Reklama

Leszek Milewski: może nie najtaniej, ale jako tako

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

26 marca 2021, 14:22 • 8 min czytania 33 komentarzy

Trzech selekcjonerów, którzy osiągnęli w XXI wieku z reprezentacją Polski największy sukces? Adam Nawałka, bo ćwierćfinał Euro. Leo Beenhakker, jednak, bo ta grupa eliminacyjna z Belgią, Serbią, Portugalią naprawdę była przemocna, a on ją wygrał przeciętną drużyną. Jerzy Engel, jednak, bo wprowadził Polskę na finały po szesnastu latach. Natomiast wymowne: każdy z tych selekcjonerów miał dramatyczny początek. Nie słaby, a beznadziejny. 

Leszek Milewski: może nie najtaniej, ale jako tako

Adam Nawałka wierzył, że może wziąć kadrę Górnika Zabrze, wzmocnić ją ze trzema zawodnikami, a potem zawojować świat. Okazało się jednak, że grałby w ten sposób po prostu jak Górnik Zabrze, wzmocniony trzema zawodnikami, czyli dostawał w trąbę. Nawałka wierzył, że  Rafał Kosznik to nowy Roberto Carlos, sprawdzał sympatycznego skądinąd Adasia Marciniaka. To Marcin Kamiński, a nie Kamil Glik miał być skałą, wokół której Nawałka chciał budować defensywę. Na dzień dobry Nawałka przegrał ze Słowacją 0:2, która to Słowacja kilka dni później potwierdziła swoją niezrównaną jakość remisując z Gibraltarem. Kolejne miesiące Nawałki to pielgrzymki na kolanach po Polanskiego, który wypraszał selekcjonera z wycieraczki, szereg koszmarnych meczów. W zasadzie aż do meczu z Niemcami, czyli przez blisko rok, było źle.

Leo Beenhakker podczas pierwszego zgrupowania nie miał jakiegokolwiek rozeznania wobec polskiej piłki, powołał jeszcze po prostu piłkarzy Janasa, czyli choćby już schodzącego z wolna ze sceny Szymkowiaka. Pierwsze trzy mecze miał tak złe, że w zasadzie mówiło się, iż haniebną domową porażką z Finlandią na dzień dobry położył eliminacje. W Kazachstanie, w czwartym meczu, miał grać o posadę. Uratował go Ebi Smolarek, w którego pierwotnej ocenie Beenhakker całkowicie się pomylił.

Reprezentacja Jerzego Engela przez pierwsze pół roku nie potrafiła strzelić bramki. Engel wierzył, że w jego kadrze – tak, tak – kluczową rolę odegrać mogą jeszcze Sławomir Majak, Ryszard Czerwiec i Krzysztof Bizacki. Naprawdę, pierwsze założenie jego kadry, testowane z Hiszpanią, to Czerwiec na playmakerze. Przypomnijcie sobie losy tej kadry i jak daleko odeszła ona od pierwotnego pomysłu gry Ryszardem Czerwcem na playmakerze.

Tym, którzy nie pamiętają, zdradzę – dalej odejść się nie da.

Reklama

Jak dobrze wiecie – lub nie wiecie – szampanów po zatrudnieniu Paulo Sousy nie otwierałem. Spodziewałem się, że skoro w tak nagłym trybie zmieniamy szkoleniowca, to na lepsze nazwisko. Ale skoro już zmiana została dokonana, to trzeba tę kandydaturę potraktować uczciwie. Fakty, według mnie, są na ten moment takie:

Sousa miał tyle czasu z drużyną, że w ramach przygotowania przed Węgrami maksymalnie mógł jej puścić “Gladiatora”. No, może jeszcze jeden trening i “thank you for your concentration” po meczu.

Sousa pomylił się ze składem wyjściowym.

Co przyznał po meczu, zamiast iść w jakąś szaloną narrację, zakłamywanie rzeczywistości.

Sousa w trakcie meczu zareagował zmianami, które odniosły skutek.

To naprawdę w trenerce nie działa tak, że przychodzi nowe nazwisko, wyciąga magiczną różdżkę, mówi “vingardium brzęczkoza” i drużyna już gra dokładnie pod jego dyktando. Fajnie by było, jakby trenowanie drużyny było takie proste. Ale nie jest. W porównaniu do innych kadencji, pomylenie się ze składem to nie jest wielki grzech. Oczywiście mam w pamięci, że choćby Brzęczek zaczynał obiecująco, a potem było tylko gorzej.

Reklama

O Węgrach pisałem – nie uważam ich za siódmy sort kubańskich pomarańczy. To drużyna, która jest na fali, awansowała na Euro, wygrała Ligę Narodów B z Turcją, Serbią, Rosją. Od dwóch lat dokręcają śrubki, Marco Rossi jest tam chwalony. Spodziewać się, że my z marszu pojedziemy i ich gładko opieprzymy, bo mamy Lewandowskiego i kogoś jeszcze, to jest brak pokory. Brak szacunku do rywala. I zapomnienie, że piłka nożna jest sportem zespołowym. To zespół decyduje, a nie goły overall w FIFA.

Nie przegraliśmy meczu, który w wypadku porażki ustawiłby nas od razu pod ścianą. Dwukrotnie w tym meczu przegrywaliśmy, ale nie przegraliśmy. Styl gry był żenujący do 60. minuty, Węgrzy mieli ten mecz poukładany tak, jak chcieli i w sumie zdziwiło mnie, że utracili nad nim kontrolę.

Wynik był lepszy niż gra, ale ten wynik może okazać się kluczowy.

Na razie – jak na głównej grafice – jest może nie najtaniej, ale jako tako. Ale “jako tako” na ten moment to i tak nie jest zły wynik. Ja mam sporo szacunku do “jako tako” w tej sytuacji, biorąc wszystkie okoliczności pod uwagę.

***

Bramka Lewandowskiego… W tenisie przy każdym uderzeniu – no, przy każdym uderzeniu w poważnych zawodach – sprawdzają prędkość lotu piłki. Tu też ta technologia by się przydała.

Może oglądam za dużo Ekstraklasy – raczej na pewno – natomiast przez to skrzywienie myślałem, że już jest po akcji. Bo napastnik przyjął. Bo napastnik poprawił. Bo nie miał wcale tak szalenie blisko do tej bramki, a jeszcze dobrych czterech czy pięciu obrońców między strzelającym a bramkarzem. W Ekstraklasie z czegoś takiego byłby maksymalnie rzut rożny, a i to przy sprzyjających wiatrach. Znacznie bardziej spodziewany scenariusz:

Też rzut rożny.

Ale po drugą bramką, bo kontra.

A tutaj Lewandowski nie zostawił najmniejszych szans. To jest ta klasa.

Przyznam szczerze, patrzyłem na jego występ wyjątkowo uważnie, bo na jego plecach spoczywała większa presja niż zwykle. Wiadomo, że jak jesteś najlepszym piłkarzem świata, to w każdym meczu wymaga się od ciebie, byś decydował o wyniku, byś pociągał za sznurki. Ale cała sprawa ze zwolnieniem Brzęczka… No, może teoria spiskowa, może musicie w myślach puścić teraz melodię z Archiwum X, ale jednak trudno nie sądzić, że gdyby Brzęczek miał zaufanie piłkarzy, a przede wszystkim swojego kapitana, to by został. Gdyby Lewy stanął za nim murem, to sytuacja mogłaby wyglądać inaczej.

Ale Lewy za Brzęczkiem nie stanął.

Nawet poniedziałkowa konferencja prasowa z Lewym – liczba pytań, w których pytano, czy Sousa rozmawiał z Lewym, ile razy, jaki ma pomysł na to, by z Roberta wydobyć jak najwięcej… Można było się zastanowić, kto tu jest piłkarzem, kto trenerem, czyli tym, kto ostatecznie decyduje. To znowu brzmiało tak, jakby słaby mecz Lewego miał iść na konto trenera, że nie dał sobie rady z kapitanem.

Dlatego postanowiłem wymagać. Nie chuchać, dmuchać.

I moim zdaniem Lewy dowiózł. Miał trudny mecz. Trochę z pogranicza MMA. Ale pokazał światową klasę w najtrudniejszym momencie. Bo tak uważam, że trudniejszy był ten, gdy po odrobieniu strat dostaliśmy dzwona. Po golu kontaktowym gołym okiem było widać jazdę na euforii. Gdy mimo niej, choć już poczułeś krew, tracisz bramkę na 2:3 – no, to naprawdę może podciąć skrzydła. I Lewy w tej właśnie chwili nie pozwolił, by spełnił się klasyczny scenariusz o honorowej porażce.

Myślę, że ta bramka znajdzie się wśród moich ulubionych Roberta dla kadry. Nie na podium, ale zapamiętam ją.

***

Szkoda, że nie weszły Lewemu te nożyce zza szesnastki. Przecież jakby to wpadło, chyba Węgrzy zerwaliby polsko-węgierską przyjaźń. Tego byłoby już za wiele.

***

Na koniec zdradzę wam swój sekret: nie ufam Wojciechowi Szczęsnemu. Jak widzę go w jedenastce, mam obawy.

To trudne do wytłumaczenia, bo mówimy o topowym bramkarzu, grającym w Juventusie, pokazującym wielokrotnie w klubie swoją klasę. Bramkarz na szczytach futbolu od tak wielu lat, że trudno to sobie w pełni uzmysłowić. Wojtek, choć ma dopiero trzydziestkę na karku i ładnych kilka lat topowego grania – a kto wie, może i dekadę jak u Boruca? – debiutował w Arsenalu w 2009 roku. W Lidze Mistrzów gra dziesięć lat. Na poważnym, w zasadzie najwyższym poziomie futbolu jest od czasów, gdy:

  • w reprezentacji Polski grał Dawid Plizga
  • Polonia Bytom grała w Ekstraklasie
  • Wisła Kraków zdobywała mistrzostwo Polski
  • czołowymi strzelcami Ekstraklasy byli Frankowski z Niedzielanem.
  • Widzew od tamtej pory zdążył spaść z Ekstraklasy, zbankrutować, a potem wrócić z IV ligi do walki o Ekstraklasę

Tyle lat doświadczenia. Szczęsny powinien być w reprezentacji Polski legendą. Ponad sto meczów, kluczowa postać na dużych turniejach, te sprawy.

Tymczasem jak jest, wszyscy wiemy.

Nikt nie odbierze mu meczu z Niemcami na Narodowym, dołożył nie cegiełkę, ale swoją taczkę cegieł. Wcześniej było też 2:2 w Gdańsku, które w tamtym momencie wydawało się ważne, dziś – już trochę mniej.

Ale cieniem na jego grze kładą się po prostu zawalone mecze, w dodatku ważne mecze.

Euro 2012. Mundial 2018, ten kuriozalny wypad na ryby z Senegalem. Wczorajszy występ był kompromitujący, liczba niepewnych interwencji szokująca. Pamiętacie ten wypad po piłkę, gdzie ostatecznie źle policzył odległość i musiał ratować się wybiciem piłki głową na linii pola karnego? Miał szczęście, że spadła po tym zagraniu pod nogi naszego zawodnika, czego przecież w żaden sposób nie kontrolował. Gdyby było inaczej, pusta bramka, gol oddany za darmo. A w ogóle Szczęsny w tej akcji nie powinien wychodzić, nie było takiego zagrożenia – zagrożenie sprawił dopiero on sam wyjściem do piłki.

W zasadzie przy każdym golu umoczony. Przy pierwszym wyszedł, wrócił, potem dostał gola na krótki słupek. Przy drugim najdziwniejsza interwencja, bramkarz w slow motion. Przy trzecim to on najpierw niepewnym wybiciem pozwolił, by w ogóle akcja zaistniała.

Nie może tak być, że nie wiadomo ile czekamy na Szczęsnego. To jest Polska, tutaj mamy całe grono cenionych bramkarzy. Może gdzieś, w jakimś nie mającym takich tradycji piłkarskich kraju, na Szczęsnego dałoby się czekać, ale nie u nas, gdzie jest taka konkurencja, że – czy się ta komuś postać podoba czy nie – Gikiewicz ma najlepsze noty Kickera wśród bramkarzy Bundesligi, a nie jest nawet w orbicie zainteresowań reprezentacji Polski. Drągowski w Serie A ma mocną pozycję, nie tylko z uwagi na brodę wikinga, a też ma do bramki kawał drogi.

Bramkarz reprezentacji Polski MUSI BYĆ JEDNYM Z JEJ NAJMOCNIEJSZYCH OGNIW. Za duży mamy tutaj potencjał. Jak nie daje rady Szczęsny, a szczególnie, jak nie daje rady znowu, to niech gra kto inny.

Leszek Milewski

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Wygrywa tytuły, ale nie jest cudotwórcą. Ante Simundza, nowy trener Śląska Wrocław

Szymon Janczyk
4
Wygrywa tytuły, ale nie jest cudotwórcą. Ante Simundza, nowy trener Śląska Wrocław

Komentarze

33 komentarzy

Loading...