Lechia dopiero co zwalniała Stokowca, Lechia dopiero co odbywała rozmowy motywacyjne z kibicami, a dziś Lechia gra drugi bardzo dobry mecz z kolei i mierzy w miejsca pucharowe. Górnik Zabrze został dzisiaj zamieciony w Gdańsku wdeptany w ziemię. Lechia grała mądrze, Lechia miała efektowne akcje, Lechia robiła akcje z polotem.
Lechia zamiast męczyć, mogła się podobać.
Mecz zaczął się od optycznej przewagi Górnika Zabrze, którego Brosz ustawił mocno ofensywnie, z Krawczykiem i Boakye na desancie, a jeszcze Jimenezem i Nowakiem próbującymi zmieścić się za nimi. Goście klepali coś na połowie Lechii, ale trochę klepał tak, jak Boakye z Krawczykiem. Boakye inteligentnie przepuszcza piłkę, Krawczyk nie ogarnia. Potem Krawczyk dobrze na jeden kontakt do Boayke, ten zgrywa, ale Krawczyk na spalonym.
Lechia do pewnego momentu dostosowywała się poziomem, zresztą, wręcz w lustrzany sposób. Flavio w kontrze, która powinna zakończyć się groźnym strzałem, przepuścił piłkę do nikogo. Na strzał Manneha w Gdynię, Gajos odpowiedział uderzeniem w Sopot.
Było źle. Pachniało powtórką meczu Stal – Cracovia.
Ale po pewnym czasie Lechia zorientowała się, że w sumie tam na prawej stronie to są Wojtuszek z Evangelou. A Evangelou w obronie i Wojtuszek na wahadle to bynajmniej nie są wilcze doły, zasieki i pole minowe. Raczej autostrada, w dodatku darmowa, a jeszcze napis “zapraszamy, miłej drogi” przed wjazdem.
Lechia zaczęła to wykorzystywać, rzucając piłki za plecy zabrzan. Pierwszą taką piłkę dograł niezwykle aktywny – także w odbiorach na połowie Górnika – Saief, ale Ceesaya uprzedził Chudy. Niedługo później akcja podobna, z tym, że teraz uruchomiona przez Ceesaya. Paixao łamie linię spalonego, a potem, choć spokojnie mógł kończyć sam, bo miał dobrą pozycję, dogrywa do Gajosa. Ten kończy, 1:0.
Trochę akcja była sprawdzana na VAR-ze, ale nie ma mowy o spalonym Paixao. Trudno powiedzieć co tu odstawił Górnik. Cała prawa strona wolna, za to Ceesay zaatakowany we czwórkę.
To i tak jeszcze nic w porównaniu z akcją na 2:0, gdzie bawiący się z rywalami Ceesay objechał Wojtuszka i Evangelou tak, jakby wsiadł na motorynkę. Wojtuszek w ogóle pogubił się chyba jeśli chodzi o ustawienie w tej akcji, a Evangelou, cóż, po prostu nie dał rady, już do tamtego momentu miał kilka mocno niepewnych zagrań i interwencji. Ceesay oddał strzał, Chudy jeszcze to odbił, ale Paixao dobił z bliska. Defensywa Górnika w strzępach. Ta koncepcja po prostu się nie sprawdziła.
Zobaczcie jeszcze w dwóch klatkach jak Ceesay odjeżdża Wojtuszkowi i Evangelou. Od przyjęcia piłki do oddania strzału. Objedzie ich po zewnętrznej jak na wirażu w meczu żużlowym.
Brosz w przerwie wycofał się z pierwotnego pomysłu na ten mecz. Można powiedzieć: przyznał, że przeszarżował. Za Nowaka wszedł Ściślak, za Krawczyka do pomocy Kubica, do tego jeszcze za Wojtuszka pojawił się Masouras. Ujmijmy te zmiany jednak tak:
Górnik nie zmienił się nagle w piłkarską odpowiedź na Chicago Bulls w ostatnim sezonie Jordana.
Przestał się kompromitować – to prawda. Taki Masouras był o dwie klasy lepszy na prawej obronie. Ale trudno powiedzieć, żeby zapachniało tutaj zdobyczą punktową dla zabrzan.
Chociaż kto wie co by się stało, gdyby Kubica nie uderzył – uwaga, trzymajcie się – w aut z piątego metra przed bramką Kuciaka. Kuciak źle ustawiony, bramka tuż obok, a tutaj ekwilibrystyczny strzał w aut. No, duża sztuka. Miał szczęście Kubica, że jeszcze w tym meczu przykrył go Ceesay wykończeniem, które zostanie legendą. Nagroda imienia Merebaszwilego.
Tak, to nie wpadło do siatki. Kradzież asysty Paixao i rewelacyjnego kluczowego podania Biegańskiego.
Natomiast różnica jest taka, że Ceesay mimo tego pudła grał znakomicie. Przyłożył swoją rękę do obu bramek, a jeszcze niejednokrotnie czarował kiwką. Zero kompleksów, mnóstwo radości z kiwania, ale i inteligentne podania, w drugiej połowie choćby na czystą pozycję do Kubickiego.
Górnik natomiast miał głównie do zaproponowania strzały Boakye. Sęk w tym, że były to strzały z nieprzygotowanych pozycji. Nie powiemy, ten grajek ma jakość, widać było, że umie się zastawić, odegrać, zrobić parę metrów z piłką. Ale ewidentnie też – mówiąc wprost – sępił. Rozbawiło nas nawet, że dwukrotnie w tym meczu zamachał łapami do Jimeneza. Raz, gdy mu dograł na główkę, a Hiszpan spudłował, Boakye złapał się za głowę w wymownym geście. W końcówce gdy dograł Jimenezowi, a ten nie doszedł do piłki, był gest frustracji. Takich reakcji Boakye miał dziś więcej, choćby Kubica w dziesięć minut po pojawieniu się na boisku zebrał dwa opieprze. Jak wspomnieliśmy: grać umie, ale ciekawe jak się odnajdzie w tej szatni i tym zespole. Może po prostu reaguje żywiołowo. A może nie.
Lechia kontrolowała ten mecz, powinna podwyższyć wynik – zagrała po prostu bardzo dobre spotkanie. Potwierdziła, że wynik z Bełchatowa nie był przypadkiem. Zobaczyliśmy znowu dobrego Kubickiego, zobaczyliśmy jakość ze strony Ceesaya, była lepsza wersja Saiefa. Zobaczyliśmy pomysł i egzekucję. Nie było problemu z młodzieżowcem, bo świetnie w środku pola radził sobie Biegański, który w jeden mecz zaliczył więcej otwierających podań niż Makowski przez całą karierę.
Stokowiec obronił stołek, pokazując, że warto było dać mu szansę wyjść z kryzysu. Teraz minęły dwa ligowe mecze, a Lechia ściga miejsca pucharowe.
Fot. FotoPyK