Przyzwyczailiśmy się już, że w skokach trafiają się dominatorzy, wygrywający konkursy seryjnie. W ostatnich latach po Kryształową Kulę sięgali tak Peter Prevc, Stefan Kraft, Ryoyu Kobayashi czy Kamil Stoch. W tym sezonie odlatuje Halvor Egner Granerud. Dziś, po raz kolejny, zostawił rywali w tyle. Co dla nas jednak ważne – grupie pościgowej przewodził Stoch, dla którego to 78. podium Pucharu Świata w karierze.
Detale były w porządku
Od kilku tygodni Kamil Stoch powtarza, że o jego skokach decydują detale. Jeśli wszystko ułoży się dobrze – lata daleko. Jeśli tylko jedna, choćby najmniejsza rzecz się nie zgadza, skacze bliżej. Tak było na przykład we wczorajszym prologu, gdy Polak był 12. i mówił, że problemy stwarza mu najazd. Zresztą dało się to zauważyć, wystarczał rzut oka na jego prędkości, które były jeszcze słabsze, niż to zwykle ma miejsce. A przecież Kamil demonem szybkości na progu nigdy nie był i już nie będzie.
Dziś już jednak wszystko zagrało. Stoch latał daleko, ładnie stylowo i z uśmiechem na ustach, bo skokami faktycznie się cieszył. A to najlepszy dowód na to, że tym razem żaden detal nie uprzykrzał mu życia. I choć do najwyższej formy jeszcze trochę brakuje, to Kamil udowadnia, że do końca sezonu będzie się zapewne liczyć w walce o kolejne wygrane.
– Wszystko się może zdarzyć. Dziś te warunki były trudne, bardzo trudne. Ale poza tym cieszę się, że udało mi się wejść na dobrą drogę. Nie wiem, jak będzie dalej. Jak mówiłem wcześniej – to są detale, obok których krążę. Cały czas albo jestem blisko, albo to ulatuje i muszę tego znowu szukać. Dziś wszystko zagrało, jak trzeba. Sam byłem tym zaskoczony. Zmagam się cały czas z tymi rzeczami, drobnymi, które najbardziej potrafią wkurzać człowieka. Super, że takie zawody wychodzą jednak w taki sposób – mówił Stoch na antenie Eurosportu.
Co istotne – Kamil wyraźnie chciałby więcej. Dziś zajął przecież drugie miejsce, przegrywając tylko z fenomenalnie dysponowanym Granerudem (który jednak miał trochę szczęścia, bo w obu seriach wiało mu najmocniej pod narty), a on i tak nie jest jeszcze do końca zadowolony. Mówi, że wciąż szuka optymalnej dyspozycji, najlepszych skoków. Jeśli je znajdzie, możemy dostać fenomenalną rywalizację z norweskim skoczkiem. Czekamy na to, tym bardziej, że zbliżają się przecież mistrzostwa świata. A o ile Kryształowej Kuli wydrzeć Norwegowi już się pewnie nie uda, o tyle złoty medal na takiej imprezie zdecydowanie będzie można.
Bez Dolezala też da się skakać
Trener polskiej kadry nie przyjechał do Klingenthal z powodów osobistych. Jeśli jednak ktoś obawiał się, że Polacy mogą przez to prezentować się gorzej, raczej nie powinien się dłużej martwić. Sześciu naszych zawodników weszło bowiem do drugiej serii (po drodze odpadł tylko Tomasz Pilch) i zaprezentowali się w niej dobrze. Pecha miał Klemens Murańka – w drugiej próbie po wyjściu z progu musiał ratować się przed upadkiem. Udało mu się, wyciągnął nawet skok na ponad 120 metrów, ale nie dało to wiele, bo spadł na 30. miejsce.
Warunki nie pomagały dziś też Andrzejowi Stękale, przez co ten skończył zawody na 21. lokacie, ale już Kuba Wolny po raz kolejny pokazał, że swoją formę naprawdę odbudował. Jego 14. miejsce to wynik bardzo solidny – dość napisać, że w zeszłym sezonie ani razu nie był tak wysoko. W tym już po raz czwarty udało mu się znaleźć w najlepszej „15”. I dobrze, bo dzięki temu mamy kolejnego kandydata do skoków w drużynie.
Pierwsza trójka naszej kadry w konkursach drużynowych pozostaje jednak taka sama – bo Dawid Kubacki i Piotr Żyła dziś byli znacznie bliżej Kamila Stocha, niż reszty swoich kolegów z reprezentacji. Dawid zajął szóste, a Piotr czwarte miejsce. Do podium obaj mieli co prawda dość dużą stratę (Żyle zabrakło 7,9 punktu), ale ich łączne wyniki sprawiłyby, że gdyby dziś skakano zespołowo, to Polacy spokojnie by taką rywalizację wygrali. I to mimo braku Dolezala w gnieździe trenerskim.
A skoro tak skaczą, gdy Czecha nie ma, to może przy okazji jego powrotu uda się wreszcie zepchnąć Halvora Egnera Graneruda z pierwszego miejsca? Inna sprawa, że zapewne nikt w Polsce nie miałby nic przeciwko temu, by zrobić to jeszcze szybciej – w jutrzejszym konkursie.
Fot. Newspix