Roma do dzisiejszych derbów Rzymu przystępowała z trzeciego, a Lazio z ósmego miejsca w lidze. Na boisku kompletnie nie było tego jednak widać. Biancocelesti zmiażdżyli lokalnych rywali w starciu o prymat w Wiecznym Mieście. Podopieczni Simone Inzaghiego koniec końców zatriumfowali 3:0 i jest to rezultat dość dobrze oddający różnicę klas, jaka dzieliła obie ekipy.

Dwa ciosy przed przerwą
Pierwsza faza spotkania była jeszcze umiarkowanie wyrównana, ale przewaga Lazio zaczęła się jednak zarysowywać bardzo szybko. A było gospodarzom tym łatwiej tę przewagę wypracować, że defensorzy Romy wydatnie im w tym pomagali, kierowani niezrozumiałą życzliwością wobec odwiecznych oponentów. Spójrzmy choćby na gola na 1:0. W czternastej minucie do siatki trafił Ciro Immobile po asyście Manuela Lazzarego, lecz prawda jest taka, że to trafienie wypracowali w głównej mierze… gracze Giallorossich. Defensorzy Romy walnęli chyba ze trzy kuriozalne kiksy w trakcie jednej akcji, a już samego siebie przeszedł Ibanez, który we własnym polu karnym oddał futbolówkę rywalowi.
Z takiego prezentu Lazio nie mogło nie skorzystać. Zwłaszcza, że za wykończenie akcji odpowiadał wspomniany Immobile, który w tym sezonie ligowym tylko czterokrotnie schodził z boiska bez gola na koncie. Dzisiaj zaliczył trafienie numer dwanaście w Serie A. Cristiano Ronaldo musi mieć się na baczności. Portugalczyk ma wielką chrapkę na zgarniecie tytułu capocannoniere, ale snajper Lazio chętnie znów pokrzyżuje mu te plany.
Jak gdyby tego wszystkiego było mało, niespełna dziesięć minut później gracze Romy – na czele z nieszczęsnym Ibanezem – kolejny raz wypracowali swoim rywalom wymarzoną sytuację do zdobycia gola. Tym razem z prezentu skorzystał Luis Alberto, który precyzyjnym strzałem pokonał Pau Lopeza. Inna sprawa, że akurat ta bramka chyba nie powinna zostać uznana, bowiem Felipe Caicedo zasłaniał widok hiszpańskiemu golkiperowi Romy, a znajdował się na pozycji spalonej. Należało odgwizdać ofsajd. Aż dziw bierze, że VAR nie anulował tej bramki. Sędziowie analizujący materiał wideo chyba za mocno skupili się na wcześniejszej fazie akcji, gdzie było blisko zagrania piłki ręką.
Tak czy owak, Roma na przerwę schodziła z wynikiem 0:2 i bez jakichkolwiek widoków na poprawę sytuacji.
Egzekuzja
No i druga połowa potwierdziła, że podopieczni Paulo Fonseki nie mają dzisiaj żadnych argumentów, by marzyć o odwróceniu losów spotkania. Roma w zasadzie w ogóle nie zbliżała się do bramki Lazio, więc co tu w ogóle mówić o odrabianiu strat?
Gospodarze mieli stuprocentową kontrolę nad przebiegiem boiskowych wydarzeń. Mocno trzymali środek pola, bardzo rzetelnie się bronili i co rusz wyprowadzali bardzo groźne kontrataki. Jeden z takich ofensywnych wypadów przyniósł trzeciego gola. W 67. minucie meczu kolejne trafienie zapisał na swoim koncie Luis Alberto, tak naprawdę zamykając tym samym mecz. Jasne, coś tam się jeszcze później na boisku działo. Edin Dżeko zmusił nawet Pepe Reinę do jednej świetnej interwencji. Ale chyba żadnemu obserwatorowi tego spotkania nie przeszło przez myśl, że tutaj może dojść do jakiegoś nagłego zwrotu akcji. Że Roma może odwrócić wynik, cokolwiek namieszać.
Derby Rzymu wiele razy obfitowały w niesłychane wydarzenia, lecz dzisiaj dostaliśmy mecz do jeden bramki. Lazio było od swoich rywali lepsze pod każdym względem i na triumf zasłużyło w stu procentach, nawet jeśli weźmiemy poprawkę na pomyłkę arbitra przy golu na 2:0. To był najlepszy mecz Biancocelestich w sezonie 2020/21. A zarazem najgorszy występ Romy.
SS LAZIO 3:0 AS ROMA
(C. Immobile 14′, L. Alberto 23′ 67′)
fot. NewsPix.pl
Roma zagrała katastrofalnie, od 0-2 nie potrafiła zagrozić czyhającemu na kontry Lazio… tyle że tego 0-2, kurwa, nie powinno być. Pomijając kuriozalne błędy Ibaneza, to drugi gol (tak jak pierwszy, totalnie z niczego) był absolutnie nieprawidłowy, a niestety całkowicie wypaczył mecz. Rzygać się chce.
Roma zagrała kontynuację meczu z Napoli, czyli dziurawa obrona, głupie błędy i zero pomysłu na grę.
Albo muszą popracować nad stabilizacją formy albo po prostu nie nadają się na mecze z mocniejszymi zespołami które od początku grają z dużym zapałem i werwą.
Z Napoli, ale też i z Atalantą. Wszystkie te mecze przegrane 3 bramkami. Z kolei ligowy dżemik Roma konsumuje z regularnością, jakiej dawno po żółto-czerwonej stronie Rzymu nie widziano. To dość przewrotne, bo przed sezonem specjaliści zgodnie twierdzili, że problemem Romy jest jakość składu, a nie osoba trenera, z czym sam się też wówczas zgadzałem. Tymczasem chyba można już powoli uznawać, że jest dokładnie na odwrót. Jeśli zespół dość gładko i pewnie wygrywa ze słabeuszami i średniakami, a dostaje regularne baty od ligowego topu, to moim zdaniem znak, że umiejętności indywidualne jednak są, a to głowa i charakter nie dojeżdżają. Przecież Miki, Pedro, Pellegrini czy Dzeko nie raz pokazywali, że potrafią na tym poziomie zrobić różnicę. Veretout to kawał solidnego dzika, młodzi Hiszpanie fajnie wchodzą do drużyny, ale nad tym wszystkim niestety nie ma kogoś, kto tę zbieraninę jakościowych grajków weźmie za mordę i porządnie poustawia – nie tylko na boisku. Strasznie brakuje tam takiego De Rossiego, Strootmana czy Nainggolana w środku, Manolasa w obronie czy dyrygującego z linii bramkowej Szczęsnego lub Allisona. A jak się jeszcze pomyśli, jak boki ataku napędzali tacy piłkarze jak El Sharaawy czy Salah, oddani za psi pieniądz, to aż serce pęka.
Przede wszystkim jednak brakuje dobrego, charakternego trenera z odpowiednimi ambicjami i temperamentem. Lubię Fonsekę, ale facet lepiej by się odnalazł w zespole z nieco niższą presją, typu Fiorentina, Torino czy w którymś z genueńskich.
Najdroższa redakcjo. Oprucz wiedzy o sporcie warto również edukować się wszechstronnie. Nie ma takiego pojęcia jak „Wieczne miasto”. Rzym jest „wietrznym miastem”. Pomijając fakt że piszę się to z małej litery.
Kolego rozbawiłeś mnie. Wietrzne miasto to Chicago. Rzym jest wiecznym miastem.
jestes matolkiem i to duzym, oprÓcz Wietrznego miasta (Chicago) masz tez Wieczne miasto (Rzym)
Co Ty pierdolisz koleś. Nie dość że takie pojęcie istnieje to jeszcze jak najbardziej piszemy je z wielkiej litery.
Capo di tutti Ferdi
Mamma mia Marco Gaccio impotente
Piękne meczycho
Milan się cieszy.