Reklama

Korona po staremu. Daj awans, a za trzy tygodnie zwolnij

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

11 marca 2021, 17:16 • 4 min czytania 35 komentarzy

Trzy tygodnie temu, dokładnie 18 lutego, Korona Kielce zorganizowała konferencję prasową. Efektowną, na której chwalono się sukcesami w niwelowaniu zadłużenia, a także poinformowano, że Maciej Bartoszek będzie pełnił także rolę dyrektora sportowego. Padały piękne słowa o zaufaniu i długofalowej wizji. Kompetencje Bartoszka wzrosły. Wydawało się, że to współpraca na lata. Ta sama Korona zwolniła dziś tego samego Macieja Bartoszka. Przypomnijmy – mamy 11 marca. Nie minął nawet miesiąc.

Korona po staremu. Daj awans, a za trzy tygodnie zwolnij

Korona Kielce chce bardzo ładnie wyglądać. Przedstawia się jako świeży projekt, który odciął się od patologii z lat ubiegłych i wyciągnął wnioski ze wszystkiego, co na kielecką ziemię przyniosły rządy Hundsdorferów. Tylko że jak przyszło co do czego, to nowi ludzie podejmują decyzję w taki sam sposób, co Krzysztof Zając.

Tylko że w mediach wypadają trochę lepiej.

Gdy Krzysztof Zając zwalniał Bartoszka, pytaliśmy – czy wam aby czasem sufit na głowę nie spadł? Wydaje nam się, że dziś moglibyśmy zadać podobne pytanie. Okoliczności oczywiście się zmieniły, bo dziś Korona jest w dolnej części tabeli pierwszej ligi, a nie podczas wykręcania historycznego wyniku w Ekstraklasie. I jasne – kielecki klub nie zaczął wiosny zbyt dobrze. W dziób z Widzewem, remis z Chrobrym (ale po dwóch błędach sędziowskich – powinno być w dziób), a potem znów porażka z GKS-em Jastrzębie. To start, których chluby nie przynosi.

Zastanawia nas tylko jedno – na jakiej podstawie stwierdzono, że kielecka siła będzie rozdawała karty w pierwszej lidze? Przecież takie podejście to jakiś absurd. Kieleckim działaczom chcemy przypomnieć, że jeszcze kilka miesięcy temu nie było wiadomo, czy Korona w ogóle PRZETRWA. Ważyły się losy odbicia jej z rąk niemieckich właścicieli, ważyły się losy licencji, cały zaciąg przypadkowych (ale i nieprzypadkowych) piłkarzy szukał sobie nowych pracodawców, a Korona musiała lepić kadrę od zera – na ślinę i trytytki, choć nawet i tych trytytek nie było za dużo. Słowo „łapanka” jest trochę nie na miejscu, ale gdyby uprościć sprawę, trochę tak to wyglądało – brano tych, którzy akurat się napatoczyli. Bartoszek musiał być przy tym i trenerem, i dyrektorem sportowym, i skautem, a jeszcze w międzyczasie chodził na sesje rady miasta i przekonywał, że trzeba Koronę ratować. Słyszy się, że osoba trenera spajała to wszystko i gdyby nie jego zaangażowanie, byłoby o wiele trudniej o przetrwanie. Szybko o tym zapomniano. Tak samo jak o tym, że Bartoszek wyciągnął z szafy trzech młodzieżowców, których Korona spieniężyła do Rakowa za pieniądze, jakich nigdy wcześniej za wychowanków nie dostawała.

Reklama

Przed sezonem w Kielcach stworzono paczkę, która jakoś tam wyglądała i miała w miarę spokojnie utrzymać się na zapleczu, dając widoki na coś więcej w przyszłości. Może nie mocną, ale na pewno godną – o, taką akurat na miarę możliwości, które nie były zbyt wielkie. Kieleccy działacze ubzdurali sobie jednak, że po zimie muszą od razu awansować do Ekstraklasy. I postawili przed klubem cel – ma być co najmniej szóste miejsce.

Ale to cel totalnie z czapy. TO-TAL-NIE.

Podejście „awans albo śmierć” rok po uratowaniu klubu przed upadkiem – chcielibyśmy napisać, że wpaść na to może tylko Krzysztof Zając, ale jak widać jego następcy też trzymają wysoki poziom kreatywnego zarządzania. Żeby ten cel osiągnąć, ściągnięto do klubu zagraniczny zaciąg, który od razu przypominał kieleckim kibicom o starych czasach. Ba, jeden z transferów odbył się nawet przy udziale bałkańskiego menedżera, który ma już w Kielcach status legendy. To jest kadra na środek tabeli pierwszej ligi. Korona Kielce wciąż jest w środku tabeli pierwszej ligi, a spadek jej nie grozi. No naprawdę – czy to nie są okoliczności, w których trzeba dać trenerowi czas na to, by złożył drużynę z nowych zawodników?

Doszła do tego też jeszcze mała szopka medialna. Gdy kieleccy dziennikarze podali informację, że los Bartoszka jest już przesądzony (jako pierwsi Damian Wysocki i Mateusz Żelazny z Radia eM), Łukasz Jabłoński, aktualny prezes Korony, stanowczo zaprzeczył tym doniesieniom. – Czuję się zobowiązany do przedstawienia stanowiska klubu w sprawie licznych doniesień medialnych w sprawie współpracy z trenerem Bartoszkiem. Jako prezes zarządu Korona S.A. stanowczo zaprzeczam tym doniesieniom. Proszę wszystkich o kibicowanie naszej drużynie w najbliższym spotkaniu i w każdym kolejnym.

Jeśli chcielibyście wytłumaczyć komuś sens powiedzenia „zrobić sobie z gęby cholewę” na konkretnym przykładzie, prawdopodobnie lepszego nie znajdziecie. Po co STANOWCZO wypierać się czegoś, co się za chwilę zrobi? Łukasz Jabłoński nigdy wcześniej nie pracował w sporcie. Gdybyśmy chcieli być złośliwi, napisalibyśmy – to widać. Ale złośliwi nie będziemy, więc napiszemy, że Jabłoński zaliczył ruch w stylu typowego polskiego prezesa.

W stylu… tak, tak, Krzysztofa Zająca.

Reklama

PS Po tak ładnym pożegnaniu chyba będzie Maciejowi Bartoszkowi bardzo miło i przyjemnie, prawda?

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

35 komentarzy

Loading...