Każda, nawet największa hegemonia w piłce kiedyś się kończy. W ostatnich latach przekonaliśmy się o tym na Białorusi w przypadku BATE Borysów (dwa ostatnie sezony bez mistrzostwa). Dinamo Zagrzeb w Chorwacji (tytuł dla HNK Rijeka w sezonie 2016/17, choć ogólnej hierarchii to nie zburzyło). Teraz na Cyprze dobiega końca dominacja APOEL-u Nikozja.
Klub ten pod koniec pierwszej dekady tego wieku stał się zdecydowanie największą marką na Wyspie Afrodyty. Od tytułu dla AEL-u Limassol w 2012 roku, nikt inny nie zdobywał mistrzostwa Cypru. Dotyczy to także edycji 2019/20. Omonia przerwane rozgrywki zakończyła jako lider. Wystartowała w eliminacjach Ligi Mistrzów, lecz mistrzostwa nikomu nie przyznano. Teraz jednak po raz pierwszy od dziewięciu lat ligę wygra ktoś inny niż zespół “Thrylos”, który nie tylko nie liczy się w rywalizacji o pierwsze miejsce czy podium, ale na tę chwilę nie zagrałby nawet w grupie mistrzowskiej!
WSTYDLIWA PORAŻKA
Zjazd tej drużyny jest niesamowity. Okej, poprzedni sezon także nie przyniósłby mistrzostwa. Jednak trzecie miejsce po rozegranych dwudziestu dwóch kolejkach ze stratą czterech punktów do lidera to nic w porównaniu do stanu obecnego. Podczas minionego weekendu sytuacja stała się wręcz dramatyczna. Domowa porażka 2:3 z zamykającym tabela Ethnikosem Achnas sprawiła, że atmosfera wokół klubu zrobiła się nieznośna. Gdyby kibice mogli być na trybunach, zapewne nie wypuściliby piłkarzy z szatni przez kilka godzin. O ile po prostu by do niej nie weszli i wcale nie chodziłoby o autografy. – APOEL zdecydowanie traci na pustych trybunach. Wiadomo, że przy złych wynikach piłkarze by swoje odczuli. Ae jeszcze większą presję czuliby zawodnicy rywali i… sędziowie – puszcza oko Łukasz Sosin, czterokrotny król strzelców cypryjskiej ekstraklasy w barwach Apollonu i Anorthosisu. Aktualnie trenuje młodzież w Hutniku Kraków.
Mecz z ligowym autsajderem to była 23. kolejka, a niedawny hegemon poniósł już jedenastą (!) porażkę. APOEL zaczęli ogrywać nie tylko rywale z dotychczasowej czołówki, ale także Karmiotissa. Olympiakos Nikozja. Enosis Paralimni. Doxa Katokopias czy właśnie Ethnikos Achnas. Dawniej takie zespoły byłyby zadowolone z nieznacznej przegranej. Dziś nikt takiego respektu już nie odczuwa.
PIENIĄDZE BYŁY ZAWSZE
– Jestem zszokowany obecną pozycją APOEL-u. To trochę tak, jakby teraz Legia zajmowała miejsce poza pierwszą dziesiątką Ekstraklasy – mówi nam Mateusz Piątkowski, który jest ostatnim Polakiem grającym w klubie z Nikozji. Trafił do niego latem 2015 z Jagiellonii, ma w CV mistrzostwo Cypru (14 meczów, 1 gol), ale od pewnego momentu stał się zawodnikiem do wypchnięcia. Przepychanki trwały dobre pół roku, a Piątkowski nawet nie mógł trenować z kolegami.
Jego zdziwienie obecnymi problemami byłego pracodawcy potęguje fakt, że na własnej skórze przekonał się, iż APOEL mógł imponować nie tylko wysokością kontraktów.
– Szczerze mówiąc, to najlepiej zorganizowany klub w jakim grałem. Człowiek widział, że trafia do zespołu, który od lat znaczy coś na arenie europejskiej, zawsze ma taki cel i jest przygotowany do jego osiągnięcia. Odnoszę wrażenie, że polskim klubom przeważnie już sam udział w eliminacjach Ligi Europy czy Ligi Mistrzów daje poczucie spełnienia i osiągnięcia celu. Tam dawano odczuć, że puchary są dla nas obligatoryjne, a faza grupowa LE to absolutne minimum, wręcz ostateczność w razie niepowodzenia z LM – opowiada Piątkowski.
I dodaje: – Baza treningowa imponowała, a teraz chyba jest jeszcze lepsza, bo w późniejszych latach ją rozbudowywano. W pamięci zapadła mi scenka z wylotu do Astany na mecz eliminacji Ligi Mistrzów. Szeroko pojęty sztab szkoleniowy i medyczny liczył więcej osób niż kadra meczowa. Mieliśmy nawet swojego kucharza. Byłem zaskoczony i aż nie dowierzałem. W Polsce przeważnie był trener, asystent, trener bramkarzy, fizjoterapeuta i kierownik. 5-6 osób i tyle.
Co do pieniędzy, mimo konfliktu na koniec, Piątkowski nie musiał się o nie martwić. – Finansowo była pełna stabilizacja, nigdy nie pojawiły się problemy z płatnościami. W tamtym czasie na Cyprze wystarczały już miesięczne zaległości, żeby zawodnik mógł rozwiązać kontrakt z winy klubu. W APOEL-u do takiego przypadku nie doszło, w innych klubach bywało różnie – przyznaje napastnik Górnika Polkowice.
PRZYZWYCZAJENIE DO GRY W PUCHARACH
Skoro było tak pięknie, dlaczego już nie jest? – APOEL był przyzwyczajony do tego, że gra w fazie grupowej europejskich pucharów, wszyscy byli w tym względzie trochę rozpieszczeni. Teraz zeszli na ziemię odnośnie tego, w którym miejscu się znajdują. Najpierw muszą sobie poradzić na własnym podwórku, a dopiero potem myśleć o czymś więcej. Dotychczas ich myśli od razu były nakierowane na puchary. Kłania się brak polityki długofalowej. Rokrocznie zarabiali na pucharach i wydawało im się, że tak będzie zawsze. Pewne przychody z góry były wpisane do budżetu. A tu jeden czy drugi słabszy rok i zaczyna się tworzyć dziura – tłumaczy Łukasz Sosin.
Faktycznie, klub z Nikozji mógł przywyknąć do dobrego. W okresie od 2009 do 2019 roku po cztery razy gościł w fazie grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy. W ostatnich trzech latach jednak dwukrotnie kończyło się na wielkim rozczarowaniu. Latem 2018 APOEL zaczynając walkę o LM skompromitował się w dwumeczu z litewską Suduvą (1:0, 1:3), a potem nawet nie wszedł do grupy LE, odpadając po rzutach karnych z Astaną. W sezonie 2018/19 Liga Europy okazała się pocieszeniem po porażce z Ajaxem w ostatniej fazie eliminacji Champions League. Udało się nawet zająć drugie miejsce w grupie z Sevillą, Karabachem i Dudelange, ale w 1/16 finału FC Basel okazało się już zdecydowanie lepsze. Ten sezon to kolejne niepowodzenie w el. LE – w decydującym meczu awans świętował Slovan Liberec. Miało to swoje konsekwencje.
– Każdy z czołowych klubów na Cyprze od razy tworzy budżet pod europejskie puchary. Dla nich faza grupowa Ligi Europy to cel minimum. Szefowie APOEL-u będąc kilka razy w Lidze Mistrzów zobaczyli, jakie tam są pieniądze i chcieli być na stałe na tym poziomie. Ostatnio jednak transfery gorzej im wychodzą i te miliony zaczęły uciekać. A wtedy są cięcia, zawodnicy odchodzą. Klasyka. U nas, chociażby w Legii, jest to samo – mówi Łukasz Sosin.
PRZEMIAŁ ŚREDNIAKÓW
Zła polityka transferowa to jeden z głównych powodów aktualnej zapaści. Przykład? W styczniu 2019 sprowadzono z Jagiellonii Romana Bezjaka, który – jak pamiętamy – nie do końca sprawdził się na polskich boiskach. Coraz częściej przychodzili – i szybko odchodzili – bardzo przeciętni zawodnicy, którzy zarabiali po 300-400 tys. euro rocznie.
“To bardzo przestarzały model, aby włodarze dużego klubu angażowali się w jakikolwiek sposób w kwestie transferowe. Niedopuszczalne jest wydawanie milionów na zawodników, którzy nie zostali zaopiniowani ani przez ekspertów w tej dziedzinie, ani przez sztab szkoleniowy. APOEL potrzebuje gruntownej restrukturyzacji, szczególnie w kwestiach dotyczących zarządzania i planowania” – pisał niedawno Georgios Pattichis z portalu 24sports.com.cy.
Efekt jest taki, że kadra APOEL-u co chwila mocno się zmienia. – Przepływ zawodników już za moich czasów był olbrzymi. Pamiętam kilku gości, którzy przyszli, nawet nie zadebiutowali i po kilku miesiącach rozwiązywali kontrakty. A małych pieniędzy nie zarabiali. Jednym z takich piłkarzy był skrzydłowy Carlitos, który później trafił do Wisły Płock. APOEL kupił go z Doxy za jakieś 150 tys. euro. Pojechał na obóz, minęły trzy tygodnie i… już zaczął trenować ze mną. Dostał informację, że chcą się go pozbyć. Udało się go sprzedać Anorthosis za jakieś 100 tys. euro. Czasami ewidentnie chodziło wyłącznie o biznes. Takich dziwnych deali robiono całkiem sporo – przypomina sobie Mateusz Piątkowski.
I tu dochodzimy do kolejnego problemu. Na Cypr często przychodzą całkiem nieźli obcokrajowcy, tyle że przeważnie już dość wiekowi.
Z tego względu nawet APOEL ma problemy, by w razie czego gorszy okres w pucharach zrekompensować sobie kwotami z transferów. A jeśli nawet już sprzedaje czołowych zawodników, liczby na kolana nie rzucają. Przed tym sezonem skrzydłowy Musa Al-Tamari odszedł za milion euro, z kolei lewy obrońca Nikolaos Ioannou za pół miliona. Rekordem sprzedażowym pozostaje 4,5 mln euro za odchodzącego latem 2018 do Freiburga Rolanda Sallaia. Rok wcześniej jednak Węgier przychodził za dwie bańki, więc całościowo inwestycja ta nie przyniosła nie wiadomo jakich zysków.
KRÓTKOWZROCZNOŚĆ ODBIJA SIĘ CZKAWKĄ
W chwilach kryzysowych cypryjskie kluby boleśnie odczuwają działanie na krótką metę. Nikt tu nie myśli poważniej o szkoleniu młodzieży i rozwijaniu akademii, to kwestie drugoplanowe.
Mateusz Piątkowski: – Liczył się wyłącznie pierwszy zespół, wszystko było mu podporządkowane. Z konieczności posiadano drużynę do lat 22 czy 23 i tyle. Gdy zostałem odsunięty od składu, po prostu trenowałem indywidualnie, bo rezerw nawet nie było.
Łukasz Sosin: – Zarządzający klubami nie planują długofalowo, patrzą z dnia na dzień. Brakuje im cierpliwości, żeby zbudować coś trwałego z nadzieją, że za kilka lat da im to Ligę Mistrzów. Oni chcą jej od razu, ale przez to podstawy funkcjonowania klubu są bardziej kruche. Każdy trener, który tam przychodzi, zdaje sobie sprawę, że Cypryjczyków interesuje wyłącznie tu i teraz. Z piłkarzami jest to samo, stawiają na gotowców. Ciągle są naciski ze strony federacji, żeby bardziej stawiać na rodzimych zawodników, na przestrzeni lat wprowadzano różne wymogi co do Cypryjczyków w składzie. Reprezentacja bardzo na tej sytuacji cierpi, ale kluby ciągle opierają się na obcokrajowcach i nie sądzę, by w najbliższym czasie coś się zmieniło.
TRENERZY ZMIENIANI JAK RĘKAWICZKI
No właśnie. Następny zarzut, który w swoim tekście stawia wspomniany redaktor Georgios Pattichis to nieustanne rotowanie trenerami. Do pewnego momentu było inaczej. Serb Ivan Jovanović prowadził APOEL w latach 2008-2013. W tym czasie dwukrotnie awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Za pierwszym razem posmakowali jej Kosowski i Żewłakow (strzelający gola Chelsea). Sezon 2011/12 to pamiętne wyeliminowanie Wisły Kraków, wyjście z grupy z Porto, Szachtarem i Zenitem, trzepnięcie Lyonu w 1/8 finału i zatrzymanie się na ćwierćfinale z Realem Madryt. To były historyczne chwile cypryjskiego futbolu.
– Jovanović robił kapitalną robotę, Kamil Kosowski i Marcin Żewłakow potwierdzą. Bardzo fajny trener i człowiek, z dobrym warsztatem i ciekawymi treningami. Wzmacniał piłkarzy mentalnie. Nawet ja, jako zawodnik drużyn przeciwnych, widziałem u niego i dużo profesjonalizmu, i dużo sympatycznych cech osobowościowych. Aż chce się z takim człowiekiem pracować – potwierdza Łukasz Sosin.
Odkąd jednak Jovanović postanowił odejść latem 2013, już żaden trener nie zagrzał dłużej miejsca w ekipie “Thrylos”. W ciągu siedmiu lat aż 16 razy zmieniała szkoleniowców.
Piątkowski minął się z trzema plus jednym tymczasowym. – Przychodziłem, gdy trenerem był Portugalczyk Domingos Paciencia. Przegrał dwumecz z Astaną o Ligę Mistrzów i szybko go zwolnili, podobnie jak sprowadzającego mnie dyrektora sportowego Gustavo Manducę. W to miejsce zatrudniony został Gruzin Temur Kecbaja, ale wyniki nie były idealne i po ośmiu miesiącach też stracił posadę. Pod koniec sezonu zespół tymczasowo prowadził Georgios Kostis, który na co dzień znajdował się w sztabie, a nowy sezon zaczął Thomas Christiansen. APOEL ma – a przynajmniej miał – pieniądze, stawia konkretne cele i wymaga ich natychmiastowej realizacji. Jeżeli coś idzie nie tak, szybko nadchodzi rozliczenie.
Dotyczy to zresztą także zawodników. – Cypryjczycy błyskawicznie przyklejają łatki. Sam się o tym przekonywałem. Nie strzeliłem gola w pierwszych trzech meczach i zaczynałem odczuwać, że nie jestem już mile widziany. W czwartym meczu zaliczyłem hat-tricka i od razu wszyscy byli do rany przyłóż. Każdy, kto tu przychodzi, musi wiedzieć, że początek jest najważniejszy. Udanie zadebiutujesz, za tydzień to powtórzysz i już masz naklejkę “dobry piłkarz”, która daje dużo spokoju. Ale jeśli początki masz rozczarowujące, bardzo szybko dadzą ci znać, że wymagają więcej – ostrzega Łukasz Sosin.
LIGA SPISANA NA STRATY
Trwający sezon na ławce trenerskiej APOEL-u zaczął Marinos Ouzonidis. Jak na cypryjskie standardy i tak działacze wykazali się pewną cierpliwością. Nie zwolnili go od razu po odpadnięciu ze Slovanem 1 października, ale dopiero po trzech kolejnych meczach ligowych, w których wywalczył marny punkcik. Następnym szkoleniowcem został znany Irlandczyk Mick McCarthy. Wytrzymał osiem meczów. Dwa wygrał, jeden zremisował i aż pięć przegrał. Podziękowano mu 5 stycznia po porażce z Doxą. Stery przejął Savvas Poursaitidis, wcześniej prowadzący jedynie mniej znane ekipy cypryjskie. Po dwóch zwycięstwach na początek, szybko sytuacja wróciła do złej normy, a po weekendowej kompromitacji z Ethnikosem Achnas niezadowolenie sięgnęło zenitu.
Środowe 3:2 z Olympiakosem Nikozja odrobinę uspokoiło nastroje.
Mimo to położenie APOEL-u nadal jest więcej niż kiepskie. Na dwie kolejki przed końcem fazy zasadniczej traci dwa punkty do grupy mistrzowskiej. Nawet jeżeli pokona Nea Salamis i wicelidera Omonię, to i tak nie wszystko będzie zależało od niego. – APOEL ligę może spisać na straty, trzeba tylko pilnować, żeby nie zrobiło się niebezpiecznie – uważa Sosin.
NADZIEJA W PUCHARZE
Cała uwaga skupiła się teraz na Pucharze Cypru, który jest ostatnią szansą na europejskie przepustki. Szczęście w losowaniu ćwierćfinałów nie dopisało, bo Omonia była najtrudniejszym możliwym rywalem i na pewno lokalnemu konkurentowi nie odpuści. Jeżeli APOEL i tu zawiedzie, może dojść do tąpnięcia. – Wydaje mi się, że dziur w budżecie klubu jest więcej niż to się oficjalnie przedstawia. Niektóre mogą być niezwykle trudne do zasypania, jeśli nie uda się wejść do Europy poprzez krajowy puchar – stwierdził w zeszłym tygodniu były prezes APOEL-u Foivos Erotokritou. Dodał z obawą, że coraz gorsza sytuacja finansowa może zniechęcić wielu potencjalnych chętnych do przejęcia sterów w klubie.
A będzie ku temu okazja. Coraz większy kryzys nie pozostaje bez konsekwencji na klubowych szczytach. 23 marca dojdzie do nadzwyczajnego walnego zgromadzenia, podczas którego wyłoniony zostanie nowy zarząd. Rzecznik APOEL-u zapowiedział, że droga jest otwarta dla każdego, kto czuje się na siłach, żeby stanąć na czele klubu.
Łukasz Sosin jest zaskakująco spokojny w kwestii dalszych losów cypryjskiego giganta. – Na dłuższą metę APOEL da sobie radę, jestem pewny na sto procent. A nawet tego sezonu bym jeszcze nie przekreślał. Jak uda się zdobyć krajowy puchar, to w klubie powiedzą, że od dawna odpuszczali ligę i wszystko będzie się zgadzało. Może się pomylę, ale dla mnie faworytem do sięgnięcia w tym sezonie po Puchar Cypru jest APOEL – przekonuje, jakby coś przeczuwał…
Chwile prawdy nadejdą 24 lutego i 10 marca.
Fot. FotoPyK/Newspix