Piotr Stokowiec znajduje się właśnie na największym zakręcie w swojej pracy z Lechią. Jasne, sytuację nie do pozazdroszczenia miał również na początku, delikatnie mówiąc, kiedy obejmował nieprzygotowany i rozbity zespół, ale gdyby wtedy mu się nie powiodło i spadłby z ligi, mógłby powiedzieć: wiele więcej nie mogłem zrobić. Teraz historia jest inna, choć Lechia nie należy do najwygodniejszch miejsc pracy, to jednak chociaż przyzwoitego poziomu można oczekiwać, a już na pewno nie takiej żenady jak z Puszczą Niepołomice czy skrajnej przeciętności w lidze. Czyli co, trzeba Stokowca pogonić?
No tak, to byłoby bardzo proste, jeśli wczytać się w opinie kibiców – chce tego coraz większa część fanów biało-zielonych. Stokowiec z gościa, który dał pierwsze trofea od kilkudziesięciu lat, staje się – cytuję – rudym parodystą, jedynym albo przynajmniej głównym odpowiedzialnym za obecne wyniki zespołu. Jeśli go zwolnić, wszystko będzie już pięknie i wspaniale, Haydary nauczy się dryblować, Saief dostarczać liczby, Makowski dowie się, czy chce być piłkarzem ofensywnym, czy defensywnym, żeby nie być złośliwym i nie pytać, czy w ogóle chce być piłkarzem.
Kibic, jak to kibic, często szuka prostych rozwiązań.
CORAZ WIĘKSZA LICZBA BŁĘDÓW STOKOWCA
Natomiast jeśli ktoś myśli, że będzie to kolejny tekst z serii “co złego, to nie Stokowiec”, nie ma racji. Błędy i zaniedbania trenera są jasne. Zresztą – gdyby uznać, że nie ma wpływu na nic, można by się zastanowić, po co w ogóle (mam nadzieję) mu płacą. Wówczas stery mógłby przejąć ktokolwiek, byle pasażer gdańskich tramwajów, a pewnie byłby tańszy. Stokowiec oczywisty wpływ – najwyraźniej również negatywny – na zespół ma.
Często powtarza się, że szkoleniowiec dysponują słabą, względnie przeciętną kadrą i jest to prawda. Lechia sportowo zubożała. Gdy spojrzeć na mecz finałowy Pucharu Polski z Jagiellonią, to z ławki wchodził Sobiech, na skrzydle grał Haraslin, obroną kierowali Nalepa z Augustynem, którzy po lewej stronie mieli Mladenovicia, a przed sobą Łukasika. Dziś… Cóż. Ostatnio wynik trzeba gonić Arakiem, co jest dość problematyczne, skoro jego CV wygląda tak:
Haydary przez rok w Lechii uzbierał dwie asysty, bywało, że Haraslin tyle miał przez jeden mecz, serio. Jakkolwiek wspominać Łukasika, to jednak zapracował sobie na transfer do Turcji, kto z Lechii nie chciałby wyjechać do Turcji, dawał pole manewru, teraz trener jest momentami skazany na po prostu smutnego Gajosa. Dalej – niegdyś to Pietrzak rywalizował z Mladenoviciem o miejsce w składzie i nawet jeśli Polak teraz nie gra źle, to jest sam, a Mladenovicia dawno nie ma.
Różnica w tych składach jest oczywista. Lechia przechodzi rewolucję, która prowadzi ją do przeciętności.
ZESPÓŁ JEST SŁABY, ALE OGRYWAJĄ GO DRUŻYNY JESZCZE SŁABSZE
Natomiast to wciąż średnie, a może i żadne wytłumaczenie dla ostatnich wyników. Warta i Puszcza są od Lechii kadrowo po prostu słabsze i to dużo. Pamiętamy przecież z jesieni, jak Piotr Tworek musiał szyć. Zmieniał bramkarza z lepszego na gorszego, bo brakowało mu młodzieżowca. Wystawiał i wystawia na skrzydle Grzesika. Puszcza? To ledwie dziewiąty zespół pierwszej ligi, w środku przygotowań, taki, który pod koniec tamtej rundy przegrywał z Sandecją, Zagłębiem Sosnowiec i Stomilem.
Nie ma wytłumaczenia. Jakkolwiek słaby byłby Gajos, Arak, czy ktokolwiek inny z tej ekipy, wciąż trzeba oba mecze wygrać. Tymczasem po spotkaniu z Wartą można usłyszeć z ust Stokowca: – Trochę inaczej wyobrażaliśmy sobie drugą połowę. Nie chcieliśmy się za bardzo odkrywać. Mieliśmy w planach poczekać na zespół Warty i ich skontrować.
No nie jest to szczególnie poważne. Słowa, jakby Lechia mierzyła się z jakimś potentatem, na którego trzeba uważać i traktować 1:0 do przerwy jak największy skarb. A z całym szacunkiem: to była tylko Warta. Stokowiec parę miesięcy temu obiecywał ofensywną i zdecydowaną grę, ale stanęło jedynie na obietnicach. Lechia wciąż chce stać defensywą, natomiast tej ekipy, która po jednobramkowych zwycięstwach dojechała do medalu i Pucharu Polski dawno nie ma.
Jeśli odjąć gdańszczanom bramki z beniaminkami, mają ich w tym sezonie tylko jedenaście. Beznadziejny wynik. Z kolei Ekstrastats podaje, że Lechia stworzyła sobie w tym sezonie tylko 22 sytuacje do strzelenia bramki. To trzeci najgorszy rezultat w lidze. Znów można odbijać argumentem, że kadra jest słaba, ale przykładowa Stal „chyba” lepszej nie ma, a stoi w tym zestawieniu wyżej.
BRAKUJE IMPULSU OD TRENERA
Poza tym – czasem piłkarzy trzeba sobie zbudować albo poszukać w mniej oczywistych miejscach. Jeśli nie jesteś bogatym klubem, Lechia nie jest, szukasz wśród swojej młodzieży albo w regionie, w niższych ligach. Lubię przykład Mateusza Kuzimskiego. Warta wzięła go z Chojnic, czyli w sumie dość blisko z Gdańska, zresztą wcześniej był w Bytowie i Gdyni, w Bałtyku. Zapewne nie zarabia wielkich pieniędzy, a gra bardzo przyzwoicie. Nie twierdzę, że Lechia potrzebuje akurat napastnika, ale to tylko przykład, że poważny piłkarz czasami jest pod nosem.
Tymczasem Stokowiec dziś nie wygląda na trenera, który chciałby w takich piłkarzy inwestować. Bierze Musolitina, Ceesaya, chciał jakiegoś Japończyka, ale Japończyk nie zdał testów. Okej, przyszedł też Biegański, ale kiedyś takich logicznych ruchów było więcej, teraz kompletnie olany został Sopoćko. Sam trener mówił, że obcokrajowiec trafiający do Ekstraklasy musi mieć jakiś defekt i trzeba poświęcić wiele czasu, by go odrestaurować, a bywa, że nawet dużo uwagi nie sprawi, by taki gość osiągnął choćby przyzwoity poziom.
Tutaj można się zastanowić, jaki wpływ na politykę transferową ma trener, ale sam Stokowiec nie chciałby powiedzieć, że nie ma żadnego, bo to też po prostu kolejny raz poddawałoby w wątpliwość jego przydatność dla klubu. Poza tym: logika. Nie ma dyrektora sportowego, Peszko i Sobiech uderzali w Stokowca, nie w Mandziarę. To trener kreuje politykę kadrową.
GDZIE SĄ LIDERZY?
Flavio zaliczył zjazd, tak samo Kubicki, Kuciak, widowiskowo gra Nalepa, ale jednak też popełnia sporo błędów (trzy czerwone kartki jesienią). Jeśli ktoś chce uznać to za przypadek, że wszyscy się zmówili na jeden termin, proszę bardzo. Ale znów: jeśli trener do tego dopuścił, powstaje przecież problem w ocenie jego kompetencji.
Dlatego sądzę, że Stokowcowi dzisiaj naprawdę sporo można zarzucić. Nie wykorzysuje nikłych, bo nikłych, ale jednak atutów Lechii. Gorsze zespoły potrafią mieć na gdańszczan pomysł, kiedy Lechia ma go zbyt rzadko. Plan B na mecz, który nie wychodzi, właściwie nie istnieje. W zespole nie ma liderów, pochowali się po całkowitej stracie formy. Klub podąża dziwną ścieżką transferową i niech naczelnym przykładem będzie tu ten Mihalika, na którego trener uparcie stawał, by w końcu oddać do Sigmy Ołomuniec, nie mając na końcu ze Słowaka właściwie nic.
Tych błędów jest więc dużo, być może zbyt dużo, czyli co – zwalniać?
MIMO WSZYSTKO ZWOLNIENIE STOKOWCA BYŁOBY GŁUPOTĄ
Wyjdę może od najsłabszego argumentu, ale jednak chciałbym go użyć. Nie ma co grać kartą sentymentu, natomiast Stokowiec w Lechii to nie jest trener z przypadku. Przypomnijmy, że na jakiekolwiek trofeum Lechia czekała od 1983 roku, potem zaprzepaszczała kolejne szanse, nie potrafił nic na to poradzić choćby wielki trener za jeszcze większego oceanu, Piotr Nowak, który przestraszył się mistrzostwa Polski. Przyszedł Stokowiec i najpierw utrzymał zespół, a potem wręcz przecież natychmiast dał kibicom Lechii największą radość od lat. Dzisiaj po prostu zasługuje na kredyt zaufania. By tak rzec, to nie jest bankrut, który łapie się chwilówek, ale facet, który zapracował na tę zdolność kredytową.
Po drugie należy się zastanowić – jeśli zwalniać Stokowca, to kogo wziąć za niego? Czy Lechię stać na lepszego fachowca, czy taki w ogóle jest dostępny na rynku? Sama zmiana dla zmiany byłaby po prostu głupia, a wydaje się, że na poprzednie pytania trzeba odpowiedzieć przecząco. Dzisiaj w audycji Trójmiasto Jest Nasze, Tomek Galiński z Lechia.Net mówił, że w środowisku przewijają się nazwiska Kalkowskiego czy Brede, ale… No właśnie. Czy to są lepsi trenerzy? Nie. Czy w momencie, kiedy Lechia ma jednak tylko sześć punktów przewagi nad strefą spadkową, warto tak ryzykować? Też chyba nie.
Oczywiście głupotą byłoby trwać przy Stokowcu do końca świata i jeden dzień dłużej, tylko dlatego, że do Lechii nie przyjdzie Mourinho albo Simeone, natomiast dzisiaj po prostu trudno widzieć konieczność takiej zmiany. Ten sezon zapowiadał się na trudny, jest jeszcze trudniejszy niż miał być, ale znów: Stokowiec zasługuje na zaufanie.
PRZYKŁAD ZAGŁĘBIA UCZY
Poza tym należy wyciągać wnioski z błędów, również czyichś, a niegdyś Zagłębie Lubin taki błąd popełniło. Uznało, że związek z trenerem się wypalił, nic lepszego z tego być nie może i co? Do tamtych sukcesów, czyli trzeciego miejsca i europejskich pucharów nawet się nie zbliżyło. Próbowało z Lewandowskim, van Daelem, teraz Sevelą. Żaden z nich nie punktował i nie punktuje lepiej niż Stokowiec. A on się spokojnie odbił, kiedy osiągał sukcesy z Lechią.
Jakkolwiek spojrzeć, dziś to Stokowiec ma najmocniejsze nazwisko w szatni Lechii. Nie ma w niej gwiazd, piłkarzy rozchwytywanych. Akcje Stokowca wciąż stoją w polskiej piłce najwyżej. Gdyby więc teraz zwalniać – mimo wszystko – lidera, byłoby to jednak głupotą.
Natomiast jakieś granice trzeba wyznaczyć. Przed Lechią trudne mecze – z Rakowem i Górnikiem – które jesienią skończyły się bilansem 1:6. Potem jest niby łatwiej, bo Lechia ma starcia ze Stalą i Podbeskidziem, ale właśnie: tylko „niby”, ponieważ te ekipy też zrobiły krok naprzód.
Teraz trzeba oczekiwać tego samego od Lechii, skoro zespoły tak pokiereszowane zrobiły postęp, można tego wymagać i od gdańszczan, którzy jednak możliwości mają większe. Jeśli nie, jeśli ta drużyna nie będzie punktować, trudno będzie już Stokowca bronić. Wówczas może i bolesny, ale nowy impuls będzie potrzebny.
PAWEŁ PACZUL
Fot. FotoPyK