Bayern z przytupem zaczął 2021 rok, ale najpierw musiał dostać kilka plaskaczy w policzek, żeby dotarło do niego, że nie pokona FSV Mainz samą siłą rozpędu. Do przerwy w Monachium pachniało sensacją, bo rywal z dołu tabeli prowadził 2:0. Koniec końców wyszło planowo: faworyt wygrał aż 5:2, a tradycyjnie duży udział miał w tym Robert Lewandowski.
Polak asystował przy golu kontaktowym, zgrywając piłkę głową do Kimmicha, który rozpoczął odrabianie strat. Następnie kapitan biało-czerwonych dobił Mainz – najpierw po rzucie karnym, a potem po dośrodkowaniu Muellera i ładnym woleju z paru metrów. Polak po czternastu kolejkach ma na koncie 19 bramek!
Do siatki trafiał, gdy już jego drużyna mogła grać na luzie, którego zapewne oczekiwała od pierwszego gwizdka sędziego. Mainz wygrało w tym sezonie jeden mecz i w tabeli było jedynie nad szykującym się do bicia rekordów nieudolności Schalke. Do tego w bramce przyjezdnych debiutował 22-letni Finn Dahmen.
Co więc mogło pójść nie tak?
Okazuje się, że całkiem sporo. Raz, że Mainz nie pozwoliło Bayernowi na przedzieranie się środkiem i wygoniło go na skrzydła, gdzie brakowało mu błysku. Dwa, że przyjezdni z Moguncji od samego początku wyprowadzali bardzo groźne kontry, mieli na bokach mnóstwo miejsca. Lepszy zespół prowadzenie objąłby wcześniej niż w 32. minucie, bo Neuer już w pierwszej akcji musiał odbijać nogą strzał Jonathana Burkardta. Wreszcie nawet on nie mógł nic zrobić, gdy tenże Burkardt wyszedł sam na sam po przepchnięciu Boatenga oraz tuż przed przerwą po naprawdę znakomitym strzale głową Alexandra Hacka. Nie tak to miało wyglądać, spokój monachijczyków został zmącony, na ławce trenerskiej miny zrobiły się nerwowe. Hansi Flick musiał wiedzieć, że jego zespół w ósmym z rzędu ligowym meczu stracił gola w pierwszej odsłonie i w tak trudnym położeniu przed drugą połową jeszcze się nie znajdował.
Nie znaczy to, że Bayern wcześniej nie stwarzał żadnego zagrożenia, bez przesady. Dahmen tuż przed linią złapał piłkę po zblokowanym uderzeniu Sane, dwie bardzo dobre sytuacje zmarnował Tolisso, a Lewandowski strzałem pod poprzeczkę zmusił debiutanta między słupkami do dużego wysiłku. Nie byli to jednak “Die Roten” w optymalnym wydaniu, zdecydowanie nie.
Flick od razu dokonał dwóch zmian, przesunął Kimmicha na prawą obronę i wszystko idealnie wypaliło. Nim to się jednak stało, Mainz mogło mocno zniechęcić gospodarzy do kolejnych ataków. Gdyby Latza z najbliższej odległości podwyższył na 3:0, zamiast po rękach Neuera trafić w słupek, nawet taki gigant jak Bayern mógłby się już nie podnieść. A przynajmniej proces ten zostałby spowolniony i może udałoby się wyszarpać remis.
A tak po chwili Kimmich skorzystał z podania “Lewego” i poszło. Sane skopiował firmową akcję Robbena i już był remis, kolejne bramki były kwestią czasu. Aczkolwiek znów można mówić o pechu gości. Quaison przy stanie 2:2 kapitalnie przywalił z dystansu, Neuer nie miałby szans. Tym razem dopisało mu szczęście – piłka odbiła się od poprzeczki i wyszła w boisko.
Po tej poprzeczce Mainz wyczerpało swój ofensywny potencjał, natomiast Bayern sunął z kolejnymi akcjami. Samobój Barreiro został anulowany za sprawą VAR-u, Gnabry przegrał pojedynek z Dahmenem po podaniu Lewandowskiego, aż w końcu Niklas Sule – jeden z tych wprowadzonych do gry w przerwie – w zamieszaniu po rzucie rożnym dał prowadzenie obrońcom mistrzowskiego tytułu. Na deser doszły dwa gole Roberta i Mainz dostało w trąbę, że wspomnimy słynne zdanie pewnego polskiego ligowca.
Monachijczycy ewidentnie w wielu meczach mają problemy z koncentracją i próbują grać na zwolnionych obrotach. Trudno w to uwierzyć, ale na razie w tym sezonie Bundesligi tylko dwa razy zachowali czyste konto. Ostatnie dawno temu, bo 24 października. Skoro jednak Lewandowski i spółka strzelają średnio 3,14 gola na mecz, to można sobie pofolgować w tyłach bez większych konsekwencji. Bayern dzięki temu zwycięstwu powrócił na fotel lidera, który przez chwilę po sobotnim triumfie w Stuttgarcie zajmował RB Lipsk.
Bayern – Mainz 5:2 (0:2)
0:1 – Burkardt 32′
0:2 – Hack 44′
1:2 – Kimmich 50′
2:2 – Sane 55′
3:2 – Sule 70′
4:2 – Lewandowski 76′ karny
5:2 – Lewandowski 83′
Fot. Newspix