Reklama

W szatni Bełchatowa był jeden temat: kiedy przyjdzie pensja? Miałem dość

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

21 stycznia 2021, 09:50 • 8 min czytania 7 komentarzy

– Po wyjeździe na Zachód uważałem się za nie wiadomo jakiego piłkarza. To było podejściu w stylu: to jest tylko przystanek, gram wszystkie mecze w pierwszym składzie, strzelam bramki, biorą mnie do Anglii. To było płytkie. „Okazało się”, że tam jest wysoki poziom i chłopaki potrafią grać w piłkę, pewnie nawet lepiej ode mnie. Gdy nie zagrałem w czwartym-piątym meczu z rzędu, to mental nie był na tyle mocny, by pracować, a wręcz przeciwnie: chodziłem obrażony. Dałem odczuć w klubie, że nie jestem zadowolony – wspomina Seweryn Michalski, czyli nowy nabytek Wieczystej Kraków. Rozmawiamy o tym transferze, ale też o niedawnej rzeczywistości piłkarza w Bełchatowie czy jego wspomnianym pobycie w Belgii. Zapraszamy.

W szatni Bełchatowa był jeden temat: kiedy przyjdzie pensja? Miałem dość
Długo się zastanawiałeś, by – jakkolwiek spojrzeć – zejść cztery ligi niżej?

Na pewno trwało to kilka dobrych dni od momentu pojawienia się tego tematu. Wiadomo, że obecny poziom ligi, w której znajduje się Wieczysta, jest niski, ale nie traktuję tego jako degradację. Wchodzę do fajnego projektu i za chwilę mam nadzieję być na tym samym pierwszoligowym szczeblu.

Nie tak za chwilę.

No, oczywiście, parę lat musi upłynąć. Zakładając, że będziemy robić nakreślone awanse rok po roku, to wieku 30 lat wrócę do pierwszej ligi z Wieczystą.

Byłbyś w stanie uczciwie powiedzieć, że twoją główną motywacją są finanse?

Nie ma co się oszukiwać. Pieniądze odegrały dużą rolę. Mógłbym mówić dużo o tym, jak to wszystko w klubie wygląda dobrze organizacyjnie czy pod względem jakości treningu, bo to prawda, jestem tym mile zaskoczony, ale jasne, że finanse były kluczowe.

Masz plan na to, co będziesz robił po karierze?

Ja przez całą swoją przygodę z piłką staram się rozwijać, inwestować. Niedawno skończyłem studia z zakresu zarządzania organizacją sportową. W międzyczasie dwa lata temu otworzyłem firmę. Prowadzę sale zabaw dla dzieci – jedną w Bełchatowie, drugą w Malborku. Już były pomysły, gdzie trzecia, czwarta, natomiast wiadomo: pandemia zaciągnęła hamulec ręczny. Ale tak, myślę o tym co będzie po karierze. Wiem, że ona jest krótka. Mam rodzinę, dziecko, lada moment urodzi się drugi synek. Więc wybierając Wieczystą, myślałem o tym wszystkim.

Reklama
Zmierzam do pytania, czy przejście do Wieczystej jest potwierdzeniem myśli: inaczej z piłki już więcej nie zarobię? I skupieniem się na tej drugiej działalności?

Przez ostatnie lata miałem okazję obserwować, jak wiele zmieniło się na poziomie pierwszej ligi. Kluby już nie chcą płacić takich pieniędzy, co wcześniej. Nie mówię o topowych klubach i zawodnikach, tylko o solidnych ligowcach, którzy nie zarabiają dużych pieniędzy. Jestem przekonany, że w pierwszej lidze takich pieniędzy, jakie tutaj mi zostały zaproponowane, nie dostałbym nigdzie. Droga do podobnej pensji mogłaby iść tylko przez Ekstraklasę, ale grałem na zapleczu kilka dobrych lat i wiem, że to nie jest wcale prosta sprawa, by tam trafić i ponownie zaistnieć.

Twój kolega klubowy Jakub Bąk powiedział u nas, że jego transfer nie wynika z braku ambicji. Tylko że myślał o rodzinie.

Czytając ten wywiad Kuby na waszym portalu bardzo mocno się w nim odnalazłem. Mógłbym powiedzieć to, co on. Kopiuj-wklej. Rodzina, dzieci, firmy, inwestycje. To raz. A dwa, jeśli ktoś mówi o braku ambicji, to po prostu nie ma racji. Trudno znaleźć bardziej ambitny klub w Polsce niż Wieczysta. Wiadomo, że poziom rozgrywkowy jest niski, ale cała Polska wie, że on jest niski tymczasowo. Po to przychodzą zawodnicy z wyższych lig, żeby robić awanse i wrócić na poziom, na którym wcześniej byliśmy.

Czyli można powiedzieć, że brakiem ambicji albo egoizmem względem twojej rodziny byłoby pozostanie w Bełchatowie?

Czy egoizmem… Wiadomo, że wszystko ma swoje plusy i minusy. Gdy wrzuciliśmy sobie na wagę zalety i wady tego transferu, to ciężarek „za” był zdecydowanie cięższy i przeważył. Bełchatów jest moim domem. Wychowywałem się tam, mam kupę dobrych wspomnień, mieszkanie i jak mówiłem prowadzę tam działalność. Wracając do Bełchatowa pół roku temu, nie patrzyłem aż tak bardzo na finanse i byłem świadomy, że przychodzę do drużyny z problemami. Ale traktowałem to jak powrót do domu.

Też mi się wydaje, że było ci łatwiej podjąć tę decyzję, bo w Bełchatowie z finansami bywa różnie. Delikatnie mówiąc.

No tak. Cała Polska o tym wie i trudno coś powiedzieć nowego. Problemy finansowe są ogromne i mam nadzieję, że to się jakoś unormuje. Że ten klub będzie dalej istniał. Znając ten klub od środka, będąc tam, można było myśleć, że nie ma nadziei. Teraz ona wróciła, natomiast na jak długo – nie wiem.

Jesteś z klubem na zero? Pewnie nie.

Nie. Mam jeszcze zaległości.

Będziesz walczył?

Nie zamierzam się przepychać, ale charytatywnie w Bełchatowie nie grałem. Mimo wszystko. Nie zamierzam walczyć, natomiast mam nadzieję, że te zaległości zostaną szybko uregulowane.

Reklama
Potwierdzisz, że część z nich została uregulowana? Mówił o tym Marcin Węglewski.

Ta część, o której mówił trener, to była dokładnie jedna wypłata. Zaległości zawodników, którzy przyszli w czerwcu, już teraz sięgają rzędu dwóch-trzech miesięcy, a ci z poprzedniego sezonu mają te zaległości zdecydowane większe. Nie wiem, jaki klub ma na to pomysł, jak wyglądają rozmowy, ale zbliża się marzec i czas licencji, czyli kluczowy moment dla GKS-u.

Oceniając zeszłą rundę, możesz być z niej zadowolony, pamiętając o tych wszystkich problemach?

Był taki moment, kiedy nie przegraliśmy sześciu spotkań z rzędu, w pięciu nie straciliśmy bramki. Wówczas dostaliśmy pensje dziewiątego dnia miesiąca. Śmichy-chichy, eldorado. Ale faktycznie, gdy był taki spokój, że nikt o tych zaległościach już tak mocno nie rozmawiał, to zrobiliśmy fajny wynik. Mogliśmy być z siebie dumni. Pod koniec rundy to się rozmyło i kolejne wiadomości, między innymi tej o dymisji prezesa, były lampkami, że dalej coś się złego dzieje. Natomiast patrząc na to wszystko, jak ta drużyna była budowana, można powiedzieć: na kolanie, możemy być zadowoleni.

Nie da się chyba całkowicie wyczyścić głowy i nie myśleć o zaległościach, wychodząc na boisko, prawda?

Na jakimś profesjonalnym poziomie o tym się nie myśli będąc na boisku – przynajmniej ja tak mogę o sobie powiedzieć, że wówczas nie miałem tego w głowie. Ale wracając do szatni, dzień w dzień poruszany był jeden temat. We mnie wkradła się konsternacja, chciałem grać, pomóc, wiedziałem o problemach, natomiast do grudnia dałem sobie czas – albo w jedną stronę, albo w drugą. I zaczęło mi przeszkadzać to, że musieliśmy wałkować jeden temat.

Miałeś inne oferty poza Wieczystą?

Tak. Dwie konkretne oferty z pierwszej ligi, jedna niezdecydowana plus kilka tematów z drugiej ligi. Natomiast te drużyny z zaplecza to były tylko i wyłącznie te, które walczą o utrzymanie.

Jak ogólnie oceniasz swoją karierę, spodziewałeś się więcej? Miałeś przecież ciekawy moment, kiedy wyjechałeś do Belgii.

Myślałem, że ta moja droga będzie inna, a Belgia będzie tylko przystankiem. Zbieg różnych wydarzeń spowodował, że tak się nie stało. Ale nie ma co bić piany i płakać nad rozlanym mlekiem. Było, minęło, etap zamknięty.

Mimo wszystko dopytam: co twoim zdaniem zdecydowało, że wróciłeś z Belgii tak szybko?

Uważam, że sportowo się nie odbiłem, ale mentalnie nie byłem w ogóle przygotowany na ten wyjazd. Poza tym dwukrotnie czy trzykrotnie zmieniali się trenerzy. Ten, który mnie ściągał, znał i lubił, dał zadebiutować, szybko stracił pracę. Nie znałem języka angielskiego, ale rozmawiałem z trenerem i sobie gadaliśmy, ja się w międzyczasie uczyłem, a na boisku jest jeden język. Natomiast mentalnie nie byłem gotowy. Teraz jakbym wyjechał, zwracałbym uwagę na zupełnie inne rzeczy. Zresztą cieszę się z tego, że wiem, że jeśli mój brat miałby okazję wyjazdu, to nauczy się na moich błędach. Rozmawialiśmy o nich.

Mówiąc o mentalności masz na myśli głównie język czy też inne sprawy?

Język to była jedna kwestia, która mnie izolowała od drużyny po odejściu trenera. Poza tym ja po wyjeździe na Zachód uważałem się za nie wiadomo jakiego piłkarza. To było podejściu w stylu: to jest tylko przystanek, gram wszystkie mecze w pierwszym składzie, strzelam bramki, biorą mnie do Anglii. To było płytkie. „Okazało się”, że tam jest wysoki poziom i chłopaki potrafią grać w piłkę, pewnie nawet lepiej ode mnie. Gdy nie zagrałem w czwartym-piątym meczu z rzędu, to mental nie był na tyle mocny, by pracować, a wręcz przeciwnie: chodziłem obrażony. Dałem odczuć w klubie, że nie jestem zadowolony. Zostałem wypożyczony do Jagiellonii na ostatnią chwilę, tuż przed ligą. Po powrocie do Belgii to była już zupełnie nowa drużyna, więc tak naprawdę już tylko czekało się, jak to wszystko zostanie zakończone.

Te twoje błędy zrozumiałeś, gdy znalazłeś się w pierwszej lidze?

Chyba tak. Wracając z Belgii, wydawało się łatwo wrócić do Ekstraklasy. A to nie jest proste. Ci, co są na poziomie naszej elity, powinni to doceniać. Być tam i mieć możliwość pokazania się, to jest duży przywilej. Ja to zbyt późno zrozumiałem.

Brat jest lepszy mentalnie, a dysponuje większym talentem?

Jest bardziej świadomym zawodnikiem w tym momencie. Co do talentu – trudno oceniać. Mogę oceniać się tylko do słów trenerów, którzy nas znają. Można było usłyszeć, że mój brat zrobi większą karierę. Takie było ich zdanie. Dziś już można to potwierdzić, bo ma więcej meczów w Ekstraklasie i mnie przebił.

Gdyby dzisiaj Wieczysta chciała twojego brata, to poleciłbyś mu ten ruch?

Podchwytliwe pytanie!

Oczywiście, że tak!

Poleciłbym mu ten klub, ale na pewno nie w tym wieku, w którym jest.

Rozmawiał PAWEŁ PACZUL

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Szymon Janczyk
0
Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Komentarze

7 komentarzy

Loading...