Reklama

Stoch na podium! Dobry początek Turnieju Czterech Skoczni

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

29 grudnia 2020, 19:16 • 5 min czytania 6 komentarzy

Drżeliśmy o postawę Polaków w dzisiejszym konkursie. Po tym, jak przez ponad 24 godziny tak naprawdę nie wychodzili ze swoich pokojów, w teorii nie można było oczekiwać od nich cudów. Ale Kamil Stoch pokazał, że da się i w takich okolicznościach fruwać naprawdę daleko. Polak zajął w Oberstdorfie drugie miejsce i wypracował sobie znakomitą pozycję wyjściową do ataku w kolejnych konkursach Turnieju Czterech Skoczni. 

Stoch na podium! Dobry początek Turnieju Czterech Skoczni

Klemens wciąż na skraju

Gdybyście nas zapytali 24 godziny temu o to, czego oczekujemy po występie Polaków, to tak naprawdę nie moglibyśmy odpowiedzieć – wersja oficjalna głosiła wówczas że nasi skoczkowie w ogóle nie będą mogli w Oberstdorfie wystąpić. Ich udział w konkursie zablokowany był wówczas przez niemiecki sanepid, a winnym tego stanu rzeczy był pozytywny wynik testu Klemensa Murańki. Z czasem – po wielkim zamieszaniu, w którym niemal nikt nie potrafił się odnaleźć – okazało się, że Murańka pozytywny był jedynie fałszywie. I Polaków do konkursu udało się wprowadzić, mimo że nie wystąpili nawet w kwalifikacjach.

Przed pierwszą serią każdy z nich oddał dwa skoki. Ten z konkursu był trzecim. Dla dwójki – ostatnim w Oberstdorfie. Maciej Kot i Olek Zniszczoł nie polecieli wystarczająco daleko. Zresztą dziś w dużej mierze decydowały warunki – jeśli ktoś potrafił odnaleźć się przy wietrze w plecy (wiejącym w miarę trwania pierwszej serii coraz mocniej), to mógł liczyć, że będzie wysoko. Jeśli nie umiał odlecieć, to istniało realne zagrożenie, że nie znajdzie się w drugiej serii.

I tak na przykład wyciętych zostało dwóch skoczków z czołówki – Robert Johansson i Pius Paschke nie weszli do najlepszej trzydziestki, a tym samym już stracili szanse na zwycięstwo w całym Turnieju Czterech Skoczni. Wdzięczny za ich słabsze skoki był za to Klemens Murańka, bo dzięki temu – na 29. miejscu – awansował do drugiej serii. Klemens zresztą w Oberstdorfie wciąż balansuje na cienkiej linie – gdy wydaje się, że już nie ma szans, by jeszcze poskakał, jakimś cudem wchodzi dalej. Czy to do konkursu (bo testy), czy do drugiej serii (bo faworyci zawiedli). Po swoim skoku zdążył nawet… udzielić wywiadu o tym, że coś nie do końca wyszło i już nie poskacze. Cóż, los chciał inaczej. Chyba nie będzie przez to narzekać.

Wraz z nim w najlepszej „30” znaleźli się też Andrzej Stękała, Piotr Żyła, Dawid Kubacki i Kamil Stoch. W czołówce był jednak tylko ten ostatni, który znakomicie poradził sobie w trudnych warunkach. Żyła i Kubacki za to, skaczący później, zostali przygnieceni przez warunki. Jak zresztą niemal każdy, kto skakał pod koniec pierwszej serii. Sędziowie jednak jakby tego nie widzieli i belki – choć przecież mogą – nie podnieśli. Dlaczego? Nie mamy pojęcia.

Reklama

Ale już przyzwyczailiśmy się, że jury rozumiemy mniej więcej tak dobrze, jak mieszkaniec Madrytu Japończyka mówiącego po angielsku. Czyli w ogóle.

Turniej Kamila?

To już typowy scenariusz w Pucharze Świata: Kamil Stoch stosunkowo wolno wchodzi w sezon, ale budzi się gdzieś w Engelbergu. Potem – w trakcie Turnieju Czterech Skoczni – jest już takim skoczkiem, jakiego dobrze znamy. Czyli znakomitym. Dziś najpierw oddał naprawdę solidny, dobry skok w trudnych warunkach i wylądował na czwartym miejscu. W drugiej serii odleciał za to daleeeeeko. Jego 132,5 metra było jedną z najlepszych odległości w konkursie i niemal na pewno najładniejszą ze wszystkich prób.

Te skoki to chyba efekt po trochu wszystkiego. Prawdę powiedziawszy święta spędzone z rodziną dały zastrzyk energii. Skupiłem się na tym, na czym powinienem się skupić, nie roztrząsałem innych rzeczy. Dziś zrobiłem wszystko, co było do zrobienia – mówił Stoch na antenie Eurosportu, nie dając się jeszcze porwać entuzjazmowi. Choć powody były.

Tym bardziej, że najgroźniejsi, jak się wydawało, rywale, wylądowali niżej. Markus Eisenbichler skończył piąty, choć po fenomenalnym skoku z drugiej serii i tak awansował o ponad 20 lokat. Miejsce wyżej od Niemca był z kolei Halvor Egner Granerud, który w ostatnim czasie dominował w Pucharze Świata. Brak któregokolwiek z tej dwójki na podium to już spora niespodzianka. Trzeba jednak przyznać, że „pudło” w Oberstdorfie i tak wypadło okazale. Wygrał Karl Geiger, dla którego to pierwszy triumf w PŚ w tym sezonie, choć został już mistrzem świata w lotach. 2,8 punktu za nim uplasował się Kamil Stoch. Za Stochem z kolei wylądował Marius Lindvik. Granerud i Eisenbichler trochę już do ścisłej czołówki tracą.

A to ważne, bo przecież w Turnieju liczy się łączna nota z ośmiu skoków. I Stoch w tym momencie wypracował sobie znakomitą pozycję wyjściową do ataku. Wie jak to robić, dwukrotnie już w tej imprezie wygrywał. Jeśli tylko forma nadal będzie taka, jak dziś, to powinien walczyć o końcowy triumf. O ile, oczywiście, nie przeszkodzi koronawirus albo testy mające go wykryć, bo już się przekonaliśmy, że bywa z nimi różnie. O tym, że cała ta sytuacja z ostatnich dni nie była komfortowa, mówił Kacprowi Merkowi Dawid Kubacki. On zresztą miał na głowie jeszcze więcej – dziś, mniej więcej w czasie trwania konkursu, został ojcem (gratulujemy!).

– To wszystko to niecodzienna sytuacja. Jako zawodnicy niewiele mogliśmy zrobić, bardziej trenerzy i osoby z zewnątrz. Całe szczęście zdążyło się to wyjaśnić i mogliśmy tu skakać. To jest najważniejsze. Skoki? Nie były najlepsze, stać mnie na więcej. Przy tych wszystkich emocjach nie jest jednak źle. Cieszę się bardzo, tym bardziej, że Kamil jest na podium, więc mamy tam swojego człowieka. Andrzej też był wysoko. Super konkurs, patrząc na to, co działo się w ciągu ostatnich kilku dni. Musimy być zadowoleni, że mogliśmy skakać i rywalizować. 

Reklama

Właśnie, bo wypada wspomnieć jeszcze o tym, jak zaprezentowali się pozostali Polacy. Klemens Murańka skończył 30., Piotr Żyła, któremu skoki dziś niezbyt wychodziły, był 21., Kubacki w połowie stawki, czyli 15. (aczkolwiek on dziś i tak będzie szczęśliwy), a na 7. miejscu konkurs skończył Andrzej Stękała, który tempa nie zwalnia. W drugiej serii skoczył 136,5 metra (tylko Markus Eisenbichler poszybował dalej) i wyrównał ostatecznie swój najlepszy wynik z tego sezonu. Jeśli będzie skakać dalej dobrze i regularnie, to kto wie – może zakręci się nawet w okolicach podium całego Turnieju.

Tego mu życzymy. A wszystkim Polakom nie tylko jak najdłuższych skoków w pozostałych konkursach (Kamil, wygrasz ten Turniej, wierzymy), ale też tego, by nie musieli już więcej przechodzić przez taką sytuację, jak w ostatnich dniach. Bo szkoda nerwów. Ich i naszych.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

W Madrycie obwiniają złego człowieka. To oni odpowiadają za kadrową mizerię [KOMENTARZ]

Patryk Stec
0
W Madrycie obwiniają złego człowieka. To oni odpowiadają za kadrową mizerię [KOMENTARZ]

Inne sporty

Komentarze

6 komentarzy

Loading...