Reklama

„Trener powiedział: jak nie pójdziecie na kroplówki, możecie wypier…”

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

25 stycznia 2021, 13:37 • 8 min czytania 44 komentarzy

– Naprawdę, zrozumiałbym, gdyby to była nasza wina, gdybyśmy sami poszli, sami zaplanowali, ale nam to zlecili lekarz i trener. Od trenera usłyszeliśmy wprost, przy całej drużynie: „Jak nie pójdziecie na kroplówki, możecie wypierdalać”. Przepraszam za słownictwo, ale takie po prostu słowa padły – mówi nam Marcin Kozłowski, jeden z ukaranych bezwzględną czteroletnią dyskwalifikacją za sprawę wlewów w Pogoni Siedlce. Jak sprawa wyglądała od środka? O co kłócili się podczas wlewów pielęgniarka z trenerem? Kto wyciągnął do piłkarzy pomocną dłoń? Zapraszamy.

„Trener powiedział: jak nie pójdziecie na kroplówki, możecie wypier…”

***

Marcin, jaka była twoja pierwsza myśl, gdy usłyszałeś o bezwzględnej czteroletniej dyskwalifikacji?

Skandal. Kabaret. Niezrozumienie. Niesprawiedliwość. Jak można dostać maksymalny wymiar kary za coś, co nie jest naszą winą? Byli piłkarze, którzy brali doping świadomie, sami się na niego decydowali i dostawali za to o wiele mniejsze kary. Nie będę podawał nazwisk, ale każdy sam sobie może sprawdzić jaką karę dostał piłkarz, który brał sterydy. Albo inny piłkarz, który sam poszedł na kroplówkę i dostał rok. I nam za coś, co nakazano całej drużynie, wlepiają maksymalną karę? Naprawdę, zrozumiałbym, gdyby to była nasza wina, gdybyśmy sami poszli, sami zaplanowali, ale nam to zlecili lekarz i trener. Od trenera usłyszeliśmy wprost, przy całej drużynie: „Jak nie pójdziecie na kroplówki, możecie wypierdalać”. Przepraszam za słownictwo, ale takie po prostu słowa padły.

Podstawową kwestią jest wasza świadomość czynu.

Nie mieliśmy jej. My mamy przecież nawet w kontraktach zapisane, że musimy się stosować do zaleceń lekarza. No to jeśli zlecili coś z trenerem, chyba wiedzą o co chodzi. Powtórzę: nie poszliśmy tam sami. Na liście byli wszyscy zawodnicy. To skoro to się toczyło takim trybem, jak my mogliśmy podejrzewać doping?

Powiedz, jak dokładnie wyglądała ta sytuacja?

Mieliśmy badania lekarskie z pobieraniem krwi. Część testów wydolnościowych. Po nich kroplówki zostały zlecone przez lekarza. Pomyśleliśmy: OK, może coś jest nie tak. Skoro lekarz to zlecił, to tak musi być. Zlecenie dostała cała drużyna. Po pierwszym treningu tamtego dnia jedliśmy obiad. Kto szybciej zjadł, to szybciej szedł do gabinetu. Weszliśmy w siedmiu, bo tyle było miejsc. Reszta czekała na korytarzu. My już przyjmowaliśmy kroplówki, po gabinecie kręcił się trener. Pod sam koniec kroplówek, kiedy byliśmy prawie po wszystkim, pielęgniarka kłóciła się z trenerem, że nie podała i nie poda potasu. Jego ilość, jak się później dowiedzieliśmy, mogła zagrażać naszemu życiu i zdrowiu. Ale podczas tej kłótni nie padło słowo „doping”, tylko coś o potasie, którego nie chciała podać. Nie bardzo wiedzieliśmy o co chodzi. Ja potas kojarzyłem jako minerał, który można podać w suplemencie i tyle. Te kroplówki troszeczkę trwały, zaraz był drugi trening, więc załapała się tylko nasza siódemka. Inni mieli wziąć je następnego dnia.

Reklama

Żałujesz, że tak szybko obiad zjadłeś?

Oczywiście, że żałuję, ale nie spodziewałem się, że robię coś złego. Przez to na ten moment mam koniec kariery czy przygody z piłką.

W którym momencie dowiedziałeś się, że coś jest nie tak?

Pierwsze podejrzenie pojawiło się kilka dni później. Kroplówki dostaliśmy w środę czy czwartek, a w niedzielę mieliśmy mecz z Górnikiem Łęczna. Po tym meczu pojawiła się kontrola antydopingowa. Wylosowała dwie osoby, które akurat nie były na kroplówce. Nie pamiętam, by wcześniej kiedykolwiek na drugą ligę przyjeżdżano robić testy, więc to wzbudziło moje podejrzenia. Ale pomyślałem – OK, może zmienili jakieś procedury. Przyjechali, wykonali testy. Teraz jak to sobie układam w głowie, wszystko staje się jasne.

Kiedy byłeś już pewny?

Kiedy pewnego wieczora trener Purzycki zadzwonił, żebym przyjechał do klubu. Przedstawił mi pismo z POLADY, że mogę być zawieszony na cztery lata.

To chyba zabrzmiało dla ciebie w pierwszej chwili jak science-fiction.

Spytałem trenera: „Jak mogę być za to zawieszony, skoro to jest wasza wina? Wy mi to zleciliście. I co, ja mam być teraz odpowiedzialny?”. Trener odpowiedział: „Spokojnie, nic się nie stanie. Wezmę to na siebie”. Oczywiście nic takiego nie zrobił. Dwa dni później całą drużyną powiedzieliśmy mu, że nie chcemy z nim trenować. Odpowiedział przy całej drużynie: „przecież wy sami tego chcieliście, sami to zrobiliście, a teraz obwiniacie mnie”. Skandal. Już zaczął sobie budować linię obrony. Przestraszył się i chciał zwalić winę na nas. Potem było spotkanie z lekarzem, trenerem i kimś jeszcze z zarządu. Zaczęły się próby mataczenia. Chcieli wypisać nam papier, że niby mieliśmy jakieś biegunki i na tej podstawie wystawili nam zlecenie na kroplówki. Próbowali nas namówić, żeby iść w takie rzeczy.

Jak zareagowaliście?

Nie no, nikt się nie godził. Mówiliśmy, że próbują zamglić sytuację, która jest ich winą. Każdy miał w głowie, że zrobił to nieświadomie, dlaczego teraz mamy iść w takie rzeczy.

WADA zarzuciła wam, że nie współpracowaliście z POLADĄ, i dlatego podwyższyła wam karę. Jak było waszym zdaniem?

Czekaliśmy najpierw na to, co powie klub, jak się zachowa, skoro oni zgotowali ten bigos. Sami już zadzwoniliśmy do adwokatów. Dwa dni po liście pojawiła się policja na treningu w obecności pani z POLADY. Zabrali nas na komisariat na przesłuchanie. Pozabierali telefony, laptopy. Przeszukiwali nam mieszkania, samochody, dosłownie wszystko. W prokuraturze zeznawaliśmy co tylko wiedzieliśmy. Pełna współpraca. Dwa tygodnie później Artur Balicki sam pojechał do Katowic zeznawać przed POLADĄ, o czym nie wiedzieliśmy. I na tej podstawie on jest wymieniony jako współpracujący, my nie.

Reklama

Masz pretensje do Artura?

Nie mam. Każdy idzie swoją ścieżką. Każdy reaguje inaczej, ma prawo do tego, żeby bronić się samemu.

Ale mogliście wszyscy jechać.

Mogliśmy wszyscy. Może wtedy byłby inny wyrok. Nie mam pojęcia. Kluczowa jest inna kwestia. My na policji składaliśmy zeznania w obecności pani z POLADY. Wszystko słyszała, wszystko wiedziała. To były pierwsze zeznania, Artur też wtedy je dawał, nic wcześniej nie mówił. Każdy powiedział to samo, jak wygląda sytuacja. Nam się wydawało, że skoro w obecności pani z POLADY dajemy zeznania, to POLADA od razu je ma. Że jest jakaś współpraca między policją a POLADĄ, skoro razem przyjeżdżają nawet. A tu okazuje się, że nie. Wydaje mi się, że Artur to samo, co powiedział policji i tej pani, powiedział też w Katowicach przed POLADĄ. Bo co mógł więcej powiedzieć o tej sprawie, jak wszyscy przeżyliśmy to samo?

Pani śledcza z POLADY dzwoniła do mnie, do Kacpra Falona – odpowiadaliśmy na wszystkie pytania. Są bilingi. Jest wszystko. Czego potrzebowała, dostawała informacje – gdzie tu brak współpracy? Zauważmy: POLADA w pierwszej instancji zastosowała nam karę najniższą, czyli pół roku, twierdząc, że to nie nasza wina i pomogliśmy. Odbyliśmy już tę karę. Po roku dostajemy karę maksymalną. I teraz mówi się, że nie pomogliśmy, choć nie było żadnych nowych materiałów dowodowych. Czyli co? Jedni twierdzą jedno na podstawie tych samych dokumentów, a drudzy co innego, jeszcze dając maksymalny wyrok? Tu minimalny, tam maksymalny?

Ostatecznie te wlewy były nielegalne.

Można podać 50 ml jednorazowo. Mija 12 godzin i można znowu przyjąć 50 ml. My przyjęliśmy litr. Takie dwie tubki. Witaminy, elektrolity, żadnych zabronionych substancji. Suplementy, które każdy może przyjąć, tylko taka metoda jest zabroniona. Ja o dopingu wcześniej miałem tyle świadomości, że to jakiś, nie wiem, steryd, testosteron. Nam, gdy robiono testy antydopingowe, nic nie wyszło.

Może brakło mi wiedzy, ale powiem tak: jak zmieniają się przepisy dotyczące sędziowania, zawsze przyjedzie sędzia, opowie, wytłumaczy. Mówi co się zmieniło, pokazuje filmiki. Z POLADY nigdy nikogo nie było. Żadnego szkolenia. Przyjechali, ale już po sprawie. Przepraszam, jesteś zawodnikiem, przychodzisz do profesjonalnego klubu, gdzie jest lekarz, sztab medyczny, a ty masz w kontrakcie napisane, że masz się stosować do ich zaleceń, no to liczysz, że wiedzą co mają robić. Czyli co, ja miałem sam wchodzić na stronę dotyczącą dopingu, przeglądać miliony kartek, żeby wychwycić akurat ten punkt? To nie jest takie oczywiste.

Teraz na waszym przykładzie piłkarze będą bardziej nieufni, jedyny pozytyw.

Tak. Jesteśmy przykładem dla innych. Trzeba uważać, bo można się wplątać w poważne tarapaty.

Gdybyś jutro się spotkał z lekarzem, trenerem Purzyckim i tą pielęgniarką, co byś im powiedział?

Nie wiem czy bym wytrzymał widok Purzyckiego. Jego zachowanie po całej sytuacji… Jakby był honorowy, wziąłby odpowiedzialność na siebie. Zawsze uważał się za takiego charakternego. A raczej śmieszył, pamiętam mecz z Łęczną, gdzie wymachiwał rękami do drugiego trenera, boksował w powietrzu, a następnie na korytarzu od niego uciekał. Sami możemy sobie powiedzieć jaki to jest człowiek.

Co byś wyrzucił lekarzowi?

Że podpisał i opieczątkował papier ze zleceniem czegoś, co jest dopingiem. Czegoś, co jeszcze mogło nam zaszkodzić, czyli ten potas.

A do pielęgniarki?

Dziwne było to jej zachowanie. Potem wyszło, że robiła nam jakieś zdjęcia z przyczajenia. Nie mogła nam powiedzieć: panowie, nie bierzcie tego? Nikt by nie wziął. Wyszlibyśmy. A po sprawie wysyłane zdjęcia, żeby stworzyć pewien obraz.

Wierzysz w to, że jeszcze uda się to wyprostować?

Mamy szansę odwołania do CAS-u bodajże. Osobiście szukam takiego adwokata, który sobie z tym poradzi, będzie kozakiem. Również Polski Związek Piłkarzy wyciągnął do nas rękę, dla nich to też jest niezrozumiała sytuacja. Jak można być ukaranym maksymalnym wyrokiem za coś, co nie jest naszą winą? Dodam, że miłe było, że otrzymaliśmy mnóstwo wsparcia od środowiska – dzwonili kibice, piłkarze, różne osoby. Każdy służył pomocną ręką, rozumiał sytuację.

Czyli na razie wierzysz i zostajesz przy piłce?

Mamy rozmowy z klubem, który chce nam pomóc. Jakby nie patrzeć, to byli pracownicy klubu, więc też w jakimś stopniu klub jest odpowiedzialny i teraz nie chce nas zostawić na lodzie. Zobaczymy co nam przedstawią. Ale trzeba patrzeć w przyszłość bez piłki. Za pół roku mam wesele. Trzeba się uczyć tego nowego życia.

rozmawiał Leszek Milewski

Fot. Newspix

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

44 komentarzy

Loading...