Nie jest to gość, o którym myślimy w pierwszej kolejności rozmawiając o zawodnikach podnoszących poziom ligi. Nie jest to też postać najbardziej barwna czy charakterystyczna, brylująca w mediach. Na co dzień pozostaje w cieniu, poza boiskiem nie daje żadnego pretekstu, żeby o nim pisać. Mimo to nie da się nie zauważyć, że Raków Częstochowa rok temu wykonał kapitalny ruch kontraktując Frana Tudora. Nie byłoby wcale dużą kontrowersją stwierdzenie, że na przestrzeni całego 2020 roku mowa może nawet o najlepszym piłkarzu w Ekstraklasie.
Ten transfer od początku wydawał się wręcz za dobry jak na status Rakowa – przy całym szacunku dla jego obecnych dokonań i perspektyw ciągłego rozwoju. Gdyby Chorwat trafił do Legii czy Lecha również nie byłoby żadnego kręcenia nosem, tylko mówienie o bardzo obiecującym nabytku. To prawda, jesień 2019 miał straconą, pozostawał bez klubu, ale wcześniej wyrobił sobie więcej niż solidną markę w Hajduku Split, w którym spędził ponad cztery lata. W 2017 roku rozegrał nawet trzy mecze w chorwackiej reprezentacji i choć w dwóch przypadkach chodziło o ligowe spędy, a w trzecim o dość głęboki przegląd głównie zagranicznych kadr, to gol i trzy asysty w nich uzyskane tak czy siak musiały robić wrażenie.
PROMOCJA W LOS ANGELES
Szczególnie zaimponował w tym ostatnim, najważniejszym spotkaniu, z Meksykiem w Los Angeles. Rywale wystąpili w najsilniejszym składzie, na trybunach stawiło się 60 tys. kibiców, a ustawiony na lewym skrzydle Tudor został bohaterem. W 36. minucie asystował przy golu Duje Copa, a przyszywani gospodarze jeszcze się na dobre nie otrząsnęli, gdy już samemu podwyższył prowadzenie, wykorzystując fatalny błąd obrońcy przy wycofaniu piłki. Meksykanie odpowiedzieli jedynie trafieniem Chicharito w samej końcówce.
Niedługo po tamtym występie do Hajduka spłynęły oferty z Niemiec (FC Koeln dawało 2,5 mln euro) i Francji, ale jego działacze się przeliczyli. Oczekiwali za dużo i koniec końców nie zarobili niczego.
Co do tych paru miesięcy bezrobocia. Nie wynikały one z tego, że nikt się Tudorem nie interesował, że nie było popytu na jego usługi i rynek go nie doceniał. Wręcz przeciwnie. Po zakończeniu sezonu 2018/19 nie przedłużył kontraktu z Hajdukiem, bo miał dość ciągłych zawirowań w klubie, to była jego decyzja. Za bardzo jednak nastawił się na transfer do topowej ligi (zwłaszcza Bundesligi) i nie przyjmował innych propozycji. Wśród chętnych znajdowały się także polskie kluby. – Za dużo ryzykowałem. Miałem kilka ofert z dobrych klubów, ale je odrzucałem, bo myślałem, że nadejdą jeszcze lepsze. W ten sposób straciłem kilka miesięcy. Gdy zbliżało się zimowe okienko transferowe powiedziałem sobie: “Dość czekania. Biorą pierwszą ofertę z klubu, który naprawdę będzie mnie chciał”. I wtedy pojawił się Raków. Byli najszybsi. Pokazali, co wspólnie możemy zrobić, negocjacje poszły dość szybko, a ja widziałem, że potrzebują gracza na mojej pozycji – tłumaczył zaraz po transferze w rozmowie z TVP Sport.
Czujność plus trochę szczęścia. W takich wyjątkowych okolicznościach Raków zakontraktował zawodnika, który w normalnych okolicznościach nie miałby prawa do niego trafić. – Pamiętam moment podpisywania kontraktu z Franem i jego agentem. Zapytaliśmy go wtedy, co go tak naprawdę przekonało. Odpowiedział, że obejrzał kilka meczów Rakowa i spodobał mu się system z trójką obrońców i organizacja gry drużyny. Po kilku miesiącach bez występów postanowił sobie, że przyjmie pierwszą sensowną ofertę, w której będzie miał możliwość regularnego grania w ulubionym ustawieniu, a inne kwestie będą się spinały. Wykorzystaliśmy swoją przewagę konkurencyjną plus trochę determinacji i udało się go pozyskać – tłumaczy nam prezes Rakowa, Wojciech Cygan.
Zapewnienie sobie jego usług budziło respekt nawet wśród ligowej konkurencji.
– Zawodnik, który na pozycję wahadłowego wpasowuje się idealnie. Myśmy go już chcieli w marcu rok temu [2019], agent go nam proponował, on się ocierał o reprezentację, miał bardzo dobre opinie jako bardzo ofensywny prawy obrońca. Jeden ze skautów miał cały czas kontakt z agentem i wiedzieliśmy, że chłopak był zrezygnowany. Pytał Stuttgart, Galatasaray, to upadało i on stwierdził, że jak ktoś się zgłosi, to idzie. Zgłosiliśmy się my. Uważam, że to jest rewelacyjny strzał. Rozmawiałem ostatnio z jedną osobą ze Śląska i ona się pytała: “jak wyście go wzięli?! My też go chcieliśmy, a nie było opcji”. Nie było ani jednej osoby, która by się nie podpisała pod tym transferem, bo oglądaliśmy go przed letnim okienkiem. Numer jeden na liście wahadłowych – opowiadał nam w lutym 2020 Michał Kusiński, który kończył swoją przygodę z Rakowem jako szef skautów, ale ten transfer zdążył jeszcze sfinalizować.
SAM ŚRODEK TARCZY
Prezes Cygan zapewnia, że klub wcale nie rozbijał banku dla chorwackiego defensora. – Nie chodziło o tworzenie kominów płacowych. Pewne kwestie muszą się zgadzać, również finansowo, ale to nie oznacza, że jego kontrakt wyrasta ponad inne – komentuje.
Raków trafił w sam środek tarczy. Tudor momentalnie stał się pewniakiem u Marka Papszuna. Licząc cały 2020 rok, na 31 meczów ligowych rozegrał 30 (zabrakło go w kadrze na ŁKS pod koniec ubiegłego sezonu), z czego 27 w pierwszym składzie (18 całych). Jesienią tylko raz zdarzyło się, żeby zaczął na ławce. Papszun chyba chciał dać mu odpocząć z Wartą, ale drużynie nie szło. Chorwat pojawił się na murawie od razu po przerwie i to po faulu na nim sędzia podyktował rzut karny, który dał zwycięskiego gola.
Jedyny mecz, w którym mógł mieć poczucie, że ktoś w jego strefie przydał się bardziej od niego to druga kolejka z Lechią Gdańsk. Gospodarze do przerwy prowadzili, lecz grali w osłabieniu i sztab szkoleniowy zdecydował się na zmianę. Za Tudora wszedł jeszcze bardziej ofensywnie nastawiony Daniel Bartl. Czech tamtego dnia zrobił różnicę, wypracowując bramkę Marcina Cebuli i mając duży udział przy kolejnym trafieniu. Nie zachwiało to jednak statusem Tudora. W następnych dwóch kolejkach zaliczył dwie asysty, rozwiewając ewentualne wątpliwości, czy Bartl nie powinien trafić do wyjściowej jedenastki.
ZAWSZE PRZYNAJMNIEJ NA “5”
Chorwat niezmiennie trzyma fason i okazało się, że w pierwszej części obecnego sezonu – licząc zawodników ocenionych co najmniej cztery razy – ma u nas najwyższą średnią not w całej Ekstraklasie (5.86). To jedyny regularnie grający ligowiec, który nigdy nie zjechał powyżej noty wyjściowej, a to już naprawdę sztuka. Doliczając wiosnę 2020, za ubiegły rok o palmę pierwszeństwa może z nim jedynie rywalizować Pedro Tiba. Nikt poza tą dwójką zdecydowanie nie wyróżniał się i wiosną, i jesienią.
Wojciech Cygan: – Gdy pojawiła się możliwość przeprowadzenia jego transferu, od początku podeszliśmy do niego bardzo optymistycznie. Raz, że na tę pozycję potrzebowaliśmy wówczas wzmocnienia, a dwa, że byliśmy przekonani, że na poziomie Ekstraklasy ten zawodnik będzie się wyróżniał, choć niekoniecznie zakładaliśmy, że będzie to najlepszy zawodnik rundy według not Weszło. Co do jego ogólnej klasy byliśmy jednak w pełni przekonani.
Smsa z gratulacjami swojemu byłemu koledze zamierza wysłać Sebastian Musiolik.
– Od razu widać było u niego wielką jakość, że to gość, który na pewno nie przyjdzie do nas, żeby siedzieć na ławce i mozolnie przebijać się do składu. Nie spodziewałem się jednak, że aż tak wystrzeli i tak dobrze wkomponuje się w nasz system gry, bo on nie zachwyci po jednym treningu jak Daniel Bartl, u którego technika od razu rzuca się w oczy. Pozycja wahadłowego jest jedną z najcięższych, jaka może być u Marka Papszuna. Często brutalnie weryfikuje i z piłkarza bardzo dobrego robi się piłkarz przeciętny. U Frana było wręcz odwrotnie. W tej roli jeszcze lepiej zobaczyliśmy jego umiejętności zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Ma niesamowite walory fizycznie, potrafi dużo biegać i to z sensem. Do tego dokłada jakość piłkarską, piłka mu nie przeszkadza. No i słowa uznania za równą formę przez cały rok, na jego pozycji to duży wyczyn i mam tu też na myśli wasze noty. Zawodnicy defensywni rzadko są doceniani w ten sposób. Nigdy nie zszedł poniżej pewnego poziomu, a nieraz prezentował zdecydowanie wyższy niż średnia ligowa. Graliśmy razem wiosną, a po odejściu do Włoch oglądałem każdy mecz Rakowa i nie pamiętam, by Tudor wypadł kiedyś słabo – mówi napastnik Pordenone.
Poza jakością boiskową, Chorwat jest w pożądany sposób przewidywalny w normalnym życiu. – Na co dzień to raczej skromny i opanowany człowiek, typ pracusia. Na pewno nie należy do tych, którzy przewodzą szatnią. Sprawiał pozytywne wrażenie. Bałkański charakter od czasu do czasu ujawnia jedynie na boisku. Jeśli dobrze pamiętam, na pierwszy zimowym obozie byliśmy razem w pokoju. Wylosowaliśmy się, tak to przeważnie w Rakowie wygląda na początku przygotowań. Dopiero na drugim obozie można się bardziej wymieszać – wspomina Musiolik.
Opanowany profesjonalista z wysokimi umiejętnościami, idealne połączenie.
Największą zaletą Tudora jest właśnie ta pozytywna powtarzalność. Dotyczy to także jego cech piłkarskich. U bocznych obrońców lub wahadłowych najczęściej dość jasno widać, że są lepsi w atakowaniu niż w bronieniu lub na odwrót. W tym przypadku trudno się mocniej doczepić do obu elementów. Tudor jest zdyscyplinowany taktycznie i nie zapomina o defensywie, a jednocześnie gwarantuje, że do przodu nie podłącza się tylko dla zasady. Gol, siedem asyst i trzy kluczowe podania w trzydziestu meczach to godny dorobek (w trwającym sezonie trzy asysty i dwa kluczowe podania). Do tego dochodzą jeszcze takie kwestie jak ten wywalczony karny z Wartą.
MISTRZ STWARZANIA OKAZJI BRAMKOWYCH
Zerkamy na wyliczenia Ekstrastats.pl po rundzie jesiennej i potwierdzają one klasę 25-latka w ofensywie. Tudor zaliczył 22 kluczowe podania (tutaj rozumiane jako ostatnie celne zagranie przed strzałem), czyli najwięcej w lidze jeśli chodzi o prawych obrońców/wahadłowych. Jeszcze korzystniej wypada w indywidualnej statystyce stworzonych okazji bramkowych – ma ich aż dziewięć, co jest najlepszym wynikiem w Ekstraklasie bez podziału na pozycje. Uznanie tym większe, że nie mówimy o wykonawcy stałych fragmentów, te liczby nabijał w samej grze.
Jeżeli czegoś mogłoby być więcej, to samych goli. Tudor w przeszłości nieraz był ustawiany jako skrzydłowy i potrafił zdobyć w jednym sezonie siedem bramek, umie finalizować akcje. W Rakowie jak dotąd trafił do siatki raz, jeszcze w poprzednim sezonie. Akurat punktów to nie dało, Zagłębie Lubin wygrało w Bełchatowie 2:1.
W tym sezonie chorwacki obrońca oddał jak dotąd dziewięć strzałów, z czego trzy celne. Mało, ale na jego pozycji to raczej standardowa statystyka. Będący wyżej od niego w kluczowych podaniach Rafał Pietrzak i Erik Janża uderzali na bramkę przeciwnika z podobną częstotliwością (odpowiednio 9 i 7). Wyjątek stanowi Filip Mladenović. Lewy obrońca Legii strzelał aż 23 razy, z czego 7 celnie, co dało mu dwa gole. Jeżeli Tudor miałby się zbliżyć do Serba, musiałby zacząć wykonywać rzuty wolne.
KIEDY BUNDESLIGA?
Mimo to mówimy o piorunującym wejściu do polskiej ligi, więc trudno się dziwić, że piłkarz ten już latem zaczął być łączony z Unionem Berlin. Ostatnio temat powrócił, a dziennik “SPORT” pisał, że Raków nie odda go za mniej niż 3,5 mln euro. – Śledziliśmy medialne doniesienia, byliśmy w kontakcie z agencją Frana, ale latem żadna oficjalna oferta do nas nie wpłynęła, podobnie zresztą jak teraz. Union Berlin i 3,5 mln euro? Gdyby prawdą były wszystkie oferty dla zawodników Rakowa, o których czytamy w internecie, to nowy stadion moglibyśmy wybudować z własnych środków, bez zaciągania kredytu (śmiech) – odnosi się do tych rewelacji prezes Wojciech Cygan.
Dodaje jednak, że w najbliższym czasie niczego nie można wykluczyć. – Musimy spodziewać się tego, że jeśli gramy dobrze i ma to przełożenie na wyniki, to będzie się pojawiało zainteresowanie konkretnymi zawodnikami. Fran Tudor na pewno jest w gronie tych, którzy się wyróżniają, więc zakładamy, że jakaś oferta może nadejść. Co nie znaczy, że jesteśmy zdeterminowani, by sprzedawać. Musi się pojawić propozycja, która będzie satysfakcjonowała klub, ale nie chcę spekulować, o jaką kwotę musiałoby chodzić. Oferta to kompleksowa sprawa, a nie tylko podstawowa kwota. Ważne są również zapisy dotyczące ewentualnych bonusów, procentów od przyszłego transferu i tak dalej, Na razie można tylko dywagować – podsumowuje.
Tutaj sprawa jest już w zasadzie przesądzona: Raków zrobi kapitalny interes. Pozostaje życzyć polskim klubom, by częściej były w stanie wyhaczyć takie okazje. Do tego trzeba jednak być zawczasu przygotowanym, dopiero potem można liczyć na łut szczęścia.
PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. FotoPyK/Newspix