Reklama

Puszcza Niepołomice wycięła Niezły Numer w Pucharze Polski. I to po raz trzeci

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

10 lutego 2021, 11:14 • 6 min czytania 6 komentarzy

Być może na co dzień większość nie dostrzega na piłkarskiej mapie kraju Niepołomic. Miasto, które liczy sobie niecałe 15 tysięcy mieszkańców. Zespół, który na początku XXI wieku był jeszcze w klasie okręgowej. Klub, który ma za sobą pięć sezonów na zapleczu Ekstraklasy. Natomiast ci, którzy choć raz mieli styczność z Puszczą – choćby wtedy, kiedy mierzyła się z ich ulubioną drużyną, wiedzą, że banda z Małopolski potrafi dokonywać cudów. I trzecim ćwierćfinałem Pucharu Polski w ciągu pięciu lat, nie są przesadnie zaskoczeni.

Puszcza Niepołomice wycięła Niezły Numer w Pucharze Polski. I to po raz trzeci

Sukces kopciuszka z Niepołomic ma swojego ojca. Tomasz Tułacz to trener, który od pięciu lat sprawia, że „Żubry” ucierają nosa silniejszym rywalom. Jego staż jak na polskie warunki jest imponujący. Nic dziwnego, że niedawno pomyślano o sprowadzeniu go do Bielska-Białej, gdy posadę stracił Krzysztof Brede. „Górale” przez lata na własnej skórze przekonywali się, jak groźna jest Puszcza. Ledwie kilka miesięcy temu Podbeskidzie rzutem na taśmę uratowało remis z tym zespołem, mimo wcześniejszego prowadzenia. Jeszcze wcześniej niepołomiczanie odwrócili losy meczu z ekipą spod Klimczoka, zgarniając komplet punktów.

Takich historii z Puszczą w roli głównej jest wiele. Tak się bowiem złożyło, że wygrana z Lechią Gdańsk była 200. meczem Tułacza w roli opiekuna tego zespołu. I trzecim, w którym „Żubry” zaklepały sobie awans do ćwierćfinału Pucharu Polski.

  • 2016 rok – Puszcza jako drugoligowiec pokonuje Lechię i dociera do 1/4 finału
  • 2018 rok – Puszcza zwycięża z Wisłą Płock, kolejny awans
  • 2021 rok – Puszcza znów trafia na Lechię i znów daje jej pstryczek w nos

Imponująca powtarzalność, jak na zespół, który budowany jest w stylu low-cost.

3 – Puszcza Niepołomice po raz trzeci zagra w ćwierćfinale Pucharu Polski

– Tak to już jest, przychodzą więksi i zabierają kogo chcą – mówił nam Tomasz Tułacz po transferze Wiktora Żytka. Jeden z liderów zespołu przeniósł się zimą do GKS-u Tychy. Ale trener Puszczy się nie martwił, zapewniał, że mają już następcę. Tak samo było przecież z Maciejem Domańskim, Mateuszem Cholewiakiem, Dawidem Abramowiczem czy Jose Embalo, którzy w ostatnich latach opuścili Niepołomice. I Puszcza udowodniła, że bez Żytka potrafi ograć kolejny zespół z Ekstraklasy. Zimą pierwszoligowiec szukał wzmocnień tam, gdzie wiele drużyn nie zagląda, np. w trzecioligowej Lechii Zielona Góra. Dla Puszczy to sprawdzona metoda. Dwie bramki z Lechią wypracował przecież Karol Knap, młodzieżowiec, który został znaleziony w czwartoligowych Karpatach Krosno. Wiadomo, że niepołomiczanie nie mają wielkiego działu skautingu, jednak mają zaufanie. Bo w ostatnich latach wypromowali wielu młodzieżowców.

Reklama
  • Karol Niemczycki to dziś wyróżniający się bramkarz w Ekstraklasie
  • Maksymilian Sitek gra w Podbeskidziu
  • Miłosz Mleczko broni w Widzewie
  • Przemysław Sajdak gra w ŁKS-ie
  • Marcin Staniszewski trafił do Arki

Dorzucając tę grupę do wspomnianych wyżej starszych piłkarzy, którzy odbudowali się w barwach „Żubrów”, otrzymujemy całkiem sympatyczne miejsce do gry. Puszcza od lat utrzymuje się na zapleczu Ekstraklasy i sprawia problemy faworytom. Mało tego, wciąż robi progres. Zaczynali od 12. miejsca i sześciu „oczek” przewagi nad strefą barażową. Potem było miejsce 9. i siedem punktów zapasu. W ostatnim sezonie – 8. i osiem punktów więcej od ostatniego spadkowicza.

Chociaż w zasadzie lepiej byłoby zmierzyć, jak blisko barażów znalazła się skromna ekipa z Niepołomic.

Puchar Polski to taka perełka w koronie Puszczy. Wszystkie wymienione awanse charakteryzuje to, że to nie były jednorazowe wyskoki. Lista ofiar prezentuje się ładnie.

  • Lechia Gdańsk (dwukrotnie), Korona Kielce, Wisła Płock, GKS Jastrzębie, Garbarnia Kraków

Wszystko to ekipy ze szczebla centralnego. Dlatego warto śledzić dalsze losy drużyny Tomasza Tułacza. Być może czeka nas powtórka z szarży Błękitnych Stargard.

13 – goli dających prowadzenie Legii Warszawa strzelił Tomas Pekhart

Jakie cechy ma napastnik bezcenny? Przede wszystkim jedną – jest skuteczny wtedy, kiedy trzeba. Tak było wczoraj, gdy Czesław Michniewicz potrzebował kogoś, kto zapewni Legii awans do ćwierćfinału Pucharu Polski (i pół godziny marznięcia na boisku mniej), wpuścił na boisko Tomasa Pekharta. I Pekhart bramkę na wagę zwycięstwa strzelił. Zresztą – nie po raz pierwszy. Z 21 bramek Czecha dla mistrza Polski, aż 13 miało kluczowe znaczenie dla przebiegu spotkania. Napastnik dawał prowadzenie z:

Reklama
  • Lechem Poznań
  • Wisłą Kraków (dwukrotnie)
  • Cracovią
  • Rakowem Częstochowa
  • Wisłą Płock
  • Zagłębiem Lubin
  • Piastem Gliwice
  • Lechią Gdańsk
  • ŁKS-em

Uff, sami widzicie – chłop zalazł za skórę połowie ligi. A jeśli doliczymy do tego bramki, które dawały Legii remis, kluczowych trafień będzie już 15. Zamieńmy liczby na procenty. Aż 71% goli Pekharta dawało warszawianom wyrównanie lub prowadzenie. Kosmiczny wynik. Ciężko nawet wyobrazić sobie, co zrobiłby klub ze stolicy Polski, gdyby nie miał w szeregach takiego asa. Nic dziwnego, że Pekhart najpewniej sięgnie po koronę króla strzelców rozgrywek, a potem pojedzie na EURO.

Nie wierzycie? To lepiej uwierzcie, bo patrząc na ostatni skład reprezentacji Czech, snajper Legii ma tyle samo goli na koncie co… cała trójka jego konkurentów do gry. Łącznie.

147 – goli dla Tigres strzelił Andre-Pierre Gignac

Kiedy w 2015 roku francuski napastnik wyjeżdżał do Meksyku na sportową emeryturę, wielu pukało się w głowę. Normalne było to, że po walizki pełne dolarów jeździło się do krajów arabskich czy do Chin. Ewentualnie na północ od kraju tequilli – do USA. Ale Meksyk? Tamtejsza liga europejskich gwiazd raczej nie przyciągała. I oto on, 30-letni Gignac postanowił to zmienić. Nie wróżono mu sukcesu, tymczasem dziś Francuz ma na swoim koncie mnóstwo skalpów.

  • Jest najlepszym strzelcem w historii Tigres
  • Dwukrotnym królem strzelców ligi meksykańskiej
  • Królem strzelców północnoamerykańskiej Ligi Mistrzów
  • Czterokrotnym mistrzem kraju
  • Zwycięzcą północnoamerykańskiej Ligi Mistrzów

Worek trofeów, trzeba to przyznać. Andre-Pierre Gignac na stare lata doczłapał się nawet do finału Klubowych Mistrzostw Świata, w których czeka go starcie z Robertem Lewandowskim i jego Bayernem Monachium. Wróć, doczłapał to złe słowo. 35-latek wciągnął Tigres do finału na swoich plecach, strzelając wszystkie trzy bramki dla meksykańskiej ekipy podczas turnieju KMŚ. A jako że wcześniej zdobył bramkę na wagę wygranej w finale Ligi Mistrzów CONCACAF (oraz dublet dający awans do tego finału), to ciężko o bardziej zasłużoną postać dla Incomparables.

Były reprezentant Francji wiedze wręcz bajkowe życie. Jest ulubieńcem kibiców, a każdego 20. dnia miesiąca odbiera ogromną wypłatę. W skali roku Gignac zarabia 4,6 miliona euro. Na czysto, już po opłaceniu podatków. A to tylko podstawa wypłaty, bo przecież należy doliczyć również bonusy. Takie pieniądze mogą rozleniwić, jednak nie Gignaca. Jeszcze niedawno jego gol został nominowany do nagrody im. Ferenca Puskasa.

Cóż, Francuz świata już nie podbije, jednak co wygra, to jego. Być może Tigres Bayernu nie pokona, ale sam Gignac pewnie nie przypuszczał, że w wieku 35 lat, grając w Meksyku, będzie miał jeszcze szansę zmierzyć się z rywalem tej klasy.

SZYMON JANCZYK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...