Reklama

Zagęszczone skrzydła, zajadły pressing, dziura w środku. Analizujemy mecz Wisła – Piast

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

03 lutego 2021, 03:19 • 9 min czytania 21 komentarzy

Pal licho sędziowskie kontrowersje. Pal licho błędy bramkarza. Wisła Kraków w przegranym spotkaniu z Piastem Gliwice pokazała się z naprawdę ciekawej strony. Postanowiliśmy zatem dokładniej przeanalizować to starcie, które ze względu na swoją dramaturgię spokojnie może aspirować do rangi najciekawszego meczu pierwszej części sezonu Ekstraklasy. Co mogło się podobać w grze podopiecznych Petera Hyballi, a które elementy nadają się do natychmiastowej poprawki? W których obszarach boiska wiślacy zmiażdżyli rywali, a gdzie sami dali się stłamsić? Zapraszamy.

Zagęszczone skrzydła, zajadły pressing, dziura w środku. Analizujemy mecz Wisła – Piast

Szukanie przewagi liczebnej

Co na pewno od razu rzuciło się w oczy – piłkarze „Białej Gwiazdy” zaczęli spotkanie na bardzo wysokich obrotach, a przede wszystkim z olbrzymią odwagą w ofensywie. Objawiało się to przede wszystkim w atakowaniu dużą liczbą zawodników. W polskiej lidze wysokie podejście pod rywala często wygląda tak, że napastnik i skrzydłowi próbują naciskać na obrońców będących akurat w posiadaniu piłki, ale środkowi pomocnicy zostają jednak ustawieni głębiej. Asekuracyjnie. W efekcie pressing w ogóle nie jest groźny. Zwyczajnie nie działa, a wyjście spod nacisku jest dziecinnie proste. Tymczasem tutaj mieliśmy do czynienia z faktycznie otwartą, niezwykle agresywną postawą całego zespołu.

WISŁA KRAKÓW WYGRA Z JAGIELLONIĄ? KURS: 2,20 W EWINNER!

Po odbiorze piłkarze Wisły wręcz tłumnie wpadali w szesnastkę przeciwnika, z czym zawodnicy Piasta nie potrafili sobie poradzić. Byli przygotowani na to, że w polu karnym trzeba będzie pokryć dwóch, trzech graczy w czerwonych koszulkach. Ale nie czterech albo nawet pięciu.

Spójrzmy choćby na akcję bramkową:

Reklama

Czterech piłkarzy Wisły w polu karnym plus dwóch (jeden nie załapał się na obrazku) tuż przed linią szesnastego metra. Do tego gracz dośrodkowujący. Wszyscy nadążają za dynamiką akcji, są rozpędzeni, a nie statyczni. Efekt jest taki, że Łukasz Burliga został po prostu bez krycia. Zresztą trudno się temu dziwić, przecież Piast we własnym polu karnym de facto nie ma nawet przewagi liczebnej nad wiślakami. Choć podopieczni Waldemara Fornalika od początku spotkania bronili się prawie całym zespołem na własnej połowie. Stacjonowali w tercji defensywnej.

Tym bardziej może się podobać, iż „Biała Gwiazda” tak brawurowo sforsowała te zasieki.

I to oczywiście nie jest jedyna tego rodzaju sytuacja. Warto też rzucić okiem na poniższą kontrę. Wyprowadzoną w doliczonym czasie pierwszej odsłony spotkania, a więc w momencie, gdy gospodarze mieli już w nogach sporo intensywnie przebiegniętych kilometrów. Yaw Yeboah otrzymał futbolówkę na połowie przeciwnika, przez chwilę ją przytrzymał i już pojawiło się u jego boku czterech kolegów, gnających na pełnym gazie w kierunku pola karnego Piasta. Wygląda to na wypracowany automatyzm – mamy piłkę, wciskamy gaz do dechy. Bez zbędnych kalkulacji.

Akcja zakończyła się całkiem groźnym strzałem Felicio Browna Forbesa. Można było wszakże wycisnąć z niej jeszcze więcej.

Tu inna konterka po odbiorze:

Reklama

Powinno być 4:2 dla Wisły, lecz Żukow huknął w poprzeczkę.

Inna sprawa, że w drugiej połowie (plus/minus po godzinie gry) ten impet Wisły w ofensywie zauważalnie się zmniejszył. Zawodnikom zapewne zabrakło sił na 90 minut harówki, albo odpuścili celowo, by dać sobie więcej szans do właśnie takich kontrataków. Normalka.

Zagęszczanie skrzydeł

Wiślacy w pierwszej kolejności starali się tworzyć przewagę głównie w bocznych sektorach pola gry.

Z niewątpliwym rozmysłem unikali przeprowadzania akcji przez centrum boiska. Fragmentami wyglądało to wręcz zdumiewająco. W okolicach koła środkowego próżno było bowiem szukać choćby jednego gracza w czerwonej koszulce. I oczywiście niektóre przerzuty były udane, pozwalały napędzić atak. Choćby powyższa kontra z udziałem Yeboaha została zainicjowana doskonałym, dalekim, krzyżowym zagraniem. Ale prostych błędów przydarzało się wiślakom o wiele za dużo. Nad nimi zresztą się jeszcze pochylimy. Na razie taki obrazek:

Arcyciekawa sytuacja. Chciałoby się zakrzyknąć: „tu nikogo nie ma!”. Trzech zawodników Wisły na własnej połowie, a pozostali hen, hen daleko. Nawet za linią pomocy Piasta. W środku pola – pustka. Taka taktyka ma swoje naturalne plusy, o których już pisaliśmy. Zespół atakuje znaczną liczbą zawodników, tworzy przewagę, miażdży pressingiem. No ale jeśli zagranie górą jest nieudane – zwłaszcza, gdy jest zbyt krótkie – pojawia się potworny kłopot. Bo ci środkowi pomocnicy – w tej sytuacji wcielający się właściwie w rolę podwieszonych napastników – którzy ustawili się tak wysoko, muszą przecież wrócić za rywalami po utracie futbolówki.

Pewnie Dominik Steczyk nie strzeliłby gola na 3:2, gdyby nacisnął na niego tam porządnie Gieorgij Żukow, Patryk Plewka albo Stefan Savić. No i gdyby Michał Buchalik zachował się lepiej, ale to indywidualna pomyłka golkipera, więc pomijamy ten temat w naszej analizie.

Trudno uwierzyć, by Hyballa tego rodzaju rozwiązania taktyczne stosował w każdym spotkaniu. To mogło zadziałać w pierwszej kolejce po przerwie, stanowić element zaskoczenia. Ale na dłuższą metę pozostawianie takiego krateru w środku pola musi się na Wiśle zemścić. Nie można zostawiać aż tak wielkich odległości między formacjami. Zresztą, co my tu mówimy o dłuższej mecie.

Przecież już w niedzielę się po części zemściło, Wisła mecz summa summarum przegrała.

JAGIELLONIA POKONA WISŁĘ? KURS: 3,10 W EWINNER!

Dwa obrazki z drugiej odsłony starcia z Piastem:

Widać wyraźnie, że po przerwie piłkarze Fornalika – może za radą trenera, może kierując się własnym instynktem – zaczęli coraz mocniej obnażać fakt, iż wiślacy w dużej mierze odpuścili rywalizację o środek pola. Wystarczy spojrzeć, jak wiele miejsca na powyższym ujęciu ma zawodnik Piasta. Do tego już się tworzy przewaga na prawym skrzydle, gdzie nadciąga dwóch graczy gości, a Jean Carlos dalej w malinach.

I drugi przykład. Oznaczony piłkarz Wisły po prostu nie ma wygodnych opcji do rozegrania piłki do przodu. Holuje zatem futbolówkę, aż wreszcie fatalnie ją traci. Powinien być z tego gol dla ekipy z Górnego Śląska.

***

Z drugiej jednak strony – tak wielki nacisk na tworzenie przewagi w bocznych sektorach przyniósł Wiśle niewątpliwe korzyści. Już nawet abstrahując od podstawowego faktu, że niezwykle ofensywnie usposobieni boczni obrońcy zdobyli dwie bramki w konfrontacji z Piastem. Gliwiczanie momentami nie byli w stanie wydostać się z własnej połowy, tak mocno dokuczali im piłkarze „Białej Gwiazdy”, gdy piłka wędrowała do boku. Żadnych głupich fauli pod boczną linią. Po prostu zajadły nacisk, odcinanie rywali od prostych podań, zmuszanie ich do gry górą.

Przykłady można mnożyć. Świetnie się to oglądało.

Nie mieli podopieczni Fornalika łatwego życia w inicjowaniem swoich akcji. Jako się rzekło, dopiero po godzinie gry Piast trochę się rozkręcił, ponieważ gospodarze coraz częściej spóźniali się z pressingiem i pozostawiali rywalom więcej przestrzeni oraz swobody.

Problemy w ataku pozycyjnym

Co w Wiśle naprawdę mocno szwankowało? Trochę już ten temat liznęliśmy.

Na pewno wyprowadzenie piłki od tyłu, nawet przy dość niemrawym nacisku ze strony graczy Piasta. Widać, że trener Hyballa zlecił swoim podopiecznym przerzucanie ciężaru gry poprzez crossowe podania, które miały w sposób błyskawiczny powodować zagrożenie w okolicach pola karnego drużyny przyjezdnej, ale wiele takich długich piłek zwyczajnie nie dotarło do adresatów. I mówimy tu również o pierwszym fragmencie meczu, generalnie bardzo dla gospodarzy udanym. Wbrew pozorom, Wisła zanotowała wtedy mnóstwo groźnych strat (81 w całym meczu). Za przykład może posłużyć choćby poniższa sytuacja, gdy Gieorgij Żukow usiłował zagrać futbolówkę bardzo szeroko do prawego skrzydła.

Piłka padła jednak łupem gliwiczan

Wielkich konsekwencji z tego nie było. Ba, kilka chwil później „Biała Gwiazda” zdobyła trzeciego gola. Jednak to wcale nie musiało się poukładać aż tak kolorowo, ponieważ Piast po przechwycie miał naprawdę dogodną okazję do zdobycia bramki kontaktowej. Wystarczyło jedno dobre podanie na wolne pole i wiślacy mieliby olbrzymie kłopoty. Sytuację zdecydował się uratować faulem Łukasz Burliga.

Przewinienie w tej strefie boiska zawsze budzi pewne wątpliwości, lecz wydaje się, że Burliga wybrał tutaj mniejsze zło. Zresztą ciekawe jest, że akurat boczny obrońca Wisły był najbliżej zawodnika Piasta w tym sektorze. To jeszcze raz potwierdza, jak wysoko grali środkowi pomocnicy „Białej Gwiazdy”. W wielu sytuacjach Sadlok z Burligą musieli łatać te dziury, co czyniło z nich chyba najbardziej zapracowanych ludzi na murawie.

REMIS WISŁY Z JAGIELLONIĄ? KURS: 3,42 W EWINNER!

Poniżej ciekawy przykład, gdy Sadlok ze środka pola rzuca daleką piłkę na prawe skrzydło:

Zagranie Sadloka także okazało się nieudane, zresztą było z góry skazane na porażkę. Jak widać na załączonym obrazku – w końcowej fazie pierwszej połowy piłkarze Wisły mocno się już porozjeżdżali po murawie, odległości pomiędzy linią ataku, pomocy i obrony stały się olbrzymie. Może to kwestia odpadnięcia z sił, może też pewnej frustracji wynikającej z utraty prowadzenia. A może po prostu braku mądrości. Poszanowania piłki.

Zerknijmy jeszcze na poniższą sytuację, która miała miejsce przy wyniku 3:1 dla „Białej Gwiazdy”:

Drużyna mocno popracowała na pierwszym etapie spotkania, ma spokojne prowadzenie. Aż się prosi, żeby uspokoić grę. Pograć chwilę piłką przez Żukowa i pozostałych środkowych pomocników. Ich jednak tutaj nawet nie widać, a sam Żukow znajduje się pod presją, więc dochodzi do kolejnej długiej piłki. Brown Forbes nie dobiega do podania, Piast odzyskuje futbolówkę. I stopniowo przejmuje kontrolę nad meczem.

Kilkadziesiąt sekund później gliwiczanie trafili na 3:2. Co tu dużo mówić – czasami, zwłaszcza na zakręcie, trzeba zredukować bieg. Wiśle tego zabrakło. Dopiero w drugiej połowie krakowianie operowali piłką nieco spokojniej, no ale wtedy nie mieli już w garści aż tak komfortowego rezultatu.

Sporo do zrobienia

Piłkarze „Białej Gwiazdy” naprawdę mocno się w konfrontacji z Piastem napracowali. Przebiegli o sześć kilometrów więcej niż rywale, wykonali zdecydowanie więcej sprintów (111 do 80). Gdyby nie sędziowskie pomyłki i kiepski dzień Buchalika, krakowska drużyna wznowiłaby rozgrywki efektownym zwycięstwem. Ale przed trenerem Hyballą jeszcze mnóstwo roboty, by odpowiednio poukładać swoją drużynę. Bo postawa Wisły mimo wszystko bardzo daleka była od ideału i stracone gole nie wzięły się wyłącznie z pecha, lecz z dużych kłopotów w organizacji gry.

Mam na swoim koncie 600 spotkań, lecz takich nie było zbyt wiele – mówił na konferencji prasowej Hyballa. – Pierwsze dwadzieścia minut rozpoczęliśmy mocno, stosowaliśmy wysoki pressing, realizowaliśmy nasze założenia taktyczne. Trzeba też powiedzieć, że jeśli rzut karny dla Piasta został podyktowany, to my też w pierwszej połowie taki rzut karny powinniśmy otrzymać. Po trzydziestu minutach spuściliśmy z tonu. Po dwóch wyrzutach z autu, gdzie źle staliśmy, straciliśmy bramki. Wyszły nasze braki indywidualne, brak bloków strzałów Piasta. W drugiej połowie dobrze zaczęliśmy. Mieliśmy swoje okazję, a rzut karny dla Piasta dla mnie nie był podyktowany prawidłowo. Można powiedzieć, że pressing wyglądał całkiem dobrze, ale musimy strzelać więcej bramek. 3:0 powinno wystarczyć, ale każda taktyka w defensywie ma swoje słabe strony. Nie wyglądaliśmy przed bramką przeciwnika tak, jak powinniśmy.

Ta wypowiedź może oznaczać, że Wisła Kraków w rundzie wiosennej będzie się starała kontynuować ten styl, jaki zaprezentowała w konfrontacji z Piastem. I bardzo dobrze, bo to oznacza, że przed nami mnóstwo emocjonujących widowisk z udziałem podopiecznych Hyballi. Ale trochę wody jeszcze w, nomen omen, Wiśle będzie musiało upłynąć, nim tak odważna taktyka zagwarantuje krakowskiemu klubowi regularne zwycięstwa.

fot. FotoPyk

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

21 komentarzy

Loading...