Reklama

Jeden mecz, który wszystko może zmienić

Piotr Stolarczyk

Autor:Piotr Stolarczyk

21 marca 2021, 12:02 • 4 min czytania 2 komentarze

Trenerzy zgodnie powtarzają, że najlepszym sposobem na wyjście z kryzysu jest wygrana. Po prostu wygrana. Jasne, zmiana profilu treningowego, rotacje w składzie, inna taktyka albo wyjścia integracyjne są ważne, ale nic tak nie pomaga, jak zwycięstwo, nawet to przepchnięte na kolanie. Dość popularna jest teoria, że wystarczy, że wpadną trzy punkty, a potem już jakoś ruszy. W ostatniej kolejce Stal Mielec zdołała odwrócić losy rywalizacji z Podbeskidziem i ostatecznie pokonała rywala walczącego z nią o utrzymanie. Czy podopieczni Leszka Ojrzyńskiego dzięki temu zaczną już regularnie wygrywać? 

Jeden mecz, który wszystko może zmienić

Tak naprawdę nie ma jednego klucza, schematu odnośnie do drużyn z naszej Ekstraklasy, które znajdują się w okolicach “strefy grillowanej” i ich ewentualnego wyjścia z dołka. Na przykładzie kilku zespołów można sformułować twierdzenie, że impuls w postaci zwycięstwa okazał się punktem zwrotnym. Czasami zaś wyszarpany komplet “oczek” to tylko chwilowy efekt poprawy, a za jakiś czas wszystko wraca do normy. To trochę jak z pacjentem i syndromem gasnącej świecy: przed śmiercią nagle doznaje nieoczekiwanej poprawy stanu zdrowia.

Stal nabierze rozpędu?

Dla ekipy z Mielca poniedziałkowe zwycięstwo może stanowić najlepsze panaceum na problemy z dobrą dyspozycją. Takie starcia niesamowicie potrafią zbudować drużynę, odblokować ją w sferze mentalnej. Wcześniej nie wygrała aż sześciu z meczów rzędu, w spotkaniu z Góralami przegrywała do przerwy 0:1, ale siłą woli, dzięki determinacji uciekła ze stryczka.

To powinno dodać mielczanom pewności siebie. Przecież udowodnili sobie, że są w stanie wyjść z opresji. Wreszcie to im zaczęło sprzyjać szczęście – bramkarz rywala nie wyczyniał cudów na linii, nie sprawdzali wytrzymałości aluminium. Nie oddali łupu w końcówce. Gracze ofensywni przestali na potęgę pudłować. Można? Jak widać można.

Natomiast w tym sezonie Stal już raz rzekomo wyszła z kryzysu. W pierwszych pięciu meczach po przyjściu Leszka Ojrzyńskiego zdobyła dziesięć punktów, w tym pokonała na wyjeździe Legię Warszawa. W tamtym czasie wydawało się, że zespół najgorsze ma już za sobą. Nic bardziej mylnego. Po miesięcznej przerwie fatalnie rozpoczął rundę rewanżową. Przyczyn tamtej diametralnej poprawy dopatrywano głównie w efekcie tzw. nowej miotły. Choć sprowadzenie zwyżki formy tylko i wyłącznie do zmiany szkoleniowca byłoby zbyt dużym uproszczeniem.

Reklama

Przykłady Wisły Płock czy Podbeskidzia także pokazują, że dyspozycja zespołów walczących o utrzymanie to jedna wielka sinusoida. Cenne przełamanie na jakiś czas zmienia oblicze zespołu, a potem znowu następuje powrót do rzeczywistości. Drużyna z Bielska-Białej niespodziewanie odprawiła z kwitkiem mistrzów Polski, następnie wygrała z Górnikiem, jednak już od pięciu meczów nie zaznała smaku zwycięstwa. Owszem, noworoczny bilans: dziewięć punktów w siedmiu meczach, nie jest katastrofalny. Tylko że dwa początkowe zwycięstwa finalnie podziały na chwilę.

Z kolei Nafciarze w 13. kolejce nieoczekiwanie rozprawili się na wyjeździe z Lechią Gdańsk i następnie trzy razy z rzędu zgarnęli komplet punktów. Ale wystarczyła jedna wysoka porażka z Legią (2:5), a ekipa Radosława Sobolewskiego posypała się jak domek z kart.

Może to dziwić, niemniej bardzo dobrze widać, jak wielką rolę w walce o utrzymanie odgrywa u piłkarzy sfera mentalna. Jedno udane spotkanie potrafi niesamowicie nakręcić drużynę, jednak wystarczy drobna rysa na szkle i problemy wracają.

Wisła Kraków złapała regularność

Wprawdzie w dwóch ostatnich rywalizacjach “Biała Gwiazda” zdobyła zaledwie “oczko” i wpadła w drobny zastój, lecz od momentu przedświątecznej wygranej w Poznaniu zespół Petera Hyballi zaczął regularnie punktować: trzy zwycięstwa, dwa remisy, dwie porażki. Dodajmy, że porażka z Piastem przytrafiła się w bardzo pechowych okolicznościach.

W przypadku Wisły nie ma niespodziewanej serii wygranych, a następnie kolejnego zjazdu formy – jest za to stabilizacja. Oczywiście, że bilans punktowy nikogo nie zwala z nóg, a niemiecki szkoleniowiec nie będzie za to nominowany do wszelkich nagród na koniec sezonu. Tylko widać gołym okiem, że to nie jest wyłącznie kwestia chwilowego impulsu, fali entuzjazmu.

Z tym że najpierw potrzebny był ten mit założycielski w postaci arcyważnej wygranej z Kolejorzem. Przełamanie jest podstawą, ale rzecz jasna o dalszej dyspozycji decydują też inne czynniki: przygotowanie fizyczne, trafione wybory personalne, a przede wszystkim konkretny plan na dane spotkanie. W poprzednim sezonie Wiślacy również tuż przed przerwą zimową zdołali zrobić ten pierwszy krok w stronę poprawy. Pokonali wówczas liderującą Pogoń Szczecin, choć przedtem wyśrubowali serię dziewięciu spotkań bez wygranej.

Reklama

Dobra atmosfera, podniesione morale, walka i jeżdżenie na tyłku – jasne – są często niezbędne do tego, by zespół walczący o utrzymanie zaczął punktować. Jednak nietrudno odnieść wrażenia, że to działa tylko na cztery, góra pięć meczów. Pewność siebie i odpowiedni mental to jedno, ale te czynniki muszą iść w parze z realizacją założeń taktycznych i skutecznością. Inaczej cenne przełamanie okaże się krótkotrwałym lekiem przeciwbólowym na problemy.

 

 

 

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

2 komentarze

Loading...