Odmiana mentalności była kluczowa w transformacji Podbeskidzia, to potwierdził w rozmowie z Weszłopolskimi trener Robert Kasperczyk. Jaka metoda do tego doprowadziła? A choćby odcięcie się grubą kreską od jesieni, gdzie Kasperczyk – jak sam mówi – nie wracał do niej, nie analizował nawet z zespołem tamtych meczów. Poza tym o tęsknocie za ławką trenerską a także o tym, że chciał przede wszystkim udowodnić coś sobie. Zapraszamy.
***
Panie trenerze, jak dużą suszarkę zrobił pan Dominikowi Frelkowi za sytuację, którą miał w końcówce? Na nodze miał trzy punkty, a jednak trafił w słupek.
Suszarki nie będzie. To bardzo młody chłopak, dla którego to był dopiero drugi mecz w Ekstraklasie. Nie będzie wielką tajemnicą, jeśli powiem, że jest blisko wyjściowej jedenastki na najbliższe mecze. Rozpamiętywanie tej sytuacji w przypadku tak młodego zawodnika, z punktu widzenia psychologii jego prowadzenia, nie byłoby dobrą rzeczą. Pozwolę sobie tylko na analizie ująć jego grę w kontekście całego zespołu. Dla Dominika niewykorzystana sytuacja będzie najlepszą nauką, następnym razem będzie wiedział co zrobić.
Nie wiem czy ma pan świadomość, ale zaraz po tym strzale uchwyciły pana kamery Canal+ i wtedy nie chcielibyśmy być w pana bezpośredniej okolicy.
Tak, dlatego, że z naszej perspektywy bramka była pusta. Wydawałoby się, że kto by nie był na miejscu Dominika, ta bramka powinna paść. Jak zobaczyliśmy z kamery zza bramki, ciężko było nie trafić. Natomiast jak mówię, Dominik to młody chłopak, taką sytuację miał pierwszy raz w życiu na tym poziomie. To jedyna rzecz, która go tłumaczy i tak musimy to zostawić. Nie będzie żadnej rozmowy dyscyplinującej. Będzie motywacja przed meczem z Jagiellonią.
Do Kocsisa chyba podejdzie pan inaczej, sprokurował pan jeden z głupszych karnych w sezonie.
Gergo ma troszeczkę więcej do przemyślenia, bo to doświadczony zawodnik. Starałem się nie wracać do rundy jesiennej, niemniej po takich rzeczach, jakie miały miejsce w ostatnim meczu, trzeba wrócić do spotkania z Wisłą Kraków, w którym Gergo również spowodował upadek przeciwnika. Z tego był karny na 0:1, a mecz skończył się wynikiem 0:3. To jest w jego wypadku recydywa. Niepokojący sygnał. To, że zrobił karnego, jeszcze bym go troszkę wytłumaczył, bo rękami szukał zgubionego do krycia przeciwnika. Natomiast nie tłumaczy zawodnika na tym poziomie druga żółta kartka, gdzie błąd techniczny spowodował to, że on chciał bardzo szybko, w sposób nader agresywny odzyskać piłkę. Niestety nie udało się, spowodował faul. Gdybym był sędzią, ani chwili bym się nie zastanawiał, od razu dałbym kartkę. Nie mam do arbitra pretensji, tylko do Gergo.
Jak pan podchodzi do tego remisu? Przed rundą mówił pan, że Podbeskidzie musi punktować, być pragmatyczne. Ten remis traktuje pan w kategorii lekkiego rozczarowania, skoro były szanse na trzy punkty?
Gdyby ktoś dawał nam przed pierwszym wiosennym meczem siedem punktów po trzech meczach, to niejeden by się popukał w głowę. Trzeba szanować to, co jest. Natomiast życie nauczyło mnie takiej pazerności. Gdy byłem napastnikiem, wypominano mi, że brakuje mi ognia w ostatnim momencie. Tego teraz oczekuję – skoro jest sytuacja na 2:1, skoro jest szansa na trzy punkty, trzeba skorzystać.
We wszystkich wywiadach przed meczem z Cracovią, który upatrywany był w takim obszarze osobistym dla mnie, podkreślałem, że to będzie najcięższy z tych trzech meczów. Z doświadczenia wiem, że na pierwsza dwa mecze wiosny nie trzeba motywować, sama pozycja Legii czy Górnika też to sprawiała. Natomiast gdy te mecze się wygrało, u niejednego zawodnika mogła zaświtać myśl: a, może będzie łatwiej. Wygraliśmy przecież z lepszymi od Cracovii. Natomiast ja wiem, kto tam gra, jaki to zespół. Każda drużyna wpada w dołek. Wydaje mi się, że szybciej niż myślimy Cracovia z tego dołka wyjdzie, bo potencjał sportowy tej drużyny jest niesamowity. Pokazali to w kilku fragmentach, spychając nas do defensywy. Myśmy nie nadążali za tak szybką grą. Bardzo się cieszę, że punkt zawieźliśmy do Bielska-Białej, choć zawsze będzie myśl, że to mogły być trzy.
Ma pan dużo do udowodnienia? Trochę pana nie było w zawodzie szkoleniowca, gdy zapadła decyzja o zwolnieniu Krzysztofa Bredego, kibice spodziewali się, nie ukrywajmy, kogoś innego.
Jedyną osobą, której muszę coś udowodnić, jestem ja sam. Szczerze tęskniłem za ławką trenerską przez ostatnie lata, ale za ławką na przyzwoitym poziomie. Nie ukrywam, zraziłem się po odejściu z Podbeskidzia do zawodu, byłem w kilku klubach, jak porównywałem organizację, a przede wszystkim implementację tego, o czym rozmawialiśmy we wstępnych rozmowach, gdy mnie zatrudniano… Potem rzeczywistość diametralnie od tego obiegała. Do tego sprawy, o których nie wypada mówić na antenie, choć wiadomo o co chodzi, gdy nie wiadomo o co chodzi. Człowiek musi mieć za co żyć. Potem chciałem stabilizacji i te kilka lat w Cracovii uważam za bardzo owocny czas. Cały czas miałem kontakt z piłką ekstraklasową. Podpatrywałem pracę Jacka Zielińskiego czy Michała Probierza, dwie inne szkoły, coś dla siebie z każdej nich można było wziąć. Nadzorowałem pion młodzieżowy, zajmowałem się pomocą przy wpuszczaniu tych zawodników na poziom Ekstraklasy, choć nie było o to łatwo, bo ten przeskok jest ogromny. Wzbogaciłem swoją wiedzę w Cracovii. Gdzieś z tyłu głowy była jednak tęsknota za adrenaliną ławki trenerskiej.
Gdy przyszła propozycja z Podbeskidzia, pojawiła się myśl: jak nie teraz, to kiedy. Nie mam problemu, proszę mi wierzyć, z tym, że nie byłem pierwszego wyboru, to na mnie nie robi wrażenia. Odkąd dostałem propozycję, koncentrowałem się na tym, co trzeba zrobić, żeby wyciągnąć zespół z marazmu, z ostatniej pozycji. To wciąż daleka droga, ale zrobiliśmy trzy fajne kroki. Mental był najważniejszy, nie taktyka, technika, przygotowanie fizyczne, na które nie było czasu, tylko przestawienie myślenia. Chyba się zgodzicie, że różnica jest, nawet jeśli chodzi o wypowiedzi tych chłopaków, gdzie dziś mówią, że przyjemnie grać w tym zespole, że liczy się drużyna. To największy sukces. Na bazie tego przestawienia mentalnego wierzę, że możemy coś fajnego zrobić w najbliższej przyszłości, zdając sobie sprawę, że trzeba z pokorą podchodzić do każdego meczu.
Podbeskidzie jesienią miało tak, że jak zrobiło błąd, zaraz sypały się kolejne błędy. Natomiast z Cracovią, po głupim błędzie Kocsisa, nie pojawiały się kolejne. To ten dowód, że jesteście silniejsi mentalnie?
Tak, dokładnie. Z każdego meczu wybieram do analizy pewne fragmenty dla swoich zawodników, które ważne są w kontekście taktyki, ale również w kontekście mentalu. I świetny obraz, który mógłbym pokazywać na kursokonferencjach, umieszczać w filmach szkoleniowych: mecz z Górnikiem, Milan Rundić jak Usain Bolt biegnie 80m na sprincie i zapobiega wślizgiem bramce na 0:2. Gdyby piłka doszła do Nowaka, prawdopodobnie byłoby po meczu. Takie momenty są często przełomowe dla spotkania. Pokazują zespół jako grupę ludzi zdeterminowanych. To tym ważniejsze, że Milan nie miał dobrej rundy jesiennej, a teraz razem z Rafałem Janickim tworzą jedną ze skuteczniejszych par stoperów w ESA.
Bramki, które straciliśmy wiosną: z Górnikiem błąd w kryciu młodzieżowca, Kuby Bierońskiego. Teraz błąd defensywnego pomocnika, Kocsisa. Obrońcy na razie są praktycznie bezbłędni, fajna sprawa. Dziesięć lat temu, gdy na innym stadionie, w innych okolicznościach, robiliśmy awans do Ekstraklasy, a potem – powiem nieskromnie – dość spokojnie utrzymaliśmy się w lidze, też zaczynałem od mocnego fundamentu, jakim jest linia obrony. Dopiero potem buduje się skrzydła, pion ataku i tak dalej. Te trzy mecze pokazują, że nie najgorzej to idzie jeśli chodzi o takie fundamenty.
Jesteśmy na żywo, mamy dla pana złą wiadomość. Kolew strzelił bramkę dla Stali Mielec i w wirtualnej tabeli znów jesteście ostatni. Oglądacie się trochę na innych beniaminków? Czy rzeczywiście pana zdaniem któryś z beniaminków będzie miał największe kłopoty w walce o utrzymanie?
To slogan, ale wiosna nie wybacza. Jesień jeszcze wiele wybacza, gdzieś tam funkcjonuje obiegowe myślenie u zawodników, trenerów, że się wzmocnimy. Tutaj absolutnie nie. Oglądałem przed spotkaniem z panami mecz Warty z Zagłębiem. Jeśli miałbym upatrywać klucza do sukcesu Warty do większa determinacja. Widać, że drużyny, które mają o co walczyć, od samego początku potrzebują punktów, są bardziej zdeterminowane. Warta wychodziła większą liczbą zawodników do kontrataku, wracała też dużymi siłami. Trochę brakowało tego w Zagłębiu. Podejrzewać można, że drużyny, które są w środku tabeli, a obsuną się w dół, to znów wstąpi w nich taka werwa. Taka jest nasza liga. Tego nie zmienimy. Ja bym chciał, żeby jak najwięcej zespołów było zaangażowane w grę o puchary, a w naszym interesie jest, by jak najwięcej było zaangażowane w grę o utrzymanie. To będzie ciężka walka, niby zrobiliśmy już dużo, ale sam pan powiedział, dalej jesteśmy, gdzie jesteśmy, tak naprawdę nie zrobiliśmy jeszcze nic.
To prawda, że praktycznie w ogóle nie wracał pan do meczów jesiennych, tylko budował od zera?
Jeśli chodzi o spotkania i analizy z drużyną, to nie przypominam sobie jakiegokolwiek momentu, żebym wspominał o rundzie jesiennej. Ja sobie przeglądnąłem parę rzeczy, natomiast nie ukrywam, mam taki zwyczaj pracy po swojemu i nie chciałem żadnych podpowiedzi, podszeptów. Każdy ma swoje zdanie, spojrzenie na zawodnika, na funkcjonowanie drużyny. Jeśli mamy to robić po swojemu, chciałem mieć czystą głowę. Jedyne, na co się zgodziłem, to że kilku piłkarzy, którzy zdaniem władz klubu w rundzie jesiennej zawiedli, to po przejrzeniu materiałów, które gdzieś miałem, zgodziłem się na ich odejście, ale w zamian mając obiecanych kilka ruchów transferowych. To się spełniło. Podejrzewam, że gdybym posłucha wtedy ludzi, którzy mi podpowiadali po rundzie jesiennej, kogo jeszcze należałoby usunąć, to dwóch zawodników przynajmniej jeszcze by odeszło, a grają i cieszą swoją grą.
Kogo najtrudniej było pożegnać? To byli gracze, którym Podbeskidzie trochę zawdzięczało.
Popełniłbym duży nietakt, gdybym selekcjonował, dokonywał gradacji tego, kogo bardziej było żal. Każdego było żal, to są profesjonaliści. Dla każdego piłkarza, trenera, odejście skądś, gdzie był przywiązany, nie jest łatwe, przyjemne. Starałem się to zrobić w sposób profesjonalny, nic nie ukazało się w mediach, dopóki z nimi nie porozmawiałem. Na Rafała Figiela czekałem, miał osobiste sprawy, nie podawaliśmy listy transferowej, dopóki nie doszło do rozmowy. Każdemu podałem powody i na tym powinniśmy zakończyć, rozpamiętywanie tych nieprzyjemnych rzeczy nie sądzę, by pomogło tym piłkarzom w dalszej przygodzie, a daj Boże karierze.
Dominik Wardzichowski podał dziś, że Kacper Gach zostanie wypożyczony do Widzewa. Pan to potwierdza?
Wolałbym najpierw porozmawiać z Kacprem, taka rozmowa mnie nie ominie, takie mieliśmy plany. Kacper to chłopak, który w moim odbiorze, po przyjściu Mamicia, ma małe szanse na grę w pierwszym składzie. W meczu sparingowym z Żiliną na lewej stronie dobrze radził sobie też Rundić. Oni bardziej pasują do mojego pomysłu na grę Podbeskidzia. Dla Kacpra byłoby chyba lepiej, gdyby tę rundę spędził grając. Są przykłady z Cracovii, jak Mateusz Wdowiak, który zszedł do Sandecji, zrobił awans, wrócił ograny i był dużo lepszym zawodnikiem, gdzie przed wypożyczeniem nie mógł się przebić. To może być dobry ruch w kontekście przyszłości Kacpra, bardzo na niego liczę.