Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

04 lutego 2021, 18:01 • 8 min czytania 23 komentarzy

Zagłębie Lubin zgłosiło dzisiaj do Ekstraklasy piętnastoletniego Oliwiera Sławińskiego. Sławiński, najprawdopodobniej, tym samym jest już wart około miliona euro. Jeśli zagra wiosną pełną minutę, cena się podwoi. A jeśli będzie regularnie wchodził na ogony, jego wartość na Transfermarkt wyniesie połowę królestwa i rękę księżniczki.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

To nie będzie tekst z gatunku „kiedyś to było, a teraz to nie jest”, nie będzie też to tekst „pieniądze są fe”. Nie powiem też „abrakadabra”, odkrywając przed wami godne gminy Kleszczów nieodkryte złoża wiedzy.

Bo niczym nowym nie jest informacja, że Ekstraklasa w łańcuchu pokarmowym europejskiej piłki odpowiada ze sprzedaż surowego materiału. Tworzywa do obróbki. Nam się może wydawać, że ktoś jest gotowy na finał Ligi Mistrzów, bo przecież w poniedziałek o 18 zawiązał nogi rywali w pętelkę. A potem poprawił, w sobotę o piętnastej mówiąc „pa tera” i faktycznie „tera” okazało ciekawe. W dodatku nie z takich przyczyn, z jakich w świecie szerokim viralem stał się materiał z Adrianem Lisem.

Reklama

Na Zachodzie zakładają, że kto wie, a nuż młody polski piłkarz nie będzie wymagał tak wiele pracy. Są precedensy. Ale generalnie to wyjazd często za to, co ktoś może – i tylko może – grać, a nie za to, co aktualnie gra.

Ustawiliśmy się nieźle. Chcieliby się tak ustawić – powiedzmy – Bułgarzy. Ale się nie ustawili. I inni też. A my tak. To dobrze.

Ale jednak, przypadek Olka Buksy jakoś mnie zaintrygował. Wydaje się skrajnym przypadkiem nowoczesnego futbolu w wydaniu ekstraklasowym. Bo czysto piłkarsko, spróbujmy eksperymentu myślowego i zapomnijmy z całą dostępną nam stanowczością o PESEL-u Buksy, a także o jego mitycznym już potencjale, sięgającym rozmów z „AS-em”, tytułu Nowego Lewandowskiego tamże.

Ciężko od tego uciec, oj ciężko. Buksa swoją pierwszą bramkę strzelił 23.08.2019, stając się najmłodszym polskim strzelcem gola w ESA XXI wieku. No i wiecie, takie miano może stać się dziełem przypadku. Ktoś wpuści juniora na końcówkę, bo czemu ma nie wpuścić. Futbolówka się odbija fartownie. Albo akurat strzał życia, którego nie powtórzy w żadnym treningu.

Finalnie, tak czy inaczej, piłka, bramka, gol.

Reklama

Przypadek, który wspaniale brzmi na nagłówkach.

U Buksy od razu widać było, że przypadek nie odgrywa wiodącej roli.

Natomiast dominuje patrzenie na Buksę jakby uprawiał sport indywidualny. Bo tym w zasadzie jest dziś bycie młodym piłkarzem w Ekstraklasie – sportem indywidualnym, gdzie grasz o zupełnie inne stawki niż reszta drużyny. Owszem, możesz się dołożyć. Ale nie musisz. I wciąż masz szansę na osobiste zwycięstwo, większe niż to, co tam wyszarpią wspólnie inni.

Z punktu widzenia Wisły Kraków jako drużyny, jako szatni, jako zespołu piłkarskiego, dorobek liczbowy Buksy:

– gol w przegranym meczu z Jagiellonią
– gol na 3:0 w 87 minucie meczu z Jagiellonią, czyli pieczątka
– gol otwierający wynik z Koroną
– gol z Rakowem przy stanie 0:3, honorowy

Doceniam, że gole potrafiły być bardzo ładne, ale de facto jedyny, który miał wagę punktową, to ten z kielczanami. Meczów, w których grał średnio łamane na przeciętnie, też było sporo. Ale młodym wybacza się więcej. Mają czas. Są nowymi twarzami. Nadziejami. I tak znowu nie jesteśmy w stanie w ich ocenie uciec od PESEL-u. Unosi się niewidoczny nad boiskiem.

Ciekawe jest w tym ujęciu przykładowo to, jak dzielimy odpowiedzialność za wyniki zespołu. Gdy trzeba ciągnąć wózek, gdy ktoś ma robić robotę, punktować albo tłumaczyć się z braku punktowania, to patrzy się na doświadczonych. Te stare wygi, specjaliści od „potrafi uderzyć”, będący w lidze od X lat, z pogardą wskazywani jako zwykli ligowcy, nigdy nie wyrośli nad ligę na tyle, by z niej wyjechać, nawet do Cośtamsporu. Nie pójdzie, pierwsi zbierają baty.

Buksa, postrzegany przez pryzmat – nie ma co się bać tego słowa – supertalentu, z odpowiedzialności zasadniczo jest zwalniany. Bo ma czas. Jest młody. Jeszcze zdąży. Nawet na dobry mecz przeciw KSZO. I ogółem gdzie są transfery napastników. Bo przecież  Buksa fajny, ale gołowąs. Choć przecież ten sam Buksa to zarazem zawodnik, który mógłby stać się kluczową kartą w najbliższej ekonomicznej przyszłości klubu. Czego nie można powiedzieć o nikim z tych, którzy najczęściej muszą tłumaczyć się z porażek. Nikim z tych, w których pokłada się nadzieje, że co mecz będą podstemplowywać zwycięstwa.

Olek Buksa to skromny chłopak. Pracowity. Takich się szanuje w szatni. Ale jakby nie był do rany przyłóż, wyobrażam sobie jak trudna może być sytuacja w szatni Wisły, gdy ma się takiego zawodnika. Bo od tej grupy ludzi oczekuje się, żeby wygrywać mecze. To cel ich wszystkich. I, jak w każdej szatni, rytm wyznacza to, co dajesz na boisku. Tak jest od podwórek, żwirowisk przyszkolnych, po szatnię Barcelony. Największy mruk zostanie kapitanem, jeśli ciągnie zespół na boisku. A tutaj nachodzą się dwie przestrzenie – od strony gabinetów klubowych, Buksa jest jednym z najważniejszych piłkarzy klubu. Od strony szatni, nie waży tak wiele. Dość szczególny konflikt, ale pod naszą szerokością geograficzno-rankingową, trzeba się z nim oswoić.

Wyobraź sobie, że jesteś kimś, kto w każdym meczu odpowiada za zespół, za wynik, a tymczasem klub tańczy wokół młodzieżowca, którego wciąż piłkarsko ty sam musisz prowadzić za rękę, bo sportowo więcej daje wielu innych. Ten jak wchodzi, wcale nie wzmacnia grupy na murawie. Daje wkład znacznie mniejszy niż większość twoich kumpli. Ale takie są obecne realia.

Był czas się do nich przyzwyczaić, bo to nie jest świeża sprawa. Ale jednak, może się to wydawać niejednemu graczowi wykoślawioną rzeczywistością, pomieszaniem z poplątaniem.

Przynajmniej jeśli będzie patrzył na piłkę nożną jak na sport, którym piłka nożna nie jest. To przemysł, biznes, a przynajmniej: dość szczególny mariaż tych dziedzin. Brakuje w zasadzie w języku odpowiedniego słowa na to, czym obecnie jest piłka nożna. I to nie jakiś przytyk. Żadne mówienie z ambony – sport powinien być sportem, a nie czymś, na co brakuje słowa. Żadne „o, rzucanie oszczepem to jest prawdziwy sport, bo rzucają, ten patyk tak sobie leci, a potem większość z nich nie dostaje za to pieniędzy”. I ludzi to interesuje najbardziej raz na cztery lata. Nie. Każdy ze sportów, z ich władz, chciałby takiego statusu jaki ma piłka nożna. Chciałby móc być obrzucany frazesami o zgniłej komercjalizacji. Chciałby słyszeć jak 50 tysięcy ludzi na cotygodniowych, biletowanych zawodach skanduje „against modern kajakarstwo K-4 1000 m”.

Narzekanie, że futbol skręcił w taką stronę, to pewnie ta sama kategoria, w której przed wojną aferą było zawodowstwo niektórych zawodników. Ot, piłka nożna od dekad idzie taką stroną, przecierając niejeden szlak, którym w mniejszym lub innym stopniu podążają inne sporty.

Obecna sytuacja kojarzy mi się z przeskokiem sprzed lat, także wyznaczającym różne epoki. Pokolenie Cieślika kończyło robotę i szło sobie strzelać bramki Sowietom. Parę dekad później dzielne chłopaki z lat dziewięćdziesiątych śmiały się, jak można było łączyć piłkę ze zwykłą pracą. Pokolenie Cieślika, przeglądając Piłkę Nożną Plus, w której piłkarze chwalili się sprowadzanymi z Korei samochodami, mogło pozazdrościć.

Dziś to samo pokolenie zazdrości kwot, jakie się pojawiają na rynku, zazdrości możliwości wyjazdu, zazdrości takiej uwagi zagranicznych skautów. Przecież w dzisiejszych realiach Mirosław Szymkowiak byłby najpóźniej po Lidze Mistrzów z Widzewem sprzedany za 20 milionów euro. Jacek Magiera – od razu z Rakowa do średniaka Serie A, tam mógłby dostać skrzydeł. W rankingu największych zmarnowanych talentów rzadko się go wspomina, bo jest duża gama zawodników, którzy w efektowniejszy sposób się wysypali, a u Jacka Magiery – trudno wskazać przyczynę. Topowy środkowy pomocnik w wieku 20 lat w Polsce, aż mnie zaskoczyło jak wysoko był w przeglądanych przeze mnie ostatnio rankingach tamtych lat, jeszcze przed transferem do Legii. Głowa wyjątkowo dojrzała, idealna pod podbój Zachodu. Na pewno momentalnie by wyjechał, trafiając w zupełnie inne środowisko.

To już przeskok między epokami, który zdążyłem dostrzec na własne oczy. Ciekaw jestem, czy przyjdzie spostrzec kolejny. Doświadczenie uczy, że tak, jak się uda jeszcze trochę pożyć. I tylko nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak to miałoby wyglądać. Czego dzisiejsi Buksowie dokładnie mogliby zazdrościć.

***

Olivierowi Sławińskiemu, którego bez jego zgody wykorzystałem w leadzie, życzę oczywiście powodzenia i wszystkiego najlepszego. Każdy zdolny polski piłkarz jest wartością dodaną dla całego polskiego piłkarstwa. Życzę nawet, by strzelił już wiosną gola i pobił latem rekord transferowy Ekstraklasy.

***

Na zakończenie powiem jeszcze, że kontrowersje sędziowskie przykryły ciekawą kolejkę ligową, a znowu sprowadza się to do jednego: do potrzeby większej transparentności środowiska sędziowskiego. Czasami wręcz nie mieści mi się w głowie, że dziś, przy VAR, przy arbitrze mogącym nie tylko spojrzeć na powtórkę, ale przecież de facto mając do pomocy kolegów na wozie, może być tyle dymu wokół jakiejkolwiek decyzji.

Kiedyś sędzia był sam, może coś asystent widział, raczej nie. Do podjęcia decyzji ułamek sekundy. Dzisiaj video, ludzie mający powtórki – no nie, taka kolejka, po której tyle jest zamieszania, nie powinna już się zdarzać.

Ale ten dym bierze się często stąd, że te decyzje nie są tłumaczone. Te decyzje nie mają prawa do uczciwego procesu, w którym posiadałyby też obrońcę, choćby z urzędu. Myślę, że gros z nich, po wytłumaczeniach, obroniłaby się. A jak nie, no to wtedy łatwiej znaleźć prawdziwych winnych. Teraz, mam wrażenie, to wszystko staje się często tylko bardziej mgliste.

Skoro decyzje sędziowskie wywołują takie emocje, to widać, że potrzeba większej przejrzystości. Otwartości. Poznawania not obserwatorów. O ile ciekawsza byłaby rozmówka pomeczowa z arbitrem, a nie z piłkarzem, który wszedł na ostatnie pięć minut. Na ten moment środowisko sędziowskie samo kręci sobie bat.

Jak to mówią: nic o nas, bez nas.

No tutaj zdecydowanie wszystko o nich, bez nich.

Leszek Milewski

PS: Jak coś zapraszam do oglądania programu „Dwaj zgryźliwy tetrycy”, który prowadzimy z Kubą Olkiewiczem. Jutro rano będziemy mieli przyjemność opublikować kolejny odcinek.

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Europy

Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

0
Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

Komentarze

23 komentarzy

Loading...