Reklama

Legia nie miała prawa tego nie wygrać, więc nie wygrała

redakcja

Autor:redakcja

14 lutego 2021, 20:25 • 4 min czytania 84 komentarzy

Strasznie obawialiśmy się meczu Jagiellonii z Legią w kontekście przyjemności z jego oglądania, bo jak zaznaczaliśmy w zapowiedzi, od kilku lat w Białymstoku kończyło się na paździerzach. Tym razem jednak wyszło całkiem nieźle, na pewno było to najlepsze spotkanie od pamiętnego 4:1 dla “Wojskowych” z 2016 roku. Główna w tym zasługa zespołu gości, który pewnie jeszcze trochę będzie się zastanawiał, jakim cudem dziś nie wygrał.

Legia nie miała prawa tego nie wygrać, więc nie wygrała

Bo fakty są takie, że pomysł Jagi ograniczał się do murarki i liczenia, że po dalekim wybiciu z przodu “coś się wydarzy”. I nawet bardzo szybko się wydarzyło, gdy Cezary Miszta przy piąstkowaniu znokautował w polu karnym Jakova Puljicia. Szymon Marciniak obejrzał powtórki i wskazał na jedenasty metr, a sprawiedliwość pewnie wymierzył Jesus Imaz.

Od tego momentu jednak gospodarze z przodu praktycznie nie istnieli, nie licząc jednej sytuacji pod koniec pierwszej połowy. Przemysław Mystkowski, który dopiero co zmienił kontuzjowanego Fedora Cernycha, ładnie podał do Imaza, a ten przegrał pojedynek z Misztą. Młody bramkarz zrewanżował się za błąd z początku spotkania, broniąc strzał Hiszpana “pajacykiem” w stylu Artura Boruca.

To była najlepsza interwencja meczu, co nie znaczy, że Xavier Dziekoński nie wykazywał się swoimi umiejętnościami. Wykazywał i to znacznie częściej. Bronił bardzo pewnie, a odbicie strzału Filipa Mladenovicia z rzutu wolnego i – zwłaszcza – bomby Luquinhasa sprzed pola karnego wyglądało więcej niż dobrze. Generalnie 17-latek emanował pewnością siebie, również w rozegraniu. Wprowadzał spokój i budził zaufanie, jakby miał już na koncie co najmniej setkę ligowych występów.

Znacznie więcej uzbierał ich Błażej Augustyn, ale tego dnia kopał się po czole i wyłączył myślenie. Co sprawiło, że zdecydował się najpierw stanąć za Tomasem Pekhartem zamiast przed nim, a potem bezczelnie go przytrzymywać? Nie wiemy i nawet nie próbujemy zgadywać. W każdym razie karny dla Legii był tak ewidentny, że już bardziej się nie dało. Augustyn co chwila powodował nerwowość w szeregach obronnych Jagiellonii, popełniał banalne błędy i kiksował przy prostych wybiciach. Ten typ już tak ma. Gdy trafi mu się gorszy mecz, potrafi zepsuć wszystko. A przecież dopiero co jako jedyny ratował honor defensywy białostoczan w bitwie na śniegu z Wisłą Kraków.

Reklama

Zupełnie osobną kategorią jest Kris Twardek. O ile bowiem od Augustyna pewnych rzeczy można i trzeba wymagać, o tyle ten gość jest tak słaby, że nie mamy wobec niego żadnych oczekiwań. To po prostu amator rzucony do grania z zawodowcami. Brakuje mu i umiejętności, i podstawowej boiskowej inteligencji. Nadal nie wierzymy, że skrzydłowy, który miał śmieszne liczby w lidze irlandzkiej ot tak został sprowadzony do Ekstraklasy. Na początku sezonu dał już próbki swoich “umiejętności”. Mimo to dziś po raz pierwszy od dawna zagrał w podstawowym składzie i to od razu z Legią. Podobno Bogdan Zając liczył, że popracuje w obronie więcej niż Maciej Makuszewski. I owszem, wracał się często, ale do przerwy była to sztuka dla sztuki. Albo ciągle się spóźniał i biegał dla zasady, albo kopał rywali po nogach (spytajcie Juranovicia), za co spokojnie mógł dostać żółtą kartkę. Szymon Marciniak do 22. minuty pokazał ich w tym meczu sześć, ale Kanadyjczyka spełniającego marzenia jakoś oszczędził. Bojan Nastić nie miał odpowiedniego wsparcia na swojej stronie, co nie usprawiedliwia faktu, że Paweł Wszołek w kilku akcjach objeżdżał go jak chciał. Sprowadzony z BATE Borysów Bośniak na razie jest dużym rozczarowaniem i w przerwie został zdjęty.

Co do Twardka. W drugiej połowie pracował w defensywie z nieco większym sensem i faktycznie parę razy się przydał do wybicia piłki. Jak już miał ją przy nodze… Cóż, wracamy do tego, że mówimy o kimś, kto powinien być teraz na testach gdzieś w III lidze. Na przyszłość radzimy trenerowi Zającowi, żeby przy defensywnym wariancie wystawił na jednym skrzydle Nasticia z Wdowikiem. Nie ma za co.

Legia grała więc z Jagiellonią mającą Augustyna w najgorszym wydaniu, amatora na skrzydle i Borysiuka próbującego wejść w buty kontuzjowanego Romanczuka. Indywidualnie jej piłkarze prezentowali się znacznie lepiej niż zawodnicy Jagi, ale zespołowo zabrakło kropki nad “i”.

Stołeczna ekipa szybko wyrównała, a potem Pekhart zabrał dwie piękne asysty Mladenoviciowi, marnując jego idealne dośrodkowania. Za pierwszym razem trafił w poprzeczkę (piłka odbiła się na linii), za drugim główkował tuż obok słupka. Dodajmy do tego poprzeczkę Luquinhasa, wspomniane dwie parady Dziekońskiego i wyjdzie nam, że mistrzowie Polski w cuglach powinni sięgnąć po pełną pulę. Być może w końcówce przydałoby się nieco więcej sił, lecz ławka Legii tak obfitowała w wybór, że Czesław Michniewicz zdecydował się tylko na jedną zmianę.

Remis sprawia, że warszawska drużyna nie dogoniła Pogoni Szczecin i traci do niej dwa punkty, a Jagiellonia nadrobiła tylko punkt do trzeciego Rakowa. No i dodajmy, że passa Legii bez triumfu w Białymstoku przedłużyła się do ośmiu spotkań.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

84 komentarzy

Loading...