Reklama

David Tijanić – największy zjazd ostatnich tygodni w Ekstraklasie?

redakcja

Autor:redakcja

10 marca 2021, 12:12 • 4 min czytania 17 komentarzy

Raków Częstochowa w ostatnich trzech kolejkach wywalczył siedem punktów. Jeżeli ktoś tych meczów nie oglądał, mógłby uznać, że kryzys zażegnany, drużyna Marka Papszuna wróciła na właściwe tory. Każdy uważny obserwator Ekstraklasy jednak wie, że rzeczywistość wygląda inaczej. Raków wciąż daleki jest w swojej grze od tego, co prezentował w najlepszym okresie jesienią. Dotyczy to także wielu jego zawodników. Najbardziej jaskrawy przykład? David Tijanić.

David Tijanić – największy zjazd ostatnich tygodni w Ekstraklasie?

Możliwe nawet, że analizując przypadek Słoweńca mamy do czynienia z największym indywidualnym zjazdem ostatnich miesięcy na najwyższym polskim szczeblu. 23-letni pomocnik z zawodnika potrafiącego zachwycać, stał się gościem, który głównie irytuje złymi decyzjami, graniem pod siebie i dyskutowaniem z sędziami.

Po Tijaniciu na starcie niczego wielkiego się nie spodziewaliśmy. Rok temu zimą przychodził jako anonim z NK Triglav Kranj, czyli klubu, który finalnie w ubiegłym sezonie nie utrzymał się w słoweńskiej ekstraklasie. Tijanić grał tam regularnie, ale jakiegoś szału z liczbami nie robił, nie sposób byłoby go zaliczyć do gwiazd tamtejszej ligi. A jednak dość szybko zaczął się podobać na boisku i nie potrzebował wiele czasu, żeby przekonać do siebie Marka Papszuna. Po lockdownie od razu stał się zawodnikiem podstawowego składu. Zdążył strzelić jednego gola, zaliczyć pięć asyst i trzy kluczowe podania. No wyglądało to naprawdę obiecująco.

Nowy sezon zaczął jeszcze lepiej.

  • gol z Sandecją w Pucharze Polski (25 sierpnia)
  • efektowny gol z Zagłębiem Lubin (14 września)

Reklama
  • asysta i piękna bramka na Cracovii (26 września)

  • gol i asysta z Wisłą Płock (2 października)
  • gol z Górnikiem Zabrze (17 października)

Wydawało się, że rośnie nam piłkarz, który pogra tu jeszcze z pół roku czy rok i za dobre pieniądze ruszy dalej, bo Ekstraklasa zacznie się dla niego robić za ciasna. Wrażenie to potęgowało jeszcze powołanie do reprezentacji i debiut w niej w październikowym meczu z San Marino.  Wszystko układało się wzorcowo.

Ale od przełomu października i listopada coś zaczęło się psuć. Fakty są takie, że Tijanić w ostatnich trzynastu kolejkach zaliczył „asystę” przy golu Daniela Szelągowskiego (pamiętny rajd na 3:3) i wywalczył karnego z Jagiellonią. Tak poza tym nie było z niego większego pożytku, liczby tu nie kłamią. Przez chwilę można to było tłumaczyć faktem, że Papszun – mając kłopot bogactwa ofensywnego w drugiej linii – zaczął trochę kombinować i ustawiał Słoweńca w środku pola. Trwało to jednak dwa mecze, potem wrócił on na skrzydło, czyli w taktyce Papszuna tuż za napastnika.

Od wspomnianej 13. kolejki z Jagiellonią Tijanić nie rozegrał w Ekstraklasie dobrego meczu. Za siedem ostatnich występów ani razu nie przyznaliśmy mu nawet noty wyjściowej. Zapaść formy jest ewidentna.

Trudno jednoznacznie stwierdzić, skąd się wzięła. Na pewno nie chodzi o sprawy zdrowotne. Zawodnik ten nie doznał żadnej kontuzji i nie miał koronawirusa. Nie opuścił w tym sezonie ani jednego spotkania. Nic też nie słychać, by coś zaczęło mu się walić w życiu pozaboiskowym, choć tutaj zawsze jakiś margines błędu można pozostawić, pewne rzeczy wychodzą na jaw dużo później. Może też odbiła mu lekka sodówka, poczuł się zbyt pewnie.

Przyjmijmy jednak, że to mało prawdopodobne.

Bardziej prawdopodobne jest to, że po prostu Tijanić nie jest piłkarzem-liderem, który będzie robił różnicę w trudniejszych chwilach. Dopóki Rakowowi żarło jako całości, potrafił się wyróżniać, czasami naprawdę mocno. Odkąd jednak częstochowski zespół ogólnie spuścił z tonu z jakością gry, Słoweniec coraz rzadziej eksponował swoje zalety, a coraz częściej wady. To nie ktoś o charakterze Iviego Lopeza, któremu Raków w największym stopniu zawdzięcza wspomniane na wstępie siedem punktów. Wygrane z Zagłębiem Lubin i Podbeskidziem opierały się głównie na tym, że Lopez dobrze strzelił z rzutu wolnego i albo wpadło mu od razu, albo strzał dobił kolega. W beznadziejnym do oglądania 0:0 z Cracovią zresztą ten schemat również mógł się sprawdzić, ale tym razem dobijający uderzenie Hiszpana Patryk Kun nie wykazał się precyzją.

Reklama

Oczywiście nie tylko Tijanić spuścił z tonu. Marcin Cebula przez sprawy zdrowotne nie może się odnaleźć po świetnym wejściu w nowym klubie. Trochę zekstraklasowiał Fran Tudor. Vladislavs Gutkovskis gole z akcji strzela już tylko w Pucharze Polski. Nie da się jednak ukryć, że to Tijanić jest jednym z najbardziej odpowiedzialnych za fakt, iż Raków w siedmiu ostatnich meczach aż pięć razy miał zero z przodu. Mimo to Papszun ciągle mu ufa. Nie licząc wyjazdu w Poznaniu, słoweński pomocnik za każdym razem zaczynał w wyjściowej jedenastce.

Może jednak pora na dłuższy odpoczynek?

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

17 komentarzy

Loading...