Reklama

Grosskreutz w Wiśle Kraków? To nie miałoby sensu

redakcja

Autor:redakcja

14 grudnia 2020, 14:48 • 4 min czytania 30 komentarzy

Rzadko zajmujemy się plotkami transferowymi, raczej pozwalamy im żyć swoim życiem, ale w tym przypadku kontekst jest niecodzienny, więc zawczasu zajmiemy stanowisko. W weekend niemieckie media połączyły Kevina Grosskreutza z Wisłą Kraków. Powiemy krótko: mamy nadzieję, że nie ma tematu, a jeśli nawet, to że nie skończy się on transferem.

Grosskreutz w Wiśle Kraków? To nie miałoby sensu

Fajnie byłoby puścić w obieg tytuł “mistrz świata zagra przy Reymonta”. Kogoś z takim tytułem nigdy jeszcze na polskich boiskach nie mieliśmy. Tyle że w tym przypadku ma to mniej więcej takie znaczenie jak to, że dzisiejsza babcia w 1970 roku została miss swojego województwa. Ciekawostka i wspomnienie, bez znaczenia dla teraźniejszości.

Gorsskreutz zresztą mistrzem świata z 2014 roku jest jedynie z nazwy. W Brazylii nie zagrał ani minuty, a cały jego dorobek w reprezentacji Niemiec to sześć meczów towarzyskich. Gdy przychodziło do walki o konkretną stawkę, nawet w szczycie swojej formy przypadającej na lata 2010-2012 nie został wpuszczony na boisko. Co wiele mówi o tym, jakie były jego możliwości.

Prawda jest bowiem taka, że pod względem umiejętności facet odstawał w Borussii Dortmund wyraźnie. Był chłopakiem stamtąd, niesamowicie utożsamiał się z BVB, pełnił rolę łącznika między drużyną a kibicami. Kochano go za takie hasła, że gdyby jego syn zaczął kibicować Schalke, to oddałby go do domu dziecka. Ze względu na takie przywiązanie przymykano oko na to, że generalnie był średnim zawodnikiem, który tylko przez chwilę wznosił się nad ponadprzeciętny poziom.

Kilka miesięcy po mundialu zaczął się jego zjazd, który trwa do dziś.

Reklama
  • w połowie sezonu 2014/15 doznał kontuzji, a potem został przesunięty do rezerw BVB;
  • odszedł do Galatasaray, gdzie z powodu błędów formalnych nigdy nawet nie zadebiutował;
  • po pół roku przeszedł do Stuttgartu, z którym spadł do drugiej ligi, a potem wyleciał na zbity pysk z powodów pozaboiskowych;
  • po kilku miesiącach bezrobocia poszedł do drugoligowego SV Darmstadt, w którym po niezłym początku szybko spuścił z tonu;
  • latem 2018 wylądował w trzecioligowym KFC Uerdingen i według not “Kickera” był jednym z najsłabszych prawych obrońców w całej stawce za sezon 2018/19;
  • ostatni sezon niemalże stracił (12 meczów, 805 minut).

W październiku rozstał się z Uerdingen, z którym wygrał spór o pieniądze. Z tekstu w “RevierSport” wynika, że poza Wisłą chcą go już tylko amatorskie kluby z Niemiec. On sam zresztą po odejściu z KFC wcale nie był pewny, czy chce mu się dalej grać. Najwyraźniej uznał, że można poczekać, ale nie czarujmy się: chodzi o to, żeby “jeszcze sobie pokopać”. 32-letni Grosskreutz nie przyjdzie do Polski głodny sukcesu, nie będzie tu chciał przełamywać własnych barier, nie będzie opowiadał o dodatkowych treningach i diecie bezglutenowej.

Zresztą, nigdy o takich tematach nie opowiadał, bo nie należał do wzorów sportowca. Niewiele brakowało, żeby przez jeden z wybryków zabrakło go w kadrze na MŚ 2014. Kilka tygodni wcześniej przy okazji nocnej zabawy w dyskotece ostro pokłócił się z kibicem FC Koeln, co skończyło się rzuceniem w niego… kebabem. Joachim Loew ostatecznie z Grosskreutza nie zrezygnował i zabrał do Brazylii, ale jaką rolę odegrał podczas turnieju, już wspominaliśmy.

Lista jego przewin jest znacznie dłuższa:

  • niedługo po mundialu starł się na treningu BVB z Jonasem Hofmannem i został wyrzucony z zajęć;
  • po świętowaniu mistrzostwa Niemiec był tak nawalony, że ochrona musiała go podpierać w drodze do toalety;
  • podczas pobytu w Turcji często latał do Dortmundu i przy okazji jednej z wizyt wylądował na komisariacie oskarżony przez pewną kobietę o kopnięcie w brzuch;
  • Stuttgart rozwiązał z nim kontrakt po wizycie w dzielnicy Czerwonych Latarni i bójce, w której dość poważnie ucierpiał.

Podsumowując, mówimy o gościu, którymi samymi umiejętnościami na pewno się nie obroni, od ponad roku nie grał regularnie w piłkę będąc na i tak niskim poziomie, od 2014 roku jest sytym kotem i notuje zjazd za zjazdem, a w razie czego nie mógłby być nawet przykładem dla młodzieży. Być może miałby do przekazania sporo wskazówek taktycznych, ale je zapewne ma także Jakub Błaszczykowski. Znajomość z Kubą i mówienie w tym samym języku co nowy trener to byłyby na wejściu jedyne atuty Grosskreutza. Mimo wszystko trochę mało.

Ktoś jeszcze mógłby napomknąć, że chodzi o aspekt marketingowy. Naprawdę myślicie, że nagle Wisła sprzedałaby tysiące koszulek z nazwiskiem tego zawodnika, a zainteresowanie meczami “Białej Gwiazdy” diametralnie by wzrosło ze względu na osobę Kevina Grosskreutza? Ile marketingowo Legii dał Eduardo, który piłkarsko też był już trupem? No właśnie.

Reklama

Ekstraklasa jest jaka jest, ale na stojąco nic się w niej nie zrobi, nawet mając wyższe umiejętności od pozostałych ligowców. Głośniejsze nazwiska, które w Polsce wypalały, nie miały za sobą aż takich przejść. Danijel Ljuboja przychodził do Legii prosto z Ligue 1, regularnie grając dla OGC Nice. Vadis Odjidja-Ofoe został sprowadzony ze spadkowicza z Premier League, czyli nieporównywalnie wyższego poziomu. Nawet taki Olivier Kapo, czyli przykład już trochę mniejszego kalibru co do efektu końcowego, zasilał szeregi Korony Kielce po sezonie z dziewiętnastoma występami w greckiej ekstraklasie dla Levadiakosu.

Grosskreutz na tym tle nie ma podjazdu. Szkoda czasu na obcowanie z takimi zabytkami. Chcemy wierzyć, że jeśli w Wiśle nie doszli jeszcze do takiego wniosku, to zaraz dojdą.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

30 komentarzy

Loading...