Święta, święta i po świętach. Wśród prezentów kibice ŁKS-u znaleźli – jak się wydaje – niezłego zawodnika. Mikkel Rygaard to gość do grania na tu i teraz, a CV ma takie, że spokojnie odnalazłby się w niejednym ekstraklasowym klubie. Tomasz Salski ciekawie zauważał, że strata punktów na finiszu jesieni może być kosztowna, bo trudniej namówić ciekawych graczy zza granicy na ledwie walkę o ESA, ale jak widać nie jest to misja niemożliwa.
No dobrze, dlaczego podoba nam się ten zawodnik?
Rygaard to ofensywny pomocnik, typowy kierownik zespołu, który ostatnio odpowiadał za to w FC Nordsjaelland, średniaku ligi duńskiej, czyli generalnie rozgrywek mocniejszych niż nasza Ekstraklasa. Trzy gole. Dwie asysty. Charakter lidera, który chce piłki przez cały czas i bierze na siebie odpowiedzialność za grę. Przegląd pola. Inteligencja w grze. Krótka gra. Niezła technika, lewa noga, stałe fragmenty… takie wystawiano mu cenzurki. Jest proch w arsenale, to więcej niż obiecujący zestaw.
Rygaard potwierdzał ten pakiet od lat. Zeszły sezon – 32 mecze w Danii, pięć bramek, sześć asyst. FC Nordsjaelland wprowadzone do grupy mistrzowskiej. Sezon 18/19 – dwie bramki, siedem asyst, występy w europejskich pucharach. Do FC Norsjaelland trafił po sezonie 17/18, kiedy w barwach Lyngby zrobił dziesięć asyst, a klub ten wprowadził do pucharów. Tam strzelał Slovanowi czy Krasnodarowi.
Rygaard od lat robi liczby w lidze duńskiej, nie miał ani jednego sezonu, w którym zaliczyłby jakiś mocny przestój. Asyst zawsze przynajmniej mały worek. Ma tam solidną reputację. W Danii ten transfer przyjęto w zasadzie jako szokujący. Rygaard był uważany za jednego z najlepszych piłkarzy Nordsjaelland w rundzie jesiennej.
Gość umie grać w piłkę, to jest niezaprzeczalne.
No dobrze, ale skoro byłoby aż tak dobrze, to nie szedłby do ŁKS, w czym więc tkwi problem? Jak się przyłoży ucho w odpowiednie miejsce, da się usłyszeć, że ze swoim stylem nie pasuje do każdej drużyny. Nie jest gościem do fizycznej walki. Nie podostrzy, trzeba go na boisku znaleźć. Świetny, ale z piłką przy nodze. Od takich zawodników powoli się odchodzi, stawiając na tych, którzy są bardziej wielowymiarowi.
Natomiast nie idzie do Wisły Płock – choć kto wie, może tam by się przydał ktoś taki na kierownika ofensywy – tylko do ekipy Wojciecha Stawowego, a jak gra Stawowy, wie cała Polska. To jest styl grania, który powinien mu pasować. Zaczynamy się natomiast zastanawiać, czy w ŁKS-ie nie będzie zaburzonego balansu. Pierwsza liga jest ligą również walki i rywalizacji fizycznej, a wydawało się, że ludzi od kreowania gry już łodzianie mają. Antonio Dominguez to w zasadzie najlepszy piłkarz jesieni w Łodzi. Pirulo też potrafi wziąć na siebie ciężar meczu.
Rygaard wzmacnia pozycję, która na pewno nie była piętą achillesową łodzian.
Może to być korzyść, transfer, na pewno patrząc na CV Duńczyka, jasno zdradzający łódzkie ambicje, natomiast nie wyczerpuje w żaden sposób potrzeb ŁKS-u co do zimowych wzmocnień. Chyba że to jednak zapowiedź jakichś ruchów w odwrotnym kierunku – jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że Rygaard zastępuje Domingueza, ewentualnie wchodzi do składu na miejsce tego zawodnika, a sam Dominguez wraca na prawe skrzydło, by łatać dziurę po Pirulo. Na razie jednak to tylko dywagacje – może być też tak, że ŁKS po prostu zaczyna wydawać to, co zaoszczędził w ostatnich miesiącach. Z Ekstraklasy spadł bez jakichś szalonych transferów last minute, a w międzyczasie dość dobrze sprzedał Daniego Ramireza i Adama Ratajczyka.
Jeśli to ten ostatni scenariusz – kibice ŁKS-u mogą się jedynie cieszyć. Patrząc po życiorysie – to gość, na którym można robić awans, a potem jeszcze spróbować zrobić utrzymanie. Zwłaszcza, że jego największą zaletą jest kopnięcie stojącej piłki – jak cenne, pamiętamy po okresie Furmana w Wiśle Płock.
Rygaard podpisał aż 3,5-letnią umowę. To pokazuje jaką mają w niego wiarę. Być może to jest tajemnicą transferu – dostał nie tylko dobrą umowę, ale też długą. Dla trzydziestoletniego gracza ma to spore znaczenie.
Fot. ŁKS TV