Konia z rzędem temu, kto zgadłby, że Mateusz Kuzimski będzie jednym z najbardziej wpływowych napastników Ekstraklasy sezonu 20/21. Tak, najbardziej wpływowych: topowa dziesiątka klasyfikacji kanadyjskiej ESA, 50% udziału przy bramkach Warty Poznań. Gracz idealnie skrojony pod wymagania Zielonych, na ten moment gracz, którego niektórzy w tej lidze mogliby pozazdrościć.
Kuzimski oddał jak do tej pory 28 strzałów, które zamienił na 6 bramek (wszelkie dane z artykułu za portalem EkstraStats). Dla porównania:
-
Vladislavs Gutkovskis 32 strzały, 5 bramek (stan do 19 kolejki)
-
Erik Exposito, 33 strzały, 5 bramek
-
Felicio Brown Forbes, 37 strzałów, 6 bramek
-
Mikael Ishak, 43 strzały, 7 bramek
-
Ivi Lopez, 54 strzały, 6 bramek.
Ten ostatni przykład jest dość dojmujący. Ivi Lopez gra w dużo lepszej drużynie. Wykonuje rzuty wolne i robi to dobrze, ale to nie jest Petteri Forsell, którego należałoby po rzucie wolnym zdjąć z boiska. Nie, to gość, który umie w piłkę nożną. I tenże Ivi Lopez, może nie grając aż na dziewiątce, ale wciąż operując bardzo blisko pola karnego, obciążony głównie ofensywą, z prawie dwukrotnie większej liczby strzałów wycisnął tyle samo.
Oczywiście nie uprawiajmy demagogii: Lopez strzela z dystansu, bo umie, więc tych prób jest więcej choćby z tego powodu. Wciąż jednak, swoje to mówi o Kuzimskim.
Ciekawe natomiast, że Ivi Lopez, choć ma w obowiązkach klejenie gry Rakowa, wciąż bezpośrednio nie wypracował żadnej asysty w lidze. Do sześciu bramek dorzuca jedno kluczowe podanie. Napastnik Warty tymczasem do sześciu goli dorzuca trzy podania zamienione przez kolegów na bramkę. I czasem faktycznie takie, że nic, tylko nogę dołożyć, by wspomnieć gola Rybickiego z Lechią, gdzie Kuzimski zrobił tak na oko z 80% tej bramki.
Lepszy od Kuzimskiego w efektywności, a więc liczby strzałów zamienionych na bramki, jest Biliński. Gracz Podbeskidzia ma w tym momencie 24 strzały, 8 bramek. Dlaczego tak się dzieje – widzieliśmy choćby z Lechią. Wszyscy wiedzieli, że Biliński będzie strzelał, uderzał zza pola karnego, a i tak trafił. A przecież Biliński uchodził raczej za gościa od kończenia akcji, tymczasem tutaj trafienie zza szesnastki, na które wciąż poluje choćby Ramirez, gracz obdarzony silnym uderzeniem, ale który w tym sezonie próbował takiego uderzenia już 32 razy. Według EkstraStats, Biliński spróbował z Lechią takiego uderzenia dopiero piąty raz w sezonie – podobną liczbę uderzeń zza szesnastki mają tacy gracze jak Hostikka czy Sierpina.
To po prostu sezon konia w wykonaniu Bilińskiego. Wychodzi mu może nie wszystko, ale bardzo wiele. Inna sprawa, że Biliński nie ma żadnej asysty. No ale w taktyce Podbeskidzia posiadać ich nie musi.
Wydaje się, że obaj beniaminkowie mają napastników skrojonych na swoje potrzeby. Biliński jest topowym finisherem rozgrywek, bo też Podbeskidzie potrafi zaatakować i potrzebuje kogoś, kto te akcje będzie kończył. Natomiast w Warcie potrzebny jest ktoś wszechstronny, kto rzucony nawet samotnie na połowę rywala będzie potrafił piłkę przytrzymać, będzie potrafił ją mądrze komuś zgrać. Powalczy o nią, pogra tyłem do bramki, ale też będzie potrafił ją zgrać.
Wymowne: procentowy udział Kuzimskiego w bramkach Warty to 50%. Taki sam jak Łukasza Trałki. Wyższy współczynnik od tej dwójki mają w lidze tylko:
- Mateusz Szwoch (Wisła Płock) 52.2%
- Jesus Jimenez (Górnik Zabrze) 56.6%
- Jesus Imaz (Jagiellonia) 57.7%
- Maciej Domański (Stal Mielec) 72.2% (licząc bez dwóch meczów z minionego tygodnia)
To, że jest napastnik na miarę potrzeb, w dużym stopniu odróżnia tych dwóch beniaminków od Stali Mielec. Oczywiście Podbeskidzie wciąż ma tylko nieznaczną przewagę nad Stalą, możliwą do zweryfikowania w najbliższy poniedziałek. Niemniej pamiętamy jeszcze, jak Podbeskidzie i Warta po czterech kolejkach przewodziły wiosennej tabeli Ekstraklasy.
Stal sprowadziła Kolewa i to jest ruch we właściwą stronę, bo Kolew choćby z Piastem pokazał swoją przydatność. Bramka po pewnym wykończeniu, nie jakimś farfoclu. Do tego powinien mieć też asystę do Maka. Innymi słowy – były spore wątpliwości do Kolewa, ale na razie daje radę.
Kolew się sprawdza, ale pytanie: czy jest tak dobrze dobranym napastnikiem, jakimi na potrzeby Warty i Podbeskidzia są – odpowiednio – Kuzimski i Biliński? Naszym zdaniem, patrząc na ostatnie mecze Stali, która przecież nie gra źle w piłkę, potrafi sobie stwarzać dużo sytuacji grając z rywalami w formie (Lechia, Piast), idealny na jej potrzeby byłby Biliński. Liczba marnowanych przez Stal okazji jasno to wskazuje. Kolew jest OK, ale nie rozwiązuje problemów ze skutecznością, bo też łatwo możemy sobie wyobrazić go grającego w parze z kimś, kto jest specjalistą od kończenia akcji.
Przypomniała nam się nawet w kontekście Stali wypowiedzi Andrei Prokicia z początku sezonu. Pozwólcie, że zacytujemy:
„A wiesz, że Dariusz Skrzypczak w ostatnich Weszłopolskich powiedział, że Stal jeszcze będzie szukać napastnika?
Wiem. W tej chwili mamy pięciu, którzy mogliby zagrać na dziewiątce. Nie wiem czemu szukają dalej. Zwłaszcza, że ściągnęli Kubę Wróbla. No ale widać taki jest plan w sztabie”.
No cóż, to tacy napastnicy jak Zjawiński, który trafił raz, a poza tym na razie zasłynął z wywalczenia karnych na Legii. To Wróbel, który nie wiadomo dlaczego trafił do Stali. To Tomczyk, który trafił raz, a poza tym seryjnie marnował sytuacje, to pudłujący Jankowski. Dopiero Kolew coś dał, i być może Kolew w takiej formie będący w zespole jesienią przełożyłby się na więcej punktów.
Tak czy siak, to nie zmartwienia Warty Poznań.
Kuzimski to oczywiście jedna z fajniejszych historii w tym sezonie, bo chłopak, który był już nigdzie, na totalnym marginesie piłki, a jednak odpalił. Ale rzecz w tym, że lubimy takie historie przepompować. Zachwycić się ich romantycznością. Natomiast ona nie przykrywa w żaden sposób tego, co Kuzimski realnie daje drużynie, będąc kluczową postacią Warty Poznań. Zastanawiamy się, czy gdyby taki Kuzimski był w Stali, a nie w Warcie, to czy Warta nie miałaby takich problemów jak Stal: czyli w sumie chwalona, niezłe mecze, walka, ale ostatecznie często bez punktów i ścisły dół tabeli.
Fot. FotoPyK