Reklama

Realowi Madryt potrzeba było stu okazji, Real Sociedad wykorzystał pół

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

01 marca 2021, 23:26 • 4 min czytania 3 komentarze

Mógł Real Madryt spokojnie wygrać to spotkanie i przed derbami Madrytu zbliżyć się do Atletico na wyciągnięcie ręki. Królewscy postanowili jednak na własne życzenie skomplikować sobie życie w starciu z Realem Sociedad. Zanim bowiem nadeszły właściwe derby, podopieczni Zidane’a stracili punkty w realowym starciu. 

Realowi Madryt potrzeba było stu okazji, Real Sociedad wykorzystał pół

Nie ulega wątpliwości, że byli dzisiaj drużyną lepszą. Stworzyli sobie więcej okazji do zdobycia bramki, a o to niejako w futbolu chodzi. Przede wszystkim chodzi jednak o to, by te szanse wykorzystywać, a z tym Real Madryt tak dobrze już sobie nie radził. Nie pierwszy raz – w meczu z Atalantą zwycięstwo ratował Ferland Mendy, z Valladolidem Casemiro. Brak Karima Benzemy jest bardzo widoczny. Gdyby Francuz przebywał na boisku, Królewscy po prostu by to spotkanie wygrali. Jesteśmy w stanie nawet zaryzykować i położyć swój palec na szali.

Najlepszą sytuację w pierwszej połowie miał niewątpliwe Mariano i był to jego jedyny godny zapamiętania moment w tym meczu. Dobre dośrodkowanie ze strony Lucasa Vazqueza, który rozegrał akcję z Luką Modriciem, agresywnie wbiegającym w pole karne rywala i… nie ma gola. Napastnik Realu Madryt z jakichś trzech metrów nie tyle spudłował, co trafił w głowę obrońcy przeciwnika. To powinien być gol i to musiał być gol.

Bramka mogła paść także w kilku innych sytuacjach, bo po pierwszych kilkunastu minutach dominacji, Real Sociedad wyraźnie się cofnął i pozwolił na dominację środka pola. Warto tutaj docenić nie tylko harówkę w wykonaniu Modricia, ale przede wszystkim Kroosa, który w defensywie wyręczał czasami samego Casemiro. Dzięki nim Królewscy raz po raz organizowali składne i groźne akcje, ale nic między słupki strzeżone przez Remiro wpaść nie chciało.

Swojego szczęścia próbował wspomniany Modrić, świetnie złożył się Asensio, nieznacznie pomylił się Kroos, Lucas i Casemiro. Zawsze jednak coś zawodziło – a to interwencją popisywał się bramkarz gości, a to strzał blokował obrońca, a to piłka śmigała obok słupka lub nad poprzeczką.

Reklama

Mały cud

Jednak o ile po stronie Realu Madryt faktycznie jakieś szanse były, o tyle w Realu Sociedad – jak na lekarstwo. Baskowie walczyli, nie można im tego odmówić. Jednocześnie jednak robili relatywnie niewiele, by zagrozić bramce Courtoisa. Isak miał dzisiaj naprawdę zły dzień. Rzadko pokazywał się do podania, nie wygrywał pojedynków biegowych. Jeśli kogoś taka dyspozycja Szweda mogła cieszyć, to chyba tylko Paulo Sousę.

Niemniej, to właśnie goście objęli w tym meczu prowadzenie. I to w nie byle jakim stylu. Akcja toczyła się właściwie na całej przestrzeni boiska. Kilka bardzo dokładnych krosów, kilka podań z pierwszej piłki. Ostatecznie Nacho Monreal otrzymał futbolówkę na lewej stronie i posłał dośrodkowanie na prawą stronę pola karnego Realu Madryt. Na piłkę nabiegał niewysoki Portu, który wyprzedził niespiesznie wracającego do defensywy Mendy’ego. Niesiony siłą rozpędu Hiszpan wyskoczył w powietrze tak, że nie było czego zbierać. Uderzył idealnie – piłka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do siatki. Courtois był absolutnie bez szans.

Mierzący 168 cm skrzydłowy zrobił w tej sytuacji więcej, niż ktokolwiek mógł od niego oczekiwać. To jednak przez większość meczu odróżniało Real Madryt od Realu Sociedad. Pierwsi bardzo chcieli, a drudzy po prostu to robili. Koniec końców Zidane został jednak uratowany.

Nos do zmian

Mariano grał okropnie. Poza sytuacją z 22. minuty nie zrobił zupełnie nic. Chłopa po prostu nie było na boisku – przez godzinę minut miał 13 kontaktów z piłką. Marco Asensio też rozczarował – jeden fajny strzał nie wystarczy, by zapisać ten występ na plus. Paradoksalnie i nieco zaskakująco, najlepszy mecz z ofensywnego tercetu Realu Madryt zagrał Isco, ale i on został po godzinie ściągnięty.

Zidane postawił wszystko na jedną kartę, wymienił cały atak. Na placu gry zameldował się Duro, Vinicius i Rodrygo. Występ pierwszego przemilczmy – było widać, że chłop nie łapał się do gry nawet w Getafe. Trzeci zaprezentował się całkiem przyzwoicie, jednak największy blask i tak spłynął na Viniciusa, który uratował ten mecz Realowi Madryt.

Oczywiście okazje pojawiły się wcześniej. Sam Casemiro oddał z dziesięć strzałów w tym kilka z naprawdę dogodnej pozycji. Nacho Fernandez zrobił nawet ruletkę i zacentrował w pole karne – jednak i to nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. W końcu jednak Real Sociedad pękł i to w momencie, w którym mało kto tego oczekiwał.

Reklama

Pod koniec meczu Alguacil ustawił swój zespół piątką z tyłu. Sądził, że to wystarczy. Został jednak ukarany za swój pragmatyzm. Wystarczyło bowiem, aby wahadłowy przegrał pojedynek biegowy, Lucas kolejny raz wbił się w pole karne i dośrodkował, zaś piłka w końcu trafiła pod nogi kogoś, kto potrafi kopnąć w boiskowy prostokąt.

Vinicius nie oddał czystego strzału. Skiksował, ale jego uderzenie szczęśliwie odbiło się od obrońcy Basków. Real Madryt nie miał szczęścia przez 90% tego spotkania, lecz w końcu los mu to jakkolwiek zrefundował. Walka o tytuł w Hiszpanii jeszcze się nie zakończyła.

REAL MADRYT 1:1 REAL SOCIEDAD

Vinicius Jr. 89′ – Portu 56′

Fot. Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Grał z dziewczynami, oglądał siatkówkę w dziecięcym wózku. Teraz jest rewelacją PlusLigi

Kacper Marciniak
0
Grał z dziewczynami, oglądał siatkówkę w dziecięcym wózku. Teraz jest rewelacją PlusLigi

Hiszpania

Hiszpania

Lewandowski gotowy zostać w Barcelonie – nawet z niższą pensją

Szymon Piórek
5
Lewandowski gotowy zostać w Barcelonie – nawet z niższą pensją
Hiszpania

Dlatego Hazard nie trafił do Barcelony. Skaut: Miał umiejętności, ale fatalne nastawienie

Paweł Wojciechowski
5
Dlatego Hazard nie trafił do Barcelony. Skaut: Miał umiejętności, ale fatalne nastawienie

Komentarze

3 komentarze

Loading...