepszymi od siebie. I to w stylu, jaki zapamiętuje się na długo. Przed chwilą przekonały się o tym choćby Holandia i Norwegia, a w poprzednim roku kilka innych ekip, które stawały do walki w roli faworytów. Chyba nie trzeba mówić, jakie musiało być ich zdziwienie na widok tak mocnej kadry.
Pytanie, gdzie właściwie należałoby umieścić Turcję w skali topowych reprezentacji w Europie? Cóż, w ostatnich latach nie bliżej niż gdzieś na tyłach czołowej, szerokiej stawki. Fakt braku awansów na cztery ostatnie mundiale mówi sam za siebie. Tak naprawdę ostatni poważny sukces na arenie międzynarodowej ten kraj odniósł w 2008 roku, kiedy zdołał dotrzeć do półfinału Euro. Jeszcze wcześniej miał miejsce historyczny wyczyn, czyli brązowy medal w 2002 roku. Poza tym – krucho.
- 2021 (luty): 32. miejsce w rankingu FIFA
- 2020: 29. miejsce
- 2019: 41. miejsce
- 2018: 38. miejsce
Wydaje się jednak, że dla tureckiej piłki nastały lepsze czasy. Ba, wiele wskazuje na to, że Turcja dokona rzeczy, która, jak dotąd, udała jej się tylko raz. Chodzi o występy na dwóch wielkich turniejach z rzędu, czyli coś, co zostało już w 50% wykonane. „Gwiazdy Półksiężyca” zagrają na najbliższym Euro, a obecna dyspozycja każe myśleć, że nie zabraknie ich również w Katarze. Wystarczy spojrzeć, na kim ci jegomoście zbierają skalpy.
Niestraszni im najlepsi
Norwegia z Erlingiem Haalandem na czele (swoją drogą całkowicie wyłączonym ze spotkania) przyjmuje Turków (w Maladze, ale jako gospodarz) – mecz w łeb. Holandia czy Francja jedzie do Stambułu – w łeb. Chorwacja i Niemcy – skruszone kopie. Nie ma tutaj przypadku. Na przestrzeni dwóch ostatnich lat Turcja udowodniła, że ma patent na równą walkę z jakościowo lepszymi zespołami. Gdyby podsumować każde jej spotkanie, okazuje się, że kroi nam się całkiem ciekawa drużyna w kontekście występu na najbliższym turnieju. Przypomnijmy: tam czekają na nią Włosi, Szwajcarzy i Walijczycy. Rywale grupowi jak najbardziej w zasięgu.
- W 2020 roku Turcja wygrywała lub remisowała z: Rosją, Chorwacją, Serbią, Niemcami
- 2019 (eliminacje) z: Islandią, Francją, Albanią, Grecją
- 2018 z: Ukrainą, Szwecją, Bośnią i Hercegowiną
Oczywiście część z tych meczów, taki jak z Niemcami czy Chorwacją, zostało rozegranych w wymiarze spotkań towarzyskich, ale nawet mimo tego nie da się nie docenić wykonanej przez nowego-starego selekcjonera pracy. Jest nim Senol Gunes, który prowadził reprezentację na historycznym mundialu w 2002 roku. Przejął kadrę po tym, jak w nie najlepszym kierunku popychał ją Mircea Lucescu w latach 2017-2019. Nie trzeba nawet daleko się zagłębiać, żeby zobaczyć różnicę między efektami obu kadencji. Wystarczy spojrzeć na różnice w średniej zdobywanych punktów.
Z poziomu 1,06 Turcja wskoczyła na pułap 1,95.
Co tu dużo mówić, Turcja zaczyna łapać kontakt z wyższą półką europejskich reprezentacji. Zresztą pokazała już w trakcie eliminacji do Euro 2020, że niestraszna jest im choćby Francja. Wyobraźmy sobie, że dzisiaj nasza kadra zdobywa cztery punkty z drugą ekipą w rankingu FIFA. To byłoby coś niebywałego. Ale nie dla kolegów z Azji, którzy omal nie wygrali tamtej fazy. Zabrakło tylko dwóch punktów. Wniosek? Tej reprezentacji trzeba się po prostu obawiać, choć nazwiska w niej występujące na ogół nie są jakieś wybitne. Okej, jest kilku piłkarzy z topowych lig, ale, sumując, trzeba to wszystko rozważać w kategoriach nie wyższej półki niż nasza. W takim bezpośrednim starciu trudno byłoby wskazać faworyta.
Turcja może zaskakiwać
Dobre wyniki nie biorą się znikąd. Nie ma tutaj mowy o reprezentacji, której coś się udaje przy pomocy szczęścia. Nie powiemy, że coś odbywa się psim swędem, bo to byłoby niesprawiedliwe. Można jednak odnieść wrażenie, że na papierze ta reprezentacja nie jest tak mocna, jak wskazywałyby na to ostatnie wyniki, czyli 4:2 z Holandią i 3:0 z Norwegią. Oczywiście znajdziemy tam kilka perełek oraz nazwisk, które wiele znaczą w swoich klubach, ale czy są to zawodnicy europejskiego formatu, którzy przebijają się do naszej świadomości jako kozacy w swoich ligach? No niekoniecznie. Może poza Calhanoglu i Soyuncu.
- Napastnikiem 35-letni Yilmaz, podstawowy napastnik Lille
- Skrzydłowym Karaman, podstawowy piłkarz Fortuny Dusseldorf
- Środkowym pomocnikiem Ozan Tufan, ważna postać w Fenerbahce
- Obrońcami rezerwowy Sassuolo i zawodnik drugiej ligi francuskiej
- Bramkarze z Trabzonsporu i Fenerbahce
Jasne, nie brzmi to źle. Wiele reprezentacji chciałoby mieć w swoim zespole strzelca jednej z najlepszych drużyn Ligue 1 czy pomocnika z topu ligi włoskiej. Tylko że na kilku piłkarzy większego formatu przypada kilkunastu takich, którzy przeciętnemu kibicowi za wiele nie mówią. Mimo to obecny selekcjoner wyciąga z posiadanego materiału absolutne maksimum. Turcja nigdy nie była światową potęgą, więc oczekiwań wobec niej nie można mieć żadnych. Ale naszej uwadze nie może umknąć fakt, że tam tworzy się coś fajnego. Coś, co pozwala myśleć o regularnych wyjazdach na turnieje i daje realne szanse na pokrzyżowanie planów potentatom.
Największy atut Turków? Skuteczność. Nieważne, czy grają u siebie, czy na wyjeździe. Efekty zawsze są podobne. Tak naprawdę jedyną reprezentacją, która znalazła sposób na „Gwiazdy Półksiężyca” w ostatnim czasie i to dwukrotnie, są, o dziwo, Węgry. Poza tym wygląda to naprawdę dobrze.
- Trzy strzały celne z Norwegią – trzy gole. Sześć z Holandią – cztery gole.
- Cztery strzały z Chorwacją – trzy gole. Sześć strzałów z Niemcami – trzy gole
- Jeden celny strzał z Francją – gol
W przyszłym roku miną dwie dekady od momentu, gdy ta reprezentacja sięgnęła po brązowy medal w Korei. Raczej trudno sobie wyobrazić przyszłość, wedle której historia zatoczy koło, tym bardziej w dobie dzisiejszego futbolu, gdzie nie widzimy tak często wielkich niespodzianek, ale – kto wie. Ten sam selekcjoner, podobnie efektowna i efektywna gra zespołu, rola underdoga. Sęk w tym, że najpierw na mundial trzeba się dostać. Drugie miejsce w fazie eliminacyjnej oznacza nieprzewidywalne baraże, choć jeśli Turcja będzie grała tak jak w pierwszych dwóch kolejkach, pozycja na pole position będzie dość klarowna. Warto śledzić rozwój tej drużyny, bo najprawdopodobniej jeszcze nie raz usłyszymy o jej wyczynach.
Fot. Newspix