To już w ostatnich latach norma, że gdy Jagiellonia podejmuje Legię, niemal z automatu pisze się jeśli nie o hicie Ekstraklasy, to przynajmniej o jednym z ciekawiej zapowiadających się spotkań danej kolejki. A to okropnie mylące! Od ponad trzech lat ta para w Białymstoku gwarantuje tylko jedno: paździerz.
Serio, odkąd Legia 18 listopada 2016 roku wygrała na stadionie Jagi aż 4:1, każda jej następna wizyta na tym terenie oznaczała spotkanie słabe, bardzo słabe lub po prostu beznadziejne. Za każdym razem końcowy gwizdek sędziego wiązał się z dużym rozczarowaniem, bo miano apetyty na coś znacznie więcej w kontekście poziomu gry i emocji.
Patrząc przez pryzmat wyniku, kibice Jagiellonii narzekać nie mogą. Fakty są bowiem takie, że Legia nie potrafi zwyciężyć w Białymstoku już od siedmiu meczów. Gorzej, że w tym czasie:
-
Legia strzeliła zaledwie jednego (!!!) gola
-
Jagiellonia strzeliła zaledwie trzy gole
-
aż cztery razy kończyło się bezbramkowym remisem
Łatwo policzyć, że w siedmiu ostatnich starciach na białostockiej ziemi między tymi drużynami łącznie padły cztery marne bramki. Dla porównania: cztery ostatnie mecze przy Łazienkowskiej przyniosły aż 12 bramek i każdy mecz miał swoją konkretną historię. Dwukrotnie Legia nie dawała szans przeciwnikowi (3:0, 4:0), ale też dwa razy Jaga wywoziła pełną pulę. 2:0 z lutego 2018 po czerwonej kartce Domagoja Antolicia z 15. minuty i późniejszej pełnej kontroli to był jeden z najlepszych występów pod wodzą Ireneusza Mamrota. Z kolei w tym sezonie udało się wygrać dzięki szybkim golom Puljicia i Imaza, na które raz odpowiedział Pekhart.
Wspomniane 4:1 z sezonu 2016/17 to był popis Vadisa Odjidjy-Ofoe. Zaliczył piękne trafienie po uderzeniu w dalszy róg oraz dwa kluczowe podania znamionujące wielką klasę. Najpierw kapitalnie wypatrzył Hamalainena, który wyłożył Prijoviciowi do pustaka, a potem zaskoczył obrońców błyskawicznym wykonaniem rzutu wolnego, co zakończyło się dobitką Kucharczyka po sam na sam Prijovicia.
W tamtym spotkaniu grali będący również dziś w Jagiellonii Ivan Runje, Taras Romanczuk, Fedor Cernych i Przemysław Mystkowski (wszedł z ławki), a na ławce siedział Damian Węglarz.
Otrzymana lekcja chyba mocno wryła im się w pamięć, bo każda następna konfrontacja z Legią była partią szachów. W tym samym sezonie “Wojskowi” gościli tam drugi raz i wtedy skończyło się na 0:0. Do historii przeszły pojedynki Jacka Góralskiego z Vadisem, który niemalże gryzł po nogach znakomitego Belga. As warszawskiego zespołu jedyny raz w czasie pobytu w Polsce poczuł się bezradny. No i w pewnym momencie puściły mu nerwy, co skończyło się drugą żółtą kartką w końcówce.
W Jadze najwyraźniej zobaczyli, że taka taktyka działa i od tej pory te mecze są męką dla postronnego kibica. W sezonie 2017/18 najpierw białostoczanie wygrali 1:0 po pięknym golu Cernycha w końcówce (osłodził wcześniejsze krwawienie z oczu), a później zremisowali po strasznym paździerzu. Najciekawszymi momentami było nabicie Antolicia przez Runje (nawet wyglądało to groźnie) i minimalnie niecelny wolej Bartosza Kwietnia z 93. minuty.
W sezonie 2018/19 byliśmy wręcz rozpieszczeni, bo w dwóch meczach Jagiellonia – Legia strzelono aż trzy gole. Szał ciał.
Najpierw padł wynik 1:1. Runje błyskawicznie dał prowadzenie po rzucie rożnym, natomiast punkt gościom pod koniec uratował Sandro Kulenović, dobijając strzał Andre Martinsa z rzutu wolnego w poprzeczkę. Ze wszystkich spotkań z omawianego okresu to było najciekawsze. Oprócz tego mieliśmy jeszcze m.in. słupek Karola Świderskiego i zmarnowaną świetną sytuację Sebastiana Szymańskiego. Ten mecz okazał się jedynie słaby, a nie beznadziejny. Chlubny wyjątek.
W drugim przypadku Jaga wygrała po kuriozalnym samobóju Mateusza Wieteski. Powiedzmy, że w dalszej fazie jedni i drudzy mieli jeszcze po dwie godne odnotowania sytuacje, czyli i tak nieźle.
Ubiegły sezon to już niestety dwa bezbramkowe paździerze. W pierwszym najważniejszy moment to dość szybkie dwie żółte kartki Luisa Rochy, które siłą rzeczy ustawiły granie (a i tak Legia miała lepsze szanse). W drugim zapamiętaliśmy jedynie dwie zepsute kontry Mateusza Cholewiaka z drugiej połowy.
Krótko mówiąc, realista nastawia się dziś na 0:0, pół sytuacji i dwa celne strzały przez 90 minut. Najwyżej zostanie mile zaskoczony.
Pewnym statystycznym pocieszeniem jest fakt, iż Jagiellonia w tym sezonie nie zremisowała od 3. kolejki. Później nie bawiła się w kompromisy. Legia zresztą także nie lubuje się teraz w remisach. Podobnie jak niedzielny rywal, dzieliła się łupem dwukrotnie.
Jeżeli podopieczni Czesława Michniewicza przełamią się w Białymstoku, dogonią Pogoń Szczecin i odskoczą na siedem punktów Rakowowi. Piłkarze Bogdana Zająca w przypadku zwycięstwa przynajmniej na chwilę będą zajmowali czwarte miejsce i zbliżą się do Rakowa na dwa “oczka”.
Stawka jest tak wysoka, że pachnie nam to… No, sami wiecie.
Fot. FotoPyK