Od czasu tragicznej śmierci Kobego Bryanta, do której doszło 26 stycznia 2020 roku, w amerykańskiej przestrzeni publicznej regularnie pojawia się pomysł, by sylwetka „Black Mamby” znalazła się w nowym logo NBA. Stworzono nawet w tej sprawie petycję, pod którą podpisały się przeszło trzy miliony fanów koszykówki. Do najbardziej zagorzałych zwolenników zmiany należy słynący z szokujących wypowiedzi Kyrie Irving, który na swoim instagramowym profilu napisał: „To się musi wydarzyć i nie obchodzi mnie, co inni mają na ten temat do powiedzenia. Czarnoskórzy królowie budowali tę ligę”.
O ile sam pomysł uhonorowania Bryanta – zwłaszcza w obliczu jego tragicznej śmierci, która poruszyła właściwie cały świat i odcisnęła niewątpliwe piętno na NBA – jest pewnie wart rozważenia, to można mieć wątpliwości, czy uderzenie akurat w takie tony przyniesie inicjatywie pożytek.
Kyrie Irving chce Kobego Bryanta w nowym logo NBA
Obecnie w centralnej części kultowego symbolu NBA znajduje się sylwetka Jerry’ego Westa. Jednej z największych legend amerykańskiego basketu. Kozłująca postać Amerykanina została po raz pierwszy wykorzystana jako logo całej ligi w 1969 roku, gdy sam West znajdował się u szczytu sławy. Był wciąż aktywnym zawodnikiem Los Angeles Lakers. Ciekawostką jest fakt, iż ten fenomenalny obrońca w tamtym momencie nie był jeszcze mistrzem NBA. Ostatecznie wymarzonego pierścienia doczekał się dopiero w 1972 roku, na krótko przed finiszem kariery. Wcześniej wielokrotnie przegrywał w finałowych konfrontacjach. W sumie West do decydującej fazy play-offów dotarł aż dziewięciokrotnie, lecz mistrzostwo wygrał tylko raz.
Niemniej, trudno było nie doceniać jego niesamowitych koszykarskich umiejętności. Nie jest zresztą przypadkiem, że właśnie w 1969 roku West został nagrodzony tytułem najbardziej wartościowego zawodnika finałowej serii z Boston Celtics, choć jego Lakers ostatecznie przegrali 3:4. To jedyna taka sytuacja w historii, by koszykarz z przegranej drużyny został MVP finałów.
Jerry West w logo NBA
Logo z Westem w roli głównej przetrwało do dziś, stając się jednym z najlepiej rozpoznawalnych emblematów sportowych na całym globie. West zresztą także po zakończeniu zawodniczej przygody z NBA solidnie zapracował na wszelkie honory, jakimi go obdarzono. Jako manager Lakersów sięgnął po osiem mistrzowskich tytułów i dał się poznać jako jeden z najwybitniejszych koszykarskich umysłów w dziejach. Rozumiał grę lepiej od konkurentów, co pozwalało mu między innymi na wyławianie dla ekipy z „Miasta Aniołów” najbardziej utalentowanych zawodników.
Jednym z nich był zresztą, jak na ironię, Kobe Bryant, o czym już kiedyś szeroko pisaliśmy.
Jerry West: – Nie chcę być „Panem Logo”
West dorobił się w trakcie swojej kariery rozmaitych przydomków. Mówiono na niego „Mr Outside”, ponieważ kapitalnie rzucał z dalszej odległości, co nie było takie oczywiste, gdy w NBA nie przyznawano jeszcze trzech punktów za dystansowe trafienia. Bywał także określany „Mr Clutch” z uwagi na zimną krew, jaką zwykł zachowywać w końcówkach spotkań. No i przylgnęła do niego także ksywka „Mr Logo”, której genezy tłumaczyć nie trzeba. Tego ostatniego pseudonimu West jednak raczej nie lubił. – Logo stało się być może największą ironią życia Westa – pisał Roland Lazenby, biograf wielu wybitnych koszykarzy, w tym właśnie Westa, a także Michaela Jordana i Kobego Bryanta. – Czasami próbował zapomnieć o swoich zawodniczych czasach, ale nie mógł. Logo NBA przypominało mu o tym na każdym kroku.
Dlatego legenda Los Angeles Lakers bardzo przychylnie podchodziła do wszelkich koncepcji, by dokonać wielkiego re-brandingu. Nasiliły się one w drugiej połowie lat 90. i na początku XXI wieku, gdy na swoją drugą (i nie ostatnią) emeryturę udał się Michael Jordan, przez aklamację uznany za najwybitniejszego koszykarza wszech czasów. West aż taką sławą nigdy się nie cieszył.
„Jumpman” – słynne logo marki Air Jordan.Sprawdziłoby się jako emblemat NBA?
„Mr Clutch” był oczywiście wielkim bohaterem amerykańskiego pokolenia „baby boomers”, urodzonego po II Wojnie Światowej, które do dziś stanowi istotną część społeczeństwa w USA. No ale jego spektakularne wyczyny na parkietach NBA trafiły na czasy, gdy liga nie miała jeszcze tej samej popularności i tego samego prestiżu, co współcześnie czy też za czasów Jordana. Obrońca Chicago Bulls stał się gwiazdorem globalnym. Ikoną nie tylko koszykówki, lecz popkultury. Pewnie do dziś można go wymieniać jako mocnego kandydata do tytułu największego sportowca wszech czasów.
– Wolałbym nigdy nie pojawić się w logo – przyznał West na antenie ESPN. – Bardzo mi pochlebia, że wybrano akurat mnie. Naprawdę. A mimo to wolałbym, by padło na kogoś innego. Trzeba pamiętać, że grałem w czasach, gdy NBA dopiero budowała swoją pozycję. Było może z pięciu kandydatów, których zdjęcia brano pod uwagę. Długo nie wiedziałem, że to będę ja. (…) Nie lubię ściągać na siebie uwagi. To nie jest w moim stylu. Kropka. Jeżeli obecne władze ligi chcą zmienić logo, to mam nadzieję, że to zrobią. Naprawdę mam taką nadzieję.
West sugerował, że Jordan świetnie by się nadawał jako nowa postać ujęta w logo NBA. Jego inne propozycje to Kareem Abdul-Jabbar (autor największej liczby punktów w historii NBA) oraz LeBron James. No a ostatnio na tapecie – z przykrych powodów – pojawił się także Kobe Bryant.
„Sprawa gwałtu byłaby wyzwaniem wizerunkowym dla NBA”
Ktoś może zapytać: o co w takim razie cała dyskusja? West nie chce być dłużej kojarzony z emblematem NBA. Nigdy tego nie chciał. Miliony kibiców pragną zmiany. Kobe Bryant to niewątpliwie jeden z najpopularniejszych i najlepszych koszykarzy wszech czasów. Wszystko składa się na to, by po prostu liga doczekała się nowego symbolu, tym razem z „Black Mambą” w roli głównej. No ale sprawy są niestety znacznie bardziej skomplikowane.
Po pierwsze – chodzi o sam proces re-brandingu. To zawsze jest niełatwa sprawa, zwłaszcza gdy mówimy o przedsiębiorstwie takim jak NBA. Globalnym, wartym wiele miliardów dolarów, działającym na tysiącach płaszczyzn. Zawierającym niezliczone umowy sponsorskie, często podpisane na wiele, wiele lat. Poza tym, trzeba pamiętać, iż władze ligi nigdy nie chciały, by logo było kojarzone z konkretnym zawodnikiem. Kolejni komisarze długo zaprzeczali albo co najmniej nabierali wody w usta, słysząc sugestie, jakoby postacią widoczną w logo był rzeczywiście West. Od dawna stanowiło to oczywiście tajemnicę poliszynela, w końcu sam „Mr Logo” zaczął poruszać temat dość otwarcie, ale nie było tak, że w 1969 roku ktoś wprost oznajmił: od dziś Jerry West jest nowym symbolem naszej ligi. Z prostych przyczyn. West był zawodnikiem Los Angeles Lakers, więc sympatycy pozostałych drużyn – zwłaszcza z Bostonu czy Nowego Jorku – mogliby się poczuć pokrzywdzeni.
Poza tym, nigdy nie wiadomo, czy wyniesiona do rangi symbolu postać czegoś przypadkiem nie narozrabia. Dajmy na to – zostanie bohaterem obyczajowego bądź narkotykowego skandalu. Stałaby się przecież tym samym obciążeniem dla całej organizacji.
„Liga zawsze z niechęcią podchodziła do tematu zmiany emblematu. Pojawiały się tego rodzaju dyskusje od czasu do czasu, ale nigdy nie wychodziły poza etap medialnych spekulacji. Aktualne logo NBA jest ikoniczne dla całego amerykańskiego sportu”
David Aldridge (The Athletic)
Tutaj powracamy do Bryanta.
Sportowo – gigant. 5 mistrzowskich pierścieni, 18 wyborów do Meczu Gwiazd. Mnóstwo nagród dla najlepszego zawodnika ligi, finałów, czy też nominacji do najlepszej piątki NBA. Przeszło 33 tysiące punktów na koncie. Znajdą się tacy, którzy będą argumentować, że Bryant to jeden z pięciu, a może nawet trzech najlepszych koszykarzy w dziejach. Po jego tragicznej śmierci najlepiej było widać, jak ważną postacią był dla świata amerykańskiego i światowego sportu. No ale nie sposób zapomnieć o pewnej rysie na sylwetce „Black Mamby”. Latem 2003 roku Kobe został aresztowany pod zarzutem zgwałcenia 19-letniej pracownicy hotelu w Kolorado. Bryant przyznał, że między nim a dziewczyną doszło do seksualnych kontaktów, co naturalnie wstrząsnęło jego małżeństwem i zszargało jego wizerunek, ale zaprzeczył oskarżeniom o gwałt.
Popularność gracza Lakers runęła wówczas na łeb, na szyje. Koszulki z nazwiskiem Bryanta zaczęły się sprzedawać wielokrotnie gorzej, kolejne firmy zrywały z Kobem intratne kontrakty reklamowe. Ostatecznie stanęło na tym, że strona pokrzywdzonej dziewczyny wycofała zarzuty. Kobe publicznie się pokajał i przeprosił na swoje zachowanie, a następnie prawnicy potajemnie ustalili ugodę, która definitywnie zamknęła całą sprawę.
Bryant nie został skazany, ale nie został też nigdy uniewinniony.
Kobe Bryant opuszcza salę sądową w 2004 roku
Umówmy się – umieszczenie w logo NBA postaci powszechnie uwielbianej, ale jednak mającej taki, a nie inny epizod w życiorysie, to proszenie się o wizerunkowe kłopoty. Cytowany już David Aldridge nie ma wątpliwości: – Oskarżenia o gwałt ostatecznie zostały wycofane, ale gdyby Bryant rzeczywiście pojawił się w logo NBA, sprawa wróciłaby ze zdwojoną siłą i byłaby olbrzymim problemem dla ligi.
Kyrie Irving pragnie być głosem pokolenia
W 1969 roku władze NBA mogły jeszcze palić głupa i twierdzić, że postać widoczna w nowym emblemacie NBA to wcale nie jest prawdziwy koszykarz, a już na pewno nie Jerry West, ale teraz uczynienie symbolem Bryanta (zapewne z wielką pompą, no bo jakże inaczej) należałoby przyjąć z całym – ujmijmy to – dobrodziejstwem inwentarza. Już nawet nie wspominamy o tym, że rodzina Kobego miałaby prawo, by upomnieć się o pokaźną działkę z tytułu praw do wizerunku. Na co West nie mógł liczyć, skoro stał się „Panem Logo” nieoficjalnie.
Cytowany na wstępie Kyrie Irving – mistrz NBA z 2016 roku, aktualnie gwiazda Brooklyn Nets – jest wszakże zupełnie innego zdania. W jego opinii Bryant, z którym Kyrie miał zresztą bliskie relacje koleżeńsko-mentorską, to idealny kandydat na znak rozpoznawczy ligi.
Irving mówił o tym wielokrotnie: – Nie chcę dyskredytować gwiazd z przeszłości, które zrobiły dla ligi wiele dobrego. Po prostu uważam, że Kobe zasłużył na to, by umieścić go w logo. Był wzorem dla tak wielu zawodników, był dla takich chłopaków jak ja drogowskazem. Inspirował. Chciałbym, aby logo było potwierdzeniem doskonałości Kobego. Wyznaczył standardy dla całej generacji, stanowił przykład i moim celem jest oddanie mu hołdu. Podziękowanie mu za to, co dla nas zrobił. (…) Kobe na to zasługuje. Jego rodzina na to zasługuje. I my na to zasługujemy.
Kyrie Irving porusza temat Kobego Bryant od 8:00
Koszykarz Brooklyn Nets nie ukrywa także, że znaczenie mają dla niego kwestie rasowe. – Jest częścią mojej osobistej odpowiedzialności jako czarnoskórego obywatela Ameryki i czarnego króla, by pchać do przodu naszą generację i naszą kulturę. (…) Do wszystkich tych, którzy uważają, że tu nie chodzi o rasę. Że nie powinienem używać słów „czarnoskóry” i „czarny król” w tej sprawie. Zrozumcie, że my tak nazywamy SIEBIE. Oprawcy odmawiali moim przodkom tytułowania ich „czarnymi królami”, ale to się skończyło. Pogódźcie się z tym.
Ostatni instagramowy apel Irvinga spotkał się z licznymi głosami poparcia. Wyrazili je między innymi:
- LaMelo Ball (zawodnik NBA)
- Stephen Jackson Sr. (były zawodnik NBA)
- Kendrick Perkins (były zawodnik NBA)
- Cordae (raper)
- Stalley (raper)
- Shannon Lee (córka Bruce’a Lee)
- Dez Bryant (zawodnik NFL)
- Marcelas Howard (popularny YouTuber)
- Vanessa Bryant (wdowa po Kobem)
Logo ponad podziałami? Raczej nie
Coraz więcej wskazuje więc na to, że kwestia umieszczenia Kobego Bryanta w emblemacie NBA stanie się po prostu kolejnym rozdziałem debaty na temat dyskryminacji czarnoskórych mieszkańców Ameryki. A nie musimy chyba przypominać, jak potężne niepokoje społeczne w ostatnich miesiącach wstrząsnęły Stanami Zjednoczonymi. Miało to oczywiście olbrzymie przełożenie na ligę. Wielu zawodników NBA bezpośrednio zaangażowało się bowiem w protesty spod szyldu „Black Lives Matters”. Na czele z LeBronem Jamesem, którego ostatnio za przesadne zaangażowanie w sprawy polityczne skrytykował Zlatan Ibrahimović. LBJ ripostował: – Mówię o moim narodzie, mówię o równości, sprawiedliwości społecznej, rasizmie, tłumieniu wyborców. O rzeczach, które dzieją się w naszej społeczności, bo jestem jej częścią. Wiem, co się dzieje, bo mam grupę ponad 300 dzieci w mojej szkole. One potrzebują głosu. Jestem nim i używam mojej platformy do pokazywania wszystkiego, co się dzieje.
Mimo wszystko, argumenty podnoszone przez Irvinga i jemu podobnych – „większość zawodników w historii NBA była czarnoskóra, większość koszykarskich legend to czarnoskórzy, więc w logo też należy umieścić czarnoskórego koszykarza, bo to sprawiedliwe” – jest dość głupia. Przede wszystkim – stanowi zaprzeczenie dla równościowych haseł, które on i jemu podobni aktywiści głoszą.
Ostatecznie obecnie 3/4 mieszkańców Stanów Zjednoczonych to ludzie o białym kolorze skóry. Lecz z tego chyba nie wynika, że Afroamerykanom (około 13% społeczeństwa) należy się proporcjonalnie niska reprezentacja w jakichkolwiek sferach życia publicznego, dajmy na to, ogólnokrajowych programach telewizyjnych. No ale temat tak zwanych „białych przywilejów” i kwestii równości (między innymi jeśli chodzi o posady trenerskie i kierownicze w poszczególnych klubach NBA) stanowi materiał na zupełnie inną dyskusję.
Zmiana logo NBA bardzo mało prawdopodobna
Dyskusję, na którą na pewno nie ma ochoty komisarz Adam Silver i właściciele poszczególnych klubów z NBA. Dlatego wszyscy eksperci zgodnie twierdzą, że ewentualna zmiana ligowego emblematu jest w praktyce niemożliwa do zrealizowania. Gra nie jest warta świeczki. Nie brakuje także głosów pro-jordanowskich. Choćby Stephen A. Smith z ESPN stwierdził, że jeśli już tworzyć nowe logo, to tylko z „Jego Powietrznością” w roli głównej. Argumentując, zresztą dość logicznie, że MJ był punktem odniesienia dla samego Bryanta i jego – mimo wszystko – minimalnie lepszą wersją.
Biorąc pod uwagę, ile zamieszania już teraz wywołuje ta sprawa, może lepiej niech „Panem Logo” pozostanie jednak na wieki wieków Jerry West. Nawet biorąc pod uwagę, że samemu Westowi na pewno nieszczególnie się ta perspektywa uśmiecha.
fot. Instagram Kyriego Irvinga / NewsPix.pl