Lech nie tylko nędznie punktuje. Zaczął już nawet żenująco grać

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

16 grudnia 2020, 23:07 • 3 min czytania

Można było mieć pretensje do Lecha w tym sezonie o to, że popełnia głupie błędy w obronie. Że jest nieskuteczny w ataku. Ale dzisiaj w starciu z Pogonią Szczecin nie funkcjonowało absolutnie nic. Właściwie dostaliśmy kumulacje wszystkich bolączek Kolejorza w tym sezonie. Do dziadowsko grających stoperów, przez niepewnego bramkarza, po coraz bardziej zanikające atuty ofensywne. Może lechitom coś się pochrzaniło i skoro grali mecz w środku tygodnia, to już z automatu go odpuścili?

Lech nie tylko nędznie punktuje. Zaczął już nawet żenująco grać
Reklama

Spodziewaliśmy się paździerzowego meczu. Bo Lech ostatnio nie przekonuje, a Pogoń – choć gra skutecznie – to trudno mówić, by miała jakiś niewyobrażalny polot w ataku. Wiecie, to mogło być takie skromne 1:0 w którąś ze stron. I gdy Pogoń szybko objęła prowadzenia, tym bardziej trwaliśmy w przeświadczeniu, że teraz „Portowcy” się cofną i będą cierpliwie przyjmować lechitów na własnej połowie.

A Pogoń – jak w weekend Stal – szybko zauważyła, że ten Lech straszy tylko nazwą. I zaczęła lać. A jak lała, tak patrzyła, czy równo puchnie.

Reklama

Oczywiście trzeba dzisiaj docenić szczecinian za skuteczność. Za pracę w wysokim i średnim pressingu. Też za postawę kilku piłkarzy indywidualnie – bo Kowalczyk zagrał najlepszy mecz od dawna, bo Kozłowski objawił nam wreszcie swój talent z taką mocną puentą w postaci asysty, bo Drygas był liderem środka, bo Stipica robił stipicowe rzeczy. To był naprawdę kawał dobrego meczu w wykonaniu ekipy Kosty Runjaica. Być może najlepszy w tym sezonie.

Natomiast trudno nam nie załamać rąk nad tym Lechem. To nie były błędy. To był powiększony McZestaw Błędów. Gdybyśmy wyliczyli wszystkie możliwe klęski, którymi Kolejorz raczył swoich kibiców w tym sezonie, to dzisiaj zaprezentował je w ciągu 90 minut.

No bo tak:

  • Muhar zanotował głupią stratę i nie wrócił się za kontrą
  • dwójka stoperów wyglądała jak żywce wyciągnięta z filmów o nieporadnych przestępcach (coś jak duet tych łamag z „Kevina samego w domu”)
  • Bednarek nie mógł złapać piłki w rękawice
  • bramki tracone po stałych fragmentach gry
  • bramka stracona w doliczonym czasie gry
  • Rogne doznał kontuzji

Brakowało jeszcze niewykorzystania gry w przewadze. I jakiejś głupiej czerwonej kartki. I dostalibyśmy „Bingo Wylewów Lecha – 2020/21 Edition”.

Problemem poznaniaków nie jest już słabe punktowanie. Bo przecież był taki moment sezonu, gdy powtarzaliśmy – gra Kolejorza nie odzwierciedla jego miejsca w tabeli. Natomiast gorszą wiadomością dla fanów z Wielkopolski jest fakt, że Lech już nie tylko nędznie punktuje. On już po prostu nędznie gra.

Jak wyliczyła ekipa EkstraStats – to najwyższa liga porażka u siebie Kolejorza od 2004 roku i bęckami od Amiki Wronki (cóż za chichot historii). Ale to tylko ciekawostka statystyczna. Jeszcze ciekawsza statystyka dotyczy punktów zebranych przez Lecha w starciach z górną ósemką. Mecz z Górnikiem Zabrze jeszcze przed nimi, sami ze sobą grać nie mogą, więc ile uzbierali z tych osiemnastu możliwych oczek do zgarnięcia? Dwa. Tak, DWA. Jeden ze Śląskiem i jeden z Rakowem. Od Legii, Pogoni, Zagłębia i Jagiellonii dostali w trąbę. Dwa na osiemnaście możliwych do zdobycia punktów.

Dzisiaj Lech Poznań się skompromitował na całej linii. Jeśli od kilku miesięcy słyszymy, że ten czy tamten piłkarz popełnia błędy indywidualne, to może czas uznać, że to nie jest przypadek. Bo raz czy drugi można się machnąć – jak Crnomarković przy pierwszym golu, jak Rogne przy tym samym trafieniu, jak Muhar przy golu Kowalczyka, jak Butko przy golu Podstawskiego. Ale przy powtarzających się błędach trudno już mówić o przypadku.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama