Duża niespodzianka na dobry początek 21. kolejki w pierwszej lidze. Górnik Łęczna dotychczas świetnie sobie radził na własnym obiekcie, a dzisiaj nieoczekiwanie poległ w starciu z Koroną Kielce. Nie powiemy, że poległ zasłużenie, ponieważ był to typowy mecz na remis, aczkolwiek podopieczni Kamila Kieresia zrobili dzisiaj zdecydowanie za mało, by udowodnić wyższość nad Koroną. I zostali skarceni.
Górnik Łęczna – Korona Kielce. Wielkie błędy indywidualne
W pierwszej połowie bardzo długo nie działo się nic godnego uwagi. Była to właściwie kwintesencja pierwszoligowego paździerzu. Jedni i drudzy koncentrowali się na rzucaniu długich piłek na uwolnienie i szukali swoich szans po stałych fragmentach gry. I kiedy już zaczęliśmy podejrzewać, że do przerwy taki stan rzeczy się utrzyma, zlitować się nad widzami postanowili zawodnicy Korony. A konkretnie – Mario Zebić. Oczywiście przez „zlitowanie się” nie mamy na myśli tego, że Chorwat przeprowadził jakąś spektakularną akcję w ofensywie, która poderwała nas z fotela. Nic z tych rzeczy. Zebić w zupełnie niegroźnej sytuacji sfaulował rywala we własnym polu karnym i podarował Górnikowi rzut karny.
Chorwat tak się swoim błędem przejął, że aż się przeżegnał z rozpaczy. W sumie to się nie dziwimy. Miłosierny Bóg pewnie mu tego babola wybaczy, ale trener Kamil Kuzera może się okazać znacznie mniej wyrozumiały. Szczęście w nieszczęściu Zebicia polega jednak na tym, że Paweł Wojciechowski nie wykorzystał jedenastki. Uderzył czytelnie i Marek Kozioł czujnie sparował strzał. Choć gdyby sędzia Mariusz Złotek był bardziej precyzyjny, to chyba mógłby zarządzić powtórkę karnego. Wydaje się, że bramkarz Korony za szybko opuścił linię bramkową obiema stopami.
Nie było jednak czasu, żeby się nad tym zastanawiać, bo za moment narozrabiał golkiper gospodarzy. Maciej Gostomski postanowił złapać piłkę zagraną przez kolegę z zespołu i Złotek podyktował rzut wolny pośredni. Wprawdzie z bardzo ostrego kąta, ale i tak była to najlepsza sytuacja bramkowa Korony w całej pierwszej połowie. Ostatecznie strzał gości do siatki nie wleciał – czujnie zachowali się Gostomski i obrońcy.
Górnik Łęczna – Korona Kielce. Niespodziewany cios
Trochę się zatem dzisiejsze starcie rozkręciło, zatem liczyliśmy po cichu, że i druga połowa nie zawiedzie.
Przede wszystkim oczekiwaliśmy czegoś więcej od Górnika. Łęcznianie ostatecznie marzą o bezpośrednim awansie do Ekstraklasy, plasują się na drugim miejscu w tabeli, tymczasem mieli potężne kłopoty ze skleceniem ataku składającego się z pięciu celnych podań. Inna sprawa, że gracze Korony obrzydzali rywalom grę piłką. Tylko w pierwszej połowie popełnili aż trzynaście przewinień. Chciałoby się rzec: widać rękę trenera Kuzery.
I faktycznie – Górnik na początku drugiej odsłony meczu wyraźnie przycisnął i poszukał swojego gola. Efekt? No jasne, że gol dla Korony. No jasne, że po kuriozalnym zachowaniu w defensywie w wykonaniu piłkarzy z Łęcznej. Jakub Łukowski, choć otoczony chyba przez pięciu obrońców i będący bez żadnych szans na zrobienie z piłką czegoś ciekawego, wywalczył faul wewnątrz szesnastki, a Jacek Podgórski z jedenastu metrów okazał się skuteczniejszy od Wojciechowskiego. Gospodarze znaleźli się zatem w poważnych tarapatach. Trochę na własne życzenie, a trochę przez sędziego Złotka. No bo im dłużej oglądamy powtórki tej sytuacji, tym bardziej widzimy tam padolino Łukowskiego, a nie faul Midzierskiego lub Maka.
Górnik Łęczna – Korona Kielce. Niemrawa końcówka
Czy gospodarze rzucili się do odrabiania strat? Niby tak, ale nie do końca. Starali się zdominować Koronę, ale w sumie kiepsko im to wychodziło i kielczanie bardzo pewnie odpychali zagrożenie spod własnego pola karnego. A nawet jeśli już udawało się ekipie Kamila Kieresia coś ciekawego wykreować, to na posterunku był znakomicie dysponowany Kozioł. Gospodarzom nie pomogły także zmiany – Kiereś w sumie wykonał ich pięć, oddelegował na murawę z ławki między innymi Śpiączkę, Jagiełłę czy Cierpkę, ale żaden z nich nie wypłynął znacząco na przebieg spotkania.
Zabrakło dzisiaj Górnikowi kreatywności, zabrakło dynamiki w atakach. Nie było elementu zaskoczenia. Dlatego Koronie tak naprawdę do zwycięstwa wystarczyła zwyczajna solidność w tyłach – nie licząc wpadki z karnym – i czujność bramkarza. Kiepsko to w sumie o drużynie z Łęcznej świadczy. Z tak niemrawą postawą w ofensywie trudno będzie jej skończyć sezon na drugim miejscu w tabeli, nawet biorąc pod uwagę kłopoty bezpośrednich rywali.
GÓRNIK ŁĘCZNA 0:1 KORONA KIELCE
(J. Podgórski 59′)
fot. NewsPix.pl