Jeśli chodzi o pochwały, Raków Częstochowa i Pogoń Szczecin dzieliła jesienią przepaść. Ale jeśli chodzi o zgromadzone punkty, różnicy finalnie nie było żadnej. Dzisiaj Portowcy udzielili częstochowianom lekcji wyrachowania. Lekceważona Pogoń właśnie po piątym kolejnym zwycięstwie wjechała na fotel lidera.
Na fajerwerki przyszło trochę poczekać, bo zaczęło się jak przystało na ligowy hit: nijako. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to murawa. Nie powiemy, że jakby zagrali na bełchatowskim wyrobisku to byłoby lepiej, ale, no, nie było dobrze. Jakby tam gdzieś łeb wychylił kret, to szczególnie byśmy się nie zdziwili.
Ale to jednak nie tłumaczy nagromadzenia zagrań – ujmijmy to eufemistycznie – technicznie nieoczywistych. Czy Tudor umie posłać dobrą piłkę ze skrzydła? No pewnie, że umie. Jak mało kto. A dziś zdarzyło mu się posłać świecę na trzecie piętro. Albo taki Ivi Lopez, który najwyraźniej spędził dość czasu w Ekstraklasie, żeby już mieć obcykany centrostrzał. Z drugiej strony podobała nam się akcja Gorgona – najpierw świetny drybling, urwał się, zrobił sobie miejsce. A potem wrzutka za linię. Ten sam Gorgon po swojej stronie wycofał sobie piłkę na róg, bo czemu nie.
Oj, było tego trochę. Jak już wydawało się, że Pogoń zawiązała dobrą akcję, a tu Kowalczyk wpada na Drygasa. Pogoń wysoko odbiera piłkę, gdzieś na dwudziestym metrze, ale zamiast groźnej sytuacji Drygas kasuje wślizgiem Sapałę tak, że prawie dostał żółtą kartkę. Bartl specjalizował się w ciekawych akcjach, za które chciało się go pochwalić, ale kończyły się niemal samymi stratami. Tijanić w ciemno odgrywa – i w ciemno nie trafia.
Ostatecznie jakby szukać jakichkolwiek sytuacji w pierwszej połowie, to mamy:
- rzut rożny, Niewulis jest tam, gdzie być powinien, próbuje dołożyć głowę, ale zostaje wytrącony z równowagi,
- Kucharczyk z dwudziestu metrów prosto w środek bramki. Jakby kazać mu wcelować tak, żeby oddał w miarę mocny strzał, ale żeby nie miał prawa zagrozić żadnemu bramkarzowi – to byłaby ta wysokość, ten kierunek,
- Lopez w dobrej pozycji strzeleckiej, jakiś ósmy metr, ale zablokowany wślizgiem
- znów Lopez tuż przed przerwą prosto zza szesnastki mocno, ale prosto w Stipicę.
Dodajmy do tego kontrowersję, gdy Kucharczyk popracował łokciem w polu karnym przy Gutkovskisie, ale Jarosław Przybył z Kluczborka nie zdecydował się sięgnąć po gwizdek. Ta sytuacja chyba powinna być bardziej szczegółowo potraktowana przez zespół sędziowski. Kucharczyk zresztą do końca swojego występu będzie piątą kolumną Pogoni.
Raków w praktyce niedługo po przerwie wypracował sobie jedyną naprawdę klarowną sytuację w tym meczu. Doskonałe podanie z głębi pola do Iviego Lopeza. Ten poszedł w drybling, potem idealnie dograł do Tijanicia. Tijanić umie uderzyć, ma technikę, prosiło się o soczyste uderzenie z pierwszej piłki. Zamiast tego wyszła dość popularna przyjęciostrata. Potem jeszcze Sapała poprawiał, ale nic z tego.
I Raków w zasadzie zakończył na tym składną grę do przodu. Papszun później kombinował ze zmianami, grzebał przy drużynie, ale nie dało to nic w żadnej z proponowanych konfiguracji.
A Pogoń uznała, że wystarczy tego przeszkadzania, można sobie pokopać trochę piłeczkę. Sygnał do ataku dali Kowalczyk z Matą, którzy rozerwali skrzydło Rakowa, Mata dobrze dograł w pole karne, ale Kucharczyk udowodnił, że z wolejem to u niego tak średnio. Jak się powinno strzelać z powietrza, pokazał chwilę potem Benedyczak. Ujmijmy to tak: Benedyczak grał w pierwszej połowie dyskretnie. By nie powiedzieć, że został schowany do kieszeni. Ale taką robotę ma napastnik, że jak raz z tej kieszeni wylezie i ukłuje, to wystarczy. I tak też się stało. Dogranie Bartkowskiego młodzieżowiec Pogoni wykończył kapitalnie. Z powietrza, taki no look strzał, zaskakująco. Duża klasa tego wykończenia, instynkt strzelecki też zaprezentowany w pełnej krasie.
Zastanawialiśmy się – jak ruszy Raków. Bo przecież ma kim. A oni nic. Pogoń zabrała im piłkę jak Seba na podwórku, gdy mama wołała na obiad. Symboliczna była taka sytuacja z mniej więcej kwadransa przed końcem meczu. To Raków musi gonić, a Pogoń sobie klepie. Przerzut w jedną, drugą stronę. Wycofanie. Zagranie z pierwszej piłki tuż przy linii. Wszystko na połowie częstochowian. Raków się przygląda, chce, ale nie daje rady. A przecież to goście mogli jeszcze podwyższyć wynik: był słupek Benedyczaka. Kucharczyk poprawił po tym słupku, oczywiście gdzieś w trybuny. Kontra czterech na dwóch, którą położył – kto inny – Kucharczyk. Czysta sytuacja strzelecka Kowalczyka. Te akcje naprawdę się Pogoni zaczęły kleić, a przy tym byli mistrzami rozklejania akcji Rakowa.
Pogoń nie prezentuje gry, jaka podoba się postronnym kibicom, ale spytajcie, czy ktoś w Szczecinie ma problem z tym, że Pogoń nie szarżuje, nie robi podań rabonami, nie strzela przewrotkami, nie wymienia stu podań pod bramką rywala. Ten zespół jest wyrachowany i w swoim wyrachowaniu skuteczny. Dzisiaj świetne wejście w rundę zaliczyli praktycznie wszyscy, poza Kucharczykiem trudno było wskazać słabe ogniwo.
Ostatnie pięć meczów Pogoni Szczecin:
- – 7 grudnia 2:0 ze Stalą Mielec u siebie
- – 12 grudnia 2:1 z Wartą Poznań na wyjeździe
- – 16 grudnia 4:0 z Lechem Poznań na wyjeździe
- – 19 grudnia 1:0 z Zagłębiem Lubin u siebie
- – 29 stycznia 1:0 z Rakowem na wyjeździe
Nie ma przypadku. A przecież patrzymy na Pogoń, patrzymy… Dziś nie mógł zagrać Kozłowski. Zahović wszedł tylko z ławki. Tam wciąż są rezerwy, a już jest poukładany, wiedzący co ma grać zespół.
Fot. FotoPyK