Sergio Ramos od początku roku może już negocjować z innymi klubami. Jego kontrakt z Realem Madryt wygasa wraz z końcem czerwca, a to oznacza, że jeśli tylko Hiszpan zechce, może opuścić Królewskich za darmo. Na ten moment nikt nie wie, co czeka Sergio w przyszłości. Ale ostatnie doniesienia dochodzące ze stolicy Hiszpanii raczej przesadnie optymistyczne dla fanów Realu nie są.
Możliwe bowiem, że Los Blancos stracą swojego kapitana.
Trójka do przedłużenia
Od dłuższego czasu w kontekście Realu mówi się o trzech piłkarzach, których kontrakty wygasają wraz z końcem obecnego sezonu. Są to Sergio Ramos, Luka Modrić i Lucas Vazquez. Jeszcze jakiś czas temu pewniakiem do przedłużenia umowy był tylko ten pierwszy. O nowym kontrakcie dla Modricia zaczęto mówić, gdy ten znów stał się kluczowym punktem linii pomocy Królewskich.
Co prawda Luka jeszcze nie podpisał nowej umowy, ale miał już dogadać się z Realem i zaakceptować warunki jej przedłużenia o kolejny sezon. Jeden, bo w Madrycie mają jasną politykę: piłkarzom po trzydziestce – a Modrić ma już 35 lat – nie oferują kontraktów dłuższych niż rok (opcjonalnie w formacie 1+1). Dlatego na przykład z klubu kilka lat temu odszedł Pepe. Portugalczyk chciał dwuletnią umowę, klub nie chciał się na to zgodzić. Więc ich drogi się rozeszły.
Wróćmy jednak do pozostałej dwójki: Lucas jeszcze jakiś czas temu był pewniakiem do odstrzału. Wszystko zaczęło się zmieniać wraz z El Clasico, gdy Hiszpan – wobec kontuzji kilku kolegów – z konieczności wszedł na boisko w pierwszej połowie i występował na prawej obronie. Zagrał wówczas znakomite spotkanie, udanie zatrzymując wszelkie ataki rywali. Za tym meczem poszły kolejne, a Lucas odnajdywał się i na obronie, i na skrzydle, przypominając najlepszą wersję siebie sprzed kilku lat.
Tyle że ofertę kontraktu, którą otrzymał – jak donoszą media – odrzucił, chcąc wyższego wynagrodzenia. Kwestia jego umowy jest jednak tak naprawdę drugorzędna i wielu kibiców w takiej sytuacji pożegna go zapewne bez większego żalu. Ale strata Sergio Ramosa zabolałaby niemal wszystkich.
Rozbieżność ofert
Jeden rabin powie tak, drugi powie nie, a trzeci doda jeszcze coś innego. Tak wygląda aktualnie sytuacja z kontraktem Sergio Ramosa. Niemal każde medium dorzuca do potoku wiadomości swoje informacje. Bywa, że całkowicie się od siebie różniące, nawet jeśli wypływają jednego dnia. Ale to już cecha hiszpańskich portali, gazet, stacji telewizyjnych i radiowych. Sprawa kontraktu Ramosa będzie wyłącznie bardziej zagmatwana w miarę upływu czasu.
Zresztą nie pierwszy raz tak to wygląda. Już kilka lat temu osoby reprezentujące kapitana Realu miały problem, by dogadać się z klubem. Wtedy straszono odejściem Sergio do Manchesteru United, choć tak naprawdę ani przez chwilę nie było to realne. Ostatecznie warunki nowej umowy uzgodniono, Ramos został w Madrycie. Jak sytuacja wygląda teraz?
Cóż, to zależy komu wierzyć. Z klubu wypływają bowiem informacje o tym, że kapitan Królewskich odrzucił pierwszą z zaproponowanych mu ofert. Ta miała być rocznym kontraktem utrzymanym na dotychczasowych warunkach – Ramos zarabiałby więc 12 mln euro netto. Jeśli Sergio chciałby umowy dłuższej, musiałby się zgodzić na obniżkę pensji o 10 procent z powodu pandemii. Ramos z kolei ma być podobno otwarty na odroczenie wypłaty pensji na przykład o trzy lata. Bez odsetek, po prostu klub miały mu zapłacić, gdy wyjdzie na finansową prostą po pandemii.
Atmosfera wokół negocjacji bywa jednak gęsta. Kilka dni temu Rene Ramos, brat oraz agent Sergio, opublikował tweeta, który odbił się szerokim echem w hiszpańskich mediach. – Ktoś będzie musiał wytłumaczyć, dlaczego oraz jak doszliśmy do takiego punktu, pozwalając, by kapitan i jedna z legend Realu, pojawiała się w absurdalnych jedenastkach złożonych z zawodników, którzy od dzisiaj mogą podpisać kontrakt z dowolnym klubem!!!! – pisał. I tak, wykrzykników naprawdę było tam aż tyle.
Klubowi ten tweet miał się nie spodobać i utrudnić negocjacje. Swoją drogą hiszpańscy dziennikarze różnią się nawet w ocenach tego… od kiedy te trwają. Na przykład Josep Pedrelol, prowadzący programy Chiringuito oraz Jugones, podawał, że Sergio tak naprawdę ofertę otrzymał już latem i dobrze zna warunki, jakie oferuje mu Real Madryt. Omawiano ją podobno nawet kilkanaście dni temu, przed niedawnym meczem Realu z Elche, ostatnim w 2020 roku, choć wedle innych informacji oficjalnej oferty nie było, a jedynie nieformalne rozmowy.
Co do meczu z Elche jeszcze – to wtedy Ramos miał powiedzieć Florentino Perezowi, że nie zaakceptuje oferty, jaką otrzymał oraz dodać, że będzie wysłuchiwać propozycji innych klubów, jeśli takowe dostanie. Prezydent Królewskich przyjął to do wiadomości. Obaj stwierdzili, że jeszcze porozmawiają.
Co jednak, gdyby się nie dogadali?
Paryż… raczej nierealny
Cóż, Sergio Ramos będzie mógł odejść za darmo. To chyba dla wszystkich oczywiste. Powinien być przy tym łakomym kąskiem dla wszystkich największych klubów. To przecież wciąż znakomity obrońca, jeden z najlepszych – o ile nie najlepszy – na świecie. To on w większości spotkań trzyma w ryzach defensywę Realu, a by zobaczyć, jak istotny jest dla Królewskich, wystarczy obejrzeć większość meczów, w których go brakuje. Raphael Varane z miejsca staje się innym, gorszym piłkarzem.
Na razie, jeśli o Ramosa chodzi, powtarza się, że zainteresowane może być nim PSG. Według informacji części hiszpańskich dziennikarzy Sergio miał nawet wprost powiedzieć Florentino Perezowi o tym, że ktoś z paryskiego klubu obiecał mu stworzenie ekipy z nim oraz… Leo Messim. Prezydent Realu w taki rozwój spraw jednak nie wierzy – przynajmniej na razie – bowiem ma doskonałe kontakty z włodarzami PSG i ci zapewniają go, że nie ruszą po Ramosa, gdy ten będzie miał jeszcze ważny kontrakt z Realem.
Inna sprawa, że w ostatnich godzinach częściej raczej zaprzecza się temu, by oferta z Paryża w ogóle istniała. Sam Ramos – za pośrednictwem Manolo Lamy, dziennikarza, z którym ma kontakt – miał zapewnić, że chce pozostać w Realu i nie bierze innych opcji pod uwagę. Ofert innych klubów nie ma zamiaru wysłuchiwać, a do tego twierdzi, że pieniądze absolutnie nie są problemem (choć np. „AS”, jeden z największych sportowych dzienników w Hiszpanii, informuje, że Sergio warunkami ekonomicznymi otrzymanej oferty był rozczarowany). To ważne, bowiem regularnie pojawiały się wcześniej inne informacje.
Mówiono, że Ramos chciałby nie tylko utrzymania pensji na obecnym poziomie, ale wręcz podwyżki. Z dwóch powodów. Po pierwsze, Sergio miał zdawać sobie sprawę, że to będzie jego ostatni wielki kontrakt. Po drugie – wielu jego kolegów podwyżkę faktycznie dostało. W tym na przykład Karim Benzema, Casemiro czy Dani Carvajal. Jedynie z tym ostatnim negocjowano jednak już po wybuchu pandemii. Ot, w tym przypadku Ramos ma pecha co do okoliczności, w jakich przyszło mu rozmawiać o kontrakcie.
Ale jeśli wierzyć wersji, wedle której pieniądze nie będą problemem – to nie powinno mieć znaczenia.
Większym jest fakt, że od polityki podpisywania ledwie rocznych kontraktów z piłkarzami po trzydziestce zdarzyło się odstępstwo. Był nim Cristiano Ronaldo, który w wieku niespełna 32 lat otrzymał kontrakt na trzy sezony. A Ramos jest być może nawet ważniejszą postacią dla Królewskich niż Portugalczyk. Nie dziwi, że chciałby otrzymać dwuletni kontrakt, a nie roczną umowę. I tak naprawdę wielu fanów zgadza się z nim i uznaje, że Hiszpan na taki dowód zaufania po prostu sobie zapracował przez te wszystkie lata spędzone w Madrycie.
Mimo rozbieżności jednak i on, i klub mają wierzyć, że nowy kontrakt dla kapitana jest tylko kwestią czasu. Real miał poinformować największe kluby Europy, że nie mają po co zbliżać się do Ramosa, bo ten pozostanie w Realu. Choć inni dziennikarze – choćby Siro Lopez – twierdzili, że cała sprawa wygląda nieco inaczej, a Hiszpan pierwszą ofertę przedłużenia kontraktu odrzucił już… w marcu. Sergio, znów za pośrednictwem Lamy, zdecydowanie temu zaprzeczył.
Zgodność wśród przedstawicieli mediów panowała co do jednego: że oficjalnej oferty, złożonej jemu i jego bratu na papierze, nie było. Choć śmiało można za taką uznać po prostu ustną propozycję od Florentino Pereza, biorąc pod uwagę długą i zażyłą znajomość prezydenta z Ramosem. Mówi się też, że jeśli Sergio dostanie ofertę na proponowanych przez Real warunkach, podpisze ją natychmiast.
Choć można również było usłyszeć i inną wersję – że klub zrozumie, jeśli Sergio wybierze lepiej płatną opcję, gdy taką otrzyma. I nie będzie utrudniać mu odejścia. Pojawiają się w dodatku informacje, jakoby kapitan miał czuć się „wypychany” z klubu.
Więc ponownie zadajmy sobie ważne pytanie: co jeśli Sergio Raomos jednak odejdzie?
Ramos przyszłości
To, gdzie Hiszpan opcjonalnie mógłby trafić, pozostaje zagadką. Wiadomo jednak, że Real Madryt rozgląda się za środkowymi obrońcami i to tak naprawdę… niezależnie od tego, jak rozwiąże się kwestia kontraktu kapitana. Zaawansowane są podobno negocjacje z Davidem Alabą, który mógłby przyjść za darmo po sezonie, on jednak byłby zapewne graczem bardziej uniwersalnym, mogącym zagrać na kilku pozycjach. Zależnie od tego, czego potrzebowałby Zinedine Zidane.
W przypadku kogoś do gry typowo na środku, wymieniano wiele nazwisk. To, oczywiście, nie dziwi. Z Realem zawsze łączy się niemal każdego, kto akurat się wyróżni. Spośród wielu plotek jedna brzmi jednak bardzo realistycznie.
Jest nią Pau Torres. Środkowy obrońca Villarrealu doskonale radzi sobie w La Lidze i wyrasta na jednego z najlepszych graczy na swojej pozycji w Hiszpanii. W Lidze Narodów stał się podstawowym defensorem La Furia Roja i rozegrał komplet minut, doskonale radząc sobie w parze z… Sergio Ramosem. Jego klauzula latem ma opiewać na 50 milionów euro. Problem jest jeden.
Kryzys finansowy. Real nie chce wydawać dużych kwot i chciałby negocjować tę, jaka zawarta jest w umowie Paua. Mało jednak prawdopodobne, by przedstawiciele Villarrealu w ogóle rozważyli możliwość rozmowy na ten temat. Tym bardziej, że to i tak – bądźmy szczerzy – cena dość promocyjna. Za stoperów należących do krajowej czy nawet europejskiej czołówki w najlepszych ligach europejskich wykłada się ostatnio krocie. A Torres wydaje się idealnym gościem do gry czy to w parze z Ramosem, czy do zostania jego następcą.
Jeśli chodzi o ten ostatni aspekt – prawdopodobnie nikt w Madrycie nie liczy już na Varane’a. Francuz wielokrotnie udowadniał, że nie potrafi udźwignąć roli lidera defensywy i wiadomo, że trzeba szukać kogoś, kto mógłby to zrobić. Równocześnie ignorowany przez Zidane’a jest w ostatnim czasie Eder Militao, a francuski trener woli wystawiać – pod nieobecność Ramosa – Nacho, który zresztą na przykład w spotkaniu z Celtą Vigo znów zaimponował pewnością w swoich interwencjach. Wiadomo jednak, że Nacho luki po Ramosie by nie załatał.
Dlatego nawet jeśli Sergio podpisze nowy kontrakt, trzeba będzie myśleć o przyszłości i tym, co będzie, gdy odejdzie z Realu. Niespełna 24-letni Pau Torres mógłby być odpowiedzią na wszelkie wymagania Królewskich: jest pewny w swych interwencjach, dobrze gra obiema nogami (choć jest lewonożny), potrafi wcielić się w rolę lidera, świetnie rozrzuca piłkę z linii defensywy, doskonale radzi sobie w starciach z największymi rywalami, jest ograny na poziomie nie tylko La Ligi, ale i reprezentacji, a nawet udowadniał już, że potrafi też strzelać gole.
W Hiszpanii zresztą mówi się nawet, że Pau może stać się „Sergio Ramosem przyszłości”. Więc gdzie miałby trafić, jak nie do Realu? Choć chyba wszyscy fani Królewskich liczą, że ten właściwy Sergio Ramos – teraźniejszy – pozostanie na Santiago Bernabeu na dłużej.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix