– Bez wątpienia tlen niesamowicie pomaga. Szczególnie że Nepalczycy używali go już na niższych wysokościach i w związku z tym bardzo sprawnie poręczowali drogę i zakładali obozy. Na pewno znajdą się ludzie, którzy spróbują poprawić ich osiągnięcie oraz styl i wejść na K2 bez tlenu – mówi nam Janusz Majer, były szef Polskiego Himalaizmu Zimowego. Z człowiekiem, który w przeszłości samemu kierował wyprawą na K2, rozmawialiśmy o wyczynie Nepalczyków, którzy jako pierwsi zdobyli ten szczyt zimą.
Co to osiągnięcie oznacza dla świata himalaizmu?
Na pewno jakiś rozdział w historii zdobywania ośmiotysięczników się zakończył. K2 było w końcu tym najtrudniejszym szczytem, do tej pory niezdobytym. Połączone wyprawy Szerpów tego dokonały. Fakt, że używali tlenu, moim zdaniem, obniża trochę styl tego wejścia. Ale niemniej – szczyt został zdobyty zimą.
Adam Bielecki pogratulował na Twitterze Nepalczykom, ale zaznaczył, że “gra trwa dalej”. Bo – według niego – wiadome było, że z tlenem da się wejść na K2 również zimą. Użył nawet słowa “doping”.
Bez wątpienia tlen pomaga niesamowicie. Szczególnie że Nepalczycy używali go już na niższych wysokościach i w związku z tym bardzo sprawnie poręczowali tę drogę i zakładali obozy. Na pewno znajdą się ludzie, którzy spróbują poprawić ich osiągnięcie oraz styl i wejść na K2 bez tlenu. Może też w niedużym zespole. Poczekamy, zobaczymy.
Jeden ze zdobywców – Mingma Gyalje Sherpa – podobno nie korzystał z tlenu.
Jeżeli jednak ten zespół, który go wspomagał, to robił, stanowiło to spore ułatwienie. Badania pokazują, że korzystanie z butli z tlenem, sprawia, że góra – tak jakby – obniża się o tysiąc metrów. Człowiek po prostu o wiele sprawniej działa.
Czy innym himalaistom będzie teraz łatwiej? Popatrzymy na ten szczyt z innej perspektywy?
Cały czas główne życie wspinaczkowe toczy się gdzieś wokół tych zimowych, dużych wypraw. Mamy wspinanie na niższych, trudnych technicznie szczytach w stylu alpejskim. Te drogi nagradzane są Złotym Czekanem, wyróżnieniem za najlepsze przejście roku. Natomiast, jeżeli chodzi o K2 – trochę ubolewam nad tym, że z tą piękną, wymagającą górą dzieje się to, co od dłuższego czasu ma miejsce na Evereście. Mówię o komercyjnych wyprawach, organizowanych przez agencje turystyczne. Droga jest poręczowana przez Szerpów czy wysokościowych tragarzy od podstawy do szczytu. I ludzie wtedy masowo wchodzą.
Jak Nepalczykom udało się tego dokonać? Co im sprzyjało?
Pierwszy czynnik jest taki, że oni są jednak bardzo sprawni. Poprzez to, że cały czas przebywają w górach i prowadzą wyprawy komercyjne. Zaprezentowali więc dzisiaj to przygotowanie fizyczne. Druga rzecz – była wyjątkowo dobra pogoda. Te okna, szczególnie w grudniu i na początku stycznia, były wyjątkowo długie. Nie zdarzało się to wcześniej na K2. To pozwoliło im podciągnąć poręczówki w dolnych partiach góry bardzo szybko. Warto zwrócić też uwagę na świetną współpracę. Trzy różne zespoły połączyły siły i dzięki temu cała dziesiątka stanęła na szczycie.
A skąd mogło pojawić się opóźnienie? Około czternastej – czasu pakistańskiego – słyszeliśmy, że wejście na szczyt jest kwestią minut. Doszło do niego jednak dopiero o siedemnastej.
Wydaje się, że ta końcówka była trudna. Mogło pojawić się sporo śniegu, który należało torować. W każdym razie mieli te spóźnienie, ale postanowili wchodzić. Starałem się być na bieżąco, śledziłem tę wyprawę w internecie i powiem szczerze – sądziłem, że jak są tak blisko, to jednak w końcu wejdą na szczyt. Teraz tylko trzymam kciuki, żeby bezpiecznie zeszli.
Jak bardzo pomogło im to, że szli w dziesiątkę?
Z jednej strony: liczebny zespół – jeśli chodzi o torowanie czy przecieranie szlaku – ma oczywiście większą siłę, niż zespół mały. Trzeba jednak pamiętać, że w dużej grupie może pojawić się poczucie bezpieczeństwa, które nie w każdej sytuacji jest dobre. Trzeba zawsze zachować czujność. Kiedy wspina się kilka osób, jest o nią bez wątpienia łatwiej. Fakt jest jednak taki, że weszli w dziesiątkę i bądźmy dobrej myśli, jeśli chodzi o drogę powrotną.
Dostrzega pan symboliczność w tym, że to właśnie Nepalczycy zdobyli K2 zimą?
Tak, cieszę się z ich sukcesu. Jeśli ktokolwiek miał to zrobić – poza Polakami – to chyba Nepalczykom się faktycznie należało. Czy można powiedzieć, że wyszli z cienia? Poniekąd, choć ich nazwiska były już rozpoznawalne, a teraz będą jeszcze bardziej. To są bardzo dobrzy wspinacze, każdy ma trochę ośmiotysięczników zdobytych latem. Było widać, jak pewnie przeprowadzili tę akcję.
Czekamy zatem na dobre informacje, co do zejścia ze szczytu [aktualizacja: Nepalczycy dotarli do najwyższego obozu, z którego przeprowadzili atak przyp-red]. Z jak dużym wyzwaniem mierzą się Nepalczycy?
Ten odcinek, do ostatnich poręczówek, które zostawili, należy do dość trudnych. Jest trawers pod serakiem, potem słynna “szyjka u butelki” i stromy żleb. Jednak myślę, że dadzą sobie radę. Ta cała euforia, po zdobyciu szczytu, potrafi być zgubna, ale oni są na tyle doświadczeni, że wiedzą, że ekspedycja kończy się zejściem do bazy. Będą na pewno uważać, nie mamy się co martwić.
Fot. Newspix.pl