Reklama

Błogosławieństwo i przekleństwo. Jak Legia uzależniła się od Pekharta

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

06 lutego 2021, 08:42 • 8 min czytania 25 komentarzy

Tomas Pekhart to jeden z najlepszych piłkarzy Ekstraklasy w sezonie 2020/21. Fakt, nie opinia. Strzela jak opętany, w wielu meczach wyratował już Legię Warszawa z tarapatów za sprawą swojej fenomenalnej postawy pod bramką drużyny przeciwnej. My postanowiliśmy jednak dzisiaj wbić kij w mrowisko i zastanowić się, czy Pekhart nie jest przypadkiem… problemem warszawskiego zespołu. “Wojskowi” uzależnili się bowiem od trafień czeskiego napastnika. Do tego stopnia, że dzisiaj podstawową bronią mistrzów Polski w ofensywie są dośrodkowania w jego kierunku, często wręcz desperackie. A tego typu taktykę kojarzy się jednak w pierwszej kolejności z ekipami walczącymi o utrzymanie w lidze, a nie rywalizującymi o tytuł.

Błogosławieństwo i przekleństwo. Jak Legia uzależniła się od Pekharta

Czyżby zatem Pekhart był w tej chwili nie tylko głównym atutem, ale i głównym ograniczeniem ofensywy Legii?

Niska skuteczność

Na półmetku sezonu Legia ma na koncie 23 zdobyte gole, co daje średnią 1,53 bramki na mecz. Nie jest to naturalnie najlepszy wynik w Ekstraklasie. Wyższą średnią trafień mogą się pochwalić Raków Częstochowa, Jagiellonia Białystok i Lech Poznań, a tylko minimalnie mniej goli zdobyły takie ekipy jak Wisła Kraków, Pogoń Szczecin, Śląsk Wrocław i Piast Gliwice. Krótko mówiąc – “Wojskowi”, choć mimo wszystko dysponują wciąż całkiem sporym potencjałem ludzkim w ofensywie, być może nadal największym w lidze, absolutnie nie wyróżniają się skutecznością ponad ligową przeciętność.

Porównajmy ich dotychczasowy dorobek z poprzednimi sezonami:
  • sezon 2020/21 – średnia 1,53 bramki na mecz
  • 2019/20 – 1,89 (mistrzostwo)
  • 2018/19 – 1,49 (2. miejsce)
  • 2017/18 – 1,49 (mistrzostwo)
  • 2016/17 – 1,89 (mistrzostwo)
  • 2015/16 – 1,89 (mistrzostwo)
  • 2014/15 – 1,73 (2. miejsce)
  • 2013/14 – 2,03 (mistrzostwo)
  • 2012/13 – 1,97 (mistrzostwo)
  • 2011/12 – 1,40 (3. miejsce)
  • 2010/11 – 1,50 (3. miejsce)

Już na pierwszy rzut oka zarysowuje się pewna – w sumie dość oczywista – prawidłowość, którą dodatkowo podkreśliliśmy odpowiednio dobranymi kolorami. Kiedy Legia w ostatnich latach sięgała po tytuły mistrzowskie, prezentowała na ogół swoje bramkostrzelne oblicze. Zwłaszcza w latach 2013-2017, gdy w jednym przypadku udało jej się nawet przekroczyć średnią dwóch goli na mecz. Z kolei jedyny negatywny wyjątek stanowi sezon 2017/18, gdy “Wojskowi” na pierwszą lokatę w tabeli wskoczyli na ostatniej prostej, po kilku starciach grupy mistrzowskiej.

Uzależnieni od Pekharta

W bieżących rozgrywkach Legia trafia zatem do siatki rzadko, lecz to tylko połowa problemu. Jeszcze istotniejszy jest fakt, iż za ponad połowę dorobku “Wojskowych” odpowiada jeden zawodnik – Tomas Pekhart. Niespełna 32-letni snajper wystąpił jak dotąd w czternastu spotkaniach Ekstraklasy i zdobył w nich 13 bramek, czyli 57% całkowitego dorobku swojej drużyny. Co dość paradoksalne, jedyne spotkanie w którym Czecha zabrakło, to akurat zwycięska konfrontacja w ligowym klasyku z Lechem. Legia wygrała wówczas 2:1, a do siatki trafiali Kacper Skibicki oraz Rafa Lopes.

Reklama

Być może jest zatem w Warszawie życie bez Pekharta, ale o tym trudno się obecnie przekonać, ponieważ kiedy rosły napastnik jest na murawie, zespół gra pod niego. A wyciąganie wniosków na bazie jednego tylko triumfu nad “Kolejorzem” mija się przecież z celem.

Prześledźmy, jak padały bramki Legii w sezonie 2020/21:
  • gole po dośrodkowaniu/wstrzeleniu w pole karne: 16
  • rzuty karne: 2
  • inne akcje: 5

Co tu kryć – mistrzowie Polski prezentują obecnie futbol do bólu jednowymiarowy.

Oczywiście w samych dośrodkowaniach nie ma nic złego – najlepsze zespoły na świecie bardzo często szukają wrzutek w pole karne. Choćby Real Madryt pod wodzą Zinedine’a Zidane’a, żeby sięgnąć po przykład z samego szczytu. Ale jeśli drużyna nie ma praktyczne żadnych argumentów ofensywnych w środkowej części boiska, jej oskrzydlające akcje stają się po prostu czytelne dla defensorów rywala. Tutaj wypada raz jeszcze skomplementować Pekharta, który wiele ze swoich bramek zdobył będąc pod ścisłych kryciem. W dodatku po centrach zwyczajnie niewygodnych, bardzo trudnych dla napastnika. Nie ma przypadku w tym, że współczynnik spodziewanych goli (xG) wynosi w jego przypadku zaledwie 6,8.

Tomas Pekhart po kolejnym zdobytym golu (fot. FotoPyk)

Śmiało można powiedzieć, że Czech zamienia na gole takie piłki, po których żaden inny snajper w Ekstraklasie nie zdołałby trafić do sieci. To bardzo dobrze świadczy o jego indywidualnej klasie, wręcz kunszcie strzeleckim, ale już nie najlepiej świadczy o klasie i kunszcie całej Legii. Bo na współczynnik xG można (a nawet trzeba) patrzeć z pewnym przymrużeniem oka, lecz oszukiwanie go na dłuższą metę jest bardzo trudne.

Reklama

Swoją drogą – nie ma drugiej drużyny w Ekstraklasie, której piłkarze aż tak często trafialiby do siatki po uderzeniach głową. “Wojskowi” mają obecnie w dorobku 9 takich goli (7 strzelił Pekhart). Za ich plecami są Wisła Płock (8), Zagłębie Lubin (8) i Lechia Gdańsk (7). Czyli zespoły generalnie grające w tym sezonie kiepską piłkę i kojarzące się raczej z siermięgą niż finezją w konstruowaniu ataków. Natomiast drużyny znane z nieco większej kreatywności na główkach się aż do tego stopnia nie opierają. Przykładem Raków Częstochowa (4) czy też Lech Poznań (3).

Metamorfoza

A przecież jesienią 2019 roku to Legia świeciła w Ekstraklasie przykładem, jeżeli chodzi o piękny, ofensywny futbol. Po rundzie jesiennej poprzedniego sezonu podopieczni Aleksandara Vukovicia mieli na swoim koncie 40 zdobytych goli w 20 meczach. Średnią nietrudno wyliczyć.

W ofensywie “Wojskowych” szalał Jarosław Niezgoda, za kreację odpowiadali Luquinhas i Paweł Wszołek, bramki dorzucał także Jose Kante. Na skrzydle hasał Michał Karbownik, dobrą robotę wykonywał Walerian Gwilia. Odpowiedzialność za zdobywanie goli rozkładała się na bardzo wielu piłkarzy. Choć wspomniany Niezgoda był głównym żądłem w układance Vukovicia, to nie zawsze zaczynał mecze ligowe od pierwszych minut. Nawet taki gracz jak Arvydas Novikovas – postrzegany w stolicy jako transferowy niewypał, zresztą słusznie – zapisał na swoim koncie kilka cennych trafień.

Tak to wyglądało po 20. kolejce sezonu 2019/20:
  • 14 – Jarosław Niezgoda
  • 6 – Jose Kante
  • 4 – Arvydas Novikovas, Paweł Wszołek
  • 3 – Walerian Gwilia, Luquinhas
  • 1 – Sandro Kulenović, Marko Vesović, Dominik Nagy, Mateusz Wieteska, Maciej Rosołek

W sumie: 11 zawodników zdobywało gole.

Tymczasem w sezonie 2020/21 (po 15. kolejce):
  • 13 – Tomas Pekhart
  • 2 – Filip Mladenović, Bartosz Slisz, Rafa Lopes
  • 1 – Paweł Wszołek, Josip Juranović, Bartosz Kapustka, Kacper Skibicki

W sumie: ośmiu. Z czego zaledwie jeden – czyli rzecz jasna Pekhart – przekroczył magiczną barierę… dwóch ligowych trafień. Oczywiście nie należy wykluczać, że w paru następnych spotkaniach legioniści się rozkręcą i po 20. kolejce wykręcą nawet lepsze statystyki niż przed rokiem, ale wydaje się to bardzo mało prawdopodobne. Zwłaszcza jeżeli rzucimy sobie okiem na scenkę z końcówki spotkania z Podbeskidziem Bielsko-Biała.

Mistrzowie Polski byli tam wręcz desperacko skoncentrowani na poszukiwaniu Pekharta.

Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:0 Legia Warszawa (15. kolejka Ekstraklasy 2020/21)

Aż się tutaj prosiło, by wycofać futbolówkę albo krótko, do zawodnika wbiegającego, albo nieco mocniej, na linię szesnastego metra. Ale piłka została jednak skierowana do podwójnie pilnowanego Czecha. I z akcji ostatecznie nic nie wyszło.

Skoro defensorzy Podbeskidzia dali radę przeczytać meczową strategię legionistów, to może sobie z tym zadaniem poradzić w tej chwili każdy ekstraklasowy zespół. Warto zresztą zwrócić uwagę, że jak dotąd w tym sezonie Legia tylko raz osiągnęła w lidze liczbę trzech goli w jednym meczu (3:0 z Wartą). Już częściej sama przyjmowała trzy sztuki od przeciwników (2:3 ze Stalą, 1:3 z Górnikiem).

Po jakiego typu akcjach Legia strzelała gola jesienią 2019 roku?
  • gole po dośrodkowaniu/wstrzeleniu w pole karne: 15
  • rzuty karne: 4
  • inne akcje: 21

Przepaść. Jasne, wtedy też “Wojskowi” często wypracowywali swoje bramki dzięki wrzutkom. Nierzadko ze stałych fragmentów gry, które obecnie – kolejny paradoks – nie są zbyt mocną stroną podopiecznych Czesława Michniewicza, Legia jest pod tym względem najgorsza w lidze. No ale proporcje między trafieniami po dośrodkowaniach a golami po “innych akcjach” (strzałach z dystansu, klepkach środkiem pola, podaniach na wolne pole, zejściach skrzydłowych do strzału itp.) były jesienią 2019 roku zupełnie inne. Po prostu zdrowe.

Wyobrażacie sobie takie akcje w wykonaniu obecnej Legii? Szczerze mówiąc – my sobie nie wyobrażamy.

Legia Warszawa 5:1 Górnik Zabrze (15. kolejka Ekstraklasy 2019/20)
Legia Warszawa 3:1 Raków Częstochowa. (7. kolejka Ekstraklasy 2019/20)
Legia Warszawa 4:0 Korona Kielce (17. kolejka Ekstraklasy 2019/20)
źródło klipów: EKSTRAKLASA TV

Obecnie stołeczny zespół naprawdę od wielkiego dzwonu prezentuje tego typu akcje. Dynamiczne, wyprowadzone po wysokim odbiorze, zagrane na jeden kontakt. Z polotem. Choć w klubie cały czas są przecież Wszołek, Luquinhas czy Gwilia. Są też świetni boczni defensorzy w osobach Mladenovicia i Juranovicia. Jest posiadający smykałkę do gry kombinacyjnej Kapustka. No ale jest też Pekhart, który – przy wszystkich swoich zaletach – do szybkiej wymiany podań i dynamicznych kontrataków się po prostu nie nadaje. Wymusza statyczną grę. Ot, przykład:

Legia Warszawa 2:1 Zagłębie Lubin (7. kolejka Ekstraklasy 2020/21)

Czterech zawodników Legii krążących gdzieś po obwodzie, zamiast napierać na pole karne rywala. Jakże inny obrazek od tych, które widać na powyższych filmikach. No ale Pekhart przecież dośrodkowanie wykorzystał, trafił do siatki. Zresztą po raz drugi w tamtym spotkaniu. Mistrzowie Polski wygrali z Zagłębiem. Można zatem powiedzieć, że taktyka pod tytułem “wrzuta na wysokiego Czecha” się sprawdziła.

Ma ona jednak wielki koszt alternatywny.

***

Tomas Pekhart jest bowiem błogosławieństwem i przekleństwem Legii. Zapewnia jej cenne bramki, a co za tym idzie – gwarantuje punkty. Jednocześnie straszliwie ograniczając wachlarz ofensywnych możliwości za sprawą własnych, naturalnych – no właśnie – ograniczeń.

Oczywiście możecie napisać: zbędne czepialstwo, bo zespół Michniewicza ma obecnie 99 poważniejszych problemów niż czeski napastnik. I pewnie będzie w tym nieco racji. Ba, jeśli Legia jednak doczłapie się do mistrzostwa, co wciąż jest całkiem prawdopodobne, z całą pewnością właśnie Pekhart zostanie okrzyknięty głównym bohaterem sezonu i najważniejszą postacią dla tego sukcesu. Ale nie sposób nie zauważyć, że obecnie “Wojskowi” są drużyną o klasę, albo i dwie słabszą niż jeszcze jesienią 2019 i zimą 2020 roku. Gdy Pekharta w klubie nie było, albo gdy był jedynie jokerem w talii Vukovicia. Im bardziej istotna jest rola Czecha w Legii, tym bardziej siermiężną piłkę ta drużyna prezentuje. W pewnym sensie uzależniając się od nadzwyczajnej skuteczności swojego snajpera. A wiadomo, jak to z uzależnieniami jest. Gdy alkoholik sięga po kolejny kieliszek wódki, w pierwszej chwili też mu się wydaje, że jego stan się poprawia. No ale na dłuższą metę takie praktyki nie prowadzą do niczego dobrego.

Cel trenera Michniewicza jest zapewne prosty – nadal wykorzystywać bramkostrzelność Pekharta, ale jednocześnie wyeksponować także atuty pozostałych ofensywnych piłkarzy. Przywrócić zespołowi blask. Tylko czy można zjeść ciastko i mieć ciastko?

fot. FotoPyk

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

25 komentarzy

Loading...