– Każda pozycja była mega dokładnie opisana. Wiedziałem, co musi potrafić zawodnik z danej pozycji do systemu gry preferowanego przez klub. Miałem łatwiej, bo w rekomendacji musiałem się odnosić bezpośrednio do konkretnych cech. Nie polegało to na pisaniu: dobry czy zły zawodnik. Zdarzało się, że piłkarz był dobry, z bardzo dużym potencjałem, ale nie pasował do cech piłkarza, którego szukaliśmy na tę pozycję. Więc rekomendacja była negatywna. Nie spotkałem się z tym wcześniej w takiej szczegółowej formie – mówi Kamil Kogut, który przez ostatnie 1,5 roku był skautem Bordeaux. Jak skauting wygląda u wielkich, jak zmienił się przez pandemię? Zapraszamy.
Skończyła się twoja praca jako skaut w Bordeaux, dlaczego?
Bezpośrednio nie odpowiem, odpowiem pośrednio. Liga francuska będzie miała duże kłopoty. Zaczęło się od decyzji z początku pandemii o zakończeniu rozgrywek, nie dali sobie szansy jak inne państwa. To spowodowało brak jakiegokolwiek przychodu z dnia meczowego, sponsorzy się wycofali. Doszło też do zmiany nadawcy telewizyjnego – Canal + nie wypłacił „resztki” za te niedograne mecze, a nowy operator chyba przeliczył się w inwestycji i aktualnie jest problem z wypłatą środków dla klubów. Także francuskie zespoły będą miały bardzo duże problemy w perspektywie czasowej. Na sto procent szykuje się wyprzedaż zawodników.
Czyli cięcia, które dopadły i ciebie.
Cięcia idą w niewyobrażalne liczby. We wszystkich klubach.
Jesteś rozczarowany, że to trwało tak krótko mimo wszystko? Bo półtora roku.
Kompletnie nie. Może na końcu tak, ale to, co przeżyłem przez ten czas i czego się nauczyłem… W życiu bym się nie zastanawiał, czy wejść w to drugi raz. Ten okres trzeba podzielić na dwa etapy. Wiadomo – do pandemii i od pandemii. Szczególnie do pandemii to było coś niewyobrażalnie rozwijającego. Miałem swój okręg, który musiałem znać: Polskę, Czechy, Słowację i Austrię, ale tutaj oglądałem tylko 10-15% spotkań. Tak naprawdę, oglądałem mecze w całej Europie. Jeden tydzień w Belgii, jeden na Bałkanach i tak dalej. W odróżnieniu od Piasta doszły mi też starcia Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Poznałem drużynę, trenera, ośrodek treningowy – Bordeaux ma jeden z lepszych we Francji, jedenaście czy dwanaście boisk. Stąd pochodzi świetna historia transferów z akademii, sprzedają piłkarzy za bardzo dobre pieniądze.
Twoją bazą wyjazdową była Francja?
Nie, tak naprawdę cały czas przebywałem w Gliwicach. Stąd wszędzie latałem. W Bordeaux byłem kilka razy – mecze, spotkania działu skautingu, poznawanie akademii, oglądanie na żywo tego, co tam robią.
Ale niestety przyszła pandemia i skończyły się podróże.
Zacząłem rok od meczów w pięciu różnych państwach: Szwajcaria, Portugalia, Hiszpania, Belgia, Holandia. Ostatni weekend siedziałem na lotnisku w Amsterdamie, to była niedziela, już widziałem, że coś dziwnego się dzieje, coraz więcej ludzi w maskach. Wróciłem do Polski i od wtorku był lockdown. Skauting na żywo się zatrzymał. Ale to dalej nie zmieniło tego, że super się rozwijaliśmy. Przeszliśmy na skauting video, ale oparty pod kątem analityczno-statystycznym. Dlatego te kolejne dziewięć miesięcy od marca do grudnia dużo nam dały.
Jedno Bordeaux ma lepszą siatkę skautów niż cała polska Ekstraklasa?
Nie ma co tak tego porównywać, potrzeby są inne. W Polsce nie ma sensu jeździć na mecze La Liga, bo się nie opłaca – nie ściągniesz stamtąd piłkarza. Trzeba sobie uświadomić, w jakim klubie się pracuje. Niekoniecznie przykładowa Stal Mielec potrzebuje skautów w innych państwach – powinna się skupić na regionalnych rynkach, potem iść dalej w miarę rozwoju klubu. W Piaście byłem od początku powstawania i rozwoju działu skautingu, do Bordeaux chwilę przede mną przyszli dyrektor sportowy i szef skautingu z Leicester. Cała struktura i zasady naszej pracy oparte były na podstawie ich angielskich doświadczeń. Pracując w Piaście jeździłem na staże do zagranicznych klubów w celu poznania nowych rzeczy, ale dopiero pracując w Bordeaux przekonałem się bezpośrednio o sposobie zorganizowania i codziennej pracy w klubie europejskim. Szczególnie moją uwagę zwrócił szacunek naszych przełożonych do każdej subiektywnej opinii o oglądanych przez nas zawodnikach. Dużą wagę przywiązuje się do detali podczas obserwacji.
W każdym razie, mówisz o skautingu video, to często jest – błędnie – wyśmiewane jako piłkarze z YouTube’a. Jak to więc wygląda w profesjonalnym środowisku?
Tak czy inaczej dużo bardziej wartościową jest obserwacja na żywo. Ona pokazuje rzeczy, które skauting video nie daje – w transmisji telewizyjnej przy powtórkach i zbliżeniach nie widzisz całej szerokości boiska. Być może ten zawodnik, którego obserwuję – a to mi się zdarzyło – uderzył przeciwnika. Tego telewizja nie pokazała i dopiero po jakimś czasie dostał karę. Ale ja w trakcie obserwacji na video nie byłem w stanie tego stwierdzić. Z drugiej strony skauting video powoduje, że możesz obejrzeć pięć-sześć meczów piłkarza w trakcie dnia. Tego na żywo nie zrobisz. Ja finalnie uważam, że skauting na żywo jest clue wszystkiego, ale mamy czasy, jakie mamy. No i ten skauting video to nie jest YouTube. Z wykorzystaniem platform skautingowych Wyscout, Instatscout jesteśmy w stanie wyodrębnić interesujące nas elementy gry czy cech w obserwacji zawodnika poprzez przygotowane klipy video. Przy podejściu statystycznym, możemy porównać rozwój konkretnych elementów gry zawodnika na przestrzeni kolejnych sezonów lub też w odniesieniu np. do zawodnika z naszej drużyny na tej pozycji. Oczywiście, w ocenie, bardzo ważnym czynnikiem jest punkt odniesienia, czyli np. liga w której występuje analizowany zawodnik – tempo gry, jakość zawodników, fizyczność ligi, świadomość taktyczna – a więc zabrane dane powinny zostać przetworzone w odpowiednim kontekście. Każdorazowo mieliśmy nie tylko skupiać się na raporcie video, ale też poszerzyć go o elementy analityczno-statystyczne.
Jest trudniej?
Początek był dla mnie ciężki. Ja miałem ponad sześcioletnie doświadczenie w oglądaniu meczów na żywo, więc początek był trudny z tej perspektywy, że siedzisz na miejscu oglądając te spotkania, z biegiem czasu pod wpływem zmęczenia ligi zaczynały się zlewać. Potem było już lepiej, ale to bardziej dotyczyło zorganizowania swojej pracy – tak, aby rozłożyć sobie obserwacje w czasie.
Długo zajęło ci to, żeby się przestawić?
Po prostu musiałem to zrobić. Nie wiadomo było, kiedy to się skończy. Zaczęła grać Bundesliga, jakieś mecze oglądaliśmy na żywo, ale nie aż tak dużo, też przez to, że Francja skończyła grać. Przestawiliśmy się więc, mieliśmy spotkania dotyczące „technical scoutingu”, wprowadzaliśmy udoskonalenia formy pracy. Też nie róbmy z tego problemu, że musiałem siedzieć w domu i oglądać mecze. Ludzie mają gorsze problemy.
Też pewnie jest trudniej robić to na video, bo brakuje tej rozmowy z piłkarzami przed transferem.
Nie brałem udziału w etapie rozmowy z potencjalnym piłkarzem.
W Piaście rozmawiałeś, choćby z Valencią.
Tutaj moja rola ograniczała się do obejrzenia piłkarza, spisania raportu i rekomendacji na tak lub nie. W Piaście miałem szerszy zakres kompetencji, ustalaliśmy, co i kogo będziemy oglądać, odpowiadałem także między innymi za szeroko rozumiane wprowadzenie piłkarza do klubu. Natomiast to dalej nie zmienia tego, że to półtora roku w Bordeaux było rozwijające.
Nie brakowało ci tej władzy, mówiąc górnolotnie?
Może trochę na początku dziwiłem się, że to jest inna praca, ale finalnie, gdy miałem okazję poznać praktycznie wszystkie ligi w Europie, to szybko zapomniałem o tej władzy. Rozwijała mnie praca z ludźmi, którzy mieli doświadczenie i oglądałem trochę inne mecze w lepszych ligach.
Jakich piłkarzy chciało Bordeaux?
Każda pozycja była mega dokładnie opisana. Wiedziałem, co musi potrafić zawodnik z danej pozycji do systemu gry, jaki klub preferuje. Miałem łatwiej, bo w rekomendacji musiałem się odnosić bezpośrednio do konkretnych cech. Nie polegało to na pisaniu: dobry czy zły zawodnik. Zdarzało się, że piłkarz był dobry, z bardzo dużym potencjałem, ale nie pasował do cech piłkarza, którego szukaliśmy na tę pozycję. Więc rekomendacja była negatywna. Nie spotkałem się z tym wcześniej w takiej szczegółowej formie.
Są tam też cechy charakteru?
Jasne. To jest dla nich bardzo ważne. Nawet jeśli zawodnik prezentuje bardzo dużą jakość, ale cechy charakteru mogą – w cudzysłowie – zniszczyć szatnię, to trzeba go ocenić negatywnie. I oglądając na żywo jesteś w stanie to wyłapać, patrząc na to jak się zawodnik zachowuje w stosunku do kolegów. Czy napastnik po braku podania jest bardziej motywujący dla kolegów, czy ich ochrzania? Opisuje się też zachowania w stosunku do sędziów, trenerów. Można wyłapać cechy przywódcze przy kapitanach – czy ktoś ma opaskę, bo chcą go sprzedać, jak w Serbii, czy rzeczywiście ma te cechy i dyrygują tą drużyną. To się na pewno opisuje. A przy finalnej rekomendacji robimy głębsze rozeznanie. Jest wywiad środowiskowy. Ten, który tutaj widziałem, do czego dochodzą, jakich informacji, jest nieprawdopodobny.
Zatrudniają prywatnych detektywów?
Myślę, że aż tak, to nie. Osoby pracujące w klubie bazowały na swoich kontaktach. Wiedzieli, gdzie zadzwonić i kogo spytać. Jak zadzwonisz do kolegi piłkarza, to on praktycznie zawsze ci powie: dobry chłopak, wszystko okej. A potem przychodzi i to nie jest dobry chłopak. Ale jak zadzwonisz do czterech-pięciu osób, które są neutralne i uśrednisz sobie tę opinię, wiesz o kim rozmawiasz.
No i wyłapywanie tych gestów przez video musi być trudniejsze.
Dużo trudniejsze, bo kamera często nie zwraca na to uwagi. Wtedy się skupiasz na innych rzeczach. Był piłkarz w tamtym sezonie w Polsce, który łapał dużo żółtych kartek, dyskutował z sędziami i to może być problem przy obserwacji. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy z tym charakterem jesteś sobie w stanie poradzić, czy jego jakość to przeważa. Bo też nie jest tak, że zawodnik jest kompletnie skreślany, gdyż nie podał koledze ręki. Piłkarze to też ludzie i mają swoje frustracje.
Szukałeś piłkarzy tylko do pierwszego składu czy też do grup młodzieżowych?
99% do grup seniorskich, ale z moich okręgów śledziłem zawodników młodszych pod akademię, choć tak naprawdę pod drugą drużynę z perspektywami na pierwszą. Bordeaux ma bardzo dobrą akademię – Koundé poszedł do Sevilli za 25 milionów euro, Tchouaméni za 18 do Monaco. Rzadko ściąga się piłkarzy do akademii francuskiej z zewnątrz. Oni są w stanie wyszkolić sami zawodników, których przepuszczają przez pierwszą drużynę i sprzedają dalej.
Twoim zdaniem rynek transferowy przez ograniczenia skautingowe się zmieni?
To zależy gdzie, jaki rynek. Według mnie to, co czeka Francję, to duża wyprzedaż. Kluby będą miały duże problemy finansowe. Francja jest teraz głównym eksporterem w pierwszych pięciu ligach – z francuskich akademii jest najwięcej zawodnikach w rozgrywkach TOP5. To się będzie teraz tylko zwiększać. Załóżmy – zawodnik z Lille kosztował 50 milionów euro, to teraz możliwe że będą go sprzedawać za 30 milionów euro, żeby zakopać dziurę gdzieś indziej. Na pewno będą duże obniżki. Powstaną pytania – chcemy być na rynku, czy chcemy zniknąć. To się unormuje, gdy wrócą kibice na stadiony i dojdą do porozumienia z telewizją. Ale na dzisiaj to jest bardzo skomplikowana sytuacja.
Ale na razie to okienko letnie wyglądało dość normalnie, jeśli chodzi o ceny.
Zależy o jakim klubie się mówi. Pod względem niektórych cen jednostkowych transferów było normalnie, ale pod względem liczb tych transferów już nie. Zmniejszyły się te ruchy. Wiadomo, niektóre kluby płacą dalej duże kwoty, bo właściciel topowego klubu nie będzie się zastanawiał, czy jest pandemia. Zresztą to okno letnie było inne – daty się poprzesuwały i tak naprawdę perspektywa zimowego okna, a potem kolejnego letniego, pokażą następstwa pandemii. Trudno na podstawie tego okna mówić o rynku transferowym.
Co planujesz dalej po odejściu z Bordeaux?
Są telefony, rozmawiałem z kilkoma osobami, ale na tę chwilę nie wiem. Chce pracować w projekcie, który będzie sensowny. Nie jest tak, że muszę mieć pracę na teraz, być może będę musiał chwile poczekać, bo też okres meczów bez widowni jest problemem. Na pewno w kolejny projekt muszę uwierzyć.
Były telefony z Ekstraklasy?
Też. Muszę patrzeć na to, że za granicą było dużo cięć w naszych działach i dziwne było to, że to się działo już w marcu. Gdy nie było wiadomo, ile ta pandemia potrwa – to pokazało brzydką twarz piłki nożnej. Przy napompowanych kontraktach piłkarskich dochodziło do cięć w administracjach. To było – mówiąc łagodnie – niesmaczne. Ale ja sobie daję czas.
Rozmawiał PAWEŁ PACZUL