Makana Baku ma bardzo ciekawe CV. W zeszłym sezonie spisywał się w Holstein Kiel na tyle dobrze, że zapraszano go do reprezentacji Niemiec U-21, w której rozegrał trzy spotkania. Później zjechał z formą i został odstawiony od składu. W tym sezonie nie znalazł się ani razu nawet na ławce rewelacji 2. Bundesligi. Dlaczego to wszystko się posypało? Skrzydłowy Warty, autor dwóch goli i asysty w dwóch meczach, opowiada o tym w wywiadzie.
Pamiętasz Przemysława Płachetę?
Czemek Placheta? Oczywiście!
Ciekawa sprawa, spotkaliście się w Sonnenhof Großaspach, gdzie w trzeciej lidze jako dwaj młodzi piłkarze rywalizowaliście o miejsce w składzie. Ty grałeś wtedy regularnie, a Płacheta zaliczył tylko dwa ogony. Nie dałeś mu pograć.
Jako jego rówieśnik bardzo dobrze go rozumiałem. Obaj byliśmy wtedy najmłodszymi zawodnikami w całym zespole. Przemek był typowym przykładem chłopaka, który miał problem z wejściem do seniorskiej drużyny albo generalnie przebiciem się w innym kraju. Nie mówił dobrze po niemiecku i miał kłopoty, by zintegrować się z drużyną. To była wtedy moja przewaga, bo w moim kraju było mi łatwiej o szansę. Próbowałem zawsze być pomocny, ale zadecydowały tutaj pewnie sprawy pozaboiskowe. Cieszę się, że Przemek tak dobrze się rozwinął. To dobry piłkarz i pewnie w przyszłości dużo pokaże.
Jak duże zainteresowanie budzi młody chłopak, który w trzeciej lidze niemieckiej zalicza w jednym sezonie 4 gole i 8 asyst, grając w klubie, który broni się przed spadkiem?
Całkiem duże. Miałem wtedy sporo ofert, ale uznałem, że największe szanse będę miał w Holstein Kiel, gdzie przedstawiono mi konkretny plan na moją osobę. Miałem poczucie, że właśnie tego chcę. Były też propozycje z innych krajów, ale chciałem przede wszystkim zostać w Niemczech.
A z 1. Bundesligi?
Tak, były. Ale nie chciałem z nich korzystać. Byłem i wciąż jestem młody, więc kluczowe było dla mnie przejście do klubu, gdzie będę mógł grać. A nie byłem pewien, czy grałbym w 1. Bundeslidze. Wolałem być na boisku niż w najwyższej lidze. Zawsze najważniejsza jest dla mnie gra, dlatego też opuściłem Mainz, gdzie jako zawodnik drużyny U-19 miałem możliwość pozostania w klubie, ale tylko w drugiej drużynie. Wolałem wtedy trafić od razu do seniorów. Przyszła oferta z Sonnenhof, uznałem, że wolę z niej skorzystać, niż być w rezerwach.
W Holstein Kiel świetnie zacząłeś, strzeliłeś cztery bramki, dostałeś powołanie do niemieckiej kadry U-21. A potem wszystko się posypało. Dlaczego?
I to jest bardzo dobre pytanie. Szczerze mówiąc, sam sobie je zadaję. Jasne, doszło w klubie do zmiany trenera, ale to nie jest żadna wymówka. W piłce musisz być elastyczny, dopasować się po każdej sytuacji i masz problem, jeśli nie znajdziesz się w stu procentach „po dobrej stronie”. W pewnym momencie nie mogłem nawiązać do moich występów z początku sezonu. Straciłem miejsce w składzie i nie miałem jak się pokazać. To nie jest tak, że jestem roszczeniowy, ale żeby wejść na jakiś poziom, potrzebuję czuć zaufanie trenera i dyrektora sportowego. W moim przypadku tego nie było. Ciężko trenowałem, ale szansy nie dostawałem. Po roku musiałem zastanowić się, co dalej. Jestem młody, muszę grać i się rozwijać. Zacząłem się więc rozglądać za czymś innym. I tak trafiłem do Warty.
Kulminacją było ostatnie pół roku, gdy ani razu nie znalazłeś się nawet w kadrze pierwszego zespołu.
Podczas przygotowań do sezonu odniosłem drobny uraz. Doszedłem do zdrowia i przyplątał się kolejny i kolejny. Cały czas nie mogłem złapać rytmu przez kontuzje. Nie było to nic wielkiego, raczej drobne rzeczy, ale nie mogłem przez nie dojść do stuprocentowej formy. Gdy nie przepracowałem pełnego obozu przygotowawczego, trener powiedział mi, że w tej sytuacji nie będzie mnie brał pod uwagę na pierwsze mecze. Jestem ambitnym gościem i gdy nie idzie, potrafię to uczciwie ocenić. Trener widocznie miał powody, skoro na mnie nie stawiał. Nie mogę powiedzieć, że nie byłem wystarczający dobry piłkarsko. Traktuję te sześć miesięcy jako szerszy proces, to dla mnie lekcja, zebranie pewnego doświadczenia.
Nie widziałeś dla siebie żadnych szans na grę w tej rundzie w Holstein?
No, nie było na to zbyt dużego potencjału. Do tego drużynie szło całkiem dobrze. Byłoby ciężko dostać jakieś minuty.
Uwe Stöver, dyrektor sportowy Holstein, powiedział po twoim odejściu: “Makana nie mógł przebić się w tym sezonie przez mocną konkurencję na skrzydłach”. Widzisz to podobnie? Konkurencja była zbyt mocna?
Niekoniecznie. Wiem, co pokazywałem na niemieckich boiskach, więc nie mogę stwierdzić, że konkurencja była zbyt duża. Jestem piłkarzem, który potrzebuje sporego zaufania od trenera, dyrektora sportowego, klubu. Tego nie miałem, więc nie było mi łatwo. Dlatego nie mogę się zgodzić z tym, że konkurencja była lepsza ode mnie. Jeśli przez tak długi okres nie dostajesz szansy, musisz spojrzeć na siebie samokrytycznie i uczciwie się ocenić. Pewnie coś zrobiłem po drodze źle, ale mam nadzieję, że to doświadczenie uczyni mnie mocniejszym.
Odnalazłeś się już w Warcie?
Przede wszystkim cieszę się z tego, że mogę pomóc drużynie w zwycięstwach. I czuję się tu bardzo dobrze. W Warcie panuje bardzo rodzinna atmosfera. W Holstein Kiel nie było pod tym kątem źle, natomiast jeśli miałbym porównać atmosferę w obu zespołach, Warta wygrywa. Szybko się zintegrowałem i przyszło mi to w miarę łatwo. To z pewnością pomoże, by dobrze prezentować się na boisku.
Szatnia Warty ma bardzo dobrą opinię. Najlepsza atmosfera w Ekstraklasie.
Bez dwóch zdań. Zauważam to każdego dnia.
Warta ma też specyficzny, defensywny styl. Wiedziałeś o nim, zanim zdecydowałeś się na wypożyczenie?
Tak. Oczywiście doskonale sobie z tego zdawałem sprawę. Rozmawiałem telefonicznie z trenerem i dyrektorem sportowym, a więc wiedziałem, na co się piszę. Przyszedłem tu z pełnym pakietem informacji – też o piłkarzach, z którymi będę grał. Byłem zaskoczony, że wszystko wygląda tak dobrze. Doszedłem do wniosku, że mogę się wpasować w ten styl, bo generalnie jestem na boisku dość elastycznym zawodnikiem. Ekstremalnie ważne było dla mnie to, żeby mieć takie poczucie, że nowy klub mnie bardzo chce. Chciałem przede wszystkim grać. Warta bardzo szybko przedstawiła mi, co zamierza w stosunku do mnie i w jaki sposób mam dojść do dawnej dyspozycji, którą miałem na początku gry w Holstein Kiel.
Co o Ekstrakalsie powiedział ci Mikkel Kirkeskov?
Znałem go tylko kilka dni. Zadałem mu kilka pytań, ale ważniejsze były dla mnie rozmowy z trenerem i dyrektorem sportowym. Pytałem, jaka jest liga i kultura w Polsce. Mówił o samych pozytywach, dzięki temu było mi łatwiej podjąć tę decyzję.
A rozmawiałeś też z Thomasem Dahne?
Tak, choć nie tak intensywnie jak z Mikkelem. Ale też mówił o Polsce same pozytywy.
O, to ciekawe, bo był u nas mocno krytykowany. Miałeś przed tym sezonem poczucie, że Holstein Kiel może wykręcić tak fajny wynik?
Zdecydowanie tak. Podczas okresu przygotowawczego widziałem, że ta drużyna jest naprawdę dobra, więc nie byłem specjalnie zaskoczony wynikami. No, może tylko po wyeliminowaniu Bayernu z Pucharu Niemiec, bo tego się nie spodziewaliśmy! Ale liga? Dokładnie tego oczekiwaliśmy. Sądzę, że jeśli chłopaki dalej będą wykonywać taką robotę, Holstein awansuje.
Napisaliście historię, mówił o was cały świat.
Nie byłem wtedy z drużyną, ale dla chłopaków to wielka sprawa. Wyeliminować Bayern – chyba dla każdego klubu byłoby to wielkie wspomnienie, o którym ciężko byłoby zapomnieć. Mimo że nie przyczyniłem się do tego sukcesu, sam byłem bardzo dumny. Ta drużyna jest bardzo profi, po prostu na to zasłużyła.
Kto miał większy talent – ty czy twój brat Ridle, który gra w Wolfsburgu?
Szczerze – ciężko mi to ocenić. Wiadomo, to dwie inne sprawy – kto dziś jest lepszy, a kto miał większy talent. Ale obaj jesteśmy w jakimś stopniu wyjątkowi.
Zawsze był lepszy niż ty?
Jeśli spojrzymy na statystyki, możemy tak powiedzieć.
Twój brat mówił o tobie na stronie DFB, że kochasz grę jeden na jeden i twoją największą zaletą jest to, że potrafisz zrobić na boisku coś, czego nikt się nie spodziewa. Ma rację?
Można tak to ująć. Brat ma rację.
W naszej lidze jest wiele agresywności, może nie być łatwo.
Pod tym względem Ekstraklasa jest trochę podobna do 2. Bundesligi, zresztą poziom lig też można porównać. Lubię grać piłką, ale jestem dość elastycznym piłkarzem, więc to nie tak, że pasuję tylko do jednego stylu. Podchodzę do piłki świadomie i wiem, co potrafię, wiem, w jaki sposób powinienem funkcjonować w drużynie, jaką rolę pełnić, żeby dać jej korzyść.
Ty o swoim bracie powiedziałeś z kolei, że gdy byliście w Mainz, był o krok przed tobą w głowie. Co to oznacza?
Grałem wtedy po prostu w piłkę, nie bardzo myślałem o tym, jak może potoczyć się moja kariera, gdzie mogę dojść. Pod tym względem był nieco bardziej profi. Wiedział dokładnie, czego chciał. Widać to było już w młodzieńczych latach. Pod tym względem był jeden krok przede mną.
Ogląda twoje mecze w Warcie?
Tak. Obejrzał oba. Mamy bardzo bliski kontakt, nie tylko na płaszczyźnie piłkarskiej.
Wyrobił już sobie opinię o naszej lidze?
Pewnie ma ciężko, bo ogląda raczej tylko topową piłkę, zwłaszcza Bundesligę. Na pewno liga jest fizyczna, więc czuje się podobnie jak oglądając moje poprzednie mecze w Niemczech. Twierdzi, że pasuję do tej ligi.
Co zamierzasz po sezonie? Chcesz spróbować raz jeszcze w Holstein Kiel? Czy wolisz próbować gdzie indziej – w Warcie albo innym klubie?
Czuję się w Warcie naprawdę dobrze. Sam jestem zaskoczony, że tak szybko się zintegrowałem i stałem się częścią drużyny. A co się stanie latem? Zobaczymy. Nie myślę w ogóle o tym, czy będę chciał wrócić do Kilonii, bo jestem w stu procentach skupiony na Warcie.
Co musisz poprawić, by załapać się do Holstein Kiel?
Myślę, że niezbyt dużo. Po prostu muszę grać i dojść do formy.
Śledzą twoje mecze?
Szczerze mówiąc – nie wiem tego. Nie jestem jedynym piłkarzem Holstein, który jest wypożyczony. Jeśli będę dobrze grał, pewnie obejrzą kilka meczów. Ale jak mówię – nie skupiam się na tym w ogóle. Póki co daję z siebie wszystko dla Warty.
Fot. FotoPyK