Kilka dni temu Czesław Michniewicz w rozbrajającym wywiadzie przyznawał, że zastanawia się jak na środku obrony wypadłby Martins, a jak Hołownia, poza tym Luquinhas lepiej wygląda na środku, ale jednak będzie grał na lewej pomocy. Cóż, niczego nowego nie powiedział. Każdy kibic Legii wiedział, że zespół wymaga wzmocnień. Raz, że na ligę, a dwa, że nie mogąc sobie pozwolić na kolejną pucharową wpadkę. Sam Dariusz Mioduski mówił przecież w grudniu, że jeśli latem ma być dobrze, potrzeba budować drużynę już teraz. A potem długo cisza w eterze ze strony lidera Ekstraklasy. Aż do dzisiaj, bo na testy medyczne przyleciał Marko Janković.
Kto zacz? Zawodnik lubiący być kierownikiem ofensywy, czy to na prawym skrzydle, czy na dziesiątce. Czarnogórzec, 25 lat na karku, czyli wciąż względnie młody. Na pewno nie przyjeżdża odcinać kuponów. Ma prawo jeszcze liczyć: pokażę się, zarobię na drugą szansę wśród najlepszych. Wiemy, że kibice chcieliby, aby taki piłkarz marzył przede wszystkim o sukcesach z Legią, ale prawda jest taka, że trafienie do topowych lig nie należy do najgorszego rodzaju paliwa.
Janković chce ugrać swoje z Legią, ale na pewno ma ambicje by jeszcze spróbować się w topowej lidze. Pierwsze podejście było nieudane. Zimą 2018/19 zamienił Partizan Belgrad na Serie A, trafiając wtedy do SPAL za 1.8 miliona euro. Może kwota nie jakaś oszałamiająca, ale też nieprzypadkowa. Ujmijmy to jednak delikatnie:
Nie pozamiatał.
Jego kumplem w drużynie był wtedy Lorenco Simić, dzisiaj sensowny stoper Zagłębia Lubin. Simić wiosną 2019 roku dostał szalone 75 minut, a i tak przebił Jankovicia, który dostał 50 minut. Większość na finiszu sezonu, gdy już SPAL miało zapewnione utrzymanie. Kuriozalnie mało szans biorąc pod uwagę to, że swoje kosztował.
Pierwsze półrocze mogło się odznaczać jakąś narracją o aklimatyzacji, więc dostał jeszcze jesień 2019 i jeden mecz w styczniu 2020 roku. SPAL, lecące wtedy z hukiem z ligi, finalnie mające 19 punktów straty do bezpiecznego miejsca, posiadające bilans bramkowy 27-77, oddało Jankovicia zimą bez żalu do Serie B. No cóż, brutalne odbicie. Gwiazda Partizana, która zostaje odpalona z najsłabszego zespołu Serie A. Pachnie nie odnalezieniem się w realiach drużyny, gdzie każdy musi tyrać w defensywie – SPAL nie narzucało swoich warunków. Janković, najlepiej czujący się z piłką przy nodze, tutaj miał więcej pracy bez niej, niż z nią.
Swoją drogą, bilans Jankovicia w SPAL jest arcyciekawy, pod jakiś quiz piłkarski. Otóż SPAL przegrało wszystkie mecze Serie A, w których chociaż minutę zagrał Janković:
3.3.2019 – 1:2 z Sampdorią
12.5.2019 – 1:2 z Napoli
18.5.2019 – 2:3 z Udinese
26.5.2019 – 2:3 z Milanem
28.9.2019 – 0:2 z Juventusem
4.11.2019 – 0:1 z Sampdorią
1.12.2019 – 1:2 z Interem
8.12.2019 – 0:1 z Brescią
15.12.2019 – 1:3 z Romą
12.1.2020 – 0:1 z Fiorentiną
Oczywiście jest to tylko i wyłącznie ciekawostka. Janković grał też w Pucharze Włoch, gdzie wystąpił rok temu przeciwko Milanowi, ale potrafił tu ograć z zespołem choćby Lecce.
Wiosną sezonu 19/20 trafił do Crotone, które z kolei było czołową ekipą Serie B i zrobiło awans. Janković pomógł, ale w sumie nie grał tak wiele. Parę meczów, nic szczególnego. Nie widzieli go u siebie.
Janković był już wtedy dla SPAL balastem, którego chciano się pozbyć. W tym sezonie wystąpił dwukrotnie – 0:0 z Monzą, 1:2 z Empoli i tyle. Ława. Trybuny. Chęć zejścia ze sporej umowy, liczonej w setkach tysięcy euro, podpisywanej w lepszych czasach. W styczniu rozwiązał kontrakt.
Janković odbiłsię od Włoch, ale wcześniej stały za nim dobre lata w Partizanie, w tym również ciekawe przygody pucharowe. Co prawda jeszcze w sezonie 16/17 oberwał od Zagłębia Lubin, ale generalnie:
16/17, – 4 gole, 7 asyst, wywalczenie sobie pozycji w drużynie, dublet w kraju
17/18 – udział w eliminacjach Ligi MIstrzów – odprawiony przez Olympiakos, w którym notabene kiedyś był, grając tu w młodzieżowej drużynie. Potem duży sukces, wyjście z grupy Ligi Europy, gdzie miał za rywali Young Boys, Skenderbeu, Dynamo Kijów. Janković wychodził w pierwszym składzie, w rundzie pucharowej Partizan przegrał z Viktorią Pilzno. W tym samym czasie w lidze potrafił wyprowadzić drużynę jako kapitan. Zaliczył cztery gole, sześć asyst
18/19 – odprawił niemal samodzielnie Nordsjaelland w trzeciej rundzie Ligi Europy – w dwumeczu trzy asysty, jedna bramka. Potem za mocny okazał się Besiktas. Do tego cztery asysty w lidze, jeden gol. Na pewno nie dziwiło, że zgłasza się po niego Serie A.
Z Czarnogórą też przyjeżdżał już do Polski w eliminacjach mistrzostw świata 2018. Zagrał z nami dziewięćdziesiąt minut w meczu wieńczącym kwalifikacje. Wtedy jego pozycja była mocna, ostatnio, rzecz jasna, słabła. W reprezentacji wystąpił 23 razy, wcześniej też sporo gier w juniorach – od najmłodszych lat uważany był za wielki talent. W seniorskiej piłce debiutował jako siedemnastolatek. Mając osiemnaście lat podpisał kontrakt z Olympiakosem, który jednak tylko go wypożyczał do ligi serbskiej albo do Mariboru.
Pod względem umiejętności, to klasyka gatunku bałkańskiego skrzydłowego: techniczny, z polotem, dryblingiem. Lewa noga na pewno nie tylko do tramwaju. Technika, wizja, inteligencja. Jak mu żre, to może być piłkarzem, dla którego przychodzi się na stadion. Zresztą, wymowne przecież, że mówimy o graczu Partizana, który występował tam z dyszką na plecach.
Wątpliwości – mało efektywna praca w defensywie, mało pracy nad własną fizycznością, a nawet skłonności do tego, by się obijać. No cóż, nawet jeśli gdzieś mu się to zdarzało, tak u Michniewicza dla kogoś takiego nie będzie miejsca. Do roboty, do prac domowych, jeśli chce jeszcze coś w piłce znaczyć. Inaczej to nie będzie owocna przygoda. Jak coś weryfikacja przyjdzie błyskawicznie – wszystkie wady Jankovicia, o jakich da się usłyszeć, wyjdą na wierzch.
Przemek Siemieniako, pasjonat ligi serbskiej, członek portalu Piłkarskie Bałkany: – Bardzo techniczny zawodnik, z wielką wizją gry. Czysto piłkarsko, może przerastać naszą ligę. Nawet w Serie A, gdy w SPAL wchodził na końcówki, miał fajne zagrania. Takie momenty podań do przodu, które były ciekawe. Sęk w tym, że i tak wtedy trenerzy się na niego denerwowali, bo w tym krótkim czasie nie dawał sobie rady z tempem gry i obowiązkami defensywnymi. Nie wrócił, nie pokrył, nie nadążył… W lidze serbskiej było niższe tempo, a grając dla Partizana, czyli czołowej drużyny, jak nie wrócił, to nie było tak tego widać. Ma trochę opinię piłkarza z tego względu leniwego, ale to nie jest jakiś imprezowicz. Mentalnie bardzo spokojny. Miał tylko jeden incydent, ale na Instagramie, gdy odszedł z Partizana i napisał przed derbami bardzo ostro o Crvenie. Jest mocno związany z Partizanem, tam kibice są bardzo za nim. W Serbii pisze się aktualnie o nim, że to trochę upadek, ale że jest szansa, żeby się odbudować. Nie wiem czy taki piłkarz przypadnie do gustu trenerowi Michniewiczowi ze względu na kwestie defensywne i taktyczne, to duże ryzyko. Natomiast jak odpali, może być naprawdę dobry.
Problemy Jankovicia na tym się nie kończą. W 2020 spędził niespełna 300 minut na boisku. 2019 nie jest pod tym względem lepszy. Janković ma więc dwa lata… może nie wyjęte z piłkarskiego życia, ale z rytmem meczowym może być mocno różnie.
Z tym, że przecież podobna historia była z Kapustką, więc to nie jest dla Legii pierwszyzna.
No i cóż, jak sprowadzasz piłkarza za darmo, to wiadomo, że muszą być jakieś minusy. Te są jego.
Zawodnik na odbudowanie. Mentalne, być może też fizyczne, nie mówiąc o pewnej płynności w grze, czuciu meczu. Co szczególnie istotne w adaptowaniu się do wymagań taktycznych Michniewicza. Niemniej jeśli to się powiedzie – Janković w formie z miejsca byłby wzmocnieniem Legii. Tylko do tej formy trzeba najpierw dojść.
Jeśli to wzmocnienie przede wszystkim w kontekście letnich wyzwań, może mieć sens – Czarnogórzec ma trochę czasu na to, by zostać zbudowanym, spokojnie wprowadzanym do zespołu, pomagając z ławki lub w coraz większym wymiarze czasowym. Problem w tym, że Legia potrzebuje rywalizacji na skrzydłach od zaraz, aż takiego komfortu nie ma. Biorąc wszystko pod uwagę, nie ma co ukrywać – to może wypalić. A wtedy może być bardzo ciekawie. Ale jest to transfer opatrzony zauważalnym gołym okiem ryzykiem.
Fot. NewsPix