Reklama

Liverpool w całkowitej rozsypce. „Lisy” rozbiły mistrzów Anglii

redakcja

Autor:redakcja

13 lutego 2021, 15:51 • 4 min czytania 15 komentarzy

Wydawało się, że Liverpool w całkiem niezłym stylu zrehabilituje się dzisiaj za klęskę poniesioną z rąk Manchesteru City. The Reds w wyjazdowym starciu z Leicester City prezentowali się co najmniej nieźle, zresztą długo kontrolowali przebieg meczu i wyszli nawet na prowadzenie. A jednak spotkanie zakończyli na tarczy. Pokonani, pognębieni, rozjechani. Trochę wręcz ośmieszeni przez oponentów, którym sami dostarczyli tlen poprzez indywidualne pomyłki w defensywie.

Liverpool w całkowitej rozsypce. „Lisy” rozbiły mistrzów Anglii

Co tu dużo mówić – ekipa Juergena Kloppa sypie się w oczach.

Wymiana ciosów

W pierwszej połowie obie strony wykreowały sobie sporo sytuacji bramkowych. Można powiedzieć, że mieliśmy do czynienia z wymianą ciosów, aczkolwiek inicjatywa w tym starciu ewidentnie należała do Liverpoolu. Siląc się na bokserskie porównanie – The Reds zasypywali swoich oponentów gradem uderzeń. Sporo lądowało na gardzie, lecz kilka sięgnęło szczęki „Lisów”. Natomiast gospodarze byli w swoich atakach znacznie konkretniejsi – przede wszystkim skoncentrowani na defensywie, ale gdy już decydowali się na kontrę, mistrzowie Anglii znajdowali się na ogół w dużych opałach.

Fajnie to widać w statystykach. Liverpool oddał w pierwszej połowie aż dziewięć strzałów, ale Kasper Schmeichel interweniował tylko raz, zresztą w kapitalnym stylu. Leicester zaś strzelało rzadziej, lecz Alisson został zmuszony do trzech interwencji.

Mimo wszystko, po podopiecznych Juergena Kloppa nie było widać, że dopiero co zebrali srogie lanie z rąk Manchesteru City, które zapewne pozbawi ich szans na obronę tytułu mistrzowskiego. Wspomniany Alisson ewidentnie otrząsnął się po wpadkach. Nieźle na środku defensywy wyglądał także Ozan Kabak. 20-latek ściągnięty z Schalke z uwagi na plagę kontuzji wśród stoperów The Reds. Turek grał dość pewnie, nie bał się brać na siebie odpowiedzialności w rozegraniu piłki od tyłu. Stawiał głównie na proste rozwiązania, kilka razy źle się ustawił przy szybkim ataku Leicester, no ale zasadniczo nie wypadł źle jak na debiutanta. Generalnie – Klopp z postawy swoich podopiecznych mógł być raczej zadowolony.

Reklama

Zwrot akcji

Początek drugiej odsłony spotkania tylko potwierdził dobrą formę graczy Liverpoolu. Leicester schowało się już nie za pojedynczą, lecz za podwójną gardą. Coraz rzadziej futbolówkę otrzymywał Jamie Vardy, zniknął gdzieś James Maddison. Harvey Barnes też przepadł, schowany do kieszeni przez pomocników i obrońców The Reds. Przewaga gości znalazła zresztą odzwierciedlenie na tablicy wyników. W 67. minucie do siatki trafił Mo Salah. I w sumie sami nie wiemy, czym tu się bardziej zachwycać. Czy całą kombinacją drużyny przyjezdnej, którzy z niezwykłą swobodą popykali w polu karnym przeciwnika? A może strzałem Egipcjanina, który genialnie przymierzył z pierwszej piłki – mięciutko, technicznie? Mimo wszystko stawiamy na Roberto Firmino, który zaliczył przy tym golu asystę… ruletą. I to taką ze znakiem jakości od Zinedine’a Zidane’a.

Doprawdy trudno było o lepszy sygnał od mistrzów Anglii, świadczący o tym, że pogłoski o ich śmierci są zdecydowanie przesadzone. Liverpool najpierw stłamsił rywali, następnie ich rozklepał, aż wreszcie w efektownym stylu napoczął.

Potem jednak zaczęły się na King Power Stadium dziać rzeczy niewytłumaczalne.

Zaczęło się w 78. minucie, gdy Thiago Alcantara sfaulował Barnesa tuż przed linią pola karnego The Reds. Do rzutu wolnego podszedł James Maddison i kąśliwym centrostrzałem wyrównał wynik meczu. O powodzeniu akcji zadecydowały milimetry – ułamek sekundy i jeden z „Lisów” spaliłby całą sytuację, nabiegając na wstrzeloną przez Maddisona piłkę. No ale nie spalił, a Liverpool zupełnie się rozsypał.

Katastrofa

Już trzy minuty później podopieczni Brendana Rodgersa prowadzili. Fatalne nieporozumienie Kabaka i Alissona wykorzystał Jamie Vardy, wbijając futbolówkę do pustaka. Brazylijski golkiper wybiegł bowiem daleko na przedpole, chcąc wyczyścić górną piłkę i uspokoić nieoczekiwanie nerwową sytuację, ale Kabak najwyraźniej nie usłyszał lub nie zrozumiał okrzyku „moja” i wlazł bramkarzowi w paradę. Efekt – dramatyczny. Futbolówki nie udało się wybić i „Lisy” otrzymały gola w prezencie. W kolejnej akcji mogło być zresztą 3:1, lecz Alisson cudem wyratował sytuację.

Co się jednak odwlekło, to nie uciekło. Liverpool po golu na 1:1 po prostu stanął. Przestał grać. I już w 85 minucie wspomniany Barnes, jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej tak szczelnie odcięty od podań, dopełnił dzieła zniszczenia.

Reklama

Juergen Klopp najpierw wyglądał na człowieka, który chce kogoś zamordować. Potem na człowieka, który ma zamiar – cytując klasyka – wrócić do domu i pierdolnąć sobie whisky. Po meczu próbował pocieszać swoich podopiecznych, ale wyraz głębokiej rezygnacji wciąż malował się na jego twarzy. I pewnie nawet nie chodzi o sam fakt, że The Reds przegrali. Tylko o okoliczności tej porażki. Drużyna znajduje się w ewidentnej rozsypce mentalnej. Dopóki miała wynik pod kontrolą, wyglądała dziś bardzo dobrze, ale gdy tylko sprawy zaczęły się komplikować, gracze Leicester otrzymali na boisku więcej luzu niż podczas przypadkowej gierki z amatorami na orliku.

Liverpool nie obroni mistrzostwa. To już prawie pewne. Ale w takiej formie trudno będzie nawet o miejsce w TOP4. Tymczasem „Lisy” wyrastają pomału na faworytów do walki o najniższy stopień ligowego podium.

LEICESTER CITY 3:1 LIVERPOOL FC
(J. Maddison 78′, J. Vardy 81′, H. Barnes 85′ – M. Salah 67′)

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Anglia

Anglia

Polak w Anglii wypożyczony na tydzień. „W piątek przyjechałem, w sobotę grałem”

Przemysław Michalak
11
Polak w Anglii wypożyczony na tydzień. „W piątek przyjechałem, w sobotę grałem”

Komentarze

15 komentarzy

Loading...