Reklama

Piotr Żyła mistrzem świata, czyli pochwała wytrwałości

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

27 lutego 2021, 19:56 • 5 min czytania 6 komentarzy

Nikt wcześniej nie miał na karku tylu lat, co on, zdobywając tytuł mistrza świata. Do tej pory najstarszym triumfatorem tej imprezy był Anders Bardal, który osiem lat temu zdobywał indywidualne złoto jako 31-latek. Piotr Żyła w styczniu świętował 34. urodziny. Żaden inny skoczek w historii nie naczekał się na taki sukces tyle co on. Dziś może powiedzieć sobie: „nareszcie!”. A my wraz z nim.

Piotr Żyła mistrzem świata, czyli pochwała wytrwałości

Bo kariera Piotra Żyły uczy nas jednego. Warto być wytrwałym. Czasem naprawdę przynosi to efekt. 

*****

Kiedy do kadry przychodził Stefan Horngacher, wydawało się, że Piotrek znajdował się znajdował się bliżej niż dalej końca kariery. A przynajmniej tej jej dobrej części. Skakał co najwyżej średnio, pogubił się technicznie. Austriak postawił sprawę jasno – albo robimy wszystko po mojemu, albo nie będzie cię w kadrze. Dotarł do Żyły. Naprawił jego błędy. A ten zaczął mu się za to odwdzięczać.

Piotr szybko na powrót stał się ważnym punktem kadry. W sezonie 2016/17 po czterech latach przerwy wrócił na podium zawodów Pucharu Świata. Najniższy stopień, ale jednak. W Turnieju Czterech Skoczni był drugi. Cały sezon skakał równo, w klasyfikacji generalnej skończył na 11. miejscu. Jednym zdaniem: Piotr Żyła dał się wtedy poznać jako zawodnik, który nadal może wiele od siebie naszym skokom dać.

Reklama

Ale dopiero na mistrzostwach świata, w Lahti, pokazał to w pełni.

Wspaniały sezon miał wtedy Kamil Stoch. Ale im bliżej było jego końca, tym bardziej coś się psuło. W konkursach indywidualnych Kamil się posypał. Nie stanął na podium, choć miał walczyć o złoto ze Stefanem Kraftem. Honoru naszych skoków, jak się potem okazało, bronił Żyła. Zajął trzecie miejsce. Miał łzy w oczach. Radości? Ulgi? Wzruszenia? Pewnie wszystkiego naraz. Zwykle wygadany, przed mikrofonami nagle nie był w stanie powiedzieć nawet kilku słów.

Bo przecież przed sezonem wydawało się, że w kadrze A może go w ogóle nie być. Przed sezonem był od tego medalu tak cholernie daleko, że nikt by na niego nie stawiał. A potem zdobył indywidualny brąz i poprawił historycznym, drużynowym złotem. Z naszej perspektywy to były jego mistrzostwa.

*****

Pamiętam, jak pomyślałem sobie wtedy, że to dla niego fajna nagroda. Ot, po prostu. Nie „wielki sukces”, nie „wspaniała sprawa”. Fajna nagroda. Brąz, którego mało kto się spodziewał, miał być wystarczający dla Żyły. Sam Piotr przecież wydawał się wtedy być w szoku, że na tym podium stanął. Podobnie jak wielu kibiców. Ta historia śmiało mogłaby się w tym miejscu zakończyć i nikt by na to nie narzekał. To byłoby słodkie podsumowanie tej kariery. Gdyby Żyła wtedy postanowił, że kończy ze skokami, każdy pokiwałby głową i stwierdził, że to zrozumiałe.

Ale Piotr tak nie postanowił. Nie miał nawet takiego zamiaru.

Reklama

Od tamtego czasu zdążył zaliczyć dwa podia mistrzostw świata w lotach w drużynie, wygrać konkurs Pucharu Świata, a w kilku innych stanąć na pudle, zająć dwukrotnie trzecie miejsce w Pucharze Świata w lotach i na stałe ugruntować swoją pozycję w gronie najlepszych skoczków w stawce. Wszystko to po trzydziestym roku życia. Granicy w pewnym sensie magicznej, powtarzano, że wręcz nieprzekraczalnej dla skoczków.

Był przecież taki moment, gdy wydawało się, że po trzydziestce może być tylko gorzej. Najlepsi mogli to co najwyżej przesunąć o rok, może dwa. Nie dłużej. Nawet Adam Małysz ostatnie mistrzostwo świata zdobywał jako 29-latek, choć zdołał wkraść się jeszcze na podium w Oslo, gdy miał 33 lata. Ale to Małysz, fenomen, jeden z najlepszych skoczków w historii.

Kamil Stoch – kolejny fenomen – zaczął jednak wszystkim udowadniać, że życie skoczka nie kończy się na trzydziestych urodzinach. Przenosił, czy też przebijał wszelkie bariery. I może zrobił przez to nieco miejsca Piotrowi Żyle. Piotrowi-wariatowi. Piotrowi znanemu ludziom ze śmiesznych powiedzonek, latających gdzieś po Internecie czy całej tej sprawy z żoną, która nigdy nie powinna wyjść do mediów, a nawet jeśli już, to na pewno nie w takim stopniu.

Tak, możliwe, że Kamil trochę tego miejsca zrobił. Pokazał, że można.

Ale Piotr musiał jeszcze z tego skorzystać. Nikt nie miał przecież zamiaru mu tego podarować. W sporcie nie dostaje się niczego za zasługi. Nikt Żyle nie miał zamiaru odpuścić dlatego, że ten ma 34 lata. Mistrzostwa świata nie otrzymuje się za staż, ono jest za najlepsze skoki w konkursie.

I Żyła te najlepsze skoki oddał. Został mistrzem świata.

*****

Piotr przede wszystkim wytrwał.

Po pierwsze przetrzymując trudne chwile. Sporo trudnych chwil.

Po drugie skacząc tak długo, mimo że niemal stale znajdował się w cieniu Małysza, Stocha czy Kubackiego.

Aż wreszcie wytrwał tam, u góry, na belce, w najważniejszej chwili całej swojej kariery. Gdy oczy kamer skupiały się na nim. Kiedy uwaga wszystkich kibiców obejmowała tylko jego osobę. Kiedy Karl Geiger czekał w strefie przeznaczonej dla lidera i liczył, że Piotr nie da rady. Że nie odleci wystarczająco daleko, że spadnie i nie wygra.

Piotr wytrwał, gdy Michal Dolezal machnął chorągiewką. Wytrwał, gdy trzeba było się odbić z progu. Wytrwał w powietrzu. Wytrwał przy lądowaniu. Czekał na ten moment 34 lata. Nie mógł tego spieprzyć w takim momencie. Wiedział to. Wiedział już, gdy siedział na belce. Ta cała presja, całe oczekiwania, napięcie – że nie zepsuje, że zepsuje, że może będziemy mieli czwartego mistrza świata (piątego, licząc z Wojciechem Fortuną), że Polak znów byłby najlepszy na mistrzostwach – były nałożone na niego. A on siedział na belce i się uśmiechał.

Wtedy jeszcze nieśmiało. Dopiero po skoku tak szeroko, jak chyba jeszcze nigdy w życiu.

Jego uśmiech stał się tym razem dowodem nie na jego błazeństwo, śmieszność czy wesołość. Jego uśmiech stał się dowodem na to, jak opłaciła się ciężka harówka wykonywana dzień po dniu przez ostatnich kilkanaście lat. Na tysiące oddanych skoków. Na przerzucone na siłowni ciężary. Na wielokrotną wspinaczkę na górę skoczni i szybkie loty na dół. Na krótkie próby, nieudane konkursy. Na dalekie skoki. To wszystko było (i pewnie nadal jest) w tym właśnie uśmiechu.

Wszystko, co musiał przetrwać. Co musiał wytrzymać i przez co przejść, by znaleźć się w tej sytuacji, w jakiej był po skoku z drugiej serii. Gdy już wiedział, że będzie mistrzem świata. Gdy leżał w śniegu i obejmowali go koledzy z kadry.

*****

A przecież nikt by na to nie postawił. Czy to dekadę temu, czy cztery lata, czy nawet przed dzisiejszym konkursem. Piotr Żyła nigdy nie był faworytem do złota takiej imprezy. Na skoczni normalnej w czasie mistrzostw świata najwyżej był do tej pory 19. Tylko szaleniec myślałby o tym, że to on dziś wygra.

Ale Piotr trochę z szaleńca w sobie ma. I może to dlatego stały się dwie rzeczy:

Po pierwsze, wytrwał.

I dziś – po drugie – odebrał za to najpiękniejszą nagrodę w swojej karierze.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

6 komentarzy

Loading...