Jerozolima. Miasto podzielone – etnicznie, wyznaniowo, narodowościowo. W tejże Jerozolimie jest klub, któremu sprzyja część elity politycznej i który od lat jest kojarzony jako najbardziej nacjonalistyczny klub w Izraelu. Dwa lata temu prezesem został facet, który wypowiedział wojnę szowinistycznym ultrasom. A teraz współwłaścicielem stał się arabski szejk. Beitar Jerozolima, bo o nim mowa, z jednej strony ma ultraprawicowych fanów z grupy La Familia. A z drugiej – właściciela, który mówi o tym, że dla rasistów nie ma miejsca na klubowym stadionie.
Kupno udziałów przez arabskiego szejka w najbardziej prawicowym klubie Izraela może wyglądać jak wyjątkowo kosztowny trolling. Zagranie na nosie nacjonalistycznym kibicom Beitaru. Coś takiego, jakby połowę akcji Rangers FC wykupił gorliwy katolik. Albo gdyby prezesem Sankt Pauli został narodowiec. No albo gdyby Forest Green Rovers trafiło w ręce największego producenta plastiku w kraju.
Natomiast Hamad bin Khalifa Al Nahyan, bo tak nazywa się współwłaściciel Beitaru, deklaruje szczere intencje. Mówi wprost, że nie chciałby, żeby jego wejście do klubu było odbierane jako próba zawłaszczenia istotnej części izraelskiej tożsamości narodowej. Podobnie wypowiadali się żydowscy współwłaściciele po stronie klubu. – Chcemy pokazać światu, że żydzi i muzułmanie mogą razem tworzyć piękne rzeczy. I chcemy też zainspirować młode pokolenie do tego, że obie te społeczności mogą pokojowo koegzystować – mówił Mosze Hogeg, dotychczasowy większościowy właściciel Beiteru.
Wejście Al Nahyana do klubu jest jednym z pokłosi tegorocznej umowy Izraela z ZEA. Oba kraje nawiązały umowę międzynarodową o nawiązaniu więzi dyplomatycznych, co zostało przyjęte jako jeden z najważniejszych przełomów w budowaniu relacji na Bliskim Wschodzie. Klub ma zatem być jednym z elementów polityki zacieśniania współpracy, swoistym PR-owym gestem ukazującym, że w Jerozolimie jest przestrzeń dla wyznawców obu tych religii. Że Izrael i narody arabskie mogą razem żyć, pracować, grać w piłkę.
A do tej pory dla Beitaru nie było to takie oczywiste. Głośny dokument „Forever pure” (w polskiej wersji „Na zawsze czyści”) pokazuje m.in. przypadek Zaura Sadajewa, byłego gracza Lechii Gdański i Lecha Poznań. Gdy Czeczeniec trafił do Beitaru, część radykalnych kibiców głośno manifestowała swój sprzeciw wobec zatrudnienia wyznawcy islamu. Po debiutanckim golu Sadajewa dla nowej drużyny część kibiców… wyszła ze stadionu i wygwizdała cieszącego się z bramki Czeczeńca. Ponadto grupa pseudokibiców w ramach sprzeciwu wobec zatrudniania piłkarzy wyznania muzułmańskiego podpaliła budynek klubowy i wypisała sprejem na murach hasła antymuzułańskie.
Autorka tamtego filmu, Maya Zinshtein, przyznawała później, że dostawała mnóstwo pogróżek od członków grupy La Familia, najgłośniejszej i najbardziej radykalnie grupy kibicowskiej Beitaru. – Następny film będzie o twoim pogrzebie – pisali do niej.
I teraz znów zrobiło się głośno o La Familii. Grupa nacjonalistycznych fanów głośno wyraża swoje niezadowolenie z tego, że szejk ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich wszedł do Beitaru i chce ustawiać klub po swojemu. Twierdzą, że to początek finansowej ingerencji Arabów w sprawy Izraela. Ostatnio wypisali na murach budynku klubowego hasła „fuck bin Khalifa” czy „fuck Dubai”. Tydzień po ogłoszeniu zakupu akcji Beitaru pojawili się też na treningu drużyny, wykrzykiwali antyarabskie hasła. Policja zatrzymała cztery osoby, które był najaktywniejsze we wszczynaniu burd na obiektach treningowych Beitaru.
W internecie nie brakuje jednak głosów fanów Beitaru, którzy nazywają La Familię „małą, ale głośną grupą, która stanowi margines poglądów fanów klubu”. Po filmie Zinshtein powstała nawet grupa kibiców, która wygwizdywała wszelakie okrzyki nienawiści ze strony ultrasów. – Filmy niczego nie zmienią. Do zmian potrzeba ludzi. A oni spojrzeli po sobie i poczuli się zawstydzeni. Milcząca większość postanowiła działać – mówi reżyserka na łamach „Guardiana”.
Szansą na odkażenie Beitaru z nacjonalistycznych naleciałości jest działalność wspomnianego Mosze Hogega. W tym roku w wywiadzie dla BBC mówił wprost: – Nie toleruję rasizmu. Absolutnie. Moja reakcja na rasizm na naszym stadionie będzie zdecydowana. Wykrzycz jeden taki komentarz na tym stadionie, a pozwę cię na milion dolarów.
Hogeg to potężny przedsiębiorca z branży kryptowalut. W klubie jest od 2018 roku i za jego czasów działalność La Familii jest marginalizowana. Podczas jego pierwszego sezonu w roli prezesa Beiteru odnotowano dwa incydenty nacjonalistyczne na stadionie. W kolejnym – zero. W listopadzie do klubu trafił Ali Mohammed – Nigeryjczyk wyznania muzułmańskiego. – Gdy strzelił dla nas pierwszego gola i cały stadion skandował jego nazwisko… To był dla mnie moment największej dumy. Wielkie zwycięstwo. Nie obchodzi mnie religia zawodnika, mam w nosie jakiego koloru skóry on jest. Jedyne, na czym mi zależy, to na tym, by dobrze grał w piłkę i pomagał drużynie. Nie chcę robić niczego na siłę – mówił.
Wydaje się, że Beitar pod zarządem Hogega i po wejściu do klubu kapitału arabskiego, jest na dobrej drodze do zerwania z łatką klubu nacjonalistycznego. Ale Yair Galily, socjolog i założyciel Laboratorium Badań nad Sportem, Mediami i Społeczeństwem, wciąż jest daleki od wydawania zdecydowanie optymistycznych prognoz. – Traktuję ten okres jako czas zawieszenia broni. Ale La Familia jest nieobliczalna.
– Powiedziałem już, co myślę o rasizmie i mam nadzieję, że wielu z nich to zrozumie. A jeśli ktoś nie rozumie, ale chce przychodzić na stadion, to niech zostawi rasizm w domu. Jeśli będą tu przychodzić, reprezentować klub i nadal będą chcieli manifestować swoje nacjonalistyczne poglądy, to będę z nimi walczył z całych sił – dodaje Hogeg.
Szejk Hamad bin Khalifa Al Nahyan póki co stroni od mocnych komentarzy wobec La Familii, ale w jednym z pierwszych przemówień po objęciu władzy w klubie wykonał zaskakujący gest. Nawał Jerozolimę „stolicą Izraela”, co przecież jest jednym z głównych punktów zapalnych światowej dyplomacji – wiele krajów nie uznaje Jerozolimy jako jednoznacznej stolicy Izraela. Wszystko to z uwagi na podzielenie etniczne i wyznaniowe tego miasta.
A co z futbolem? Bin Khalifa zapowiedział, że w ciągu najbliższej dekady zainwestuje w klub ponad 70 milionów euro i chce, by Beitar odzyskał świetność sprzed ponad dekady, gdy sięgał po mistrzostwa kraju. Pytanie co stanie się szybciej – Beitar znów będzie mistrzem czy La Familia opuści klubowy stadion? A może nacjonaliści nie oddadzą swojego klubu i plany Hogega oraz bin Khalify padną pod naporem bojowo nastawionych ultrasów?
źródła: BBC, Guardian, The Times
Fot. Twitter Beitaru Jerozolima