Orzeł wylądował, orzeł wyleciał. Czarnogórzec Marko Janković przyleciał w środę, zobaczył Warszawę, cyknął sobie kilka fotek. I na tym koniec. Kontraktu z Legią nie podpisze. Tym samym Legia wciąż pozostaje bez jakichkolwiek wzmocnień przed rundą wiosenną.
Słuchajcie, tu nie trzeba się nawet silić na złośliwość. To się komentuje samo.
- Legia Warszawa wczoraj przegrała z Podbeskidziem Bielsko-Biała, najgorszą drużyną jesieni.
- W dodatku bramkarz Górali, Pesković, nawet szczególnie się nie zmachał.
- Pierwszym zmiennikiem Legii w tym meczu był Joel Valencia, którego nie powinno być już w klubie, bo nie dał jesienią żadnych argumentów. Wczoraj, zaskoczenie, znów ich nie dał, ale pewnie jakby się sypało w kolejnym meczu, znów wejdzie.
- Michniewicz, choć mecz się kompletnie nie układał Legii w drugiej połowie, dokonał tylko dwóch zmian. Poza wprowadzonymi Rafą Lopesem i Valencią na ławce siedzieli: Mateusz Cholewiak, Radosław Cierzniak, Jakub Kisiel, Kacper Kostorz, Mateusz Wieteska, Kacper Tobiasz.
- Tobiasz to bramkarz, a więc Legia miała dwóch golkiperów na ławie.
- W Podbeskidziu, mimo pięciu zmian, nie podniósł się z ławki Sierpina. Należy założyć, że gdyby tego dnia siadł na ławie w Legii, to by został puszczony w bój.
Dodajmy, że na stoperze w tym meczu wystąpił Mateusz Hołownia. Oddamy mu, że zagrał nieźle, lepiej od Lewczuka. No ale nie oszukujmy się: jego przenosiny na środek obrony zostały wywołane potrzebą chwili, a nie tym, że nagle odkryto w nim następcę Alessandro Nesty.
Marko Janković od razu wydawał nam się transferem ryzykownym. Tak zwane “high risk, high reward”. Facet bardzo mało grał przez ostatnie dwa lata we Włoszech, a dwa lata w piłce to ogrom czasu. Były również wątpliwości co do tego, czy dopasuje się do wymagań taktycznych Michniewicza. Piłkarsko ogarnięty, była dziesiątka Partizana, wciąż nie jakiś najstarszy – mógłby dać sobie radę. Zmotywowany, chciał iść na szereg ustępstw, również finansowych, by trafić do Legii.
Ale, jak czytamy na Legia.net, testy wydolnościowe wypadły za słabo. Michniewicz jeszcze zdążył zapowiedzieć, że zabierze zawodnika do Bielska, ale powtórzone testy wydolnościowe wykazały, że Janković jest do gruntownej odbudowy i prędko by nie pomógł. No a jednak wczorajszy mecz jasno pokazał, że Legia potrzebuje ludzi na teraz.
Przypomnijmy tylko wypowiedź Dariusza Mioduskiego z 20 grudnia w Lidze+Extra, tuż po porażce ze Stalą Mielec: – Zdajemy sobie sprawę z tego, gdzie mamy luki i słabości. Mamy obecnie 30 zawodników zakontraktowanych. Z tego grona dwunastu kończą się latem umowy. My nie możemy jednak czekać do tego momentu i musimy już zimą szykować się do pucharów. Jednocześnie nie możemy zmienić trzonu drużyny, bo ostatnio tych zmian było za dużo. Mamy dobrych bocznych obrońców, Slisza, Kapustkę, Luquinhasa, Pekharta. Dlatego ten trzon musimy wzmocnić zawodnikami na kilka pozycji i pamiętać o tym, że mamy dobrze funkcjonującą akademię.
Pięknie to wygląda na papierze, pięknie. Szykowanie się zimą do pucharów? Bardzo mądrze. Tak to powinno wyglądać. I tylko jeden detal: praktyka. A ta wygląda tak, że Legia nie ściąga nikogo, testów nie zdaje zawodnik od dwóch lat zwiedzający trybuny, drużyna przegrywa drugi mecz z beniaminkiem, a na ławce siedzi dwóch bramkarzy.
Fot. FotoPyK