– Brakowało nam takiego killera, jakim jest Jakub Świerczok. W ostatnich sezonach Piast był uzależniony od jego strzelca, czy to był Piotrek Parzyszek, czy Jorge Felix, to fatycznie na nich spodziewała odpowiedzialność za trafienia do bramki rywala. I rzeczywiście ta drużyna była na nowo budowana, do tego europejskie puchary i coś nam w lidze nie zaskoczyło. Na szczęście, udało nam się ogarnąć, podratowaliśmy jesień. A teraz zaczęliśmy wiosnę z przytupem. Zwycięstwo z Wisłą Kraków w takich okolicznościach da nam więcej niż wygrana 3:0 czy 4:0. Pokazaliśmy charakter. Wierzymy w siebie w każdym momencie meczu. Trenerzy zawsze podkreślają, że początek rundy często bywa kluczowy dla reszty sezonu – opowiadał Jakub Czerwiński, stoper Piasta Gliwice, w programie Weszłopolscy na Kanale Sportowym. Zapraszamy do przeczytania wersji tekstowej tej rozmowy.
Który moment w szalonym starciu z Wisłą Kraków był według ciebie kluczowy dla odwrócenia losów meczu? Niepodyktowany karny dla Białej Gwiazdy, bramka Jakuba Świerczoka czy jakieś konkretne zdarzenie w przerwie?
Kilka było momentów przełomowych. Ale tak, chyba odwołany rzut karny, przy stanie 0:3, trzeba uznać za moment zwrotny. Zobaczyliśmy, że nie jest dobrze, że to już koniec, że trzeba wziąć się w garść i zacząć grać w piłkę. Przed przerwą strzeliliśmy bramkę, potem drugą, wycisnęliśmy maksa.
Rzut karny został słusznie odwołany?
Nie wiem. Więcej po tym meczu mówi się o kontrowersjach i decyzjach sędziowskich niż o tym, co udało nam się osiągnąć, odwracając losy spotkania zaczynając od 0:3. W spornych sytuacjach przesądzali arbitrzy. To była ich interpretacja. Mieli na to czas. Sprawdzali długo i jedną, i drugą sytuacje na VAR. Są wyszkoleni, mają gwizdek i władzę, ja nie będę się wypowiadał i mądrzył, czy to była słuszna decyzja, czy niesłuszna, bo nie od tego jestem.
Ale chyba musisz zrozumieć, że tak dużo mówi się o kontrowersjach, bo nie da się ukryć, że gdyby nie sędzia, to byłoby wam zdecydowanie trudniej odrobić straty.
Być może tak, a być może skończyłoby się 4:4. Nie wiem, co by było, teraz możemy tylko gdybać.
A gdybyś ty miał gwizdek, to jaką podjąłbyś decyzję w sprawie anulowanego karnego dla Wisły?
Mam szczęście, że nie jestem sędzią.
A w sprawie karnego dla was?
Od jednego do drugiego pytania minęło kilka sekund, więc cóż, nic się nie zmieniło, dalej nie mam kursów sędziowskich!
Macie szkolenia, trochę w tę grę grasz, występowałeś w Lidze Mistrzów…
To jest nieważne, mam swoją opinię, ale…
Chcemy poznać twoją opinię!
Nic nie zdradzę. Sędzia w jednej sytuacji nie podyktował karnego, w drugiej podyktował, tyle w tej sprawie. Jestem szczęśliwy, że udało się ten mecz wygrać w takich okolicznościach.
To mamy tylko nadzieje, że nigdy nie przyłapiemy cię w sytuacji, w której masz pretensje do sędziego o cokolwiek.
Nie mogę tego obiecać.
A propos Ligi Mistrzów, to pamiętasz pewnie doskonale mecz z Borussią Dortmund, w czasie którego w Legii dostaliście sześć bramek. Początek spotkania z Wisłą był pierwszym starciem od tamtego czasu, kiedy ani ty, ani twoja drużyna nie ogarnialiście, co się dzieje wokół was? To aż taka skala?
Myślę, że tak. Po dwudziestu minutach przegrywaliśmy 0:3. Nie potrafiliśmy wymienić trzech-czterech celnych podań. Wisła wyszła bardzo agresywnie, dużo mówiło się o pressingu Petera Hyballi, a my trochę się w tym wszystkim zagubiliśmy. Jakoś nie potrafię powiedzieć, dlaczego nawet nie byliśmy w stanie przenieść ciężaru gry na połowę Wisły, dlaczego nie umieliśmy założyć odpowiedniego pressingu.
Patryk Sokołowski zwracał uwagę, że przeszkodzić mogło wam też to, iż wcześniej dużo pracowaliście na sztucznej płycie. I że ciężko się przedstawić.
Mógł być to jeden z powodów.
Musimy zapytać o Jakuba Świerczoka. To co zrobił przy pierwszym golu jest imponujące. Oszukał łącznie pięciu rywali. Na treningu zdarza mu się oszukać sześciu albo siedmiu, w tym ciebie, trochę się zastanawiamy, gdzie jest jego ekstraklasowy sufit?
Kuba robi rzeczy niesamowite. Na treningach też. Jak okiwa pięciu chłopaków, a ja jestem tym szóstym, to nie udaje mu się dalej pójść, ale to już samo w sobie imponujące. Oczywiście żartuję, jest w wybornej formie, widać to doskonale i na zajęciach, i potem w meczach ligowych.
To był brakujący element w czasie bardzo słabego początku sezonu w wykonaniu Piasta?
Brakowało nam takiego killera. W ostatnich sezonach Piast był uzależniony od jego strzelca, czy to był Piotrek Parzyszek, czy Jorge Felix, to fatycznie na nich spodziewała odpowiedzialność za trafienia do bramki rywala. I rzeczywiście ta drużyna była na nowo budowana, do tego europejskie puchary i coś nam w lidze nie zaskoczyło. Na szczęście, udało nam się ogarnąć, podratowaliśmy jesień. A teraz zaczęliśmy wiosnę z przytupem. Zwycięstwo z Wisłą Kraków w takich okolicznościach da nam więcej niż wygrana 3:0 czy 4:0. Pokazaliśmy charakter. Wierzymy w siebie w każdym momencie meczu. Trenerzy zawsze podkreślają, że początek rundy często bywa kluczowy dla reszty sezonu.
Zostałeś w Piaście Gliwice, przedłużyłeś swój kontrakt, a to klub, z którego piłkarze raczej uciekają niż wiążą na lata. A przynajmniej w ostatnich latach. Nie miałeś poczucia, że zostajesz w miejscu, które raczej się nie rozwija albo nie da ci sportowego sukcesu z racji na to, że najlepsi koledzy szybko stąd uciekają?
Do Piasta trafił Gerard Badia i jest tu siedem lat!
Wyjątek.
Jadąc na święta do domu rodzinnego, nie myślałem o tym, że zostanę w Piaście. Zastanawiałem się bardziej nad tym, czy odejdę już w zimowym okienku transferowym, czy w letnim i jaki to będzie kierunek. Dużo mi dały święta – rozmowy z żoną, z rodziną. Mnóstwo argumentów „za” i „przeciw”, żeby wyjechać z Polski, mnóstwo argumentów „za” i „przeciw”, żeby zostać, ale summa summarum doszliśmy do wniosku, że Piast jest dobrym miejscem. Nie chcę mówić, że wybrałem strefę komfortu. Że nie jestem ambitny. Wierzę, że Piast jest w stanie walczyć o najwyższe cele. Widzę, jak ten klub się rozwija. Mam nadzieję, że to, iż podpisałem tu trzyletni kontrakt to początek czegoś innego, czegoś nowego. Że ludzie będą chcieli tu zostawać, a nie tylko się promować i uciekać dalej.
Co ci przeszło koło nosa?
Nie chcę mówić o konkretnych ofertach. Były zagraniczne propozycje, były polskie propozycje. Mieliśmy to wszystko na stole, nawet teraz zimą. W grę wchodził transfer gotówkowy, ale podjęliśmy decyzję o tym, że zostajemy i tego nie żałuję. Nie znaczy to też, że zostaniemy w Piaście na trzy lata, na które podpisaliśmy kontrakt, bo przecież wyjątkowo dobra runda może sprawić, że zainteresowanie mną wzrośnie i pojawi się jakaś oferta życia. To dalej możliwe.
O co gracie w tym sezonie? Po złym początku wydawało się, że to będzie sezon przejściowy, ale chyba trzeba trochę zrewidować poglądy, bo ostatni raz przegraliście w październiku.
Mamo prawo celować w czwarte miejsce, być może w podium, choć do trzech pierwszych miejsc strata jest trochę większa. Stać nas na dużo. Gramy też w Pucharze Polski, jedziemy do Szczecina na dwumecz, bo kilka dni po spotkaniu pucharowym, gramy ze sobą w lidze. Póki piłka w grze, wszystko jest możliwe. Wygrana z Wisłą Kraków utwierdziła mnie w przekonaniu, że będziemy piąć się w górę tabeli. Miejsce w tabeli, na którym się znajdujemy, to nie jest miejsce dla Piasta Gliwice.
ROZMAWIALI: WESZŁOPOLSCY
Fot. 400mm.pl