Dekadę można podsumować na różne sposoby, ale podstawowy wydaje się jeden: ten pod kątem meczów. W futbolu – mimo wszystko – wciąż chodzi o 90 minut na boisku, wszystko wokół to ważne, natomiast jednak dodatki. Dlatego wybraliśmy 25 najważniejszych polskich spotkań minionej dekady (więc nie tylko kadra i kluby, ale też stranieri).
Wiadomo, trudno to zmierzyć, ale staraliśmy się dawać wyżej te mecze, za którymi coś szło, które dawały fundamenty pod inne historie, które zapamiętamy. Zawsze można się spierać, tak pewnie będzie, jednak futbol to też dyskusja. I wspomnienia. A tych z minionej dekady mamy trochę. Zapraszamy.
25. Legia Warszawa – Dundalk 1:1, 2016
Mecz, który warto zmieścić w rankingu, ale tylko na ostatnim miejscu. Warto, bo jednak dzięki temu starciu odczarowaliśmy Ligę Mistrzów, w końcu po 100 latach prób, próśb i czarnej rozpaczy, dostaliśmy się do europejskiej elity. Ale sami pisaliśmy o “awansie wstydu” i “gówno, nie meczu”, więc trudno pokazywać się z tym starciem wyżej. Legia się męczyła, przegrywała z Irlandczykami, ale w końcu trafił Kucharczyk, bo kto inny. Tyle.
24. Polska – Anglia 1:1, 2012
Może samo spotkanie nie jest aż tak pamiętane, skoro dwie bramki padły po rzutach rożnych i w gruncie rzeczy nic ciekawego się nie działo, ale cała otoczka jest jednak kojarzona. Przecież z Anglią mieliśmy grać dzień wcześniej, tyle że deszcz zalał nam boisko. Można byłoby to zrozumieć dziesięć lat wcześniej, gdy najnowocześniejszy stadion miał po prostu ciepłą wodę w kiblu, ale nie w 2013 roku, ze Stadionem Narodowym i – tak, tak – zasuwanym dachem. No, była to organizacyjna kompromitacja.
Po drugie ten mecz mógł być ważny dla Fornalika, gdyż na jego podstawie miał okazję zbudować coś ciekawszego. To jednak wciąż remis z Anglią. Tyle że z tej szansy nie skorzystał.
23. Włochy U21 – Polska U21 0:1, 2019
Z jednej strony to tylko piłka młodzieżowa, z drugiej – turniej, na którym by się znaleźć, musieliśmy go sami organizować, bo wcześniej nikt nas nie chciał wpuścić. Reprezentacja Michniewicza to wszystko odczarowała, pojechała na te zawody i nie przyniosła wstydu, ba, do końca miała szansę na awans, mimo naprawdę trudnego regulaminu. Symbolem musi być mecz z Włochami, który wygraliśmy – owszem – dość szczęśliwie, ale jednak. Brzęczek tyle szczęścia nie ma.
22. Dnipro – Sevilla 2:3, 2015
A co tu robi starcie ukraińskiej drużyny z hiszpańską? Ano to, że był to mecz finałowy w Lidze Europy, rozgrywany w Polsce na Stadionie Narodowym, a poza tym gola strzelił Polak, Grzegorz Krychowiak, który wraz z Sevillą triumfował w rozgrywkach. Nie zdarza się to mimo wszystko codziennie, by nasz rodak odnosił taki sukces w europejskiej piłce, więc symbolicznie, bo symbolicznie, ale warto go tu zmieścić.
21. Dudelange – Legia Warszawa 2:2, 2018
Mecz-symbol eurowpierdoli tej dekady. Legia odpadała już wcześniej, z Sheriffem, ale odpaść z Dudelange to jednak inny kaliber wstydu. Zawsze znajdą się obrońcy, którzy stwierdzą, że oni ograli potem Cluj, ale my mamy prawo mieć to w dupie, niech sobie Rumuni odpadają nawet z Dziećmi z Bullerbyn, my nie chcemy odpadać z Luksemburgiem. Z LUKSEMBURGIEM. Klub, który wówczas nie tak dawno grywał regularnie w grupie Ligi Europy, był w Lidze Mistrzów, gdzie zremisował z Realem i wygrał ze Sportingiem, odpadł z Luksemburgiem. To była prawdziwa miara tamtej kompromitacji i idealna definicja Legii pod wodzą Mioduskiego.
20. Włochy – Polska 2:0, 2020
Jeszcze tak naprawdę nie wiemy, ile ten mecz znaczy, dlatego jest dość nisko w rankingu, ale można mieć obawy, że za parę lat będziemy na niego patrzeć inaczej. Bo tak: oto nasza najlepsza generacja od lat jedzie na mecz z Włochami i nie jest w stanie pierdnąć. To nie jest hiperbola, przecież “najgroźniejszą” sytuacją była próba Lewandowskiego z połowy boiska. Widać, że temu zespołowi nie idzie, nie klei się, a Brzęczek nie daje rady. Mimo tego nie ma decyzji o zmianie selekcjonera, Boniek pozostawia “ogień w oczach” w kominku. A być może to była ostatnia szansa na odważną decyzję. Mądrzejsi będziemy po marcowych meczach eliminacyjnych do mundialu i po Euro, ale jeśli mamy rację, w rankingu – załóżmy – ćwierćwiecza, to spotkanie będzie wyżej niż na 20. miejscu.
19. Spartak Moskwa – Legia Warszawa 2:3, 2011
Mecz ważny z dwóch powodów. Po pierwsze zawsze to dla nas miło dziabnąć w nos rosyjski zespół, szczególnie na ich terenie, szczególnie w momencie, gdy przegrywa się szybko 0:2. Od tamtego momentu zagrało Legii wszystko, bo skoro Rybus strzelił bramkę prawą nogą z dystansu, to wiadomo, że futbolowi bogowie byli z nami. Po drugie, być może ważniejsze, to właśnie wtedy Wojskowi zaczęli odbudowywać swój współczynnik, dzięki czemu mogli rosnąć w Europie. Dlatego ten mecz jest według nas istotniejszy niż bezpośredni awans do Ligi Mistrzów po dwumeczu z Dundalk. To był stempel, zresztą – jak zostało wspomniane – niezbyt ładny, a droga zaczęła się gdzieś indziej.
18. APOEL – Wisła Kraków 3:1, 2011
Koniec Wisły, jaką znaliśmy. Bogusław Cupiał wówczas po raz ostatni marzył o Lidze Mistrzów, zaufał duetowi Maaskant – Valckx, dorzucił więcej pieniędzy i chciał oglądać Białą Gwiazdę w elicie. Jak zwykle: nie wyszło. Jak zwykle: można wspominać, ile brakowało, bo ledwie kilka minut, ale prawda o tym meczu jest jednak inna. Owszem, z czysto statystycznego spojrzenia jest to fakt, chwila-moment i Wisła byłaby w Lidze Mistrzów, ale też była od APOEL-u zdecydowanie gorsza i przyznawali to sami piłkarze tuż po meczu. Natomiast można się zastanawiać, czy choćby z lepszym bramkarzem nie wyglądałoby to solidniej, bo Pareiko pierwszą bramkę wrzucił sobie sam, przy decydującej też się nie popisał, ale to są typowo polskie i „wiślackie” rozważania. Gdyby nie bramkarz, gdyby nie sędzia, gdyby nie czerwona Sobolewskiego w Atenach…
Wisła napisała potem jeszcze przyjemną historię w Lidze Europy, ale od tego sezonu do Europy już nie wróciła i wygląda na to, że jeszcze długo nie wróci. Może byłoby inaczej, gdyby nie te kilka minut?
17. Polska – Irlandia Północna 1:0, 2016
Z jednej strony gówno-mecz, bo pewnie nikt z was nie odpala sobie tych wspomnień do rosołu. Nudne 1:0, nieco wymęczone, z rywalem, który z piłką raczej nie jest na „ty”, chyba że trzeba ją wrzucić i powalczyć o głowę. Natomiast było to jednak niezwykle ważne zwycięstwo, ponieważ w końcu wygraliśmy mecz otwarcia. Mieliśmy czyste głowy przed spotkaniem z Niemcami, nie musieliśmy się bawić w matematykę, zastanawiać, czy remis będzie dobry, czy nie, czy musimy wygrać i tak dalej. Wiadomo, w najgorszym razie wyszlibyśmy z trzeciego miejsca, ale zawsze lepiej otworzyć turniej trzema punktami i to nam się wówczas udało. Z trudem, bo z trudem, natomiast prezentowaliśmy się korzystniej niż rywal i w końcu musiało nam wpaść.
16. Borussia Dortmund – Bayern Monachium 1:2, 2013
Finał Ligi Mistrzów z trzema Polakami na boisku. No, to musi robić wrażenie, tym bardziej że nie tak dawno przed tym jaraliśmy się jakimiś ogryzkami, bo gdzieś Lewandowski w Szachtarze, a gdzie indziej Żewłakowem z Olympiakosem albo Boruc z Celtikiem. Docenialiśmy to, że doszli tak wysoko, ale wiadomo – ich zespoły nie miały prawa marzyć o finale LM. Borussia z Polakami na mecie się zameldowała, miała trochę szczęścia (dwumecz z Malagą), ale tak czy tak czuliśmy się jak na jakimś filmie sci-fi, bo kto to widział, by tylu naszych zaproszono na podobną imprezę. Szkoda, patrząc z tej perspektywy, że ostatecznie wygrał Bayern, ale cóż, jeszcze wtedy wszystkiego mieć nie mogliśmy.
15. Polska – Rosja, 1:1, 2012
Ze sportowego punktu widzenia nie był to specjalnie istotny mecz i wynik, bo mogliśmy przegrać z Rosją, a i tak mielibyśmy przy tamtych rezultatach szansę na wyjście z grupy. Natomiast otoczka tych wydarzeń jest istotna. Na ulicach regularna wojna, polscy i rosyjscy kibole mieli – niestety – używanie. Z kolei przed telewizorami w to spotkanie w szczycie oglądało 16 milionów widzów, co była największą taką liczbą w historii. Mniej nas, kibiców, interesowało otwarcie z Grecją, mniej mecz o wszystko z Czechami. No, ale Rosjanie to Rosjanie, wiadomo jakie są uwarunkowanie historyczne.
14. Polska – Ukraina 1:3, 2013
Początek końca Fornalika. Do tego spotkania przystępowaliśmy jeszcze w miarę sympatycznych nastrojach, bo wygrana z Mołdawią oraz remisy z Anglią i Czarnogórą na wyjeździe jeszcze jakoś wyglądały, ale 90 minut przekreśliło wszystko. Wyglądaliśmy dramatycznie, szybko przegrywaliśmy 0:2 i nie mieliśmy żadnego pomysłu, jak się z tego podnieść. Mentalnie ten zespół leżał. Wasilewski mówił, że brakowało zaangażowania (!), Fornalik obruszał się, że cały świat wie o świetnej lewej nodze Messiego, więc lewą Yarmolenki też trudno wybronić (!!).
Zresztą widać, jak kuriozalny z perspektywy czasu wystawił wówczas skład selekcjoner. Na kierownicy Majewski, który potem nic już u niego nie grał, na szóstce Łukasik, na lewej obronie ten absolutnie dramatyczny Boenisch. Fornalik nie miał wtedy pomysłu na reprezentację, a to spotkanie na dobre ugościło nas w ciemnych czasach polskiego futbolu.
13. Dania – Polska 4:0, 2017
Był początek końca Fornalika, to musi być początek końca Nawałki. Pewny siebie selekcjoner dostał lekcję – nie mieliśmy nic do powiedzenia. Cóż, zdarza się, lepiej przegrać raz 0-4 niż cztery razy po 0-1, co nie? Tyle że była jeszcze konferencja prasowa, na której Age Hareide stwierdził, że Polska jest łatwa do przeczytania. Nawałka dostał białej gorączki, wziął te słowa do siebie o wiele za bardzo, niż powinien. Zaczął kombinować z ustawieniem, stracił wiarę w swoją czutkę, nie był już tym samym selekcjonerem. I wszystko się rozsypało. Oczywiście, po drodze były jeszcze choćby kontuzje Glika i Milika, ale być może gdyby starszy pan z reprezentacji Danii nie wbił tej szpili, nasz mundial wyglądałby nieco inaczej.
12. Legia Warszawa – Real Madryt 3:3, 2016
Po pierwszych sekundach tego starcia wydawało się, że nie będzie co zbierać, Real walnie czwórkę i wróci do domu. Ale Legia się postawiła, zagrała naprawdę dobrze i wykorzystała moment, w którym Królewskim odpuścili, myśląc, że nic się im nie może stać. Mogliśmy być wówczas naprawdę dumni z polskiego zespołu na arenie europejskiej, to przerastało – mimo tylko punktu – uczucia związane z Lechem, City i Juventusem. Bo jednak to była Liga Mistrzów.
No, ale nie bylibyśmy sobą, gdyby nie polskie dziwactwo. To spotkanie grano przy pustych trybunach, a o pandemii koronawirusa nikt w tych szczęśliwych czasach jeszcze nie mógł myśleć.
11. Polska – Niemcy 0:0, 2016
Spotkanie, które pokazało, że jesteśmy na Euro 2016 w stanie ugrać coś więcej. Brzęczek dziś za 0:0 z tak mocnym rywalem dałby się wręcz pociąć, ale o ile inny był to remis niż ten, który proponuje obecna reprezentacja? Różnica klas. Tam, owszem, byliśmy w defensywie, natomiast broniliśmy się bardzo mądrze i co więcej, potrafiliśmy sobie skonstruować świetne okazje. Lepsze niż Niemcy. Brakowało skuteczności Milikowi, który albo nie trafiał w piłkę, albo nie trafiał z trzech metrów. Jednak to nie była obrona Częstochowy, jaką znamy obecnie. Postawiliśmy się mistrzom świata. Uwierzyliśmy w siebie. No i na tym gruncie urosła „legenda” Pazdana.
10. Celtic – Legia Warszawa 0:2, walkower, 2014
Katastrofa organizacyjna. Legia była zdecydowanie lepsza od Szkotów, co było dość szokujące, bo spodziewano się raczej łatwej przeprawy dla Celtiku, tymczasem banda Berga zrobiła z nich papkę, a Scott Brown musiał mówić, że radość Legii „sypała sól na jego rany”. 4:1 w Warszawie, a mogło być wyżej, 2:0 w Szkocji, bez zbędnych ceregieli i nic już z tego, że rewanżu nie grano na Celtic Park. Sportowo Legia zrobiła wszystko, co trzeba.
Tyle że zawiodły gabinety. Przegapiono kartki Bereszyńskiego. Niebywałe: w końcu nadawaliśmy się do Ligi Mistrzów sportowo, ale akurat zawiodło co innego. Natomiast chyba trzeba włożyć w między bajki rozważania, co by było, gdyby Legia jednak dostała się do elity, jak mocno odjechałaby reszcie polskiej stawki. Zrobiła to później i nic specjalnie sensownego z tego nie wynikło. Naturalnie głównie za sprawą Mioduskiego, ale panowie właściciele przy awansie mogli się pokłócić przecież wcześniej.
9. Polska – Czechy 0:1, 2012
Optymiści cieszyli się przed tym starciem, że w końcu trzeci mecz grupowy na wielkim turnieju gramy o coś więcej niż o honor, pesymistom (i realistom) trudno było wierzyć w coś sensownego. Smuda pytany, czy wyjdzie na Czechów ofensywnie, skoro potrzebuje zwycięstwa, odpowiadał, że nie, bo Włosi też nie grają ofensywnie, a wygrywają. Taki to był selekcjoner. Trzy lata trenował inne ustawienie, ale że z Rosją w miarę zagrało mu trio Dudka-Polański-Murawski, to wyszedł nim i na Czechy. Początek był jeszcze niezły, bo mieliśmy swoje okazje, między innymi Lewandowski zmarnował patelnię, ale im dalej w las, tym gorzej, a gdy Czesi nagle potrzebowali bramki, to sobie ją po prostu strzelili. Po stracie Murawskiego. Smutny mecz, smutna puenta beznadziejnego w naszym wykonaniu turnieju. Stracona pokoleniowa szansa.
8. Bayern Monachium – VfL Wolfsburg 5:1, 2015
Wiadomo, to niby tylko Wolfsburg, tylko zwykły mecz ligowy, ale cholera… Niektórzy na pięć bramek czekają cały sezon – nawet napastnicy – a Lewandowski strzelił sobie tyle sztuk w dziewięć minut. Przecież to się rzadko zdarza na orliku, jeśli wszyscy jeszcze mają chęć do grania i jeszcze nie myślą o browarze po spotkaniu, a co dopiero na profesjonalnym poziomie. Robertowi wychodziło wówczas wszystko, nawet jak w jednej akcji się pomylił, to piłka zaraz do niego wróciła i miał okazję na powtórkę, już skuteczną. Do tego to śliczne ostatnie uderzenie z powietrza. Coś kapitalnego, coś, do czego chce się wracać. I ta mina Guardioli. Jesteśmy pewni, że akurat ten filmik sobie odtworzycie.
7. Polska – Portugalia 1:1 (3:5 – k.), 2016
Do dzisiaj perspektywa tego spotkania robi wrażenie. Gdyby rzuty karne ułożyły nam się lepiej, bylibyśmy w PÓŁFINALE mistrzostw Europy, tam czekała Walia, już mocno zmęczona i nie taka mocna… Ach. Szkoda. Chyba można żałować, że w pewnym momencie nie siedliśmy na Portugalczykach mocniej, oni naprawdę nie grali nic wielkiego, po szybkim ciosie byli zamroczeni, pozwalaliśmy sobie na wiele (pamiętacie tę akcję z pierwszej piłki?). W końcu jednak odpowiedzieli, dość szczęśliwie, bo po rykoszecie, mecz się wyrównał i skończył w jedenastkach. Tym razem przegranych. Zapamiętamy zapłakanego Fabiańskiego i dość irytujące pytanie, czy Nawałka powinien wpuścić Boruca.
6. Borussia Dortmund – Real Madryt 4:1, 2012
Mit założycielski Roberta Lewandowskiego. Do tamtej pory mogliśmy się głównie jarać pojedynczymi wystrzałami, owszem, Robert strzelał w Lidze Mistrzów już wcześniej, Realowi zresztą też, ale to były skromne sztuki. Solidne, ale nie mówiło się o nich specjalnie dużo. Wcześniej, jeśli Polak w ostatnich latach miał grać główną rolę w europejskiej elicie, to raczej musiał być bramkarzem. A tutaj zobaczyliśmy coś takiego. Cztery ciosy zadane Realowi, ten masakrowany na różne sposoby Pepe, bezradność Królewskich. A wszystko to nie w meczu o pietruchę, tylko w pierwszym półfinale Ligi Mistrzów. Za sprawą Lewandowskiego doskoczyliśmy wówczas – chociaż na chwilę – do wystawnego stołu, nie musieliśmy się jarać jakimiś resztkami, bo Saganowski trafił dla Aalborga. Być może to właśnie tej nocy zaczęła się ta wielka i piękna przygoda napastnika.
5. Polska – Senegal 1:2, 2018
Skoro kadra Nawałki zagrała naprawdę porządne Euro, liczyliśmy, że odczaruje również mundial. Że odejdziemy od klasycznego schematu meczów otwarcia, o wszystko, o honor, przeżyjemy emocje trwające dłużej niż 180 minut. Gówno. Trudno silić się na inne słowa – nasraliśmy w tym meczu na dywan. Nie wychodziło nam nic, byliśmy bezzębni, wolni, nudni, schematyczni. Tragiczni. Traciliśmy kuriozalne bramki. Najpierw Cionek prawie się połamał przy swojej interwencji, a co gorsza zaliczył samobója, potem Szczęsny wyszedł na jagody w środku meczu, jakby to było zupełnie naturalne – gram mundial, idę na jagody. Wszystko, co można było spieprzyć, to spieprzyliśmy. Zaczęliśmy czwórką z tyłu, w przerwie przeszliśmy na trzech, przy złym wyniku w przerwie Bednarek zmieniał Błaszczykowskiego. Absurd gonił absurd. A Senegal nie prezentował nic wielkiego, tyle że na ten objazdowy cyrk to wystarczyło. Trudno wybaczyć i zapomnieć to spotkanie.
4. Polska – Szwajcaria 1:1 (5:4 – k.), 2016
Tak naprawdę to dopiero wyrzucając Szwajcarię z Euro, zrobiliśmy coś więcej na dużym turnieju w XXI wieku. Przedtem byliśmy na poziomie Beenhakkera – w szesnastce najlepszych zespołów, z grupy, gdzie mieliśmy rozbitą Ukrainę i słabą Irlandię Północną musieliśmy wyjść (tym bardziej przy tak sympatycznym regulaminie). Owszem, graliśmy dobrze, nie potrzebowaliśmy szukać kruczków i trzeciego miejsca, ale to właśnie starcie ze Szwajcarią było kluczowe. Póki sił wystarczało, znów byliśmy konkretni – mocni z tyłu, sensowni z przodu, choć Milik i w pierwszej minucie potrafił zmarnować patelnię. Ale potem słabliśmy, koniec końców Szwajcarzy mieli dwa dni odpoczynku więcej i to było widać. Natomiast bramka, jaką nam strzelili… No, tego się nie można było spodziewać. Cudo. W dogrywce fantastycznie uratował nas Fabiański, w karnych nie musiał, bo przestrzelił Xhaka, decydującą jedenastkę wsadził Krychowiak i mieliśmy to. Chyba właśnie wtedy poczuliśmy się jak reprezentacja z innego, lepszego świata. Poczuliśmy to, co czuli przez lata inni – emocje, radość, przyjemność z uczestnictwa w takim turnieju. Ten mecz musi być i będzie pamiętany.
3. Bayern Monachium – PSG 1:0, 2020
Polak z Ligą Mistrzów to jedno, ale Polak grający w tym osiągnięciu absolutnie pierwszoplanową rolę to jeszcze coś innego, zapewne ważniejszego. Wiadomo, ile zrobił choćby Dudek w stambulskich rzutach karnych, ale Lewandowski ciągnął swój zespół przez całą kampanię. Strzelał w każdym meczu, owszem, miał łatwiej, bo przez pandemię grano tylko jedno spotkanie od ćwierćfinału, natomiast to był sezon, kiedy Robert doskoczył do bogów Messiego i Ronaldo, albo i w tamtym czasie najzwyczajniej ich przeskoczył. Zdobył to, czego pragnął, wydawało się przecież, że Bayern na Ligę Mistrzów będzie za krótki, a triumf w tych zawodach Polak przegrał, gdy nie przeszedł do Realu. No, ale to cały on – nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, jak coś chce, to sobie weźmie.
2. Polska – Grecja 1:1, 2012
Mecz otwarcia turnieju, jaki zapewne nie wydarzy się za naszego życia. Najlepsze drużyny kontynentu przyjechały do Polski i do Ukrainy, przez co nasz kraj rósł – powstawały stadiony, hotele, państwo dokładało kolejne kilometry dróg. Turystyka w trakcie zawodów kwitła, bo kibice przyjezdnych zespołów zostawiali tu i tam pieniądze. Wszystko wokół boiska było ZAJEBISTE. Czuliśmy się centrum Europy, my, ledwie osiem lat w Unii Europejskiej. Wszystko, co chcieliśmy do tego dołożyć, to porządny wynik. I znów się ułożyło, bo wylosowano nam grupę śmiechu, a w pierwszym meczu wyszliśmy na prowadzenie, graliśmy z przewagą. Przerwa i… dupa. Dupa z majonezem. Nie było nas. Straciliśmy bramkę, straciliśmy Szczęsnego, tylko czutka Tytonia uratowała ten zespół przed kompletnym blamażem. Smuda zamroził się przy linii bocznej i nie raczył zrobić innej zmiany, niż wpuszczenie rezerwowego golkipera. Już wtedy rozsądni widzieli – Franz nic nie przygotował. Przebimbał trzy lata. Do dzisiaj upiera się, że nie, że nie miał tak mocnego składu i zostawił rozsądne fundamenty. Szkoda te bzdury już komentować.
1. Polska – Niemcy 2:0, 2014
Niekwestionowane pierwsze miejsce. Może i ta wygrana paradoksalnie obnażyła nasze kompleksy, bo kto widział płakać po zwycięstwie na początku eliminacji, ale pieprzyć to. Niemcy przez lata rozstawiali nas po kątach, nie dawali się ogrywać nawet, gdy prowadziliśmy do ostatnich sekund (Gdańsk). Chcieliśmy tej wygranej i w końcu ją dostaliśmy. Mieliśmy szczęście? Tak, ale po prawdzie to Boruc na mundialu musiał się sprężać bardziej niż Szczęsny w Warszawie. Remis tam byłby niezasłużony, tutaj nasze zwycięstwo oni musieli przełknąć, bo zagraliśmy rozsądnie, a szczęście też sprzyja lepszym.
Po drugie – ten mecz był tak ważny, gdyż okazał się fundamentem kadry Nawałki, w którą nie bardzo chciano wierzyć przed pierwszym gwizdkiem. Być może gdyby nie to zwycięstwo, nie byłoby Euro, zwycięstwa ze Szwajcarią, dyskusji o karnych z Portugalią, potem awansu na mundial (co dla nas nie jest oczywistością). Zresztą dziś widać, jak takiego mitu założycielskiego brakuje Brzęczkowi, który nikogo poważniejszego ograć nie potrafi.
PAWEŁ PACZUL
Fot. FotoPyk