– Wielu trenerów zwraca uwagę na to, że w Lidze Europy, może poza starciami ze zorganizowanymi defensywnie Rangersami, mnóstwo mieliśmy na boisku sytuacji jeden na jeden. Jeden na jeden w środku pola, jeden na jeden na skrzydle i tak powstawały przewagi. Różnicę robił zawodnik. W Ekstraklasie zaś często było tak, że ktoś podwajał, potrajał i ciężko było cokolwiek stworzyć. Ciężko się wtedy gra. Lech nie gra na wrzutki, na dośrodkowania, to nie jest nasz styl gry. Preferujemy piłkę kombinacyjną, szybką, rozgrywaną. To nas cechuje. W europejskich pucharach było to widać. Chcemy, żeby Lech był na szczycie tabeli, a nie w środku stawki. Co więcej: Lech nie ma prawa zajmować dziesiątego miejsca – mówił Jakub Kamiński na antenie WeszłoFM. Zapraszamy do wersji tekstowej tej rozmowy.
Jest luty, więc to jeszcze nie będzie faux pas, jeśli zapytam cię o postanowienia noworoczne.
Osiągnięcie jak najwyższego miejsca w tabeli i wygranie Pucharu Polski z Lechem Poznań. Poza tym mam też parę innych postanowień, ale te dwa są stanowczo najważniejsze.
Jesienią rozegraliście sporo meczów. Urlop między jedną rundą a drugą chyba się przydał, nie?
Urlop był potrzebny nie tylko mnie, ale też wszystkim innym ludziom z klubu. Jesień była dla nas bardzo intensywna – Ekstraklasa, Puchar Polski, eliminacje do Ligi Europy, sama faza grupowa Ligi Europy. Sprostanie temu natężeniu spotkań stanowiło niemałe wyzwanie. I nie powiem może, że poradziliśmy sobie słabo, ale mogło to wyglądać trochę lepiej w naszym wykonaniu. Mamy jednak nowy rok, nową rundę i musimy skupić się na tym, żeby wiosna była dla nas bardzo dobra.
Których punktów z jesieni najbardziej ci żal? Pewnie tych z Rakowem.
Był moment kryzysu. Z Legią traciliśmy bramkę w ostatniej minucie, z Rakowem to samo, ze Standardem to samo. Można było tego uniknąć. Ze Śląskiem i Wisłą Płock też powinniśmy byli wyciągnąć lepsze wyniki. Dużo punktów potraciliśmy i to moim zdaniem w głupi sposób. W konsekwencji jesteśmy na takim miejscu na jakim jesteśmy i nie ma co się oszukiwać.
Uraz, którego nabawiłeś się pod koniec roku, był w jakimś stopniu spowodowany kumulacją meczów? Młody organizm okazał się nieprzystosowany do takich obciążeń?
Po części muszę się zgodzić. Meczów było sporo, a ja byłem w bardzo dobrej formie i grałem bardzo dużo. Mogło to się skumulować. Mięśnie nie wytrzymały. Właściwie to dopiero uczyłem się gry co trzy-cztery dni, w międzyczasie z ciągłymi lotami, bo tylko pierwszą rundę eliminacji Ligi Europy graliśmy u siebie – reszta to wyjazdy. To się nawarstwiało. Kontuzja mnie zatrzymała i przyhamowała. Nieprzypadkowo końcówka roku nie była najlepsza w moim wykonaniu. Cieszę się, że już jest dobrze, że jestem zdrowy, że przepracowałem okres przygotowawczy. Czuję się gotowy, żeby wiosną pokazać swoje najlepsze „ja”.
Kontuzja przytrafiła się w najgorszym momencie. Ominęło cię powołanie do reprezentacji.
Nie załamywałem się. Interesował mnie najszybszy możliwy powrót do zdrowia. Jestem człowiekiem, który nie rozpamiętuje, nie zamartwia się na zapas, tylko skupia się na tym, żeby wrócić jeszcze lepszym. Jasne, że początkowe dni były pierwsze. Już szykowałem się na wyjazd na kadrę, kiedy na meczu z Legią uraz się odnowił. Wiedziałem, że raczej nic z tego nie będzie, co potwierdziły też badania. Cóż, spory cios, bo marzenia mogły się spełnić, mogłem zadebiutować w reprezentacji.
I to jeszcze w Chorzowie!
Miałoby to swoją wymowę, bo jestem Ślązakiem. Spełniłbym marzenia, ale wiesz, co cię nie zabije, to cię wzmocni. Jak na tak młody wiek, nie brakowało w moim życiu sytuacji kryzysowych, ale potrafiłem sobie z tym poradzić. Nic straconego. Jeśli odbuduję formę, przecież dalej mogę dostać kolejne powołanie do reprezentacji.
Zdążyłeś chociaż trochę liznąć zgrupowania?
Pojawiłem się na kadrze i od razu pojechałem z doktorem Jaroszewskim na badania, na których potwierdziło się, że lepiej będzie, jeśli pojadę do klubu i tam będę się rehabilitował. Jednocześnie taką samą decyzję podjęliśmy z trenerem Brzęczkiem. Nie było sensu, żeby zostawał na zgrupowaniu. Śmieję się, że to najszybszy debiut w historii przyjechania na kadrę – pojawił się równie szybko, jak pojechał.
Zdążyłeś spotkać czołowych reprezentantów?
Nie miałem okazji zbić zbyt wielu piątek. Tylko niektórych widziałem i od razu pojechałem, ale to fajne przeżycie w ogóle na kadrze być. Zobaczyć, jak to funkcjonuje, jak to jest zorganizowane. Będę dążył, żeby tam wrócić, żeby to nie był tylko ten jeden raz.
Na konferencji prasowej Paulo Sousa powiedział, że ma na radarze kilku piłkarzy z Ekstraklasy? Zastanawiam się, czy ktoś ze sztabu nowego selekcjonera reprezentacji się z tobą kontaktował?
Jeszcze nie. Dlatego też miejmy nadzieję, że swoją formą pokażę nowemu selekcjonerowi, że zasługuję na powołanie. Ale też nie jest tak, że jakoś bardzo się na to napinam. Muszę się skupić na sobie, na każdym kolejnym treningu, każdym kolejnym meczu, żeby to wyglądało jak najlepiej.
Sporo rozwinąłeś się dzięki meczom w Lidze Europy? Mieliście mocną grupę, mocnych przeciwników.
Gra w Lidze Europy pokazała mi do jakiego poziomu chcę dążyć. Celem Benfiki jest wygranie całych rozgrywek, a nie tylko pojedynczych meczów w fazie grupowej, jak to ma miejsce w przypadku chociażby Lecha. Spora inspiracja. Mogłem podpatrywać zawodników, którzy na co dzień grają na bardzo wysokim europejskim poziomie. Po takim doświadczeniu stykania się z topowymi międzynarodowymi rywalami, powrót na ekstraklasowe boiska powinien być łatwiejszy, powinna wzrosnąć pewność siebie nie tylko konkretnych zawodników, ale też całego zespołu, bo to tylko pokazuje, co umiemy, co osiągnęliśmy i do czego jesteśmy zdolni. Inna sprawa, że każdy wie, że Ekstraklasa nie jest łatwą ligą. Każdy rywal chce pokazać, że Lech nie jest taki mocny. Nastawiają się na nas, więc musimy być bardziej skoncentrowani i mecz po meczu udowadniać własną jakość. Ekstraklasa jest bardzo wyrównana. Nie ma drużyny, która wygra wszystko, ze wszystkimi, w najwyższym wymiarze.
Czasami można odnieść wrażenie, że zespołom, które chcą grać piłkę ładną dla oka i mają do tego predyspozycje, jak tegoroczny Lech, łatwiej może być grać w europejskich rywalach z silniejszymi rywalami, którzy też chcą grać w piłkę, niż w Ekstraklasie, gdzie głównym celem przeciwnika jest wkładanie kija w szprychy faworytowi.
Doskonale było to widać w pierwszych trzech meczach fazy grupowej Ligi Europy. Mecz z Benficą pokazał, że nie mamy się czego wstydzić pod względem samego pomysłu na grę w kulturalny sposób. Mogliśmy zamurować bramkę, liczyć na niepowodzenie Portugalczyków i własnego fuksa, ale nie przestraszyliśmy się, pokazaliśmy kawał atrakcyjnego futbolu. To powinno pokazać nam do jakiego poziomu powinniśmy dążyć jako Lech Poznań.
Weźmy hipotetyczną sytuację: przychodzi mecz z Górnikiem Zabrze i wygląda to gorzej. Dlaczego?
Wielu trenerów zwraca uwagę na to, że w Lidze Europy, może poza starciami ze zorganizowanymi defensywnie Rangersami, mnóstwo mieliśmy na boisku sytuacji jeden na jeden. Jeden na jeden w środku pola, jeden na jeden na skrzydle i tak powstawały przewagi. Różnicę robił zawodnik. W Ekstraklasie zaś często było tak, że ktoś podwajał, potrajał i ciężko było cokolwiek stworzyć. Ciężko się wtedy gra. Lech nie gra na wrzutki, na dośrodkowania, to nie jest nasz styl gry. Preferujemy piłkę kombinacyjną, szybką, rozgrywaną. To nas cechuje. W europejskich pucharach było to widać.
Macie kontakt z Jakubem Moderem? Wysyła wam depesze z Premier League?
„Pucha” ma z nim mocny kontakt. Odzywa się. Liczymy, że powiedzie mu się w Brighton, bo z takim uderzeniem, z takimi umiejętnościami musi grać na boiskach Premier League.
Musi to rozbudzać wyobraźnie, że gość, z którym dopiero przebierałeś się w jednej szatni, zostaje kupiony za 11 milionów przez angielski klub. Lech ma markę atrakcyjnego okna wystawowego.
Lech ma największe tradycje wychowywania młodych piłkarzy, promowania ich do reprezentacji i sprzedawania ich za dobre pieniądze. Nie ma w tym przypadku. Byli piłkarze z Lecha radzą sobie w zagranicznych ligach, grają w pierwszych składach swoich zespołów w topowych rozgrywkach, więc siłą rzeczy tworzy się marka klubu.
O sile Lecha stanowi młodzież i choć tabeli w Excelu się zgadzają, to miejsce w tabeli już wydaje się być dużo mniej satysfakcjonujące.
Musimy wziąć na siebie odpowiedzialność za wyniki. Nie ma sensu patrzeć w metrykę. Jeśli młody zawodnik prezentuje dużą jakość i spory potencjał, to musi wyjść na murawę, żeby to potwierdzić. Wiemy, że mówi się, że młodzież charakteryzują wahania formy. Że raz rozegrają mecz dobry, innym razem gorszy, ale to żadna wymówka, chcemy dawać jakość, chcemy punktować i wiek nie stanowi dla nas żadnego usprawiedliwienia. Nie jest tak, że ktoś tu dostanie coś za darmo. Chcemy, żeby Lech był na szczycie tabeli, a nie w środku stawki. Co więcej: Lech nie ma prawa zajmować dziesiątego miejsca.
Jeśli zdrowie będzie dopisywało, to jesteś spokojny o swoją formę?
Tak, jestem spokojny. Nigdy nie ma stuprocentowej pewności, ale czuję się dobrze przygotowany. Jak będzie zdrowie, to forma wróci i dojdą do tego liczby. To też ważne, ale nie można też swojego interesu przedkładać nad interes całego zespołu. Lech jest najważniejszy.
Najciekawsze nazwisko, które trafiło do was w rundzie jesiennej, to Bartosz Salamon. Widać po nim dużą jakość?
Po Bartku od razu widać było, że spędził kupę lat we Włoszech. Doświadczony, ograny, obyty. Widział dużo, umie dużo, wielkie wzmocnienie defensywy.
Kombinujesz pewnie, żeby w gierkach treningowych nie grać na niego!
Może nie aż tak, ale faktycznie to świetny transfer!
ROZMAWIAŁ MARCIN RYSZKA
Fot. Fotopyk