– Z perspektywy boiska sądziłem, że sędzia nie odwoła jedenastki, bo to była sytuacja 50/50. Tomas trafił w piłkę, ale myślę, że przez nogi i pozostawała kwestia interpretacji. Tak to widziałem. Podobnie drugą sytuację, nie widziałem jej na powtórkach. Też kwestia interpretacji. To były sytuacje sporne i my ze swojej perspektywy będziemy przechylali tę szalę na swoją stronę, ale na pewno znajdą się osoby z innym zdaniem. Szkoda tych karnych, bo dużo jest rozmów o sędziowaniu, a mniej o naszym comebacku z 0:3 na 4:3 – mówi Patryk Sokołowski po zwycięstwie z Wisłą Kraków.
Powiedz tak szczerze – miałeś chwile zwątpienia w meczu z Wisłą, że to się może nie udać?
Przy bramce na 3:0, a może nawet nie, tylko przy karnym na 4:0. Wtedy byliśmy na linach. Miałem w głowie to, że ten mecz nam się masakrycznie nie układa i trudno będzie z tego wyjść. Ale to był jednak moment zwrotny. W końcu ruszyliśmy, bo te 20 minut biegaliśmy jak dzieci we mgle i nie wiedzieliśmy, co się dzieje na boisku.
Wisła was zaskoczyła swoim pressingiem?
Byliśmy przygotowywani na odprawach, że Wisła ruszy pressingiem. Wszędzie o tym mówi choćby jej trener. Bardziej byliśmy zaskoczeni boiskiem, bo trenowaliśmy cały czas na sztucznej murawie – tam zachowuje się inaczej piłka, tak samo nogi. Może też przez to uraz złapał Michał Chrapek, ale wiadomo jakie mamy obecnie warunki w Polsce i nie ma co szukać wymówek. Przez te 20 minut patrzyłem na chłopaków i chyba nikt nie wiedział o co chodzi.
A koncentracja, jej zabrakło?
Trudno mi powiedzieć. Ja byłem skoncentrowany, wiedziałem o pressingu Wisły, ale mecz nam się nie układał. Nie mogliśmy wymienić kilku podań, Wisła napędzała swoje akcje, grała bardzo dobrze – trudno było jej się przeciwstawić. Przez chwilę nie mieliśmy pomysłu, jak przeszkodzić przeciwnikowi. Dopiero po czasie złapaliśmy odpowiedni rytm.
Pamiętasz drugi taki mecz w czasie swojej kariery?
Tak. Wręcz identyczny. Miałem więc doświadczenie, że da się to zrobić. Na mistrzostwach Polski juniorów młodszych graliśmy z Rozwojem Katowice z między innymi Arkiem Milikiem w składzie. Przegrywaliśmy po 30 minutach 0:3, udało się nam strzelić przed przerwą na 1:3 i ostatecznie w 90. minucie przechyliliśmy szalę zwycięstwa na swoją stronę. Nawet w podobnych minutach padały te bramki, oprócz tego, że teraz udało nam się złapać kontakt w pierwszej połowie.
Jak ocenisz rzuty karne? Mieliście trochę szczęścia, bo wydaje się, że jednak Huk faulował Forbesa.
Z perspektywy boiska sądziłem, że sędzia nie odwoła jedenastki, bo to była sytuacja 50/50. Tomas trafił w piłkę, ale myślę, że przez nogi i pozostawała kwestia interpretacji. Tak to widziałem. Podobnie drugą sytuację, nie widziałem jej na powtórkach. Też kwestia interpretacji. To były sytuacje sporne i my ze swojej perspektywy będziemy przechylali tę szalę na swoją stronę, ale na pewno znajdą się osoby z innym zdaniem. Szkoda tych karnych, bo dużo jest rozmów o sędziowaniu, a mniej o naszym comebacku z 0:3 na 4:3.
Serce ci stoi w gardle jak widzisz jedenastki w wykonaniu Świerczoka? Jest skuteczny, ale jego sposób jest dość specyficzny.
Byłem sto procent pewny, no, na 95 procent, że strzeli. Śmialiśmy się, że następnym razem ustawimy się na własnej połowie i poczekamy, aż do nas wróci. Jego sposób jest bardzo ciężki dla bramkarza. Zapoczątkował to Robert Lewandowski, który zwalnia przed samym uderzeniem, teraz są tego modyfikacje. Jorginho ma naskok, swój styl ma Kuba, ćwiczy go na treningach, jest bardzo skuteczny.
To lider na boisku, ale czy w szatni też?
Jest ważną postacią. Ogólnie atmosfera jest bardzo dobra. Mamy dużo Polaków, a obcokrajowcy są praktycznie jak Polacy, gdyż tylko w pojedynczych przypadkach używa się zagranicznego języka. To wszystko nam pomogło odwrócić losy spotkania, bo mogłoby nam ciężej, gdyby była inna ekipa. A tutaj jeden pójdzie za drugiego na milion procent. Trener też był szczęśliwy. Mówił tylko, że doprowadzimy go w końcu do zawału!
Na co was stać w tym sezonie?
Strata jest spora, byłoby inaczej, gdybyśmy mieli kilka punktów więcej, natomiast patrzyłem w tabelę i też nie można powiedzieć, że siedem oczek straty do czwartego miejsca to jest przepaść. Dopiero skończyliśmy pierwszą rundę. Myślę, że możemy się podłączyć do walki o puchary, bo czwarte miejsce może to dać, a mamy jeszcze Puchar Polski. Jak złapiemy dobrą serię, to możemy się liczyć. I fajnie byłoby skupić się na Pucharze, bo to najkrótsza droga do Europy.
Ty byłeś pewien, że po takim słabym początku sezonu odbijecie się?
Praktycznie tak. Mieliśmy sporo niefartu – słupki, poprzeczki. Ja też wyznaję zasadę, że w życiu szczęście wychodzi na zero. Jak zabierze, to później odda. Nie graliśmy na początku inaczej niż w kolejnych meczach, a punktów było mało, zaczęliśmy je zbierać dopiero później. Trzeba umieć przetrwać gorszy okres w życiu. Wszyscy w klubie wierzyli, że w tym składzie odwrócimy to.
Rozmawiali PAWEŁ PACZUL i WOJCIECH PIELA
Fot. FotoPyk