- Witam, ty zawsze bez trzech punktów, kiedy wygrasz?
- Witam, chyba nigdy.
Pozwoliliśmy sobie zacząć tekst po meczu Cracovii od nawiązania do popularnego mema, bo raz, że dość fajnie pasuje, a dwa, że Cracovia w ostatnim czasie trochę jak mem wygląda. Pasy właśnie zaliczyły dziewiąty mecz ligowy z rzędu bez zwycięstwa. Dostały wciry od Piasta Gliwice, dość gładko. Żarty powoli naprawdę się kończą. W przypadku wygranych Stali Mielec i Podbeskidzia Bielsko-Biała zespół Michała Probierza może przerwę na kadrę spędzić na ostatnim miejscu w tabeli.
Dziewięć meczów bez zwycięstwa. Przecież to prawie 1/3 sezonu. W lidze, w przypadku której trudno nie odnieść wrażenia, że wyniki są losowane. Gdzie naprawdę niełatwo nie trafić na drużynę, która akurat znajduje się w mniejszym lub większym kryzysie. A mimo wszystko Pasom ciągle nie udaje się wygrać (oczywiście w lidze). O zagraniu fajnego meczu i stworzeniu ciekawego widowiska już nawet nie wspominamy. To, co uskutecznia Cracovia, to w zasadzie jakaś zbrodnia przeciwko piłce. Nie wolno pokazywać tego najmłodszym – no chyba, że chcemy zrazić pociechy do tego pięknego sportu.
Piast dawno nie wygrał tak łatwo. W grudniu podopieczni Waldemara Fornalika rozbili beznadziejne Podbeskidzie, ale od tego czasu każdy z ich rywali stawiał większy opór niż Pasy, którym przecież desperacko powinno zależeć na punktach. Dziś bardzo fajny dzień miał Gerard Badia, który po raz pierwszy od stycznia wyszedł w podstawowym składzie, do Hiszpana ochoczo dołączył Świerczok i goście z Krakowa już kręcili się na karuzeli.
Duet ten dał Piastowi prowadzenie już na początku meczu. Fatalnie w środku pola zachował się Fiolić, później nieco absurdalną pułapkę ofsajdową próbował założyć Szymonowicz. Skończyło się tak, że Świerczok dostał piłkę na wolne pole, wybiegając gdzieś z połowy boiska, nawinął Niemczyckiego i pomimo tego, że trochę wyrzucił się do boku, to Alvarez nie dał rady skutecznie interweniować. A jakieś dziesięć minut później to napastnik znalazł w polu karnym hiszpańskiego skrzydłowego, ten jeszcze pięknie odegrał do Sokołowskiego, ale wmieszanie w tę współpracę osób trzecich nie przyniosło nic dobrego.
Okej, przynajmniej w tej konkretnej sytuacji. Bo akurat w drugiej połowie Steczyk pięknie się dostosował do poziomu. Dostał piłkę na lewym skrzydle, ściął do środka i przymierzył tak, jak w podręczniku jest napisane. Wzór. I okej, nie było tak, że Piast stworzył sobie tyle okazji, że mógł walnąć nawet tyle goli co w grudniu w Bielsku, ale ta przewaga nie podlegała dyskusji.
Cracovia słabo broniła, ale też gra jej się nie kleiła z przodu. W zasadzie był w tym meczu tylko jeden moment, w którym można by pomyśleć, że Pasy mają jakąkolwiek szansę, żeby wywieźć z Gliwic coś innego niż powód do kolejnych zmartwień. W 58. minucie, jeszcze przy stanie 0-1, Marcos Alvarez strzelał z sześciu metrów po akcji, którą rozegrał z Siplakiem, ale trafił wprost w Placha. Kilka minut później gola sieknął Steczyk i do widzenia.
Pora to głośno powiedzieć/powtórzyć: taka Cracovia można z tej ligi zlecieć z hukiem.