W tym sezonie z Ekstraklasą pożegna się tylko jeden klub. Grono ekip potencjalnie zagrożonych tym nieprzyjemnym doświadczeniem wydawało się więc dość wąskie. Uściślając: prawie wszyscy (my również) wskazywali, że będzie to albo któryś z trójki beniaminków, albo ewentualnie Wisła Płock. Odmienne typy zdarzały się naprawdę rzadko i przeważnie wiązały się z tym, że ktoś kogoś nie lubi i z gruntu mu źle życzy. Tymczasem rzeczywistość okazała się zaskakująca. Dziś wcale nie jest oczywiste, że spaść musi ktoś ze wspomnianej czwórki. Liczba drużyn z niepokojem spoglądających na sytuację w drugiej części tabeli stała się większa niż można było przypuszczać.
Jedno miejsce spadkowe miało przecież oznaczać brak większych emocji w kontekście walki o utrzymanie. A tu okazuje się, że w praktyce powinny być one teraz większe niż w zeszłym sezonie z trzema miejscami pod kreską. Dość szybko wówczas wyklarowało się, że w praktyce z I ligą witają się ŁKS, Korona Kielce i Arka Gdynia. Po podziale na grupy nie było się czym ekscytować.
Dlaczego zakładamy, że sprawa dotycząca szesnastego miejsca przestaje być taka oczywista? Bo przy każdej drużynie na papierze najbardziej nim zagrożonej – czyli Warcie Poznań, Stali Mielec, Podbeskidziu Bielsko-Biała i Wiśle Płock – znajdziemy aktualnie sporo argumentów przemawiających za tym, że wcale nie muszą go zająć.
STAL MIELEC POKONA U SIEBIE CRACOVIĘ W MECZU ZA SZEŚĆ PUNKTÓW? KURS 3.00 W TOTALBET
Rozpiszmy to klub po klubie.
Wisła Płock
-
cztery zwycięstwa z rzędu;
-
odzyskanie równowagi mentalnej;
-
ustabilizowanie sytuacji w defensywie (od 2:5 w Białymstoku trzy stracone gole w sześciu spotkaniach);
-
znacznie lepsza skuteczność – cztery ostatnie kolejki to średnia 2 gole na mecz, wcześniej w dwunastu kolejkach średnia 1 gol na mecz.
Podbeskidzie Bielsko-Biała
-
metamorfoza na początku wiosny z nowym trenerem, siedem punktów trzech meczach (byłby komplet, gdyby nie pudło Frelka z Cracovią);
-
uporządkowanie obrony;
-
odzyskanie wiary w siebie, uspokojenie nastrojów;
-
dobrze zapowiadające się transfery w osobach Jakuba Hory, Petera Wilsona i Petara Mamicia, a i Rafał Janicki na razie daje radę;
-
odejście od myślenia życzeniowego, dostosowanie stylu gry do możliwości drużyny.
Warta Poznań
-
bardzo udany start, siedem punktów w trzech kolejkach, szybkie przełamanie po słabszym finiszu jesienią (cztery porażki z rzędu);
-
rozsądne ruchy z młodzieżowcami (Maciej Żurawski, Mateusz Sopoćko);
-
pozyskanie ciekawych jak na możliwości Warty obcokrajowców (Makana Baku, Adam Zrelak);
-
postępy w ofensywie (gole we wszystkich meczach, większa liczba sytuacji).
Stal Mielec
-
mentalna metamorfoza pod wodzą Leszka Ojrzyńskiego;
-
znaczna poprawa wyników po zmianie trenera (2 zwycięstwa, 3 remisy, 2 porażki), wcześniej 5 punktów w 9 spotkaniach;
-
postęp w grze defensywnej (z Ojrzyńskim 1,57 straconych goli na mecz, ze Skrzypczakiem 2,22 na mecz);
-
zdające się pasować do drużyny transfery w osobach Granlunda i Kolewa (poważnie), przy Jankowskim znak zapytania jest większy.
Najmniej optymistycznie mimo wszystko wygląda sytuacja Stali. Gdyby wczoraj Maciej Domański strzelił z rzutu karnego na 2:0 w Zabrzu, pewnie udałoby się coś z tej delegacji przywieźć. Zamiast tego Górnik w drugiej połowie zamknął drużynę Ojrzyńskiego na jej połowie i w końcu zadał dwa ciosy. W razie wygranej mielczan sytuacja na dole tabeli już w ogóle byłaby arcyciekawa, bo wtedy Podbeskidzie spadłoby na ostatnie miejsce, a i tak miałoby tylko trzy punkty straty do… Lecha Poznań. Powodów do paniki jednak nie ma. Pomijając powyższe argumenty, Stal ma jeszcze zaległe domowe spotkanie z Wisłą Płock, a już w najbliższej kolejce zmierzy się u siebie z pogrążoną w kryzysie Cracovią. Jeżeli zwycięży, zrówna się z nią punktami i to krakowianom zacznie się palić w dupkach. Z Wisłą też byśmy beniaminka nie skreślali, chociażby z tego powodu, że kierując się logiką Ekstraklasy, świetna passa “Nafciarzy” po prostu wkrótce musi się zakończyć.
Przebudzenie czwórki skazywanej na walkę o utrzymanie sprawia, że wmieszanych w nią zostało kilku nieoczywistych kandydatów. Wisła Kraków Petera Hyballi na razie gra lepiej niż punktuje. Jej sytuacja nadal jest mało komfortowa. Ciągły pressing i odważne granie do przodu narzucone przez niemieckiego trenera może się podobać, ale pytanie, czy na dłuższą metę wystarczy paliwa, odpowiednich wykonawców i woli pójścia za ekscentrycznym trenerem w razie krytycznej sytuacji.
Generalnie jednak “Biała Gwiazda” nie znajduje się teraz w kryzysie, a nawet wydaje się być na fali wznoszącej – w przeciwieństwie do Cracovii.
“Pasy” w ostatnich czterech kolejkach zdobyły zaledwie punkt, Michał Probierz zdążył zrezygnować z pracy i wrócić do pracy, a atmosfera wokół klubu pozostaje bardzo gęsta. Wyraźnie udziela się to przybitej mentalnie drużynie, która najczęściej gra futbol toporny i przewidywalny. Jeśli nie uda się przywieźć z Mielca przynajmniej remisu, będzie to już najwyższy czas do bicia na alarm. Widmo degradacji zacznie na poważnie zaglądać w oczy, zwłaszcza że potem Cracovię czeka seria meczów z czołówką. Oczywiście Pasy mają dużo potencjału piłkarskiego, wydaje się: za dużo, niemniej oni w każdy weekend grają po dwa mecze. Z rywalem, a także z samym sobą.
CRACOVIA NADAL FAWORYTEM MECZU W MIELCU. EWINNER ZA JEJ ZWYCIĘSTWO PŁACI PO KURSIE 2.35
Lechia niespodziewanym zwycięstwem nad Rakowem zyskała +100 do spokoju, bo przy takim zagęszczeniu na dole stawki musiałaby zaliczyć nową serię porażek, żeby znaleźć się w podobnym położeniu jak Cracovia.
Zostaje nam jeszcze Lech Poznań, który nie przestaje zadziwiać w negatywny sposób.
W ciągu kilku miesięcy całkowicie uleciał entuzjazm związany z awansem do fazy grupowej Ligi Europy oraz dobrymi występami na początku z Benfiką i Standardem. Gdyby nie cudem wygrana seria rzutów karnych z Radomiakiem, “Kolejorz” miałby już przegrany sezon, bo awans do europejskich pucharów poprzez ligę to czysta teoria. Potencjał czysto piłkarski obliguje go do walki o czołowe lokaty, perspektywa spadku wydaje się absurdalna, ale zdarzają się przecież historie, że z ligi lecą ekipy, którym nawet nie przyszłoby do głowy, że może je spotkać coś takiego. Spirala porażek, rosnąca frustracja, utrata wiary we własne umiejętności, wzajemne pretensje, nerwowe ruchy na wszystkich klubowych szczeblach i nagle scenariusz science-fiction zaczyna nabierać realnych kształtów (choć wciąż jednak bliżej science fiction). Na swoje szczęście Lech gra w najbliższy weekend ze Śląskiem Wrocław, który przeważnie wychodzi z założenia, że nie wpierdziela się w poczynania gospodarzy.
Krótko mówiąc, prawdopodobnie szykuje nam się zaskakująco ciekawa walka o utrzymanie, w którą mocno zaangażowanych może być nawet 5-6 drużyn. Dla nas to dobrze, dla samych zainteresowanych niekoniecznie, bo nerwy zostaną wystawione na ciężką próbę. Jeśli kluczową rolę odegra w tej nerwówce odporność psychiczna piłkarzy, to sądzimy, że niekoniecznie beniaminkowie mogą mieć w tym elemencie największy problem.
Fot. Newspix