Jakie było Cadiz w tym meczu? Nijakie, słabe, nudne, skoncentrowane na obronie. Mimo zupełnie defensywnej postawy, regularnie dopuszczali Barcelonę do strzałów. Akcji zrobili całe dwie. A właściwie to półtorej. A mimo tego zdołali zepsuć rekord Leo Messiego i wywalczyć na Camp Nou punkty. Barcelona ponosi za ten wynik pełną odpowiedzialność.
W pierwszej połowie podopiecznym Koemana się faktycznie chciało. Zamknęli beniaminka dookoła pola karnego i raz po raz próbowali jakoś te szaloną obronę sforsować. Miejsca nie było zbyt dużo, ale gdyby nie spalone, Barcelona mogłaby prowadzić nawet trzema bramkami. Jednak jako że ktoś mądry przepis o ofsajdach wprowadził, to było tylko 1:0. Leo Messi pewnie uderzył z karnego, co mogło wystarczyć do tego, by spotkanie z Cadiz po prostu wygrać. Goście nie mieli chęci ani też specjalnych umiejętności ku temu, by Dumę Katalonii przycisnąć. Przez pierwsze 45 minut zrobili może dwa wypady – jeden po doskonałym wybiciu Ledesmy, drugi po szybkiej akcji skrzydłem. W doskonałej okazji spudłował wówczas Sobrino.
ZA SZYBKO, ZBYT NIECELNIE
Cadiz wysłało zatem sygnały ostrzegawcze, ale umówmy się, że mogły one zniknąć przy przewadze, którą miała Barcelona. Przewadze, której za cholerę nie potrafiła udokumentować. 82% posiadania piłki w pierwszej połowie. 82 procent i całe cztery celne strzały na bramkę strzeżoną przez Argentyńczyka.
A próbowały całe zastępy, bo poza leniwie snującym się dzisiaj Messim, regularnie uderzali Griezmann, Pedri, Dest i Dembele. Problem w tym, że ich sytuacje nie były wypracowane, przygotowanie do strzału w gruncie rzeczy leżało, tak samo jak decyzyjność. O irracjonalności wyborów Dembele w tym spotkaniu można pisać całe tomy – Francuz nie zrobił nic, by zerwać z krytyką, która narasta wokół jego osoby.
Skrzydłowy udzielił kiedyś wywiadu, w którym stwierdził, że nie wie, którą nogę ma lepszą. Obserwując jego grę można było odnieść identyczne wrażenie. I jedną, i drugą Dembele posługiwał się równie fatalnie. Niby się starał, niby był bardziej widoczny niż Griezmann, ale co z tego, skoro nie dał żadnego konkretu.
DEKONCENTRACJA
To miało być małe święto dla Leo Messiego. Argentyńczyk grał dzisiaj 506. występ dla Barcelony w LaLiga, czym ustanowił indywidualny rekord, wyprzedzając Xaviego. Wypada jednak zauważyć, że sam główny zainteresowany nie zrobił zbyt dużo, by faktycznie osłodzić ten dzień kibicom klubu z Katalonii i samemu sobie. Był ospały, apatyczny, wydawało się, że niespecjalnie chce mu się dzisiaj grać. Gdyby Barca dowiozła prowadzenie, pewnie obudziłby się jutro rano z czystą głową. Ten mecz zupełnie nie powinien zapadać Messiemu w pamięci, ale przez końcowy rezultat może jednak tam na jakiś czas zagościć.
33-latek obudził się dopiero w okolicach 80. minuty. Wówczas faktycznie wziął na siebie ciężar rozprowadzania akcji i faktycznie pod polem karnym Cadiz zaczęło się robić gorąco. O ile bowiem w pierwszej połowie piłkarze beniaminka musieli się nieźle spocić, o tyle w drugiej Barcelona zdjęła nogę z gazu i uznała, że jednobramkowe prowadzenie wystarczy. Akcje były organizowane sporadycznie, chociaż znowu – sytuacje były, można było wbić do bramki Ledesmy przynajmniej jeszcze jednego gola.
Zawiódł jednak Messi, który z dość bliskiej odległości uderzył nad poprzeczką bramki. Pomylił się też wprowadzony w 80. minucie Puiq – oddał dobry strzał zza pola karnego, ale piłka poleciała tuż obok słupka. Poza tym próbował nieszczęsny Pjanić, z efektem, jakiego wszyscy możecie się domyślać.
Barcelona może i była lepsza piłkarsko. Ale Barcelona była znacznie mniej zdeterminowana niż gracze Cadiz.
Mentalnie gospodarze nie zrobili nic! Żadnej lekcji, żadnych wniosków po tym, co się odwaliło z PSG. Myśleli, że przyjdą dzisiaj na gotowe i zgarną pewne trzy punkty. Tak się jednak nie stało. To zawodnicy beniaminka rzucali się niczym Rejtan. To Ledesma bronił sporadyczne strzały w światło bramki. To Jose Mari popełniał faule taktyczne, trzymające gospodarzy z dala od ich pola karnego. I to wreszcie oni wbili jedynego gola w drugiej części spotkania.
Piłka w pole karne Barcelony, dość statyczne zagranie, a Lenglet co? A Lenglet prokuruje rzut karny. Nikt nawet nie próbował protestować. Wszyscy wiedzieli, że Francuz – nie pierwszy raz – odwalił manianę. Z jedenastu metrów pewnie uderzył Aleix i Cadiz zgarnęło bardzo ważny, niespodziewany punkt w walce o utrzymanie. Barcelona zaś zgarnęła kolejne wiadro hańby prosto na swój łeb.
Duma Katalonii istnieje już tylko teoretycznie. Nie ma w niej za grosz drużyny. Zamiast wykorzystać potknięcie Atletico, stracili punkty z drużyną, która przegrała cztery ostatnie mecze. Wydaje się, że opuszczenie flagi do połowy kija od szczotki w niektórych programach youtube’owych zupełnie nie było przesadzone.
82% posiadania piłki i jeden gol.
Dno.
BARCELONA 1:1 CADIZ
L.Messi (k.) 32′ – Aleix Fernandez (k.) 89′
Fot.Newspix